[b][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2009/03/20/wladza-w-krotkich-spodenkach/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Opuszczenie przez Donalda Tuska sejmowej debaty po to, by relaksować się z przyjaciółmi z rządu kopaniem piłki, uznane zostało za pierwszą naprawdę poważną wizerunkową wpadkę od chwili objęcia przez niego urzędu premiera. Bynajmniej nie dlatego, by rzecz istotnie miała duże znaczenie merytoryczne. Każdy zorientowany w sprawie przyzna, iż niewiele zmieniało, czy rządowa ława pozostawała pusta, czy też siedziałby w niej premier z zadumaną miną i grupą wiernych współpracowników za plecami. Ale też od dawna już kwestie merytoryczne nie mają dla popularności polityka istotnego znaczenia – liczą się obrazki, na jakich zapisuje się on w pamięci wyborców. I właśnie obrazek premiera beztrosko kopiącego z ministrami piłkę, gdy ważą się istotne dla obywateli sprawy, uznano za groźniejszy dla wizerunku Tuska niż wszystkie jego rzeczywiste zaniechania i błędy – tak jak, dajmy na to, Wałęsę zniszczyło w oczach wyborców „podawanie nogi” Kwaśniewskiemu, a Krzaklewskiego zadzieranie podbródka.
[srodtytul]Kierunek: frasobliwość[/srodtytul]
Czy jednak na pewno specjaliści od piaru mają tutaj rację? Był przecież moment, gdy boiskowe hobby Tuska ogrywano w mediach bardzo chętnie, jego specjaliści od wizerunku wręcz dbali o to, aby premier w piłkarskim stroju prezentowany był we wszystkich mediach jak najczęściej. Miało to budować skojarzenia pozytywne – młody duchem, sprawny fizycznie, przede wszystkim zaś „swój chłopak”.
W gruncie rzeczy można by się tej linii trzymać i w tej sprawie: w Sejmie jakieś tam nudne ględzenie (a wiadomo, jak Polacy oceniają Sejm), kto może mieć pretensję do premiera, że nie mógł już tam wysiedzieć i wolał zadbać o swą kondycję? Gdyby rzecz miała miejsce kilka miesięcy wcześniej, rządowe „przesłania dnia” szłyby prawdopodobnie w tym kierunku i słyszelibyśmy, iż dobry wypoczynek premiera to sprawa wagi państwowej, bo człowiek przepracowany podejmuje złe decyzje.