Uważni obserwatorzy zauważą może tę zabawną okoliczność, że jest to druga fala odkrywania ciemnej strony naszej narodowej legendy, o tyle odmienna od pierwszej z początku lat 90., iż wtedy Piłsudski był figurą metaforyczną, za pośrednictwem której wyrafinowani intelektualiści, pragnący zachować arystokratyczny dystans do bieżącej polityki, a jednocześnie wypowiedzieć się o niej w duchu jedynie słusznym, uderzali w Lecha Wałęsę.
Obecnie zaś, gdy Wałęsa z „przyśpieszacza z siekierą” i zbuntowanego chama zmienił się w narodowy skarb i lustracyjnego męczennika, Marszałek jest figurą, za pomocą której mający wciąż te same ambicje intelektualiści uderzają w Jarosława Kaczyńskiego. Liczne publikacje o sanacji eksponują taki mniej więcej wątek: Piłsudski obiecywał naprawę Polski, walkę z korupcją i „paskarstwem”, i może nawet rzeczywiście chciał jak najlepiej, ale efekt tego uzdrawiania państwa był taki, że z demokracji zrobił wydmuszkę, że aparat przymusu i sprawiedliwości pochodził w całości z rozdania dyktatora kierującego się w nominacjach kryterium osobistej lojalności, a to doprowadziło nieuchronnie do nadużyć, z procesem brzeskim i Berezą Kartuską na czele. Patrzcie, szturchają nas tym przykładem autorzy, jakie są skutki popierania takich populistycznych haseł!
Mnie akurat, jako z tradycji rodzinnej endekowi, o tym ciemnym obliczu sanacji, przemilczanym w narodowej legendzie, przypominać nie trzeba, bo dobrze o nim wiem. O odpowiedzialności Piłsudskiego za polityczny mord na generale Zagórskim, spowodowany najpewniej wiedzą, którą generał, jako były pracownik austriackiego wywiadu, miał o agenturalnych powiązaniach Marszałka; o bandyckich napadach oficerskich bojówek na pisarzy i publicystów; o wybitym oku Nowaczyńskiego; cudem, tylko dzięki pojawieniu się przypadkowych przechodniów, niezatłuczonym na śmierć Dołędze-Mostowiczu; o wysłaniu do Berezy Stanisława Mackiewicza i tak dalej.
Dla mnie to żadne sensacje, ale zgadzam się, że gorzka prawda zbyt mało jest Polakom znana i warto ją popularyzować. Zastanawia mnie tylko ten mentorski ton, ów – jak to ujmował Wańkowicz – „dydaktyczny smrodek”. Do kogo, u licha, adresują historyczne przestrogi demaskatorzy? Kto niemal do ostatniej chwili popierał sanację, mimo wszystkich jej bandyckich zagrań?
Przecież wpływowe środowiska lewicującej inteligencji, do których tradycji odwołuje się dziś tak chętnie michnikowszczyzna. „Wiadomości literackie”, Giedroyc i Słonimski, mentorzy i mistrzowie całego środowiska, w tym samego Adama Michnika! Tuwim i wszyscy tacy.