Chodziło o to‚ żeby pomóc narodowi

Z arcybiskupem Tadeuszem Gocłowskim‚ metropolitą gdańskim, rozmawiają Ewa K. Czaczkowska i Piotr Adamowicz

Aktualizacja: 12.04.2008 09:08 Publikacja: 11.04.2008 20:34

Arcybiskup Tadeusz Gocłowski

Arcybiskup Tadeusz Gocłowski

Foto: Fotorzepa, ms Michał Sadowski

Po dwudziestu pięciu latach biskupstwa odchodzi ekscelencja na emeryturę. Niektórzy mówią: odchodzi hierarcha o największym temperamencie politycznym. Czy te zainteresowania narodziły się na początku lat 80.‚ wraz z „Solidarnością” czy były wcześniejsze?

Abp. Tadeusz Gocłowski:

Proszę nie określać mnie mianem polityka‚ gdyż ja nigdy nie zajmowałem się polityką sensu stricto. Moje pokolenie przechodziło przez trudne okresy: wojnę‚ czasy stalinowskie‚ komunistyczne. Kiedy na horyzoncie pojawiła się nadzieja wolności‚ początkowo zdawało się niewyobrażalna‚ a potem jawiąca się coraz bliżej‚ nie można było stać z boku. Dla wielu księży z mojego pokolenia i dla mnie osobiście „Solidarność” była jedyną‚ konkretną szansą na zmianę‚ na wolność. Właśnie to zdecydowało o tym‚ że nie byłem biernym obserwatorem życia publicznego. Późniejsze moje działania‚ po 1989 roku‚ były już tylko konsekwencją wcześniejszego zaangażowania. Nowe państwo było wolne‚ ale słabe. Podobnie jak formacje solidarnościowe‚ a komuniści‚ choć pokonani‚ to jednak byli wciąż silni. Dlatego uważałem‚ że trzeba próbować jakoś wspomagać rozwiązania dobre dla Polski.

Czyli początek publicznej aktywności był w Gdańsku?

Będąc jeszcze wizytatorem księży misjonarzy w Krakowie (do Gdańska wróciłem w 1982 roku) przez dziewięć lat musiałem trochę się zajmować sprawami publicznymi. Kiedyś z okazji rocznicy Katynia moi bracia misjonarze zorganizowali w kościele św. Krzyża w Warszawie duże uroczystości. Do Krakowa‚ gdzie urzędowałem‚ przyjechał z Warszawy jakiś esbek‚ żeby upomnieć mnie‚ może nałożyć jakieś sankcje. Głośno podkreślał‚ że „ burzy się atmosferꔂ „fałsz się szerzy”. Wściekłem się‚ wstałem i powiedziałem: „wygląda pan na inteligentnego człowieka‚ a takie pan bzdury gada‚ że Katyń to jest dzieło Niemców. Pan doskonale wie‚ że to ... ”. W tym momencie on przerwał mi: „niech ksiądz ciszej mówi‚ bo może nas ktoś usłyszeć”. Chociaż był esbekiem‚ to nie wyzbył się polskości... Gdy wybuchł stan wojenny akurat wizytowałem dom księży w okolicach Wrocławia. Po trzech dniach wróciłem do Krakowa. Wtedy przyszli do mnie ludzie‚ którzy domagali się‚ abym podpisał lojalkę. Siedzieli ze dwie‚ trzy godziny.

Esbecy?

Nie‚ milicjant i jakaś pani. Podlegało mi wówczas trzystu księży w Polsce. Oczywiście powiedziałem‚ że nie ma mowy o podpisywaniu czegokolwiek. I tak siedzieliśmy w milczeniu. W pewnym momencie wyrwałem im tę kartkę‚ podrzuciłem mówiąc: ja tego nie podpiszę. I wtedy ta dziewczyna†tak pięknie się do mnie uśmiechnęła. Swoim uśmiechem powiedziała: dobrze‚ że tego nie podpisałeś.

Czy to był jedyny raz kiedy księdza nagabywało SB?

Jedyny raz‚ gdy chodziło o podpisanie lojalki.

A poza tym?

Będąc wizytatorem misjonarzy musiałem często wyjeżdżać zagranicę na różne spotkania. Za każdym razem musiałem starać się o paszport. W urzędzie paszportowym nigdy ze mną na ten temat nie rozmawiano‚ ale po wprowadzeniu stanu wojennego ostentacyjnie odmówiono mi paszportu. Zadzwoniłem więc do Rzymu i powiedziałem‚ że nie przyjadę‚ bo nie otrzymałem paszportu. Nie minęła godzina‚ gdy ktoś przyniósł mi paszport.

Czyli telefon był na podsłuchu.

Nie jeden. W 1983‚ w czasie pielgrzymki papieskiej‚ miałem jechać z panem Wałęsą na spotkanie z Janem Pawłem II. Umówiliśmy się z esbekami‚ że oni przyjadą do kurii mikrobusem i razem pojedziemy po rodzinę Wałęsów‚ a potem na wojskowe lotnisko w Pruszczu‚ skąd mieliśmy polecieć na spotkanie z papieżem w Krakowie. Ale oni nie przyjeżdżali. Zadzwonił podenerwowany pan Wałęsa: „Księże biskupie. Mówiłem‚ że oni chcą nas wykiwać! A ksiądz wierzy‚ że oni chcą żebyśmy pojechali na spotkanie z papieżem. Dlatego ja się wycofuję‚ bo to nie ma już sensu”. Odpowiedziałem: „panie Lechu‚ niech pan zdobędzie się na cierpliwość. Mam nadzieję‚ że przyjadą‚ bo obiecali. Mamy kontakt ze Stolicą Apostolską‚ z episkopatem‚ mamy ustalone‚ że mam panu i pana rodzinie towarzyszyć na spotkaniu z Papieżem. No przecież oni nie zrobią z siebie wariatów”. Za moment mam telefon: „Księże biskupie‚ będziemy już za chwilę!”. Więc im powiedziałem:„ podsłuchiwaliście!”.

To wtedy zetknął się ksiądz arcybiskup z Lechem Wałęsą?

Z panem Lechem zetknąłem się bliżej w 1982 roku‚ po moim powrocie z Krakowa. Sekretarz episkopatu abp Bronisław Dąbrowski uznał za słuszne‚ żeby w trudnym okresie stanu wojennego otoczyć go opieką. Pełniłem wówczas funkcję przyzwoitki politycznej.

A nie doradcy?

Nie. W episkopacie uznano za słuszne‚ żeby doradcy „Solidarności”‚ którzy mieszkali w Warszawie i mogli przyjeżdżać do Gdańska i spotykać się z panem Wałęsą na płaszczyźnie kościelnej. Poproszono mnie‚ abym jako biskup towarzyszył Wałęsie‚ by w ten sposób uniknął on szykanowania przez władze. Mieliśmy się spotykać w moim mieszkaniu w kurii w Gdańsku-Oliwie‚ ale biskup Lech Kaczmarek wolał‚ żeby spotkania odbywały się na bardziej neutralnym gruncie. Spotkaliśmy się więc w mieszkaniu ks. Stanisława Bogdanowicza. Na plebanii jedliśmy obiad‚ a potem była rozmowa trwająca godzinę‚ półtorej. I tak co miesiąc.

Kto przyjeżdżał z Warszawy?

Panowie Mazowiecki‚ Wielowieyski‚ Bugaj‚ Geremek i inni‚ czyli doradcy „Solidarności”. Przypuszczaliśmy‚ że mogą być podsłuchy‚ dlatego zmienialiśmy miejsce rozmów. Raz odbywały się na parterze w jadalni‚ innym razem szliśmy na piętro.

Ksiądz arcybiskup zdaje się wierzył‚ że „S” trwa i się odrodzi. Przeświadczenie wielu członków ówczesnej Rady Prymasowskiej‚ samego prymasa Glempa było inne. Uważano‚ że owszem Wałęsa jest symbolem‚ który należy podtrzymywać i wspierać‚ ale „S” jako ruch społeczno ó polityczny jest już kartą zamkniętą. Skąd brało się przekonanie księdza arcybiskupa‚ że ta karta nie jest jednak zamknięta?

Kościół nigdy nie chciał dopuścić do rozlewu krwi. Tego się lękał prymas Glemp‚ bo to byłoby nieszczęście. Ten aspekt trzeba zawsze mieć na uwadze. Kwestia „Solidarności” była zawsze poruszana na konferencjach episkopatu. Ale atmosfera w Warszawie była inna niż w Gdańsku. Tutaj‚ na Wybrzeżu nigdy się nie wątpiło w to‚ że „S” żyje‚ że trzeba się z tym liczyć i że ten ruch kiedyś wyjdzie na zewnątrz. Tu był†pan Wałęsa - dla milionów Polaków przywódca i symbol. Tu była tradycja opozycji sprzed 1980‚ a przede wszystkim tu była kolebka „Solidarności”‚ silna strukturalnie w latach 1980 ó 81 i tu było mocne podziemie. Chcę podkreślić ówczesne zasługi ks. Henryka Jankowskiego‚ który stworzył przestrzeń wolności dla pana Wałęsy. W otwartej plebanii ks. Henryka pan Wałęsa przyjmował różnych oficjeli‚ po mszach przemawiał do zgromadzonych. Nad zakrystią odbywały się posiedzenia kierownictwa „Solidarności”.

Ale i ksiądz arcybiskup dawał wsparcie „Solidarności”‚ gdy w innych diecezjach różnie z tym bywało.

My tutaj mieliśmy świadomość‚ że to jest ruch potężny‚ który nie został całkowicie zniszczony. Komuniści też to doskonale rozumieli. Dam przykład. Papież chciał być w Polsce w 1982 roku. Niestety‚ władze się temu zdecydowanie sprzeciwiły. Zgodę dali rok później‚ w 1983 roku. Bp Kaczmarek starał się‚ aby papież przyjechał do Gdańska. W pewnym momencie przerwał jednak starania i powiedział nam‚ że w Gdańsku papież być nie może. Episkopat przyjął to do wiadomości i zakomunikował to papieżowi. To świadczyło o tym‚ że komuniści mieli nie tylko pamięć historyczną‚ ale też świetnie wiedzieli‚ że coś tu się dzieje‚ coś trwa i to może eksplodować. Zresztą eksplodowało‚ ale dopiero w 1987.

Podczas słynnej mszy św. na Zaspie.

Komuniści również w 1987 roku absolutnie nie chcieli się zgodzić na przyjazd papieża do Gdańska. Co więcej‚ powiedziałbym nawet‚ że Kościół jakby chciał to rozumieć. Bodaj w 1986 byliśmy z abp Dąbrowskim w Watykanie. Przywiozłem list oficjalnie zapraszający papieża do przyjazdu do Gdańska. Ks. Dziwisz pod koniec obiadu położył ten list na stole między papieżem a mną. Ojciec święty mówi: „Ja nie muszę tego czytać‚ bo wiem co tam jest. Gocłowski zaprasza mnie do Gdańska”. A na to abp Dąbrowski mówi: „Ojcze św. jeszcze tym razem nie da się...”. Papież zamilkł. Była długa‚ trwająca całą wieczność cisza. W końcu papież odezwał się: „Księże arcybiskupie‚ gdybym i tym razem nie mógł jechać do Gdańska‚ zastanowiłbym się nad tym‚ czy ja mogę jechać do Polski‚ dlatego‚ że byłbym traktowany przez system komunistyczny instrumentalnie”. Wówczas pomyślałem sobie: „Ojcze św. jesteś wielki”. Abp Dąbrowski po powrocie do Polski skontaktował się z władzami komunistycznymi i powiedział‚ że jeśli chcą‚ żeby papież był w Polsce‚ to musi być w Gdańsku. Jest to warunek sine quo non. Oczywiście‚ potem były przepychanki co do programu. Była cała batalia władz o to‚ żeby papieża nie było pod pomnikiem stoczniowców zabitych w 1970 roku. Nawet rzecznik episkopatu ks. Alojzy Orszulik mnie przekonywał: „absolutnie zostaw to‚ nie niszcz programu papieskiego. Niech papież pobłogosławi pomnik z daleka”. Odpowiedziałem: nie. Jeśli papież jest w Gdańsku‚ jeśli przyjeżdża obok pomnika‚ to musi zajechać pod pomnik‚ pod stocznię. Pomógł dopiero mój list osobisty do papieża z zaproponowanym przeze mnie programem. Papież przy każdym z tych punktów: Zaspa‚ Westerplatte‚ Kościół Mariacki i oczywiście pomnik pod stocznią podpisał się‚ żeby nie było żadnych wątpliwości i odwrotu.

Łączyła Was wspólnota myślenia...

Z mojej strony to była próba wyczucia papieża i jego myślenia. Papież kochał Gdańsk‚ kochał „Solidarność” i wiedział doskonale czym ona jest. To był człowiek‚ który miał fantastyczną wyobraźnię co do wartości „S” jako ruchu‚ który miał wpłynąć na Europę. On to doskonale wiedział.

Co ksiądz arcybiskup myślał wtedy na Zaspie‚ widząc te wielkie tłumy‚ a nad nimi morze transparentów?

Było widać‚ że komunizm jest mocno zraniony. On był zraniony najpierw wyborem‚ a potem pierwszą pielgrzymką papieża do Polski w 1979 roku. Papież wchodząc na Zaspie na ołtarz-okręt powiedział „ To jest okręt będący w budowie”. To była wyraźna sugestia. Nastrój sam się tworzył. Organizatorzy chcieli zmusić papieża‚ żeby siedział za szybą kuloodporną i był daleko od ludzi. A on mówi: „Księże biskupie‚ ja idę tam gdzie jest czytane Pismo św.‚ a więc na mostek kapitański”. I już od tego momentu panował nad tłumem. Siedziałem przy kardynale Casarolii. Miał tekst papieskiej homilii‚ po włosku‚ ja nie. Co chwilę wybuchała burza nieprawdopodobnych oklasków. Ten nastrój udzielił się Casarolemu‚ który zaczął reagować. Czytając tekst mówił mi: „za chwilę rozpocznie się na nowo”. Kiedy papież podjechał pod pomnik stoczniowców‚ komuniści‚ aby nie dopuścić tutaj ludzi‚ zwieźli kilka tysięcy aparatczyków‚ esbeków‚ którzy stali tyłem do papieża. To był rozpaczliwy gest głupoty komunistycznej. Pod pomnikiem była kompletna cisza‚ a w całym Gdańsku krzyki radości‚ entuzjazm. Papież mówił: „w tej ciszy jest krzyż”.

Uczestniczył ksiądz arcybiskup w rozmowach Okrągłego Stołu. Rozmawiał z władzą‚ która miała w doktrynie wpisaną walkę z Kościołem i religią‚ z gen. Kiszczakiem‚ szefem resortu‚ który odpowiadał za śmierć ks. Popiełuszki. Co wtedy ekscelencja czuł‚ co myślał?

Łatwo jest teraz robić z siebie bohatera czy po fakcie wypowiadać mądre myśli. Wówczas‚ po pierwsze mieliśmy - myślę o reprezentantach Kościoła - oczywiście‚ świadomość tego‚ że to są przedstawiciele władzy. Po drugie‚ podejmowaliśmy pewne działania z uwagi na ten wielki ruch „S”‚ który został przygaszony‚ ale nie zniszczony. Po trzecie‚ mieliśmy świadomość odpowiedzialności za naród. Chodziło o to‚ żeby pomóc narodowi. Brzmi to strasznie uroczyście‚ wiem‚ ale to trzeba rozumieć właściwie. Moje kontakty z gen. Kiszczakiem sięgają strajków majowych 1988 roku‚ które były nie tylko w stoczni‚ ale też na uniwersytecie i politechnice. Pewnego wieczoru przyszli do mnie profesorowie i studenci‚ z pięć-sześć osób. Jeden z nich był prawdopodobnie członkiem komitetu wojewódzkiego partii‚ w każdym razie uczestniczył w naradzie w komitecie. Powiedzieli mi‚ że tej nocy będzie atak milicji na strajkujących studentów i ich rozpędzą. Długo rozmawialiśmy co robić. W pewnym momencie jeden z profesorów mówi: „no‚ prawdę mówiąc przyszliśmy po to‚ żeby ksiądz biskup skontaktował się z gen. Andrzejewskim‚ szefem milicji w Gdańsku”. Późno w nocy zadzwoniłem więc do Andrzejewskiego. Powiedziałem‚ że wiem o naradzie w komitecie. „Postuluję‚ błagam nie róbcie tego. Poleje się krew. Ja jutro rano powiem publicznie‚ że studenci na pewno się rozejdą. Prośba do was jest tylko taka‚ żebyście dzisiaj zachowali spokój‚ nie atakowali studentów. Oni na pewno się rozejdą‚ ale nie dzisiejszej nocy”. Andrzejewski powiedział mi: „niech Pan biskup będzie spokojny”. Na drugi dzień przyszedł do mnie o ósmej rano. W pewnym momencie‚ sugerując możliwość kontaktu z Warszawą‚ mówi: „a może by tak coś powstało”. W strajkującej stoczni przebywali m. in. Kaczyńscy i Mazowiecki. Komuniści się zgodzili‚ żeby oni przyjechali ze stoczni i obradowali w moim mieszkaniu. Ustalali pewne rzeczy. Ja miałem telefon do Kiszczaka i ustalenia‚ których oni dokonywali między sobą‚ miałem prawo komunikować Kiszczakowi. To taka ambicja komunistyczna‚ bo oni nie chcieli rozmawiać bezpośrednio ze strajkującymi. Komunistom chodziło o to‚ żeby zakończyć ten strajk. Kierujący strajkiem też wiedzieli‚ że nie ma sensu go kontynuować. Im i stronie kościelnej chodziło o to żeby nie było represji‚ czyli zwolnień ludzi z pracy za strajk. Wtedy rozmawiałem przez telefon z Kiszczakiem. Po zakończeniu strajku ludzie wyszli ze stoczni i spokojnie przyszli do św. Brygidy. Miałem tam kazanie. To było najsmutniejsze kazanie w moim życiu. Miałem im dodać ducha‚ żeby się nie załamali‚ ale było smutno.

Jesienią 1988 roku premierem został Rakowski. Beznadzieja ogarnia już niemal wszystkich...

Smutek‚ rzeczywiście‚ się pogłębiał. Rakowski wcześniej groził stoczniowcom zamknięciem stoczni. Ale 4 listopada przyjeżdża do Gdańska premier Margaret Thatcher. Obiad miał być u mnie‚ ale uznano‚ że do Oliwy jest za daleko.

I obiad odbył się u ks. Jankowskiego‚ ze słynnymi bażantami na talerzach. Jak wieść gminna niesie Thatcher widząc te bażanty zdołała opanować wrażenie. Przyjechała do niezamożnej Polski‚ a tu serwują jej bażanty.

Faktycznie‚ były te bażanty‚ ale zostawmy je‚ bo fantastyczne było to‚ co się działo przy stole. Jak oni‚ czyli Thatcher i Wałęsa partnersko ze sobą rozmawiali. A za oknem stał tłum. Ona słuchała i tylko od czasu do czasu pytała: „a co teraz krzyczą?”. „ Precz z Jaruzelskim”‚ „ Niech żyje Solidarność”. ó „A to dobrze” ó komentowała krótko. Nastrój był dobry. Przy stole oprócz dwojga bohaterów byli też Geremek‚ Mazowiecki‚ Onyszkiewicz‚ który był tłumaczem.†Nazajutrz‚ piątego listopada wyjechałem do Rzymu. Zdałem relację papieżowi z tych rozmów i sytuacji w Polsce. Jestem przekonany‚ że owocem tego było oświadczenie sekretarza episkopatu bpa Dąbrowskiego. W odczytanym w kościołach piśmie zaapelowano do władzy o rozmowy i reformy‚ podkreślając że zamknięcie Stoczni Gdańskiej nie sprzyja porozumieniu.

A potem 18 i 19 listopada w parafii w Wilanowie odbyło się pierwsze spotkanie Wałęsy z władzami‚ w którym uczestniczył także ksiądz arcybiskup. Już nie w roli przyzwoitki...

To spotkanie w Wilanowie było bardzo trudne i bardzo ważne. Zawisło na włosku‚ gdy w pewnym momencie Wałęsa stwierdził: „co tu dużo gadać‚ nie ma wolności bez Solidarności”. Przedstawiciele władz wstali‚ jakby chcieli wyjść. Natychmiast zareagowałem i powiedziałem : Polska nie jest wasza‚ ani wasza‚ tylko nasza‚ nie licytujcie się więc tylko siadajcie i kontynuujcie rozmowy. Zbliżała się 12 w nocy‚ więc rozmowy zostały przeniesione na następny dzień. I tak się to zaczęło. To wtedy Wałęsa po raz pierwszy‚ po wielu latach otrzymał paszport i pojechał zagranicę. Czułem‚ że coś się zaczyna dziać. Wiedziałem‚ że wszystkie strony chciały spotkań‚ rozmów. To był dobry sygnał‚ ale był też niepokój‚ co dalej będzie się dziać w Polsce.

Okrągły stół‚ Magdalenka są dla niektórych Polaków symbolem układu i zdrady narodowej. Układu sankcjonującego całe zło PRL‚ nie rozliczenia z przeszłością‚ wejścia nomenklatury komunistycznej w gospodarkę. To wtedy właśnie w Magdalence miał narodzić się „układ”‚ zakrapiany alkoholem‚ który trwa do dziś. Wystarczy włączyć Radio Maryja czy Telewizję Trwam‚ by się o tym dowiedzieć.

Jeśli to‚ co dzisiaj mamy jest złem‚ to Magdalenka była złem. Uważam‚ że Magdalenka była fantastycznym sposobem poszukiwania dróg porozumienia. To tam komuniści zgodzili się†na wiele rzeczy‚ o których przez lata nie chcieli słyszeć‚ a które można podsumować jednym słowem: wolność. To w Magdalence padła ze strony „S” propozycja‚ żeby wybory były wolne. Komuniści powiedzieli: w żadnym wypadku. Potem po wielu trudach ustalono‚ że wybory będą wolne w jednej trzeciej do Sejmu i w całości do Senatu. Wałęsa mówi: „bzdura‚ ja nie chcę się na to pisać‚ bo ja nie chcę udawać wolności. Albo ona jest albo jej nie ma”. W czasie przerwy błagaliśmy Wałęsę: „Panie Lechu‚ trzeba na to się zgodzić‚ bo to będzie próba narodu. Jeśli to wyjdzie‚ a może się uda‚ to będzie więcej”. I udało się‚ w 100 procentach się udało. Mamy wolność. W Magdalence nie było - jak czasem się słyszy bzdurne stwierdzenia z różnych kół ó nie było żadnych układów‚ podpisywania porozumień zdrady narodu. Tam było poszukiwanie drogi wyjścia z komuny. To komunistom natomiast się wydawało‚ że efektem tych rozmów będzie utrzymanie systemu.

Mieli nadzieję na jakąś protezę systemową?

Tak. Komunistom się tak wydawało.

Ale system się zawalił.

Z kilku powodów. Oczywiście‚ za sprawą papieża‚ oczywiście‚ że także za sprawą Reagana i Gorbaczowa oraz wytrwałości Polaków. Co do tego nie ma wątpliwości. Jeśli chodzi natomiast o Polskę‚ to jestem przekonany‚ że najważniejszą sprawą były wybory czerwcowe. Ich wyniki komunistów zatrzymały i odebrały im odwagę kontynuacji swojego zamiaru. Wracając do Magdalenki. Siedziało pięciu przedstawicieli władzy: w środku Kiszczak‚ z prawej strony Kwaśniewski‚ z lewej Ciosek‚ dalej dwóch panów z ZSL i SD. Kwaśniewski był milczący‚ nie angażował się. Natomiast Kiszczak jak chciał coś powiedzieć‚ to patrzył jak się zachował Kwaśniewski. A Kwaśniewski albo się uśmiechał albo siedział obojętny. Gdy Kiszczak prosił o przerwę w rozmowach‚ piątka z doradcami szła do pokoju na górę i tam się naradzali. Strona solidarnościowa wychodziła naradzać się na zewnątrz‚ pod drzewa‚ albo szła do pokoju obok. A oni zawsze szli do góry. Nie wiem dlaczego‚ może mieli tam jakieś łącza.

Mimo‚ że rozmowom przewodził Kiszczak‚ to decydujący głos miał Kwaśniewski?

Jestem o tym przekonany. Do zabawiania był natomiast Ciosek. To może on zaprowadził uczestników rozmów na tę kolację z alkoholem. Bo z tym alkoholem‚ to była zupełna głupota. Rozmowy w Magdalence rozpoczynały się około 16. i trwały do 2 - 3 w nocy. Była więc 3 w nocy‚ spać się chce‚ a strona rządowa ciągnie nas na kolację. Nie‚ nie jesteśmy zmęczeni‚ ale namawiają: „przygotowaliśmy dobrą kiełbaskę”. Ach‚ no to chodźmy. I była bardzo dobra kolacja. A oni filmowali. Kamery oczywiście żadnej nie było widać‚ a jednak potem były zdjęcia. Prawdopodobnie filmowali z góry.

Ksiądz arcybiskup zaaranżował słynne spotkanie Wałęsa - Mazowiecki w 1990 się przed wyborami prezydenckimi. Dlaczego panowie się wówczas nie dogadali?

Ta sprawa miała szersze tło. Warto by przypomnieć słabo znane wydarzenie z sierpnia 1990 r. Chodzi o wyjazd pan Wałęsy do Włoch na zaproszenie od znanego tam ruchu katolickiego „Comunione e liberazione". Zaczęli do mnie wydzwaniać‚ żeby namówić pana Wałęsę‚ aby przyjechał na ich spotkanie w Rimini. Udało mi się Wałęsę przekonać. Przysłali z Włoch samolot specjalny‚ na 10 osób‚ i polecieliśmy. Raniutko pojechaliśmy z Rzymu samochodem do Castel Gandolfo. Ojciec św. przyjął pana Wałęsę na mszy św.‚ potem było śniadanie‚ takie najbardziej prywatne w świecie. Siedzieliśmy tylko w trójkę w małym pokoju‚ blisko kuchni. Śniadanie trwało może ze 2 godziny. Wałęsa opowiadał Ojcu św. o wszystkim‚ czym żyje Polska. Przeważnie mówił p. Wałęsa. Mówił i mówił. Ojciec św. słuchał. Ja się nie odzywałem‚ tylko słuchałem. Ojciec św. po prostu się cieszył Wałęsą‚ cieszył się tym wszystkim‚ co się w Polsce dzieje. Potem Wałęsa był na spotkaniu ruchu‚ po którym odbyła się konferencja prasowa z udziałem z setki dziennikarzy z całego świata. Ja mogłem śledzić konferencję podwójnie dlatego‚ że Wałęsa mówił po polsku‚ tłumaczono go na włoski‚ który znam. Wałęsa zrobił na tym spotkaniu z dziennikarzami furorę. Jak on fantastycznie odpowiadał na dotyczące wojny w Zatoce Perskiej‚ która się wtedy rozpoczęła. Takiej błyskotliwości u Wałęsy nie widziałem. To była błyskotliwość prawdziwego polityka. Nie ulega wątpliwości‚ że Wałęsa miał niezwykły zmysł polityczny. To właśnie wtedy‚ we Włoszech‚ słuchając najpierw jak p. Wałęsa po partnersku rozmawiał z Ojcem św.‚ a potem widząc tę błyskotliwość na konferencji‚ przekonałem się‚ że Wałęsa może chcieć zająć inne miejsce na scenie politycznej w Polsce.

Czy papież wówczas namaścił Wałęsę?

Nie‚ Ojciec św. nie mówił‚ kto ma ma być prezydentem. Absolutnie! Papież tylko słuchał Wałęsy. Ale uważam‚ że tak to rozumiał pan Wałęsa w Castel Gandolfo.

I dlatego w 1990 roku‚ przed wyborami zaprosił arcybiskup Wałęsę i premiera Mazowieckiego?

Przyznaję‚ że to była moja inicjatywa. Zaprosiłem wszystkich ówczesnych wielkich polityków. Był Wałęsa‚ Geremek‚ Olszewski‚ Michnik‚ Kuroń‚ Hall... W sumie dziesięć osób. Udało mi się znaleźć 10 takich samych foteli i ustawić je w niewidoczny (bo go nie było) okrągły stół. Trzeba przyznać‚ że Wałęsa nie miał żadnych wątpliwości‚ że to on powinien być prezydentem. Nawet na początku tego spotkania powiedział wprost: „ja będę prezydentem”. Jakby ustalił i dodał: pan Mazowiecki‚ który jest znakomitym premierem będzie kontynuował premierostwo‚ pan Geremek‚ jeśli zechce‚ będzie moim zastępcą. I tak rozdał karty‚ według mnie idealnie. Uważałem‚ że Mazowiecki‚ który jest fantastycznym premierem niech kontynuuje tę misję. Natomiast przywódca „S”‚ który zamieszał światem‚ niechże będzie prezydentem. Ale Mazowiecki powiedział: „zawalczymy o prezydenturę”.

Kości zostały rzucone. Co wtedy ekscelencja pomyślał?

Żal mi było tego. Myślałem‚ że propozycja jest dobra: niech Mazowiecki będzie dalej premierem‚ Geremek będzie wiceprezydentem‚ a Wałęsa niech nadaje ruch temu wszystkiemu‚ ale pogłębiony intelektem Mazowieckiego‚ Geremka i innych.

Powiedział ksiądz arcybiskup swoje zdanie?

Nie wypowiadałem się. Tylko tak pomyślałem.

Ale panowie się nie dogadali.

W pamięci mam wypowiedź pana Aleksandra Halla. Podkreślał dokonania pana Wałęsy‚ mówiąc jednocześnie: ale ty się jednak nie nadajesz‚ nie masz odpowiedniego przygotowania i wykształcenia. Po panu Hallu inni mówili podobnie‚ może bardziej łagodnie. Mazowiecki też oceniał że prezydentura przekracza możliwości pana Wałęsy. Geremek mówił‚ że będzie książki pisał. Uważam‚ że gdyby pan Wałęsa wycofał się po pierwszej kadencji prezydenckiej‚ oddał wówczas pole komuś innemu pozostając bohaterem narodowym‚ który obalił komunę byłoby to najlepsze rozwiązanie. Wydaje mi się‚ że był trochę za dobrym człowiekiem i tolerował wokół siebie przeróżne osoby‚ które nie miały na niego dobrego wpływu.

W latach 90. pojawił się problem nie tylko zagospodarowania zdobytej wolności‚ ale również ułożenia stosunków między państwem a Kościołem. Czy trudno było księdzu biskupowi‚ innym biskupom wycofać się z tej roli zastępczej‚ którą do tej pory pełnił Kościół? Była przecież ostra krytyka‚ że hierarchia próbuje tworzyć państwo wyznaniowe.

Episkopat miał świadomość tego‚ że nie może się angażować bezpośrednio w sprawy polityczne. I się nie angażował. Natomiast niektórzy biskupi tak. Kiedy zbliżały się wybory niektórzy biskupi rozdawali jakieś instrukcje jak należy głosować‚ wskazywali na ZChN. To nie było opinia całego episkopatu‚ ale poszczególnych biskupów. Może decydowała specyfika lokalna.

Ale to przecież u księdza arcybiskupa w 1993 rodził się komitet wyborczy „Ojczyzna”‚ a w 2005 roku†rozmawiali politycy PiS i PO‚ próbując sklecić koalicję. Nie może ekscelencja powiedzieć‚ że był biernym obserwatorem życia politycznego.

Nie byłem twórcą żadnej koalicji‚ komitetu. Ja tylko kiedy widziałem‚ że coś dobrego się dzieje‚ czułem‚ że politycy chcieliby się spotkać‚ umożliwiałem im to. Włączałem się‚ ale nie po to‚ żeby się włączać w politykę. Tylko tyle‚ i aż tyle.

A jakie były kulisy spotkania PO i PiS w 2005 roku?

Zwycięstwo dwóch partii‚ które wyszły z tych samych solidarnościowych źródeł jawiło się jako perspektywa dobrych rozwiązań dla Polski. Nie tylko ja wpadłem na pomysł‚ żeby zaprosić przedstawicieli tych partii. Rozmawiałem z różnymi ludźmi z Polski‚ nie będę mówił z kim‚ i doszliśmy do wniosku‚ że trzeba pomóc tym ludziom‚ aby się mogli spotkać na neutralnym terenie. Pewnego dnia rano‚ między 8 a 9 zadzwoniłem do pana Jarosława Kaczyńskiego i pana Donalda Tuska i wieczorem się zjechali.

Ekscelencja dzwonił?

Jasne. Z panem Jarosławem znaliśmy się od lat‚ podobnie z panem Tuskiem. Gdybym ich nie znał‚ to bym się nigdy nie odważył na telefon. Ale ponieważ znałem ich doskonale‚ więc zadzwoniłem. Zapytałem czy nie chcieliby się spotkać w biskupim domu i porozmawiać sobie na pewne tematy przy zupełnej neutralności Kościoła. Do dzisiaj jestem wdzięczny‚ że przyjechali. Pan Tusk przyszedł z panem Rokitą‚ pan Kaczyński przyszedł z panem Jurkiem i z panem Marcinkiewiczem. Myślałem w swojej naiwności‚ że oni zwycięzcy‚ kochający Polskę‚ dojdą do jakiegoś porozumienia.

Przez niemal 25 lat kierował ekscelencja diecezją gdańską. Co zostawia po sobie?

Zostawiam diecezję zwartą - niewielką terytorialnie z milionem mieszkańców - i w pełni uporządkowaną. Seminarium jest pełne młodzieńców. Mamy Bogu dzięki 540 kapłanów diecezjalnych i z 200 kapłanów zakonnych. Przeżywaliśmy trudne chwile w związku z krzywdą jaką zadano Kościołowi‚ robiąc przekręty w Wydawnictwie Stella Maris. Te sprawy‚ chcę podkreślić‚ są w stu procentach uporządkowane. Społeczeństwo naszej diecezji jest mądre. Mądrze reaguje na Kościół‚ chrześcijaństwo i tak zachowuje się w dziedzinie politycznej. Tu ludzie zawsze byli i są w pełni świadomi.

Ludzie jednak pytają dlaczego na ks. Bryka‚ byłego dyrektora Stella Maris‚ który przed sądem przyznał się do winy i sam zaproponował karę‚ nie nałożył ksiądz arcybiskup kary kościelnej?

Gdy dowiedzieliśmy się o przekrętach‚ w tym samym dniu ks. Bryk został zwolniony z urzędu i z probostwa. Już tego dnia popołudniu nie był proboszczem. To jest poważna kara! Jeśli ktoś jest dyrektorem poważnego wydawnictwa i zostaje zwolniony‚ to jest to poważna sprawa. A teraz co ? Ja mam zabić ks. Bryka‚ tak jakby chcieli wasi „chrześcijanie” ?! Mam go suspendować?! On poszedł do spowiedzi‚ pokutuje pracując w hospicjum i usługując chorym na nowotwory. Jest nikim. To jeszcze za mało ?!

Pojawiają się też zarzuty‚ że ksiądz arcybiskup definitywnie nie zamknął sprawy ks. Jankowskiego. Po śledztwie prokuratury w sprawie podejrzeń o molestowanie odwołał go z funkcji proboszcza‚ lecz św. Brygida nie ma nowego proboszcza‚ a jedynie administratora.

Sprawa w tej parafii była bardzo trudna. To sąd na podstawie zgromadzonych dowodów ją umorzył‚ a nie ja. Biorąc pod uwagę te oskarżenia‚ sprawę chłopców‚ którzy wiecznie siedzieli na plebanii i oświadczenia rodziców ministranta‚ zdjąłem ks. Jankowskiego z probostwa. Nowego proboszcza nie ma‚ bo takie są przepisy. Ks. Jankowski odwołał się†od mojej decyzji do Watykanu. Sprawa ciągle jest w Stolicy Apostolskiej i biskup nie możne powołać nowego proboszcza do czasu rozpatrzenia jego odwołania. Będzie to trwało może z 15 lat.

A co się zdaniem księdza arcybiskupa stało z ks. Jankowskim‚ który jak sam ekscelencja mówił ma duże zasługi. Te kontrowersyjne wystroje Grobu Pańskiego‚ antysemickie wypowiedzi‚ handel winem z własną podobizną‚ ekstrawaganckie stroje‚ hagiograficzne biografie...

Tego co się z nim porobiło - nie wiem! On zawsze był specyficznym człowiekiem. Nietuzinkowym. Na początku odbudował zniszczony kościół...

Chwała mu za to.

W stanie wojennym otworzył dom dla Wałęsy i „Solidarności”.

Chwała mu za to.

Opiekował się rodzinami prześladowanych.

Chwała mu za to.

Ale bp Kaczmarek był wściekły na niego‚ że wszystkie transporty z pomocą z zagranicy sprowadzał do siebie‚ a nie do kurii‚ gdzie była komisja charytatywna. Wszystko szło do ks. Jankowskiego‚ bo organizacyjnie był dobry. Cóż‚ na początku lat 90. chciał się utrzymać na fali‚ nadal na niej się wznosić i wznosić.

Chciał zostać biskupem polowym WP.

On lubi chodzić w mundurach. Biskupem polowym nie został‚ ale za to jakiś emigracyjny działacz mianował go generałem czy admirałem. A więc był człowiekiem‚ który chciał istnieć publicznie. Był u nas pewien ksiądz profesor teologii moralnej i kiedyś na początku lat 90. spotkawszy ks. Jankowskiego stwierdził‚ że „Solidarność” rządzi‚ Wałęsa na czele Polski‚ a Jankowski w euforii. I powiada „No‚ księże Henryku‚ już wszystko ksiądz ma‚ tylko jeszcze brakuje biskupstwa. Ale ja już tego nie doczekam!”. A ks. Jankowski na to protekcjonalnie: „doczeka ksiądz profesor‚ doczeka !”.

Czyli ks. Jankowski nie umiał znaleźć miejsca w szeregu?

To jest za delikatnie powiedziane.

To znaczy?

Ambicje przerastają ludzi. Wystarczy?

Co ksiądz arcybiskup będzie robił na emeryturze?

Będę się modlił i według życzenia nowego arcybiskupa będę też pomagał w duszpasterstwie.

Gdzie arcybiskup będzie mieszkał?

Biskupi bardzo często‚ kiedy się zbliża czas odejścia przygotowują sobie mieszkanie. Mnie też pytali czy mieszkanie masz już przygotowane ? Ja mówię nie‚ bo lepszego poszukuję... Biskupi gdzieś tam w kąciku powinni się przygotowywać do śmierci‚ a potem w niebie będzie lepsze mieszkanie. Mam taką nadzieję. O ! Staniemy się†przyjaciółmi z ks. Jankowskim i zamieszkam w domu sióstr Brygidek‚ który ja przekazałem siostrom. A ks. Jankowski na prośbę sióstr dom ten odbudował z ruiny wysiłkiem finansowym zakonu. (uśmiech)

Ale tam ks. Jankowski urządza wielkie bankiety.

To oni tam będą bankietować‚ a ja w tym czasie będę się modlił. Także za ks. Jankowskiego.

Po dwudziestu pięciu latach biskupstwa odchodzi ekscelencja na emeryturę. Niektórzy mówią: odchodzi hierarcha o największym temperamencie politycznym. Czy te zainteresowania narodziły się na początku lat 80.‚ wraz z „Solidarnością” czy były wcześniejsze?

Abp. Tadeusz Gocłowski:

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą