Media, ze swej natury populistyczne, do wybitnych podchodzą nieufnie lub na klęczkach. Za to z przyjemnością – i to wzajemną – eksploatują twórców modnych, popularnych, lubianych.
W czasie Bożego Narodzenia nastąpiła parada przeciętniactwa – program telewizyjny mieszał duszoszczipatielnyje płody z sensacją i okrucieństwem.
Były wyjątki, na elitarnych kanałach. Zone Europa nadała w Wigilię „Ucztę Babette”. Arcydzieło duńskiej kinematografii sprzed 20 lat oparte na prozie Karen Blixen. „Uczta…” traktuje o tym, co w życiu najważniejsze – miłości, wierze, dostrzeganiu światła w codzienności. Ale najważniejsze przesłanie utworu dotyczy wielkiej sztuki. Jej niezwykłej własności otwierania dusz, wydobywania się z zakłamania. W tym przypadku rolę oczyszczającą pełni… kolacja. A raczej kreacja kulinarna. Przygotowana przez prawdziwą mistrzynię, która swego czasu miała Paryż u stóp.
Po wybuchu rewolucji, na wygnaniu Babette oddaje cały swój kunszt na usługi „niegodnych” tego profanów. Chce się podzielić swoją sztuką i talentem z prostymi mieszkańcami maleńkiej osady w Jutlandii. I staje się cud – uczestnicy uczty dostępują łaski sztuki. Pojmują – choć z pewnością nie potrafią tego określić – czym jest prawdziwa twórczość.
Konkurentem wielkiej sztuki jest „artystyczny orgazm”. Dwa dni przed Wigilią Zone Europa przypomniała film Gérarda Corbiau „Farinelli”. To także utwór wybitny, z arcyważnym przesłaniem. Corbiau w kilku filmach (m.in. „Wszystkie poranki świata”) tropi różnice pomiędzy sztuką wielką a perfekcyjną,. Dostrzega różnice w jej odbiorze – rejestruje gamę odczuć między przyjemnością a przeżyciem.