Kupa sztuki z przewagą ekskrementów

Po co artyści babrzą się w odchodach? Przecież nie dla przyjemności. Andreas Serrano upiera się, że piękno niejedno ma imię

Publikacja: 19.12.2008 20:52

Piero Manzoni „Gówno artysty”, 1961 rok

Piero Manzoni „Gówno artysty”, 1961 rok

Foto: EAST NEWS

[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/malkowska/2008/12/19/kupa-sztuki-z-przewaga-ekskrementow/" "target=_blank]blog.rp.pl/malkowska[/link][/b]

Blood, sweat and tears – tych substancji domagał się od rodaków Theodore Roosevelt. Takiej samej ofiary z krwi, potu i łez żądał Winston Churchill od brytyjskich żołnierzy – w słusznej sprawie pokonania hitlerowskiej potęgi. Takich samych wydzielin postanowili nie szczędzić członkowie amerykańskiej grupy jazz-rockowej. Nie były to czcze przechwałki – Blood, Sweat & Tears na scenie dawali z siebie wszystko.

Dziś etos żołnierski, a tym bardziej twórczy, nikogo nie podrywa do walki. Zwycięstwo bez wysiłku – oto ideał współczesności. Na każdym polu.

[srodtytul]Niehonorowy krwiodawca[/srodtytul]

Jednak krew, pot i łzy wciąż stanowią element artystycznej praktyki. I to w dosłownym sensie. Londyńska National Portrait Gallery (NPG) zaapelowała do sponsorów o zrzutę na krew Marka Quinna. Proszę się nie obawiać – 44-letni rzeźbiarz, reprezentant Young British Artists (w skrócie Brit-Art), cieszy się dobrym zdrowiem. Niepotrzebna mu transfuzja. Przeciwnie, to on pozbywa się czerwonej cieczy produkowanej przez jego organizm. Trudno jednakże nazwać Quinna honorowym krwiodawcą. Za życiodajny płyn zażyczył sobie 350 tysięcy funtów. Okazyjnie tanio! Rabat specjalnie dla narodowej galerii, której, mimo obniżki, nie stać na zakup. Liczy więc na dotację.

Dlaczego londyńskie muzeum jest wampirzo spragnione krwi? Bo Quinn wykonał z niej własną podobiznę. Trzecią edycję dzieła „Self”. Dwie poprzednie trafiły do prywatnych kolekcji. Pierwszą nabył Charles Saatchi i z zyskiem odsprzedał Stevenowi Cohenowi; drugą ma koreański multimilioner. Kuratorzy z National Gallery robią się nerwowi – artysta wykonuje autoportrety raz na pięć lat. Tyle czasu potrzebuje, żeby utoczyć sobie potrzebną dawkę substancji, bez szkody dla organizmu. To jedyne poświęcenie, na jakie zdobywa się Quinn dla sztuki. Nad resztą pracuje sztab asystentów i… zamrażarka, która utrzymuje dzieło w formie. Strach pomyśleć, co z niego zostanie, gdy wyłączą prąd. Czerwony kleks. Na pomysł uwieczniania swej fizjonomii za pośrednictwem fizjologii mistrz wpadł w 1991 roku. Ostatni „Self” pochodzi z 2006 roku i o ten właśnie obiekt zabiega NPG. Argumentuje, że rysy artysty utraciły młodzieńczą gładkość i zyskały interesująco dojrzały wyraz.

[srodtytul]Pomysły ze śliny[/srodtytul]

Twórczy imperatyw nieraz każe sięgać po „nieartystyczne” surowce i narzędzia, zwłaszcza w sytuacjach ekstremalnych. Przydaje się wszystko, co w zasięgu ręki, albo i ręka sama. Paznokcie, krew, włosy, skóra. Bywa, że pomysł zaskakuje nagle – a tu nie ma jak ani czym go zanotować. Brazylijska architektka Lina Bo Bardí szkicowała palcem po papierze inkaustem ze śliny i papierosowego popiołu, Beuys gryzmolił postaci wyplutą kawą. Zdarza się też twórcom sięgać po surowce wydalone przez zwierzęta. Jean Dubuffet, twórca art brut, używał do obrazów budulca stosowanego przez beduinów – miksu z gliny i kozich odchodów. Po ekskrementy słonia sięgnął nigeryjski Brytyjczyk Chris Ofili, powołując się na rodzimą afrykańską tradycję. Marek Raczkowski wtykał biało-czerwone miniflagi w psie gówienka, traktując to jako akcję po części artystyczną, trochę polityczną, jednocześnie porządkową.

[srodtytul]Odchody cenniejsze niż złoto[/srodtytul]

W 1920 roku Marcel Duchamp, znany grepsiarz, przywiózł nowojorskiemu znajomemu pamiątkę z Paryża: powietrze. Zamknięte w szklanej ampułce. 40 lat później inny artystyczny jajcarz Piero Mazoni zapuszkował substancję równie tanią, choć bardziej wyczuwalną – własne fekalia. 90 konserw, każda z 30-gramową zawartością. Po kilku latach ta limitowana edycja osiągnęła na rynku sztuki kwoty 75 tysięcy dolarów. Za porcję. Sześć lat temu Tate Gallery z dumą donosiła, że udało jej się kupić puszkę po promocyjnej cenie, za 30 tysięcy dolarów.

W dniu dokonania tej kloacznej transakcji maklerzy giełdowi przeżyli stres: za 30-gramową grudkę złota płacono niewiele ponad 300 dolarów. Temat godny filozofów.

Pod warunkiem, że mamy pewność co do zawartości puszek Manzoniego. Bo plotka głosi, że artysta zakpił z poważnych dilerów i naładował do puszek… gipsu. Spieszę jednak pocieszyć wszystkich, którzy wyłożyli kasę za „Merda d’Artista” (jak oficjalnie zatytułowane jest dzieło). Otóż niektóre konserwy eksplodowały. Niezły gips.

Zmarły przed dziesięciu laty niemiecko-szwajcarski twórca Dieter Roth napisał autobiografię, w której spisał swe godne uwiecznienia defekacje. Z kolei nowojorski artysta i dziennikarz Alden Todd postanowił własne dokonania zastąpić pracą innych. W pośmiertnych wspomnieniach (zmarł dwa lata temu) przywołano jego ideę zgromadzenia kupek 400 kolekcjonerów. Cuchnąca materia stała się popularnym tematem sztuki. Dowodzą tego dwie tegoroczne wystawy w Nowym Jorku; obie o tytule niepozostawiającym wątpliwości co do przesłania: „Shit”. W galerii Feature Inc. motyw zinterpretowało kilkudziesięciu autorów, powołując się na klasyków, m.in. Boscha i Bruegla. Szambo ma swoją wielką przeszłość.

Pokaz miał nowojorską konkurencję – „Shit” w Yvon Lambert Gallery. Jej autor Andreas Serrano przedstawił cykl fotografii z tytułowym surowcem w roli głównej. W kadrach – efekty wypróżnienia różnych zwierząt (w tym celu artysta odwiedził ekwadorskie zoo) oraz samego autora.

[srodtytul]Galeria zamiast pralni[/srodtytul]

Tracy Emin, przedstawicielka Young Brit, o rok starsza (rocznik 1963) od Quinna, też podnosi fizjologię do rangi manifestu artystycznego. Uprawnienia dał jej… gwałt, którego padła ofiarą w wieku 13 lat; następnie aborcja. Traumy uniemożliwiające jej normalny emocjonalny rozwój. W 1998 roku wystawiła „My Bed” – własne łóżko ze śladami wielu kopulacji. Skłębione, poplamione krwią miesięczną i spermą prześcieradło; mocno nieświeże kołdra oraz poduszka; walające się tu i ówdzie prezerwatywy. U stóp wyrka – zużyte chusteczki, już niezbyt higieniczne, niedopita gorzała, porwane rajstopy. I maskotka – mały biały piesek. Dowód infantylności artystki. „Łóżko” znalazło się w gronie dzieł nominowanych do Nagrody Turnera. Wprawdzie Emin nie została jej laureatką, ale instalacja wystawiona w Tate z pewnością należy do najsłynniejszych dzieł lat 90.

Równie kreatywnie traktuje ludzkie wydzieliny Andreas Serrano, Amerykanin pochodzący z Hondurasu, jeden z gwiazdorów współczesnej sztuki. Zanim wykonał przywołany powyżej cykl zdjęć fekalnych, w 1987 roku wywołał skandal obiektem zatytułowanym „Piss Christ” – fotografią plastikowego krucyfiksu zanurzoną w moczu artysty. W następnych latach eksperymentował z rozmaitymi organicznymi płynami. Spożytkował krew miesięczną, mleko karmiącej matki, spermę. Komponował także mieszanki. Koktail krwi i nasienia okazał się tak efektowny, że grupa Metallica umieściła pracę na okładce płyty „Load” (1996). Rok później na opakowaniu krążka „Reload” kapela zreprodukowała obraz z krwi i uryny. Na oko surrealistyczne malowidło w odcieniach żółto-czerwono-oranżowych. Z tym że Serrano obył się bez farb.

[srodtytul]Siniaki, mydło i powidło[/srodtytul]

Są twórcy, którym jako surowiec plastyczny wystarcza ciało. Reprezentanci body artu i live artu mają w repertuarze samookaleczenia, samooszpecenia i inne tortury, dokonywane publicznie bądź rejestrowane na wideo. Francuska artystka Orlan wpadła na lepszy pomysł: powierzyła twarz chirurgom plastycznym. Po to, żeby upodobnić się do boginek z dawnych obrazów. Czterech jednocześnie, komputerowo zmiksowanych. Obok dzieła głównego, czyli siebie, wystawiła odpady z zabiegów: skrawki skóry, zakrwawione gaziki. Wykorzystała też artystycznie przebieg rehabilitacji – zarejestrowała obrzęki i siniaki zniekształcające jej twarz. Proszę, jaka gospodarna! Nic się u niej nie zmarnowało.

Jednak najwięcej dała z siebie Joanna Rajkowska. Poza łatwo dostępnymi substancjami jak ślina, tłuszcz czy płyny ustrojowe sięgnęła po towar naprawdę cenny: szarą substancję mózgu, wyciąg z gruczołów piersi, śluz z pochwy, feromony. Na bazie tych surowców wypuściła serię napojów i kosmetyków, które zaprezentowała w Zamku Ujazdowskim osiem lat temu. Całą ofertę nazwała „Satysfakcja gwarantowana”, zachęcając widzów do zakosztowania wyrobów sloganem „Po spożyciu możesz przeżyć moje życie”. Niestety, nikt się nie ośmielił posmakować Rajkowskiej. Przecież konsumenci sztuki to nie kanibale. Gdyby wiedzieli, że zostali wpuszczeni w maliny… może zjedliby artystkę żywcem.

[srodtytul]Piękno inaczej[/srodtytul]

Po co artyści babrzą się w odchodach? Przecież nie dla przyjemności, jeśli pominąć maniaków skatologii. Motywacje mają rozmaite. Serrano upiera się, że piękno niejedno ma imię i kupa też może przybrać fascynującą plastycznie postać.

Duchamp, Manzoni i Rajkowska to ironiści. Usiłują zmusić odbiorcę do refleksji nad istotą sztuki i wartościami. Emin wywala poprzez prowokacyjną sztukę wściekłość i zranienie, Orlan się pastwi nad własnym ciałem, trawestując współczesny pęd do sztucznej urody. Nie przekonuje mnie natomiast Quinn ani jego mętne wywody odnośnie do krwi. Że niby pokazuje śmierć pod postacią życiodajnego płynu… Jego inne rzeźby – Kate Moss w złocie czy bezręka artystka Alison Lapper w ciąży dowodzą jednego: smykałki do koniunkturalnych posunięć. W jego czerwonych krwinkach płynie cynizm. Wszystko jedno – w temperaturze 36,6 stopni czy w stanie zamrożonym.

[b]Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/malkowska/2008/12/19/kupa-sztuki-z-przewaga-ekskrementow/" "target=_blank]blog.rp.pl/malkowska[/link][/b]

Blood, sweat and tears – tych substancji domagał się od rodaków Theodore Roosevelt. Takiej samej ofiary z krwi, potu i łez żądał Winston Churchill od brytyjskich żołnierzy – w słusznej sprawie pokonania hitlerowskiej potęgi. Takich samych wydzielin postanowili nie szczędzić członkowie amerykańskiej grupy jazz-rockowej. Nie były to czcze przechwałki – Blood, Sweat & Tears na scenie dawali z siebie wszystko.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał