To nie przypadek, że tak wiele osób, mówiąc o Jacku Pałkiewiczu, używa słowa „zazdrość”. A nie są to ludzie, których skręca to uczucie tylko dlatego, że ktoś ma czegoś więcej, że w notesie ma numery telefonów możnych tego świata, że pięknie mieszka, ma piękną żoną, był wszędzie, a jeśli jeszcze nie był, to będzie... Naprawdę zazdrościmy mu pasji i konsekwencji w dążeniu do osiągnięcia celu. Niczego innego. Tylko tyle i aż tyle pozwoliło mu nagiąć życie do swojej woli. A to udaje się nielicznym, wybranym.
Po 30 latach przygód w ekstremalnie trudnych warunkach, po wyprawach do najbardziej niedostępnych miejsc, Pałkiewicz postanowił zebrać swoje doświadczenia w książce napisanej przez kogoś innego. Chciał zobaczyć siebie czyimiś oczyma. Padło na Andrzeja Kapłanka, bo – jak miał powiedzieć przyszłemu autorowi – „nie tylko jesteś przyjacielem, ale także człowiekiem z zasadami”.
Że zasady do pisania dobrej biografii mają się nijak, przekonuje niedawny casus Artura Domosławskiego, który – zdaniem jego licznych przeciwników – okazał się człowiekiem bez zasad właśnie, co nie przeszkodziło mu, a może i pomogło w napisaniu o Ryszardzie Kapuścińskim książki wyjątkowej. Porównanie to jest, oczywiście, naciągnięte, choćby dlatego, że Domosławski pisał o człowieku nieżyjącym, a Kapłanek miał świadomość, że to, co napisze, autoryzować będzie bohater jego opowieści, na którego pobłażliwość nie ma co liczyć. Niemniej wolałbym, w jakiejkolwiek książce, nie czytać takich pytań jak to: „Czy nie przeraża cię moment, gdy zamiast wolności wagabundy musisz włączyć się do szarej codzienności, dostosować do cywilizacyjnych wymogów miasta, na powrót wsłuchiwać się w medialny jazgot zdominowany przez wojny, katastrofy, afery?” Zamiast odpowiedzi mamy cytat z piosenki Klenczona: „Dla obieżyświatów port to dobry dom” i podsumowanie Kapłanka utrzymującego, że wśród licznych talentów Pałkiewicza brakuje słuchu. Bardzo to odważne stwierdzenie, ale raczej nie takich sensacji oczekiwalibyśmy po tej książce.
[srodtytul]Żadnej bezpłatnej reklamy[/srodtytul]
I Andrzeja Kapłanka, i piszącego te słowa zaskoczyła natomiast informacja o obronieniu przez Jacka Pałkiewicza w 2001 roku w Moskwie pracy doktorskiej. Oceniający ją recenzenci – profesor B.A. Nowakowski, dr A.B. Markiełow i dr N.J. Miniewa – „podkreślili jej walory naukowe i znaczący wkład wniesiony do rozwoju wiedzy hydrologicznej”. Doktorat ten był zwieńczeniem odkrycia źródeł Amazonki, czego dokonała kierowana przez Jacka Pałkiewicza międzynarodowa wyprawa „Amazon Source’ 96”. W 1999 r. odkrycie to, wcześniej kwestionowane, potwierdziło Peruwiańskie Towarzystwo Geograficzne. Wydawałoby się, że cała sprawa jest bodaj największym tytułem do Pałkiewiczowej chwały, a jednak pamięć o prasowych pyskówkach i połajankach nie pozwala widocznie doktorowi nauk geograficznych w pełni cieszyć się z tego odkrycia. „Niektóre paszkwile opluwające mój sukces nadają się do przekazania w ręce prawników – twierdzi Jacek. – Ale nie zamierzam robić bezpłatnej reklamy tym kutasom”.
[srodtytul]Zdanie sprawy do archiwum[/srodtytul]