Niewinny Stalin i źli Polacy

Twierdzenia Włodzimierza Borodzieja o rzekomo polskiej genezie „wypędzeń” oraz inne jego poglądy wpisują się nie tylko w niemiecki, zdeformowany obraz polskiej historii, lecz również w komunistyczną propagandę o rzekomej suwerenności PRL

Publikacja: 02.05.2008 00:28

Kwestia wypędzeń Niemców po II wojnie światowej, ich genezy, przebiegu i odpowiedzialności za nie jest od wielu dziesiątków lat wielce drażliwym tematem, nadal obciążającym stosunki polsko-niemieckie, źródłem nieporozumień i obustronnych oskarżeń. Niestety, niektórzy polscy historycy znacznie przyczynili się do tych nieporozumień, zniekształcając genezę przesiedleń ludności niemieckiej po wojnie. Dostarczają tym samym argumentów Erice Steinbach i związanym z nią środowiskom politycznym. Ale nie tylko im. Z tych argumentów korzysta zarówno niemiecka prawica, jak i lewica.

Wśród polskich historyków cieszących się w Niemczech dużym uznaniem wiodącą rolę odgrywa Włodzimierz Borodziej, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Jest tam uważany za specjalistę od stosunków polsko-niemieckich, wręcz dyżurnego polskiego historyka, w szczególności od historii wypędzeń. Ale zabiera głos także w kwestiach komunistycznego aparatu bezpieczeństwa, kolaboracji oraz polskiej pamięci historycznej. Postrzegany jest w Niemczech jako postępowy, prawdziwie europejski i krytyczny historyk. W Polsce zdobył sobie także mocną pozycję – był między innymi prorektorem Uniwersytetu Warszawskiego w latach 1999 – 2003, jest członkiem różnych gremiów, jak np. Rady Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Był również doradcą szefa Kancelarii Sejmu (1991), dyrektorem Biura Stosunków Międzyparlamentarnych w Kancelarii Sejmu (1991 – 1992) oraz dyrektorem generalnym Biura Analiz Sejmowych (1992 – 1994).

Uznanie, jakim cieszy się Włodzimierz Borodziej, jest dość zagadkowe, zważywszy na fakt, że nie opublikował on dotychczas żadnej źródłowej monografii przedstawiającej większą wartość naukową. Co więcej, powiela on tezy i fałszerstwa komunistycznej propagandy z okresu PRL, przedstawiając je jako zweryfikowane – już w wolnej Polsce – wyniki poważnych badań naukowych, i to w kluczowych kwestiach dla najnowszej historii Polski.

Niewątpliwie najbardziej rozpowszechnione w Niemczech są jego wyniki badań dotyczące wypędzeń Niemców z dzisiejszych terenów zachodnich Polski, w szczególności te dotyczące ich genezy, opublikowane w: „Niemcy w Polsce 1945 – 1950. Wybór dokumentów” (2000), które ukazały się także w niemieckim tłumaczeniu w tym samym roku. Borodziej przedstawia powojenne władze komunistyczne w Polsce jako samoistne i samodzielnie działające podmioty polityczne, które z własnej inicjatywy podjęły się przejęcia byłych niemieckich ziem wschodnich, uzyskawszy na to zgodę Stalina. Wedle tej wersji rola Stalina ogranicza się właściwie do udzielenia zgody na te zamysły oraz do udzielenia im poparcia na konferencji w Poczdamie latem 1945 roku.

Tezy te znakomicie wpasowują się w powszechne w Niemczech przekonanie, że inicjatywa przesunięcia granic Polski o 200 km na zachód – do linii Odry i Nysy Łużyckiej – wyszła z polskiej strony. Wiążące się z tym odniemczenie także – według Borodzieja – zostało zainicjowane w Polsce: „W tym samym czasie, czyli w pierwszych tygodniach po zakończeniu działań wojennych, w Warszawie dojrzewały plany rozwiązania „problemu niemieckiego” przez „odniemczenie” przynajmniej części ziem nowych. Początki procesu decyzyjnego nie są znane”.

Jednak dokumenty dostępne już od lat zadają kłam tym spekulacjom. W moskiewskich archiwach mógłby Borodziej odnaleźć niezbite dowody na to, że w ustanowieniu granicy na Odrze i Nysie, a także przy odniemczeniu tamtych terenów decydującą rolę odegrał sam Stalin, a nie jego polscy – niewątpliwie posłuszni i gorliwi – pomagierzy i agenci. Część z tych dokumentów została właśnie opublikowana (por. „Arcana” nr 79, styczeń – luty 2008 r.).

Pomijanie tych źródeł przez Borodzieja i niektórych innych polskich historyków znakomicie wpisuje się w „zapotrzebowanie” strony niemieckiej. W Niemczech panuje zgoda ponad podziałami, w ramach której rzekomo polska decyzja w sprawie wypędzenia Niemców scalona została ze szczególnie niebezpiecznym i trwałym domniemanym polskim nacjonalizmem oraz – jakżeby inaczej – antysemityzmem. Takie twierdzenia są rozpowszechniane zarówno przez lewicowe, jak i prawicowe środowiska. Kręgi lewicowe idą nawet krok dalej i snują rozważania o potrzebie reedukacji Polaków, dla wykorzenienia rzekomo atawistycznego polskiego antysemityzmu i nacjonalizmu. Pierwszy etap tej „terapii” miałby dokonać się poprzez rezygnację Polaków ze statusu ofiar wojny i przyznanie się do odpowiedzialności za wypędzenia. Oczywiście takie niemieckie poglądy kwitną bujnie na gruncie nieznajomości skali zbrodni dokonanych na Polakach zarówno przez niemieckich, jak i sowieckich okupantów. W niemieckich szkołach nie naucza się o tym, i Polacy nie istnieją w powszechnej niemieckiej świadomości jako druga co do wielkości – po Żydach – grupa ofiar niemieckiego terroru w stosunku do ludności cywilnej.

Tymczasem Włodzimierz Borodziej, uwiarygadniając te deformacje niemieckiej pamięci zbiorowej, z dumą wyrażał się w 2004 r. o swoich dokonaniach naukowych: „Sądzę, że opracowanie rozdziału „wypędzenia” udało nam się, polskim i niemieckim historykom, wzorowo”. Tak więc wymazanie z historii głównego sprawcy wypędzeń Borodziej ogłosił… wzorowym osiągnięciem naukowym. Za takie właśnie „osiągnięcia” jest wyróżniany w Niemczech wykładami gościnnymi, licznymi nagrodami, a w roku 2002 pierwszą klasą Federalnego Krzyża Zasługi, najwyższego niemieckiego odznaczenia.

Twierdzenia Borodzieja o rzekomo polskiej genezie wypędzeń oraz inne lansowane przez niego poglądy wpisują się nie tylko w niemiecki, zdeformowany obraz polskiej historii, lecz również w komunistyczną propagandę o rzekomej suwerenności PRL. Chciała ona udowodnić, że Polska komunistyczna nie była sowieckim dominium, a jej kasty przywódcze były samodzielnymi podmiotami mającymi na względzie polski interes narodowy.Lecz taki zafałszowany obraz propaganda PRL malowała dopiero po śmierci Stalina. Za swego życia sowiecki przywódca był gloryfikowany jako dobroczyńca narodu polskiego, któremu Polacy zawdzięczają odzyskanie starodawnych ziemi piastowskich oraz sam system socjalistyczny. Z okazji 70. urodzin Stalina Biuro Politycznie KC PZPR podjęło w listopadzie 1949 roku uchwałę, w której naród polski dziękował Stalinowi za granicę na Odrze i Nysie oraz za system socjalistyczny. W obu kwestiach Stalin, jak stwierdzało Biuro Polityczne, odegrał decydującą rolę. Dostępne dzisiaj źródła potwierdzają ten oczywisty fakt.

Dopiero po śmierci Stalina, w ramach wewnątrzpartyjnych rozliczeń z wypaczeniami okresu stalinowskiego (też zapoczątkowanymi w Moskwie), komunistyczna propaganda zaczęła pomniejszać jego wkład w budowę PRL. Rozpoczęło się wymazywanie Stalina z kart historii, co – nie tylko zresztą w publikacjach Borodzieja – trwa do dzisiaj. Trudno jest przecież przyznać się, że władzę, przywileje i kariery w powojennej Polsce zawdzięczało się największemu po Mao Tse-tungu zbrodniarzowi w dziejach świata.

W innych publikacjach, niemających bezpośredniego związku z wypędzeniami, Borodziej także wypacza historię Polski zgodnie z kanonami propagandy komunistycznej. W roku 1999 opublikował w Niemczech swój doktorat o niemieckiej polityce okupacyjnej oraz o polskim ruchu oporu w dystrykcie radomskim, który ukazał się w Polsce w roku 1985. Za pracę tę otrzymał nawet nagrodę partyjnego tygodnika „Polityka”, co daje przesłankę do przypuszczenia, że główne tezy doktoratu szły po linii ówczesnej propagandy PZPR.

Analiza doktoratu Włodzimierza Borodzieja potwierdza te przypuszczenia. Borodziej twierdzi między innymi, że w lecie 1943 NSZ rozpętało wojnę domową, która została wygrana przez lewicowe siły, czyli PPR. Teza o wojnie domowej, rozpętanej przez siły prawicowe, jest klasycznym produktem propagandy komunistycznej. Oczywiście PPR jest według Borodzieja zwykłą polską organizacją lewicową. Nie znajdziemy tam informacji, że partia ta została założona w lecie 1941 na osobiste polecenie Stalina przez NKWD i Komintern, a jej aktywiści pełnili funkcje sowieckiej agentury w okupowanym przez Niemców kraju. W tej samej pracy znajdziemy również usprawiedliwienia dla zbrodni UB wyssanymi z palca zbrodniami polskiego podziemia niepodległościowego.

Dlaczego Włodzimierz Borodziej długie lata po upadku PRL nadal powiela i utrwala tezy komunistycznej propagandy? Być może źródeł takiego postępowania należałoby szukać również w jego osobistej historii. W Niemczech mówi się i pisze, że Włodzimierz Borodziej jest synem polskiego dyplomaty Wiktora Borodzieja. W istocie status dyplomatyczny był przykrywką dla jego działalności jako funkcjonariusza SB (w organach bezpieczeństwa pracował od 1954 roku). W latach 1962 – 1965 Wiktor Borodziej był wywiadowcą rezydentury wywiadu SB w Berlinie o pseudonimie Albert. Jego syn Włodzimierz chodził wtedy do szkoły podstawowej w Berlinie Zachodnim (1962 – 1965). W latach 70. Wiktor Borodziej był oficjalnie attaché kulturalnym w Ambasadzie PRL w Wiedniu oraz – nieoficjalnie – rezydentem wywiadu w stolicy Austrii. Jego syn Włodzimierz uczęszczał wtedy do gimnazjum w Wiedniu (1970 – 1975). W tym okresie jego ojciec rozpracowywał między innymi Centrum Szymona Wiesenthala, w którym dzisiaj Włodzimierz wygłasza referaty.

W roku 1978 Wiktor Borodziej został I sekretarzem Misji Wojskowej PRL w Berlinie Zachodnim i rezydentem Departamentu I MSW. W roku 1982, już jako pułkownik SB, został zastępcą naczelnika Wydziału VIII w zajmującym się wywiadem zagranicznym w Departamencie I MSW, aby w roku 1987 awansować na naczelnika tego wydziału. To stanowisko piastował do lipca 1990 roku. Celem działalności Wydziału VIII było zdobywanie – między innymi metodami agenturalnymi – tajnych dokumentów oraz informacji o osiągnięciach technologicznych i naukowych wrogiego Zachodu. Jedną z podstawowych metod pracy Wydziału VIII było werbowanie agentów wśród polskich naukowców i stypendystów wyjeżdżających na Zachód. Wiele osób ze środowiska naukowego, i nie tylko, miało wtedy bezpośrednio i pośrednio z nim do czynienia, czy to jako osoby inwigilowane, czy to jako faktyczni bądź też tylko potencjalni agenci.

Tymczasem jego syn Włodzimierz, w wieku 23 lat jako świeżo upieczony magister bez dorobku naukowego, został w roku 1979 sekretarzem Polsko-Niemieckiej Komisji Podręcznikowej, by zostać później jej współprzewodniczącym. Jednocześnie jego ojciec, z racji pełnionych funkcji i wpływów, musiał mieć przynajmniej szczególny wgląd w relacje naukowe – jeśli nawet nie nadzorował ich bezpośrednio – z wrogim wtedy państwem zachodnim – RFN. O bliskich związkach z „kierunkiem niemieckim” jego ojca świadczy przecież wspomniany już fakt, że w latach 60. i 70. pracował w Berlinie jako wywiadowca, a później jako rezydent wywiadu. I właśnie w tym niemieckim kierunku potoczyła się kariera naukowa Włodzimierza Borodzieja. Co ciekawe, w latach 80. wyjeżdżał on wielokrotnie na stypendia naukowe do Niemiec do instytucji, które były jednocześnie inwigilowane przez wywiad komunistyczny PRL.

Pułkownik Wiktor Borodziej jako wysoki funkcjonariusz komunistycznych tajnych służb był zaangażowany w esbecką akcję „Żelazo”. Jego mieszkanie służyło jako lokal kontaktowy, w którym spotykali się jej uczestnicy. Prowadzona z niezwykłym rozmachem akcja Żelazo” polegała na organizowaniu napadów rabunkowych, kradzieży, a nawet morderstw na terenie Europy Zachodniej. Początkowo łupy służyły finansowaniu działalności wywiadu PRL. Z czasem akcja przekształciła się w mafijny proceder, z którego zyskami dzielili się bandyci oraz przede wszystkim zaangażowani w nią oficerowie SB. A do tych ostatnich należał Wiktor Borodziej. W akcji „Żelazo” tkwią także źródła późniejszych mafijnych powiązań, które odgrywały ważną rolę już po upadku PRL.

Transport zrabowanych kosztowności musiał odbywać się za wiedzą i przyzwoleniem NRD-owskiej Stasi. Jest bardzo prawdopodobne, że płk Wiktor Borodziej, który w latach 70. pracował w Berlinie i Wiedniu jako „dyplomata”, wiele wiedział o formach tej internacjonalistycznej współpracy.

W latach 90. jego syn przeprowadził w ówczesnym Urzędzie Gaucka w Berlinie kwerendę archiwalną na temat współpracy między SB i Stasi w latach 70. i 80. Oczywiście można twierdzić, że było to spowodowane jego czysto naukową ciekawością, lecz bardziej rozsądne wydaje się domniemanie, że chodziło o sprawdzenie, czy zachowały się jakieś dokumenty dotyczące płk. Wiktora Borodzieja, a jeśli tak, to jakie. Trudno przypuszczać, by Włodzimierz Borodziej nie zdawał sobie sprawy, że może natrafić na dokumenty, które mogłyby utrudnić mu podawanie się za syna polskiego dyplomaty.

Wyniki badań Włodzimierz Borodziej opublikował wspólnie z Jerzym Kochanowskim. Sądzę, że aby wykluczyć stronniczość wynikającą z konfliktu interesów – należałoby powtórnie przebadać zbiory archiwalne pozostałe po wschodnioniemieckiej Stasi. I być może opracować ten temat na nowo.

Kariery Włodzimierza Borodzieja także po upadku komunizmu nie można wytłumaczyć znakomitymi osiągnięciami naukowymi. Powielanie tez komunistycznej propagandy wręcz go dyskwalifikuje jako historyka, lecz zarazem stanowi klucz do zrozumienia jego kariery i w Polsce, i w Niemczech. Swoimi tezami uwalnia on od odpowiedzialności członków komunistycznej kasty przywódczej PRL, do dzisiaj bardzo wpływowych, za kolaborację z ZSRR i posłuszne wykonywanie poleceń Kremla, a w Niemczech utrwala uprzedzenia spowodowane dalece zdeformowanym obrazem historii Polski. Dzięki temu Włodzimierz Borodziej jest z niemieckiego punktu widzenia wręcz wymarzonym polskim przedstawicielem w różnych instytucjach oraz kandydatem na opracowanie wspólnego niemiecko-polskiego podręcznika historii.

Nic więc też dziwnego, że został zaproszony do przedstawienia koncepcji Europejskiego Muzeum Historii, które ma powstać z inicjatywy niemieckiego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, Hansa-Gerta Pötteringa. Dzięki temu do dzisiaj funkcjonujące i rozprzestrzeniane komunistyczne fałszerstwa zostaną utrwalone na następne dziesiątki lat.

Przypadek Włodzimierza Borodzieja, wcale nieodosobniony, może być przykładem tego, jakie skutki przyniosło zaniechanie rozliczenia się z dziedzictwem PRL. Ma to bezpośrednie bardzo negatywne konsekwencje dla stanu polskiej historiografii współczesnej, naszej wiedzy na temat dziejów najnowszych, a także wpływa na fatalny wizerunek Polski w zachodniej pamięci zbiorowej.

Urodził się w 1960 roku. Jest historykiem dziejów najnowszych. W latach 1985-1998 przebywał w Niemczech, studiował na uniwersytetach w Hanowerze i Manchesterze. Pod koniec lat 90. wziął udział w debacie wokół głośnej niemieckiej wystawy „Wojna wyniszczająca. Zbrodnie Wehrmachtu 1941-1944”. Wykazał wtedy że kilka z prezentowanych fotografii przedstawiało nie ofiary zbrodni Wehrmachtu lecz NKWD popełnione w czerwcu 1941 r. Przyczyniło się to do czasowego zamknięcia wystawy. Sprawie zbrodni popełnionych przez władze sowieckie w trakcie pospiesznej ewakuacji przed ofensywą niemiecką ich konsekwencji dla postawy ludności Musiał poświęcił książkę „Rozstrzelać elementy kontrrewolucyjne. Brutalizacja wojny niemiecko-sowieckiej latem 1941 roku (wyd. pol. 2001). W b. r. opublikował w Niemczech pracę „Kampfplatz Deutschland” (Pole bitwy: Niemcy) o planach Stalina ataku na Zachód. Obecnie pracuje w Instytucie Pamięci Narodowej. Tekst jest wyrazem osobistych poglądów autora i nie reprezentuje oficjalnego stanowiska IPN.

Kwestia wypędzeń Niemców po II wojnie światowej, ich genezy, przebiegu i odpowiedzialności za nie jest od wielu dziesiątków lat wielce drażliwym tematem, nadal obciążającym stosunki polsko-niemieckie, źródłem nieporozumień i obustronnych oskarżeń. Niestety, niektórzy polscy historycy znacznie przyczynili się do tych nieporozumień, zniekształcając genezę przesiedleń ludności niemieckiej po wojnie. Dostarczają tym samym argumentów Erice Steinbach i związanym z nią środowiskom politycznym. Ale nie tylko im. Z tych argumentów korzysta zarówno niemiecka prawica, jak i lewica.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy