Rewolucja obyczajowa i seksualna to chyba jedyny fakt, którego nie da się podważyć.
To prawda. Ale popkultura – rock, filmy i gry – ma jedną niezaprzeczalną zaletę: nie wprowadza jednego obowiązującego wzorca zachowania. Tworzy miejsce dla wszystkich. Nawet skrajna prawica ma swoje skinheadowskie zespoły.
Uważasz, że jeśli ktoś śpiewa o buncie i kłamie w żywe oczy, to nie ma żadnego problemu?
Sztuka zawsze jest oszustwem.
Nie zawsze. Wystarczy nie mówić i nie pokazywać rzeczy niezgodnych z własnymi przekonaniami.
Rozróżnijmy dwie sprawy – kłamstwo i wykorzystywanie niejednoznacznego, wirtualnego charakteru popkultury. Miecze w „Gwiezdnych wojnach” nie są prawdziwe, nie ucinają głów, ale walka dobra ze złem toczy się naprawdę. I dzięki znienawidzonej przez fanatyków religijnych popkulturze młodym ludziom otwierają się oczy na świat. Myślę, że w Polsce popkultura jest krytykowana przesadnie. W Anglii traktuje się ją inaczej – jako rezerwuar nowych pomysłów, laboratorium, w którym rozwijają się nowe koncepcje. Przecież Szekspir też był twórcą popowym. Przyciągał masową widownię.
Czy można traktować serio manifestacje amerykańskich muzyków walczących z wojną w Iraku? Czy to tylko próba kreowania medialnego wizerunku?
Myślę, że są takie gwiazdy, które traktują swoją misję serio, i lanserzy, którzy zbijają kapitał na modzie i politycznej poprawności. Ale nawet jeśli działają z niskich pobudek – robią rzecz pozytywną.
Pacyfizm z perspektyw Beverly Hills jest OK?
Oczywiście, że to totalna hipokryzja. Najlepszym przykładem jest U2. Wierzę, że członkowie zespołu mają szczere intencje walki o pokój, a jednocześnie są kapitalistami działającymi w show-biznesie i zarabiają na swoim pacyfizmie. To nie zmienia faktu, że przesłanie ich piosenek jest pozytywne. Uważam je za naiwne, ale naiwność i idealizm to domena ludzi młodych. Kiedy miałem 16 lat, przeżywałem bardzo „Sunday Bloody Sunday”. Dziś mam dystans.
A jak traktujesz swój zespół – jesteście pracownikami na etacie w rockandrollowym zespole?
To główne źródło mojego utrzymania, jednak bardziej hobby niż biznes. Jako nastolatek marzyłem, żeby grać w zespole, i jako dorosły jestem szczęśliwy, że mogę spełniać moje marzenia, choć to nie przynosi tyle kasy, ile by się chciało. Coś za coś. Na marginesie muszę dodać, że zauważam wiele zespołów powstających tylko po to, żeby zarabiać pieniądze.
I być w medialnym świecie?
Tak. I to jest bardzo perfidne. Mam na myśli popularny ostatnio zespół Video. Lider Tomasz Lubert grał kiedyś w Virgin z Dodą, a za całym projektem stoi Maciej Durczak, jej były menedżer. Panowie lansują teraz pseudopunka. Muszą zarabiać! Oczywiście jeżeli moja córka za 12 lat będzie chciała słuchać zespołu, który został wyłoniony w castingu, nie będę miał nic przeciwko temu.
A czy będzie miała jeszcze inny wybór? Są dziś środowiska, które w liczący się sposób kreują świat alternatywny wobec głównego nurtu show-biznesu uosabianego przez Empik?
Mamy okazję zwrócić uwagę na pozytywną stronę Internetu. Polecam dwa serwisy: www.porcys.com i www.screenagers.pl.
Ale czy wykreowały jakieś zauważone szerzej zespoły i płyty?
Tak, bo tworzą je środowiska utożsamiane z audycją Piotra Stelmacha „Ofensywa” na antenie Trójki. Pojawiło się też darmowe pismo muzyczne „Pulp”. Jest wydawane tylko w kilku miastach, do Łodzi nie dochodzi, ale kibicuję mu, bo to jest alternatywa wobec Empiku, Onetu i innych mediów.
Czy twoim zdaniem wyszła ostatnio chociaż jedna dobra płyta poza głównym obiegiem?
Jestem fanem punkowego zespołu 19 Wiosen z Łodzi, który gra do poezji Marcina Pryta. Ze zdziwieniem zauważyłem, że ich płyta przeszła bez echa. Podoba mi się zespół Muchy. Jest na ich debiutanckim albumie kilka znakomitych młodzieżowych piosenek.
Jak ich słucham, mam wrażenie że już to kiedyś słyszałem.
Wszyscy z czegoś rżną, tylko nie każdy się przyznaje. No i nie wszyscy robią to z talentem, w nowatorski sposób!
Ukończył filozofię na Uniwersytecie Łódzkim. Felietonista „Czasu Kultury” i „Purpose”. Gra również w zespole NOT. W tym tygodniu ukazała się nowa płyta Cool Kids of Death „Afterparty”.