[b]A więc nie uważa pan, że scenariusz, o którym sporo ostatnio mówiono – Rosja jako pierwsza wielka próba polityki bezpieczeństwa nowego prezydenta – jest prawdopodobny?[/b]
Jeśli Rosja pójdzie na taką konfrontację, to jeszcze bardziej przegra. Rosjanie nie mają tendencji samobójczych. Takim zachowaniem jeszcze bardziej by sobie zaszkodzili. Już sobie zaszkodzili, w końcu ta niedawna ucieczka kapitału z Rosji w części była spowodowana kryzysem w tym kraju, ale w części – także obawą oligarchów, że konflikt amerykańsko-rosyjski, mimo że „pokojowy”, spowoduje negatywne konsekwencje finansowe. I czym to się skończyło? Ameryka, choć poważnie przeżywa ten kryzys, jest dziś w nieporównywalnie lepszej sytuacji niż Rosja. Tam cały budżet państwowy i cały rozwój gospodarczy kraju jest oparty na założeniu pewnego poziomu cen energii, które są dziś całkowicie nierealistyczne i nie staną się realistyczne co najmniej w najbliższych paru latach.
[b]Co w tej sytuacji powinien zrobić Obama z tarczą antyrakietową?[/b]
Z tą tarczą to jest sprawa zawiła. Nie uważam, że celowe jest robienie z niej języczka u wagi w stosunkach polsko-amerykańskich czy też w strategicznych relacjach między USA i Rosją. Dużo zależy od tego, jakie będzie stanowisko Kongresu, sporo będzie też zależało od stanowiska Moskwy, czy Moskwa nieco się uspokoi w tej sprawie. Wydaje mi się, że nie należy stwarzać wrażenia, że dla Polski czy Czech tarcza jest zasadniczą kwestią bezpieczeństwa narodowego.
[b]Myśli pan, że prezydent Obama odłoży sprawę tarczy do lamusa?[/b]
Tego wykluczyć nie można, ale nawet jeśli tak się stanie, to moim zdaniem Polacy nie powinni z tego powodu rozrywać szat.
[b]W Polsce jednak przywiązuje się do umowy z Ameryką dużą wagę. Warszawa chce dzięki niej jeszcze bliżej związać się pod względem bezpieczeństwa z USA.[/b]
Tak, ale proszę zauważyć, że oto sytuacja, w której Ameryka starała się uzyskać porozumienie z Polską w tej sprawie, przemienia się w ten sposób w sytuację, w której dla Polski to jest istotna kwestia, a dla Ameryki drugorzędna. Czy to jest w interesie Polski? Pierwotnie układ był taki, że baza była czymś, co Ameryka starała się osiągnąć, a wobec czego Polska zajmowała stanowisko niezależne, w którym ostateczna decyzja zależała w dużej mierze od stopnia zobowiązań amerykańskich. Teraz to głównie Polsce zależy na porozumieniu. Nie wydaje mi się to dla Polski szczególnie korzystne, nawet samo ujmowanie sprawy w ten sposób.
[b]Jak Polska powinna się w tej nowej sytuacji zachowywać?[/b]
Spokojnie.
[b]Czy zgodzi się pan z oceną, że Polska miała w USA w czasie kadencji Busha relatywnie wysoką, być może nawet sztucznie zawyżoną pozycję?[/b]
To była polska ocena. Siedzi pan w tym kraju wystarczająco długo, by wiedzieć, ilu tak naprawdę Amerykanów wie o polskim zaangażowaniu w Iraku czy Afganistanie. Według mojej własnej oceny nie więcej jak pięć, może dziesięć procent.
[b]Mam na myśli nie tyle przeciętnego Amerykanina, ile elity władzy w Waszyngtonie...[/b]
A wydaje się panu, że one uważały relacje z Polską za tak strasznie ważne? Pożyteczne – może tak. Ale jest różnica między ważny a pożyteczny. Wydaje mi się, że w Polsce tej różnicy tak do końca się nie zauważa. Symbole odgrywają przesadną rolę w ocenach dwustronnych relacji między Polską i Ameryką.
[b]A więc za Obamy nasze relacje z Ameryką jakoś się zmienią czy raczej nie?[/b]
Same w sobie nie ulegną raczej zasadniczej zmianie. To, co może się zmienić, to ich subiektywna ocena z jednej lub drugiej strony. Z tym że w Ameryce nie ma w tej kwestii szczególnie szerokich wahnięć, spojrzenie na relacje z Warszawą nie zmienia się znacząco. W Polsce – takie wahnięcia się zdarzają.
[ramka]Zbigniew Brzeziński, ur. 1928, amerykański politolog polskiego pochodzenia (pierwsze dziesięć lat życia spędził w Polsce). Po obronie doktoratu na Harvardzie wykładał na wielu uczelniach amerykańskich, obecnie na Uniwersytecie Johns Hopkins. Wespół z Carlem Friedrichem przyczynił się do upowszechnienia terminu „totalitaryzm”, w naukach społecznych. Od lat 60. zaangażowany w politykę, pełnił różne funkcje doradcze w administracji amerykańskiej. W latach 1977 – 1981 był doradcą ds. bezpieczeństwa prezydenta USA Jimmy’ego Cartera. W ostatniej kampanii wyborczej popierał Baracka Obamę.[/ramka]