Nic nie pokazuje lepiej tego, jak 30 lat temu czuli się ludzie i czego oczekiwali od rzeczywistości. Chcieli być obywatelami, których państwo traktuje poważnie, którzy poważnie traktują państwo. Oni są jego częścią. To poczuli i zrozumieli w sierpniu 1980 roku.
Zdjęcie z tej demonstracji schowane gdzieś w środku książki Elżbiety Ciżewskiej „Filozofia publiczna Solidarności” znakomicie ilustruje tezy autorki. Odwołując się do historycznych dokumentów i tekstów komentatorów, Ciżewska przypomina, jak Gdańsk w sierpniu 1980 roku stawał się innym miejscem. Jak stocznia zaczynała przypominać dawne Ateny, jak pracownicy i mieszkańcy stawali się obywatelami.
Jak teren otoczony murami, tak dramatycznie różniący się od tego, co było po drugiej stronie, stał się agorą wolnych członków wspólnoty, którzy spontanicznie zaczęli tworzyć własne państwo--miasto. Którzy intuicyjnie zrozumieli, że „niewolnik jest poddany swemu panu, a obywatel prawom”.
W tym mieście budzili się nagle wolni ludzie. Ludzie, którzy nie tyle pozbyli się strachu przed tyranem, ile poczuli, że działanie dla wspólnoty ma sens. Debatowali i się organizowali. Kucharze, spawacze i intelektualiści z dnia na dzień zaczęli nagle się troszczyć o dobro wspólne.
Autorka opisuje, jak to miasto swoim przebudzeniem fascynowało wszystkich. I lewackich intelektualistów z Zachodu szukających tu robotniczego buntu, i zwolenników Ronalda Reagana czy Margaret Thatcher. Bo tam toczyła się jednocześnie rewolucja pracownicza i powstanie narodowe, tworzyło się społeczeństwo obywatelskie, ruch społeczny, religijny i wielki ruch polityczny. Ale przede wszystkim tam się tworzyła wspólnota obywateli. Tam się tworzył mit początku nowego państwa.
Korzeni tego, co się działo w stoczni, Ciżewska szuka w republikańskiej tradycji. Przyjmując perspektywę grecko-rzymską, ale też demokracji szlacheckiej
I Rzeczypospolitej pozwala dostrzec w fenomenie „Solidarności” to, co uniwersalne. Pozwala łatwiej zrozumieć, dlaczego ten mit był tak silny i tak konstytutywny.