„Kapuściński non-fiction” to jedna z lepszych „książek-dróg”, jakie ostatnio przeczytałem. Artur Domosławski opowiedział nie tylko o drodze życiowej Kapuścińskiego, zwanego „Reporterem XX wieku”, ale ukazał zarazem swoją własną – długą i mozolną – tropę terminowania, na której przeszedł Mistrza... Kapuściński takiej książki by nie napisał.
Z tego, co rozumiem przy pierwszej lekturze, Domosławski popatrzył w głąb człowieka, którego przez lata oglądał w masce maestra. Po jego śmierci nadużył zaufania jego żony, miał wstęp do jego archiwum, życzliwość jego kolegów. Mógł więc zajrzeć pod maskę, którą opisał w uśmiechu Kapu na wstępie.
Wędrował trzy lata tropami Mistrza. Wyobrażam sobie, co za przygoda: Meksyk, Boliwia, Kolumbia, Argentyna, Angola, Etiopia, Kenia, Uganda, Tanzania, Kanada i Stany Zjednoczone, a także „teczki”, donosy kolegów, naszepty kochanek. Ileż dziur się otworzyło, ujawniając drugie dno, trzecie dno. Domosławski pokazał, że można z tego zrobić majstersztyk!
Media przegięły pałę jeszcze przed wydaniem książki i medialna wrzawa po swojemu rozstawiła akcenty, rozdmuchując skandal. Nagłośniono odmowę publikacji książki przez Znak, który ją wcześniej zamówił, i próbę żony Kapuścińskiego, która chciała zablokować książkę w sądzie. Następnie wyławiano co bardziej kontrowersyjne epizody i pastwiono się – jedni nad bohaterem, inni nad autorem... – nie dając możliwości czytelnikowi zajrzeć do kontekstu. A że Ryszard Kapuściński jako korespondent był szpiegiem, a wcześniej pisał ody do Stalina, że wierzył w partię i w lewiznę, Hajle Sellasje był nie taki, a Che Guevarę zmyślił. Z kolei Arturowi Domosławskiemu się dostało za niecną zdradę przyjaciela i ubijanie autorytetu, a Martin Pollack zdążył nawet obiecać, że książki na język niemiecki nie przełoży... Ów zgiełk medialny pokazał dobitnie, że w Polsce ciągle dominują głosy, które przechodziły mutację jeszcze w PRL.
Jeśli chodzi o warsztat, to większość zarzutów jest bzdurna, jak choćby o tej trawie, co niewiadomo, na ile rosła – półtora metra czy dwa? Ryszard Kapuściński na mojej półce z książkami stoi obok Nicolasa Bouviera i Bruce’a Chatwina. Nie słyszałem, aby ktoś się czepiał Chatwina, że Kaspar Utz na drugie imię miał Wilhelm, a nie Joachim. Albo do Bouviera, że nie mógł widzieć kami w świątyni zenu, bo to bóstwa sintoistyczne.
Natomiast co do pretensji o ploty pozamałżeńskie, to jedno mnie dziwi, że Domosławski dał głos anonimowym kochankom. Ja bym tam panie wabił po familiach. A córka Zojka sama sobie winna, że nie mógł zrobić z nią wywiadu.
Sławek Popowski napisał w blogu, że na Domosławskiego jest sposób. Wystarczy zapytać, czy chciałbyś, aby ten facet był przyjacielem twojego domu? Przez chwilę się zadumałem, lecz Natasza była szybsza. Dlaczego by nie, zapytała naiwnie, wszak ty nie jesteś Kapuszczinski?
[i]Mariusz Wilk — dziennikarz i pisarz. Autor książek „Wilczy notes”, „Wołoka”, „Dom nad Oniego”, „Tropami rena” oraz „Konspira. Recz o podziemnej «Solidarności»”. Mieszka na północy Rosji.[/i]