[b][link=http://blog.rp.pl/lisicki/2009/09/04/kiedy-panstwo-przekracza-granice/]skomentuj na blogu[/link][/b]
Okazało się bowiem, że oni również popełniają błędy. Nie da się łatwo naprawić krzywd moralnych, psychicznych i fizycznych, których ofiarą stała się rodzina Szwaków z Błot Wielkich.
Zwykle argumentem za wzrostem ingerencji państwa w życie rodzinne są przypadki nadużywania władzy przez rodziców. Ileż można przytoczyć tragicznych historii o wyrodnym ojcu lub matce, którzy znęcają się nad swymi dziećmi. Nic dziwnego, że opinia publiczna skonfrontowana z taką opowieścią – o niewinnym dziecku bitym lub choćby skrajnie zaniedbanym przez najbliższych – domaga się rozwiązania problemu. Słychać wtedy głosy tych, którzy chcieliby ograniczyć władzę rodzicielską i przekazać ścisły nadzór nad wychowaniem do różnych wyspecjalizowanych instytucji.
Taka reakcja to nic dziwnego. W końcu żyjemy w świecie, z którego pojęcie nieprzezwyciężonego zła zostało usunięte. Wszystko okazuje się tylko problemem do rozwiązania. Ostateczną konsekwencją takiego podejścia jest w ogóle zmiana rozumienia autorytetu i władzy rodziców: w niektórych państwach, jak Szwecja, straciły one już charakter czegoś naturalnego i przyrodzonego, co tylko w szczególnych przypadkach i pod wyraźnie ograniczonymi warunkami wolno państwu korygować, a stały się niemal zwykłą funkcją przekazaną przez urząd. Kto wykonuje ją źle, traci ją. Państwo w każdej chwili może ją rodzicom odebrać, ci zaś zmieniają się w publicznych funkcjonariuszy, którym powierzono jedynie zarząd nad dzieckiem. Tyle.
Ale właśnie historia Szwaków, o której od tygodni opowiada sobie Polska, pokazuje coś całkiem innego. Przypominam, że kilka dni po narodzinach małej Róży sąd – na podstawie opinii szpitala i kuratorki – odebrał im dziecko. Powód? Bałagan w domu i nieporadność rodziców. Tak jakby w Polsce mało było ubogich rodzin wielodzietnych. I jakby bieda mogła być powodem odebrania uprawnień rodzicielskich. Co gorsza, lekarze w szpitalu podali matce środki na powstrzymanie laktacji, a piersi kazali ścisnąć. Noworodek znalazł się w rodzinie zastępczej. W czwartek okazało się, że zdaniem biegłych z rodzinnego ośrodka w Poznaniu dziewczynka powinna wrócić do domu. Mimo to Róża trafi do rodziców najwcześniej po 18 września, bo na ten dzień wyznaczono termin rozprawy odwoławczej.