Denard nie stawiał oporu. Wtedy, w 1995 r., już od dawna wiedział, że jako pies wojny będzie bezpieczny i bezkarny właśnie – i tylko – na smyczy swego pana. Smycz wydłużała się lub skracała (Afrykanie widzieli w niej raczej łańcuch neokolonializmu), ale jedno było pewne: obroża na jej końcu nie zamieni się w stryczek.
Zmarły tydzień temu Bob Denard, wolny strzelec i „żołnierz fortuny”, przez 40 lat powtarzał, że zawsze szedł przez życie jako „Korsarz Republiki” (taki tytuł dał swojej autobiografii, wydanej w 1998 r.). Bo jednak w sercu nosił Francję. Istotnie, nigdzie w świecie nie obrócił broni przeciwko swej ojczyźnie. Co więcej, tak się składało, że strzelał do tych, którzy akurat interesom francuskim mogli zaszkodzić. Bez ryzyka międzynarodowego skandalu wykonywał zadania, jakich nie mogły się podjąć francuskie służby specjalne. Czy to więc nie Francja wybrała Denarda?
Zanim przybrał nazwisko, pod którym zdobył sławę, zanim w Katandze rebelianci pasowali go na pułkownika, zanim w sforze psów wojny wywalczył pozycję przewodnika („Stary”), nazywał się Gilbert Bourgeaud. Urodził się w 1929 r. w Bordeaux. Ojciec był podoficerem francuskiej armii kolonialnej. Syn wybrał podobną drogę życiową. Jako szesnastolatek wstąpił do ruchu oporu, po wojnie zaciągnął się do piechoty morskiej, służył w Indochinach i Algierii. Stamtąd trafił do policji w Maroku, wówczas pozostającym pod francuskim protektoratem. Poznali się na nim „ludzie cienia”, kierując do pracy w antyterrorystycznej komórce „Lucoter”. Bourgeaud trafił na wysokich rangą oficerów, którzy nie mogli się pogodzić z rozpadem francuskiego imperium. Do ich grupy przylgnęło określenie „Okropni” („Les Affreux”). Tak będzie się później nazywał oddział najemników Denarda.
W 1955 r. wziął udział w nieudanym zamachu na ówczesnego premiera Georges’a Mendes-France’a. Zdaniem „Okropnych” właśnie on odpowiadał za rejteradę z Indochin po klęsce pod Dien Bien Phu oraz za łatwą zgodę na niepodległość Maroka. Bourgeaud odsiedział półtoraroczny wyrok, zamykający drogę do kariery w policji czy w armii. W więzieniu narodził się więc Denard, „chien de guerre” (pies wojny).
W nowym wcieleniu debiutował w Kongu Belgijskim na początku lat 60. Najpierw walczył po stronie Czombego przeciwko Mobutu o niepodległą Katangę, potem dwukrotnie zmieniał front. Przez następnych kilkanaście lat świadczył zbrojne usługi w Jemenie i Beninie, Biafrze i Angoli, w Rodezji i na Seszelach. Nawet w Iranie, w ostatnich miesiącach panowania szacha. Zapewne cały czas był prowadzony przez Paryż, ale podejmował się podwykonawstwa również na rzecz brytyjskiego MI6 (Jemen) i CIA (Angola). Z reguły nie mógł liczyć na zielone światło z Francji, które oznaczałoby polityczną i dyplomatyczną ochronę jego działań.