Ostatecznie przegłosowano nowelizację obowiązującej ustawy, która jeszcze przed wyborami samorządowymi miała zapewnić wpływ PO na media publiczne.
– Ucieszyłem się inicjatywą komitetu. Podkreślono rolę mediów, wcześniej często lekceważoną. Ale sam projekt nieco rozczarował. Sami autorzy potwierdzali, że utracił pierwotną prostotę. Stał się skomplikowany. Wymagał w związku z tym ogromnej pracy legislacyjnej. Powinna być wykonana. Telewizji trzeba przywrócić misyjność – komentuje minister Zdrojewski.
Gdy rozmawiałem z twórcami o polityce kulturalnej PO, słyszałem zaskakująco mocne oceny.
– Dlaczego odszedł Paweł Śpiewak? Nie mógł znieść, że górę w partii biorą tacy pseudobiznesmeni jak Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki. W jakim stylu pracują – wszyscy się przekonaliśmy.
Padają argumenty, że neoliberalizm, który prezentuje PO, jest anachroniczny.
– Nawet najbardziej konserwatywni politycy rozumieją dziś rolę kultury. Jest ona częścią rynku, ekonomii. Buduje kapitał społeczny, bez którego nie może się powieść żadna modernizacja czy duży projekt cywilizacyjny.
Ludzie PO często posługują się przykładem liberalizmu amerykańskiego.
– Nie wiedzą chyba, że produkcja filmów w Ameryce oparta jest na wielkich subwencjach publicznych, które są wpisane w system podatkowy poszczególnych stanów. W stanie Michigan ulga sięga nawet 42 procent. Można ją odpisać bądź sprzedać.
– Trudno sobie wyobrazić duże europejskie państwo bez telewizji publicznej, która jest platformą komunikowania wartości, idei, historii. Premier nie musi czytać arcydzieł, ale powinien zrozumieć, że ludzie kultury i mediów mają taki sam wkład w prosperity Polski jak przemysł samochodowy.
– Myślę, że kultura pozostała już ostatnią rzeczą, z której Polacy mogą być dumni. Odbierzmy im jeszcze tę dumę, to co nam zostanie? Reprezentacja narodowa w piłkę nożną? Przecież autostrad, metra i szybkich pociągów nie mamy.
[srodtytul]Artyści to darmozjady[/srodtytul]
Niewiele wiemy o artystycznych gustach premiera, a niewykluczone, że wpływają na jego poglądy na kulturę.
– Tłumaczyłem kiedyś Donaldowi, jak działają media publiczne i system praw autorskich – mówi Maciej Strzembosz. – Mówiłem, że jeżeli wybitny reżyser starszego pokolenia nakręcił kiedyś popularny serial, to po każdym jego odtworzeniu otrzymuje tantiemy uzupełniające jego głodową emeryturę. Tusk kiwał głową, ale potem na jakimś spotkaniu powiedział, że ludzie kultury to cwaniacy, którzy opowiadając się za abonamentem, stworzyli sobie dodatkowy ZUS. Tymczasem zwykli ludzie żyją tylko z emerytur. Tusk uważa, że jego misją od Boga jest modernizacja kraju, która polega też na tym, żeby darmozjadów zagonić do roboty. A dla niego ludzie kultury to darmozjady.
Można przeczytać, że premier lubi muzykę barokową.
– Ale nikt nie widział go na żadnym koncercie – mówi jeden z artystów. – Wizerunek Tuska kreuje się tak jak wszystko w PO, dlatego bardzo trudno stwierdzić, co jest prawdą. Rozsiewano opinię, że Tusk wiele czyta. Wysypał Tuska Palikot, mówiąc, że robi mu streszczenia ciekawszych książek. Wszystko to miałoby niewielkie znaczenie, gdyby premier nie szkodził kulturze i działał zgodnie z europejskimi standardami. Ale tak nie jest.
– Na Kongresie Kultury minister Michał Boni wezwał mnie do tablicy, sugerując, że premier, wbrew temu, co powiedziałem, chodzi do teatru i wspomniał, jak rozmawiał z szefem o „Apolonii” Krzysztofa Warlikowskiego – mówi Michał Zadara. Rozmawiałem z aktorami Nowego Teatru i żaden nie potwierdził obecności Donalda Tuska na widowni, a dałaby się chyba zauważyć. Chyba że premier nie chce, by ludzie wiedzieli, że chodzi do teatru, bo szkodzi to jego image'owi jako twardziela grającego w piłkę. To chyba byłoby jeszcze gorsze
– Donald Tusk nie lubi atmosfery otwarć, kongresów, fety – tłumaczy Bogdan Zdrojewski. – Unika, z małymi wyjątkami, premier. Po drugie informacja, że nie jest uczestnikiem życia kulturalnego, jest kompletnie nieprawdziwa. Chodzi na przykład na koncerty Sinfonii Varsovii. Jest bywalcem opery. Pojawia się w teatrze. Ale nie na celebrach. Trzeba to uszanować.
Przyglądając się polityce prowadzonej przez PO na szczeblu samorządowym, trudno nie zauważyć, że dzieje się źle. Łódź ubiegająca się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 straciła imprezę o europejskiej renomie – Camerimage, a Festiwal Dialogu Czterech Kultur podupadł.
W stolicy przez kilka lat władze nie były w stanie zrealizować obietnic budowy siedziby Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego. Fatalna jest sytuacja w Teatrze Polskim. Andrzej Seweryn od kilkunastu miesięcy przygotowywał się do prowadzenia tej sceny. Podpisał kontrakty z europejskimi reżyserami. Przed rozpoczęciem dyrekcji dowiedział się, że dla Polskiego nie ma pieniędzy. Pat trwa do dziś.
Klapą zakończył się koncert w 30. rocznicę strajku w Gdańsku zorganizowany przez Europejskie Centrum Solidarności, współprowadzone przez władze Gdańska i MKiDN. Koncert pochłonął 9 mln zł i był żenujący.
– Europejskie Centrum Solidarności ma taką formułę, by w Gdańsku, mieście niezwykle ważnym dla naszej najnowszej historii, wypracowywać kompromis – komentuje Bogdan Zdrojewski. – Niestety, w kulturze rodzi on wysokie ryzyko popełnienia błędów. Jestem jednak pełen szacunku dla ojca Zięby. Dorobek Centrum jest znaczący. Tylko w tym roku przygotował dwa fantastyczne wydarzenia, które oceniam niezwykle wysoko: koncert Leszka Możdżera i Pawła Mykietyna. To była klasa światowa. Koncert Możdżera został zarejestrowany. Będzie płyta. Teraz czekamy na wyłonienie nowej, mocnej ekipy Centrum.
[srodtytul]Obywatele się buntują[/srodtytul]
Środowiska twórcze chcą odzyskać podmiotowość.
– Pod inicjatywą 1 procenta dla kultury podpisało się 100 tysięcy osób – mówi szef jednej z instytucji kultury. – Apel w tej sprawie skierowany do premiera sygnowali przed wyborami Bronisław Komorowski, Jarosław Kaczyński, Grzegorz Napieralski i Waldemar Pawlak. Stowarzyszenie Obywatele Kultury, firmujące tę inicjatywę, otrzymało list od Donalda Tuska, który zamiast konkretów zadeklarował powołanie międzyresortowego zespołu. SLD jest dla kultury o wiele bardziej życzliwy niż PO. Może to nieważne podczas wyborów samorządowych, ale przy parlamentarnych...
– Nakłady spadały od 1989 r. do 2006 r. – komentuje minister Zdrojewski. – W przyszłym roku budżet państwa przeznaczy na kulturę o 5,4 proc. więcej niż w tym roku. Po raz kolejny zanotowaliśmy wzrost. Wierzę, że – tak jak deklarował premier – możemy osiągnąć jeden procent w okresie dwóch kadencji parlamentu.
– Problem polega na tym, że Donald Tusk myśli kategoriami kalendarza politycznego – mówi jeden z twórców. – Kiedy rozmawiał z Komitetem Obywatelskim, kalkulował, że strona społeczna pomoże odebrać TVP braciom Kaczyńskim. Nie chodziło o wybory prezydenckie, tylko o parlamentarne, gdzie kilka procent zdobyte z pomocą propagandy może dać samodzielne rządzenie. Śmierć Lecha Kaczyńskiego odwróciła sytuację. Teraz PiS patrzy z nadzieją na naszą działalność. Wcześniej popierała nas tylko grupa związana z Grażyną Gęsicką. Tymczasem Platforma, uchwalając nową ustawę medialną, zakiwała się na śmierć. Efekt posunięć prezydenta Bronisława Komorowskiego oraz parlamentarnych gierek jest taki, że prezydent Komorowski również nie może ręcznie sterować TVP, bo Jan Dworak jest osobą niezależną. Ludzie kultury mają nadzieję, że zorganizuje on uczciwe konkursy.
Środowisko szykuje kolejne inicjatywy: zabrało się już za organizację niezależnego Kongresu Kultury. Dla partii, która nazwała się obywatelską, jest to sygnał, by zacząć poważniej traktować ludzi sztuki.
[ramka][b]Sprostowanie[/b]
W artykule autorstwa Jacka Cieślaka „Kultura Tuska” (Plus Minus 18.09) znalazły się nieprawdziwe informacje. Nie jest prawdą, że Michał Zadara po tym, jak skrytykował premiera „nie miał szans na dyrekcję w stołecznym Studio, choć był jednym z najmocniejszych kandydatów”. Pragnę oświadczyć, że kandydatura p. Zadary na dyrektora teatru Studio przez władze Warszawy nigdy nie była brana pod uwagę ani też pan Zadara nie składał nam swojej oferty w tym zakresie.
[i]—Marek Krzeszowski p.o. dyrektora Biura Kultury Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy[/i][/ramka]