Powstanie bez bożej gwarancji

Niemcy i Polacy lepiej by się rozumieli nawzajem, gdyby czytali książki przeznaczone dla siebie, a nie te napisane specjalnie dla drugiej strony.

Aktualizacja: 10.01.2009 07:40 Publikacja: 10.01.2009 01:27

Powstanie bez bożej gwarancji

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Kiedyś polscy intelektualiści, wśród nich najwięksi – Stanisław Brzozowski, Czesław Miłosz czy Witold Gombrowicz – narzekali na wiarę Polaków w przedustawną harmonię. Ich zdaniem niezależnie od wszystkich zbrodni i nieszczęść Polacy wierzą, że świat ma sens etyczny, że cnoty zostaną nagrodzone, złe uczynki ukarane – jeśli nie na tym świecie, to na tamtym, ale z widocznymi doczesnymi konsekwencjami, i że szczególnie nad nami czuwa Najświętsza Panienka sprawiająca, że każda nasza największa nawet klęska obróci się ostatecznie w zwycięstwo. Miłosz zarzucał Polakom brak religijnego zmysłu, gdyż ten jego zdaniem nie jest zgodny z nazbyt optymistyczną, cukierkową wizją świata i dziejów.

Jarosław Marek Rymkiewicz w „Kinderszenen” zrywa z tym tradycyjnym polskim rozumieniem świata, który ukształtował się pod wpływem poezji romantycznej. Polscy romantycy stworzyli teologię polityczną polskości, w ramach której niezawinione cierpienia Polaków miały ewidentnie transcendentne znaczenie. Można było się zastanawiać wtedy nad sensem dziejów Polski z punktu widzenia Trójcy Świętej. Do tej pory ludzie niewiele wiedzący o Polsce słyszeli, że Polacy uważali Polskę za „Chrystusa narodów”, do czego często ogranicza się ich wiedza o polskim romantyzmie i z czego wyprowadzają wszystkie nasze zbrodnie.

[wyimek]Jest różnica między ludźmi a zwierzętami, o której traktuje Rymkiewicz – zwierzęta nie mają historii. Śmierć zająca nie pozostaje w zajęczej pamięci zbiorowej. Inaczej jest w przypadku ludzi[/wyimek]

[srodtytul]Negatywna teologia polskości[/srodtytul]

Rymkiewicz, znawca romantyzmu, autor między innymi wspaniałego cyklu książek o Mickiewiczu, świadomie wychodzi w „Kinderszenen” poza romantyczny kanon. Nie chodzi jednak o powrót do plemienności lub o pogańską pochwałę woli mocy i śmierci. W tej książce zawarty jest zarys negatywnej teologii polskości – polskości w epoce, w której Bóg jest nieobecny, przestał się angażować w ludzkie sprawy, w której cierpienia i śmierć przestały wpisywać się w porządek sensu. Tak opisywano „świat po Holokauście” w radykalnej teologii XX wieku czerpiącej między innymi od Dietricha Bonhoeffera i rozwijającej nietzscheański motyw śmierci Boga. Jeśli Holokaust może być uznany za dowód śmierci Boga, mamy prawo pytać o obecność Boga w czasie masakry Warszawy i to bez narażania się na oskarżenia o kryptofaszyzm.

Warto przypomnieć, że w jednej z poprzednich książek noszącej niemiecki tytuł – „Umschlagplatz” – pisarz nie stawiał jeszcze tak radykalnie pytania o nieobecność Boga i zastanawiał się nad Jego i naszą odpowiedzialnością: „Nieprzyzwoite jest to, że myśmy w ogóle przeżyli, a te inne dzieci, żydowskie poszły do gazu, do pieca. To był bardzo nieprzyzwoity pomysł polskiego czy żydowskiego Boga. – Nie powinieneś mieszać do tego Boga – mówi moja siostra. – To była sprawa między Niemcami a Żydami. Czyli między ludźmi. – Co mnie obchodzą Niemcy – mówię. – Niemcy będą za to pokutować do końca świata, ale to są ich, nie moje rachunki. Dla mnie jest to sprawa między Polakami a Żydami. A co do Boga, to do pewnego stopnia masz rację, bowiem mieszając Go do tego, zachowujemy się tak, jakbyśmy chcieli uniknąć odpowiedzialności: ponieważ On tak to wymyślił, ponieważ podjął taką, a nie inną decyzję, na to my nic nie mogliśmy poradzić i to nie nasza wina, że to się zdarzyło. Co nie znaczy, żebym zamierzał zrezygnować z pytania Go, o co Mu właściwie w tej sprawie chodziło. Choć może stawianie pytań dotyczących bożych intencji jest z teologicznego punktu widzenia niedozwolone. Tyle że ja pytam Go nie z jakiegoś teologicznego punktu widzenia, ale z punktu widzenia tego chłopca, który stoi w czapce i w białych skarpetkach na wysokim peronie w Otwocku. I nie pytam nawet, bo może nie jestem do tego uprawniony, dlaczego to im uczyniłeś? Pytam tylko: dlaczego uczyniłeś to mnie, temu chłopcu na peronie?”.

[srodtytul]Życie i nic więcej[/srodtytul]

W „Kinderszenen” czytamy, że wojna może być zrozumiana z perspektywy „Zająca” Dygasińskiego i z perspektywy Schopenhauera, a nie w ramach teologii polskości Mickiewicza, Słowackiego czy Krasińskiego. W tej perspektywie „jest tylko życie – takie, jakie jest: z jego obrzydliwością, z jego dzikim pięknem i z jego straszliwą energią – i nie ma nic więcej”. Ludzie są tak jak zwierzęta częścią wspólnoty życia, w której trwa nieustanna, okrutna walka, a wygrywa w niej nawet nie ten, kto jest silniejszy i najlepiej przystosowany, lecz ten, kto ma więcej szczęścia; decyduje los lub przypadek.

Wystarczy sięgnąć po esej z 1922 roku „Walka jako wewnętrzne przeżycie” Ernsta Jüngera, by zobaczyć różnicę w stosunku do tej filozofii życia, która zatriumfowała w Niemczech. Dla Jüngera śmierć jest afirmacją życia, a w walce ujawnia się jego prawdziwa istota, wtedy przeżywa się „ekstazę krwi”. „Najwspanialsze w życiu jest to, że właśnie wtedy, gdy śmierć najbardziej chciwie je dusi, w wojnie, rewolucji, zarazie, najbardziej barwnie i najbardziej ekscytująco przepływa”. (Der Kampf als inneres Erlebnis, w: Essays I, Sämtliche Werke, t. 7. Stuttgart 1980, s. 36.) „Co może być bardziej święte niż walczący człowiek?” – pytał Jünger. Ten opis życia jest opisem z punktu widzenia drapieżnika. W walce zwycięża „żądza krwi”, jedynym celem jest „zniszczenie przeciwnika”, walczący stają się „jednym ciałem”, przeżywając coś w rodzaju superorgazmu.

Rymkiewicz, choć rozumie przyjemność, jaką mordowanie sprawia mordercom, nie upaja się śmiercią, nie uważa jej za największą afirmację życia ani za najwspanialszą możliwość, za konstytutywną cechę „bytu przytomnego”, jak twierdził Heidegger. Wręcz przeciwnie – śmierć nie jest wzniosła. Jest tożsama ze zdychaniem. Zwierzęta umierają i cierpią nie inaczej i nie mniej niż ludzie.

Nie ma od razu przepaści ontologicznej między nami a nimi, jak przyjmował optymistycznie Heidegger. A jeśli jest, to jest tylko kwestią wiary, a nie różnicą doświadczenia: „różnica między umieraniem a zdychaniem jest co najmniej wątpliwa, a kiedy nad tym problemem trochę się pomyśli, to zaraz widać, że nie ma żadnej różnicy – skutek umierania jest bowiem akurat taki sam, jak skutek zdychania. Życie (kompletnie nie wiadomo dlaczego) gdzieś ucieka, gdzieś się ulatnia, rozwiewa, znika – tyle wynika ze zdychania oraz z umierania. Nasze doświadczenie mówi nam tylko tyle, a kto twierdzi, że jest inaczej, fałszuje swoje doświadczenie”. No właśnie.

I jest to nie tylko niezrozumiałe, ale i skandaliczne, obrzydliwe – i żadne przesłodzone opowieści o tym, że jest to tylko przejście do lepszego świata, tego nie zmienią. Wszystko inne jest nadzieją. O Iwanie Waszenko, żołnierzu RONA, „preparacie anatomicznym”, którego istnienie nie wydaje się niczym uzasadnione, czytamy: „Coś wyłoniło się i zostało wchłonięte. Nadal bez odpowiedzi na pytanie – po co? Powiedzmy, że czeka tam zmartwychwstania. Ciekawe, czy dowie się wtedy, po co zabijał i po co go zabito. Czy będzie tam ktoś, kto potrafi mu to wytłumaczyć”.

Rymkiewicz był dzieckiem w czasach, gdy zabijanie bez powodu było doświadczeniem codziennym – każdy mógł wpaść w zasadzkę i zostać zabity. Kiedy opowiada o tym, jak sowieccy lotnicy strzelali do niego i do ojca idących torem w kierunku Piaseczna, stwierdza: „Ciekawe jest zaś tylko to, że mnie wtedy w ogóle to nie zdziwiło – że ktoś chce mnie zabić bez powodu. Przestraszyli mnie i to nieźle, ale nie zdziwili. Przyjąłem ich zamiar bez zdziwienia. Czyli, ujmując to inaczej, przyjąłem, że jest to rzecz naturalna i oczywista; że to się mieści w porządku tego świata; że tego porządku nie zakłóca”. I rozsądnie sądzi, że chociaż skończył się faszyzm i chociaż skończył się komunizm, zabijanie bez powodu bynajmniej się nie skończyło.

[srodtytul]Ukryty sens historii[/srodtytul]

Ale ta filozofia życia to nie wszystko, co jest zawarte w tej książce. Gdyby tak było, niewiele więcej dałoby się już powiedzieć. Czy nie musielibyśmy po prostu stwierdzić, że los nie sprzyja Polakom? Czy jednym błędem Hansa Franka jest to, że przegrał, bo tak chciał jego los? I że nie mógł działać inaczej, niż działał, a Niemcy zabijali nas tak, jak drapieżnik zabija słabszego. A pech Polaków polegałby na tym, że nie byli – i nie są – dostatecznie silni i drapieżni.

Jest wszakże istotna różnica między ludźmi a zwierzętami, o której traktuje ta książka – zwierzęta nie mają historii. Śmierć zająca nie pozostaje w zajęczej pamięci zbiorowej. Inaczej jest w przypadku ludzi. „Jeśli w historii wydarza się coś naprawdę ważnego, to jest pewne, że wcześniej czy później albo sami usymbolizujemy to w naszych głowach, albo samo to się w nich na swój sposób usymbolizuje” – co więcej, Rymkiewicz sądzi, że historia ma swój tajemniczy, ukryty sens, którego nie znamy.

Polacy nie są stadem zajęcy, gromadą żółwi czy kłębowiskiem raków w skrzynce przed sklepem Meinla w okupowanej Warszawie. Jedność Polaków nie jest biologiczna, lecz historyczno-symbolicznie-polityczna. Wynika z takiego samego – mniej więcej – stosunku do historii, jaki mają Polacy, z tego, w jaki sposób się do nich odnosimy i – co ważniejsze – w jaki sposób one odnoszą się do nas. Różnica między żółwiami a Polakami polega zatem na pamięci i na byciu narodem. Dlatego też narody mogą ginąć także wtedy, gdy jego członkowie przeżywają fizycznie. Polska może umrzeć, choć będą żyli ludzie, którzy byli Polakami. To dlatego Hans Frank sądzi, że skoro niemożliwe jest zamordowanie wszystkich Polaków, trzeba zabić Polskę, pozbawić Polaków politycznego istnienia.

Rymkiewicz pisze jednak nie tylko o różnicy między rakiem, żółwiem i kotem a człowiekiem, lecz również o zasadniczej różnicy między Polakami i Niemcami. Nie polega ona tylko na tym, że w polskich i w niemieckich głowach historię symbolizuje się inaczej, że co innego jest dla nas ważne. Jak wiadomo ci, których to niezmiernie niepokoi, postanowili stworzyć jedną wspólną historię, aby ostatecznie znieść tę różnicę.

Rymkiewicz twierdzi jednak, że chodzi o coś więcej. Różnica między ówczesnym chłopcem polskim a niemieckim jest zasadniczą różnicą etyczną: „Nie próbowałem... zabić żółwia, przecinając mu nerw mózgowy narzędziem szydłowatym – tłumaczy się to tym, że nie byłem chłopcem niemieckim, lecz polskim – czyli żyłem po stronie dobra, a nie po stronie zła”. To bardzo mocne zdanie. Przytoczony powyżej cytat z „Umschlagplatz” przypomina jednak, że ten polski chłopiec pytał potem także o swoją winę.

Jak jednak w świecie kłębiącego się bez sensu życia może istnieć strona dobra i strona zła? Jak w ogóle pojawia się w nim takie rozróżnienie? Czy przez litość i miłosierdzie, które jak wiadomo Schopenhauer uznawał za niewytłumaczalną, niepojęta, aprioryczną podstawę moralności? Oskarżany przez żonę o okrucieństwo narrator w „Umschlagplatz” mówi: „We mnie jest tyle litości, że ja nie wiem, gdzie ona się we mnie mieści”. W „Kinderszenen” Polacy są po stronie dobra, bo przeciwstawiają się orgii mordowania i nie zgadzają się na życie w Morzelanach zarządzanych przez Hansa Franka, czyli w Generalnym Gubernatorstwie.

Wielu moich znajomych, ba, nawet przyjaciół, było chłopcami niemieckimi, a nie polskimi. Chłopcem niemieckim był Immanuel, a także Richard, z którym od dawna się przyjaźnię. Czy wiedzieli, że żyją po stronie zła? Tłumaczyli mi, że wyrastali w przekonaniu, iż „Niemcy nie robią takich rzeczy”. Opowiadali, jak wielki szok przeżyli, gdy się dowiedzieli o obozach koncentracyjnych i o tym, jak wyglądała niemiecka okupacja w Polsce. Ale doktryna własnej rasowej wyższości była im przecież dostatecznie dobrze znana, uczyli się jej w Hitlerjugend. Byli pewni, że należy się im wyższe miejsce w hierarchii istnień i że wobec Polaków stojących znacznie niżej, nie mówiąc już o Żydach, nie obowiązują te same zasady jak pośród nich samych. Amerykanie dokonali później ich kulturowego przeprogramowania, ale teraz na starość wszyscy stali się znowu „narodowo-konserwatywni” i wspominają głównie sobie wyrządzone krzywdy.

[srodtytul]Szaleńczy kat niezgody[/srodtytul]

Polacy, walcząc z Niemcami, nie zamierzali ich unicestwić. Polacy nie rozpoczęli walki po to, żeby Niemców wymordować. Nawet potem, gdy ich „wypędzali”, nie chcieli ich wszystkich pozabijać – po prostu nie chcieli ich już oglądać. (Jeden z moich niemieckich kolegów popełniał zabawny językowy błąd – zamiast „wypędzeni” mówił „przepędzeni”. Być może to słowo znacznie lepiej oddaje istotę tego, co się stało – to nie było to „wypędzenie”, to było „przepędzenie”.) Polacy odpowiadali na próbę sprowadzenia ich na poziom zwierzęcy, a na pewno podludzki, a więc na znacznie niższy poziom hierarchii wcielenia niż ten, który zarezerwowali sobie Niemcy.

Bismarck stwierdził kiedyś, że to dopiero Niemcy uczynili Polaków ludźmi. Hitler, Himmler, Goebbels i ich towarzysze postanowili odebrać nam ten przywilej, sprowadzając nas do poziomu innych zwierząt. Powstanie warszawskie było odpowiedzią na tę sytuację. Jak pisze Rymkiewicz: „Trzeba było dać sobie radę z niemieckim mordowaniem, z jego nonsensem – powiedzieć Niemcom, że ich szaleństwo napotkało na coś, z czym przez wieki całe – chcąc mieszkać obok nas – będą musieli się liczyć. Na ich szaleństwo mordowania Polacy musieli odpowiedzieć swoim szaleństwem – jeśli chcieli nadal istnieć na ziemi”.

Oczywiście były też inne odpowiedzi. Niektórzy, zapisując się na volkslistę, starali się nieco poprawić swój status w zaproponowanej przez narodowych socjalistów hierarchii istnień. W każdym razie mordowanie Polaków przez Niemców, którzy zbytnio naczytali się Schopenhauera, Nietzschego, Jüngera i trywialnej literatury narodowosocjalistycznej, okazuje się szaleństwem, nie jest bynajmniej zdarzeniem naturalnym, nie należy, jak się przekonujemy, do naturalnego porządku rzeczy, który należy przyjąć z pokorą i zrozumieniem jak los zająca u Dygasińskiego. Powstanie warszawskie jest aktem zasadniczej, choć być może szaleńczej, niezgody na ten porządek rzeczy – tak doskonale pojmowanym i w miarę sił realizowanym przez Hansa Franka.

Aby lepiej rozumieć zaznaczająca się do dzisiaj różnicę między ówczesnym chłopcem polskim a niemieckim, warto sięgnąć po ostatnią książkę wybitnego niemieckiego poety tego samego pokolenia – starszego tylko o sześć lat od Rymkiewicza Hansa Magnusa Enzensbergera, kiedyś radykała, ważnej postaci ruchu studenckiego 1968 roku zatytułowanej „Hammerstein, czyli upór” (Hammerstein oder der Eigensinn, Frankfurt am Main 2008).

Także ten poeta wyruszył na poszukiwanie sensu lub bezsensu narodowej historii, usiłując zrekonstruować motywy prowadzące do największej niemieckiej klęski i hańby – rządów Adolfa Hitlera. Bohaterem jego opowiadania jest generał Kurt von Hammerstein-Equord, w chwili objęcia władzy przez Hitlera głównodowodzący siłami lądowymi, i jego rodzina.

Chodzi jednak o sprawy ogólne. Jak czytamy w posłowiu: „Na przykładzie rodziny Hammersteinów można zrekonstruować i pokazać w sposób skondensowany wszystkie decydujące motywy i sprzeczności niemieckiego kryzysu: od sięgnięcia przez Hitlera po totalną władzę do niemieckiego zataczania się między Wschodem a Zachodem, od upadku Republiki Weimarskiej do porażki oporu, od siły przyciągania utopii komunistycznej do końca zimnej wojny”.

Generał Hammerstein, związany politycznie z generałem Kurtem Schleicherem, którego zamordowano w czasie nocy długich noży, był od początku przeciwnikiem Hitlera. Starał się skłonić Hindenburga, by nie powierzał mu urzędu kanclerza. Po roku został zwolniony ze stanowiska i tylko na krótko we wrześniu 1939 roku został ponownie powołany do służby czynnej. Miał dowodzić wojskiem na Śląsku, potem armią na froncie zachodnim, przez chwilę przewidywano go na dowódcę wszystkich wojsk na Wschodzie. Podobno już wtedy planował zabicie lub uwięzienie Hitlera. Umarł w roku 1943 roku, nie brał więc udział w zamachu z 20 lipca 1944. Natomiast dwaj jego synowie byli luźno związani z zamachowcami i zmuszeni byli się ukrywać, gdy spisek spalił na panewce. Wdowę wraz z najmłodszą córką oraz najmłodszego syna w ramach odpowiedzialności rodzinnej – „Sippenhaft” – uwięziono, między innymi w Dachau.

Książka Enzenbergera nie jest jednak jeszcze jedną z opowieści o oporze niemieckich patriotów starej – pruskiej – daty przeciw Hitlerowi. Jest to także historia infiltracji tych elit oraz w ogóle Niemiec przez komunizm. Albowiem córki Hammersteina „wykazywały zadziwiającą inklinację do komunistów i Żydów”. Najstarsza wstąpiła do partii komunistycznej, przez pewien czas była kochanką Wernera Scholema, brata słynnego żydowskiego filozofa Gershoma Scholema, przyjaciela i wydawcy Waltera Benjamina. Po wojnie zamieszkała w NRD, pracowała jako adwokat i, jak wynika z akt, była współpracownikiem sowieckich służb specjalnych. Druga córka związała się z pochodzącym z Rzeszowa komunistą Leonem Rothem, który pracował dla wywiadu kominternowskiego kierowanego w Niemczech przez posła do Reichstagu Hansa Kippenbergera. Obaj zostali zamordowani w czasie czystek stalinowskich. Córki wykradały dokumenty ojcu i przekazywały agentom sowieckim. Przypuszcza się, że tą drogą dotarł do Moskwy tekst przemówienia Hitlera wygłoszonego na początku lutego 1933 na kolacji dla generalicji, w której zapowiadał dążenia do zdobycia „przestrzeni życiowej na Wschodzie”. Generał Hammerstein nie miał chyba nic przeciwko działalności córek – sam zresztą przyjaźnił się z agentką wywiadu sowieckiego Ruth von Meyenburg. Miał też doskonałe kontakty z sowieckimi generałami, łączyła go niemal przyjaźń z Woroszyłowem.

[srodtytul]Ambiwalentny związek uczuciowy[/srodtytul]

Jeśli Rymkiewicz nie jest pewny, czy Iwan Waszenko rzeczywiście czeka na zmartwychwstanie i czy dowiedział się czegoś więcej o sensie swego życia, Enzensberger ożywia swoje postacie i prowadzi z nimi pośmiertne wywiady, wypytuje je, by ustalić fakty, dowiedzieć się, jakie motywy nimi powodowały. Jego książka to historia pruskiej elity ulegającej totalitarnej pokusie – i to w dwóch postaciach: narodowego socjalizmu i komunizmu. Zarazem jest to poszukiwanie innych, lepszych – antynazistowskich – Niemiec.

Pozwala też lepiej rozumieć ten szczególny, głęboki, choć ambiwalentny – oscylujący między miłością a nienawiścią – uczuciowy związek, jaki do dziś łączy elity niemieckie z rosyjskimi. Enzensberger pokazuje, jak bliskie są stosunki generalicji obu państw. Cytuje stwierdzenie generała von Seeckta z 1920 roku: „Tak jak przed wojną Rosja i Niemcy są zdane na siebie. Gdy Niemcy staną u boku Rosji, będą nie do pokonania. Jeśli Niemcy zwrócą się przeciw Rosji, stracą jedyną nadzieję na przyszłość, jaką mają”. Ci, którzy toczyli tak bezwględną wojnę, przedtem spotykali się na wspólnych ćwiczeniach, stosowali w walce to, czego nauczyli się na wspólnych manewrach. Był wśród nich między innymi zdobywca Berlina generał Żukow. W Rosji szkolono też niemieckich pilotów (240 rocznie w latach 1924 – 1933), testowano niemieckie samoloty; oba kraje pracowały nad bronią chemiczną. Ostatnie spotkanie generalicji sowieckiej i niemieckiej odbyło się w lipcu 1933 roku, szkołę lotników rozwiązano w czerwcu, a we wrześniu 1933 roku zlikwidowano wszystkie bazy niemieckie w Rosji. Jednak, jak wiemy, już w 1939 roku Hitler zmienił politykę. Niestety, w 1941 roku popełnił fatalny błąd, atakując Związek Sowiecki.

Ernst Jünger w eseju „Węzeł gordyjski” napisanym w 1953, kiedy już znacznie złagodniał i stał się zwolennikiem pokojowo zjednoczonej Europy, sugeruje, że błędem spiskowców z 20 lipca było to, że po zabiciu Hitlera zamierzali zawrzeć pokój z państwami zachodnimi, by dalej walczyć z Rosją Sowiecką, i zastanawia się, dlaczego Hitler nie trwał w sojuszu zawartym w 1939 roku. „Przejście od paktu do sojuszu doprowadziłoby do strasznej koncentracji siły” (Der gordische Knoten, Essays I, Sämtliche Werke, t. 7. Stuttgart 1980, s. 434)

Jedną z postaci przewijających się w książce Enzensbergera jest Herbert Wehner, wówczas działacz Kominternu, głęboko zaangażowany w sprawy wywiadowcze, oskarżany o udział w czystkach i denuncjacje, po wojnie jeden z przywódców SPD i architektów polityki wschodniej Republiki Federalnej. Pamiętamy, jak wczesną zimą 1982 roku przyjechał do Warszawy, by wesprzeć moralnie generała Jaruzelskiego. Według Enzensbergera ostatnim aktem dziejów „zataczania się między Wschodem a Zachodem” było marzenie Gerharda Schrödera o stworzeniu osi Paryż – Berlin – Moskwa.

Tak mniej więcej wygląda „strona dobra” opisana przez niemieckiego poetę, który w czasie wojny był niemieckim chłopcem. Widać, że dzielą nas światy – któż z nas jest w stanie zrozumieć fascynację kominternowskimi agentami, nawet jeśli padali potem ofiarą czystek lub tracili wiarę w utopię? Dlaczego jedni mordercy, jak Woroszyłow, o których wiemy między innymi, że podpisał się pod rozkazem zamordowania polskich oficerów, mieliby być lepsi od innych, jak Hans Frank? Czy możemy podzielać szacunek dla pruskich oficerów, którzy współpracowali z Sowietami i nie mieli nic przeciwko inwazji Polski? Także Hammerstein wypowiadał takie opinie jak: „Pominąwszy tempo, Hitler chce właściwie tego samego co Reichswehra”.

Łatwiej jest jednak po lekturze tej książki zrozumieć, dlaczego do tej pory tak silna jest w Niemczech tendencja także w Polsce szukania partnerów przede wszystkim wśród dawnych komunistów, zwłaszcza niesłowiańskiego pochodzenia. To oni reprezentują – mimo wszystko – dobro, a nie polscy nacjonaliści z AK i ci, którzy kultywują pamięć o nich.

[srodtytul]Niemcy obrońcą Polski[/srodtytul]

Czytając dzienniki Hansa Franka, który mówi w nich o wolności i państwie prawa, potępia państwo policyjne, Rymkiewicz stara się zrozumieć, jak ktoś dokonujący strasznych zbrodni mógł zarazem twierdzić, że nie jest zbrodniarzem. Odpowiedzi można szukać, zdając sobie sprawę, że nigdy nie będzie ona ostateczna, także u takich autorów jak Jünger, który chciał wojny szlachetnej, rycerskiej, twierdził jednak, że ze „Wschodem” nie można było jej prowadzić. Ta wojna – odwieczna wojna Europy z Azją – była czymś zupełnie innym niż ta na Zachodzie. Tu nie obowiązywały żadne reguły – tak jak w walce Greków z barbarzyńcami.

[wyimek]Polacy, walcząc z Niemcami, nie zamierzali ich unicestwić. Nawet potem, gdy ich „wypędzali”, nie chcieli ich wszystkich pozabijać – po prostu nie chcieli ich już oglądać[/wyimek]

Nawet dla powojennego, zdemobilizowanego i zdemilitaryzowanego Jüngera Niemcy, które wydały Hitlera i wymordowały miliony bezbronnych ludzi, reprezentowały cywilizację zachodnią i wolność. A upadek Berlina będzie miał konsekwencje takie jak upadek Konstantynopola. Czy może być większa pycha? A gdzie w tym odwiecznym konflikcie było miejsce Polski? Czy jest ona według Jüngera Azją czy Europą? Otóż nie jest jednym ani drugim – jest tylko polem zmagań, obszarem spornym, przez który maszerowały wojska Wschodu (Rosji) i Zachodu (Niemiec). Prusy i Austrię przedstawia jako zaporę dla Azji; gdy one runęły – Polska i Bałkany padły łupem bolszewizmu. Tak więc Niemcy były obrońcą Polski i jej europejskiej tożsamości – także wtedy, gdy dokonywały mordu na Woli. Prawda Franka jest również prawdą Jüngera, laureata wielu powojennych nagród literackich, w tym nagrody imienia Goethego.

Inna jest epistemologia historyczna obu poetów. Enzensberger usiłuje poprzez dokumenty, wspomnienia, opublikowane książki dotrzeć do przeszłości, oddzielić fikcję od faktów. Napotyka na takie same trudności co Rymkiewicz – nieprzejrzystą gmatwaninę zdarzeń, luki w pamięci, sprzeczne relacje dotyczące tych samych wydarzeń. Rymkiewicz wie jednak, że niemożliwie jest to, co chce osiągnąć Enzensberger – dotrzeć do tego, jak „naprawdę było”. Jako fenomenolog życia zdaje sobie sprawę, że ujawnia się ono tylko w poszczególnych aspektach: „To, co jest życiem, wychodzi na jaw, staje się dostępne w swojej całości tylko we wszystkich swoich wyglądach, tylko przez wszystkie swojej strony”.

Jarosław Marek Rymkiewicz napisał swoją książkę dla Polaków, Enzensberger – dla Niemców. Niemcy i Polacy lepiej by się rozumieli nawzajem, gdyby czytali książki przeznaczone dla siebie, a nie te napisane specjalnie dla drugiej strony. Rymkiewicz nie wymaga przy tym od Niemców aktów ekspiacji czy zadośćuczynienia: „Nie mogę powiedzieć, że mam jakieś wielkie pretensje do Niemców, że czegoś od nich oczekuję czy czegoś żądam. Chciałbym tylko, żeby wiedzieli, co mi zrobili – zniszczyli moje dzieciństwo i zrujnowali moją ośmioletnią wyobraźnię. Została kupa gruzów, kupa trupów, wielka dziura, wielkie szambo wypełnione czarną krwią”.

„Umschlagplatz” został przełożony na niemiecki, idę jednak o zakład, że „Kinderszenen”, które w pewnym sensie są dopełnieniem tamtej historii, przełożone nie zostaną, nie wywołają dyskusji. I trudno nie pytać, dlaczego tak właśnie będzie i co to mówi o obecnym „pojednaniu”?

[ramka]

[b]O „Kinderszenen” pisali:[/b]

Paweł Lisicki [link=http://www.rp.pl/artykul/61991,203087_Pawel_Lisicki__Powstanie__polskosc__los.html]„Powstanie, polskość, los”[/link], 11.10.2008

Piotr Skwieciński [link=http://www.rp.pl/artykul/61991,206347_Ksiazka_na_nowe_czasy.html]„Książka na nowe czasy”[/link], 18.10.2008

Piotr Semka [link=http://www.rp.pl/artykul/61991,209773_Rymkiewicz_jest_tylko_jeden_.html]„Rymkiewicz jest tylko jeden”[/link], 25.10.2008

Grzegorz Górny [link=http://www.rp.pl/artykul/9148,223038_Mistyka__ziemi_i_krwi.html]„Mistyka ziemi i krwi”[/link], 22.11.2008[/ramka]

Kiedyś polscy intelektualiści, wśród nich najwięksi – Stanisław Brzozowski, Czesław Miłosz czy Witold Gombrowicz – narzekali na wiarę Polaków w przedustawną harmonię. Ich zdaniem niezależnie od wszystkich zbrodni i nieszczęść Polacy wierzą, że świat ma sens etyczny, że cnoty zostaną nagrodzone, złe uczynki ukarane – jeśli nie na tym świecie, to na tamtym, ale z widocznymi doczesnymi konsekwencjami, i że szczególnie nad nami czuwa Najświętsza Panienka sprawiająca, że każda nasza największa nawet klęska obróci się ostatecznie w zwycięstwo. Miłosz zarzucał Polakom brak religijnego zmysłu, gdyż ten jego zdaniem nie jest zgodny z nazbyt optymistyczną, cukierkową wizją świata i dziejów.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą