Adam Borowski broni racji Czeczenów.

Adam Borowski, wydawca, konsul honorowy Czeczeńskiej Republiki Iczkerii w Polsce

Publikacja: 25.09.2010 01:01

Adam Borowski broni racji Czeczenów.

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska Magda Starowieyska

[b]Rz: Pan zawsze był takim kozakiem?[/b]

Bardzo się starałem.

[b]Narwani byliście. Zasłynęliście z akcji rodem z II wojny.[/b]

W stanie wojennym zaczęliśmy karać kolaborantów, zasmradzając im mieszkania.

[b]Co robiąc?[/b]

Zasmradzając. Chemicy z politechniki przygotowali miksturę, mieliśmy strzykawki i jeden pisał farbą na drzwiach „kolaborant”, a drugi, jak tylko tamten skończył, wstrzykiwał tę ciecz przez dziurkę od klucza.

[b]I jak?[/b]

Efekt był błyskawiczny. Ludzie wyskakiwali z domów, w mieszkaniu smród był taki, że nie dało się wytrzymać i tego wywietrzyć! Pół słoiczka wystarczyło na skuteczne zasmrodzenie Teatru Komedia. Musieli wymieniać podłogę.

[b]Posunęliście się w dawaniu kolaborantom nauczki dalej? [/b]

Była taka pani, bardzo gorliwa w swoim zakładzie pracy w poszukiwaniu ulotek. Esbecy już odpuszczali, a ona nie i znalazła je u jednego z chłopaków, którego zatrzymano i zwolniono z pracy.

[b]I co, ogoliliście jej głowę?[/b]

Nie, odszukaliśmy jej garbusa i koledzy poprzebijali opony, wybili szyby, a na drzwiach napisali „kolaborant”.

[b]Nie za ostro? To było mało pokojowe.[/b]

To prawda, ale przez tę kobietę człowieka zgarnęła milicja, stracił pracę. Myśmy nikogo nie bili, nikogo nie więzili, co najwyżej jakiś kapuś stracił parę złotych albo uprzykrzyliśmy mu życie.

[b]Z milicją też się pewnie ganialiście?[/b]

Mówiliśmy, że trzeba się bronić, nie wolno iść jak baranki na rzeź. To my wymyśliliśmy w 1982 roku manifestację na 1 maja. Rzeczywiście, zgodnie z naszymi przewidywaniami władza robotnicza nie odważyła się tłuc robotników w dniu ich święta, choć już 3 maja lali nas, ile wlezie.

[b]I nigdy się pan nie bał?[/b]

Ależ na początku bałem się strasznie! Pamiętam, jak w styczniu 1980 roku wpadł mi w ręce biuletyn KOR z nazwiskami i adresami jego członków. Chciałem nawiązać kontakt i wybrałem kobiety, bo mniej namierzone, a z nich Ankę Kowalską, bo jakby mnie złapali, powiedziałbym, że przyszedłem do pisarki (śmiech).

[b]Ktoś pytał?[/b]

A skąd! Ale tak się bałem, że przemykałem się pod ścianami. Myślałem, że ryzykuję nie wiadomo ile, ale nikogo to nie obchodziło. Skutek był taki, że po Sierpniu zrobili mnie, jako „korowca”, szefem „Solidarności” w zakładzie pracy (śmiech).

[b]Ale przyszedł stan wojenny.[/b]

Szybko się zaangażowałem w jedną z większych struktur podziemnych, związany z Romaszewskimi Międzyzakładowy Robotniczy Komitet „Solidarności”.

[b]Wszyscy wiedzą, jak wyglądała konspiracja: ulotki, demonstracje, aresztowania, ale uwolnienie Janka Narożniaka to była akcja godna cichociemnych.[/b]

To rzeczywiście był hicior, bardzo głośna sprawa.

[b]Kim był Narożniak?[/b]

Podziemnym drukarzem, zatrzymanym razem z Markiem Sapełłą jeszcze w listopadzie 1980 roku za drukowanie wytycznych prokuratorskich pokazujących nadużycia peerelowskiego wymiaru sprawiedliwości. Po protestach „Solidarności” i groźbie strajku Janka uwolniono.

[b]A jak go zatrzymali?[/b]

Po ogłoszeniu stanu wojennego Janek się ukrywał, ale wpadł podczas rutynowej kontroli na pl. Wilsona 26 maja 1982 roku z ulotkami w plecaku. Milicja zatrzymywała wtedy wszystkich z torbami i plecakami, stąd apel podziemia, by ludzie chodzili po ulicach z wielkimi torbami i plecakami, by zwiększyć szanse kurierów z ulotkami.

[b]Ale im się wyrwał i próbował uciekać.[/b]

Wtedy milicjanci Wróblewski i Bydłoń strzelili do niego z biodra z kałasznikowa. Dostał w miednicę i w mały palec u ręki. Trafił do szpitala na Banacha.

[b]Strzeżony przez milicję, pod ścisłą kontrolą osławionej prokurator Bardonowej.[/b]

Ja zacząłem na własną rękę szukać dojścia do lekarzy w szpitalu, ale spotkałem Jurka Bogumiła z kierownictwa MRKS, który spytał, czy nie pomógłbym w uwolnieniu Janka. Skontaktowano nas z szefem szpitalnej „Solidarności” Jerzym Siwcem, który wcześniej trafił do Romaszewskich i podrzucił im pomysł uwolnienia Janka. W ten sposób trafiło to do mnie. Plan Jurka Siwca był perfekcyjny, ale musieliśmy wcześniej zrobić wizję lokalną, więc kilka razy chodziliśmy z nim po szpitalu w lekarskich kitlach.

[b]Po co?[/b]

Raz, by poznać topografię szpitala i nie wpaść w panikę podczas akcji, a dwa, żeby się nie dać zaskoczyć jakimś przypadkowym pytaniem w stylu „Gdzie jest oddział chirurgii?”.

[b]Jak przebiegała sama akcja?[/b]

Wiadomo było, że Janka można zabrać tylko z bloku operacyjnego, bo jedynie tam nie było milicji. Weszliśmy tam 7 czerwca, kiedy on był po operacji palca, włożyliśmy przygotowane dla nas zielone fartuchy chirurgów i poszliśmy po niego.

[b]Znał was?[/b]

Nie. Powiedzieliśmy mu więc, że „Przysyła nas doktor Romaszewski”. To było hasło rozpoznawcze, żeby nie podniósł wrzasku, gdzie go wywozimy. Szybko wyjechaliśmy z nim do windy, którą zatrzymaliśmy między piętrami.

[b]Dlaczego?[/b]

Żeby zmienić kitle zielone na białe fartuchy salowych. Janka nakryliśmy prześcieradłem i pojechaliśmy w stronę prosektorium. Tuż przed nim były drzwi boczne na zewnątrz. Otworzyłem je, Mirek Radzikowski podjechał nyską Pogotowia Sygnalizacyjnego, którego nikt nie zatrzymywał, bo jeździło do awarii świateł na skrzyżowaniach. Zapakowaliśmy do niej Janka, a sami przed szpitalem zmieniliśmy samochód na bmw Kazia Hinca.

[b]Czemu?[/b]

Dla ostrożności jechaliśmy za nyską, żeby w razie czego przyblokować pościg i sprawdzić, czy ktoś nas śledzi. Nie wiem, czy to miało sens.

[b]No ale tak robią na filmach.[/b]

Pojechaliśmy na Żoliborz, gdzie podrzuciliśmy Janka. Ukrywał się tam, potem trafił pod Warszawę do klasztoru sióstr i tak doczekał lipca 1983 roku i amnestii.

[b]Pan miał mniej szczęścia.[/b]

Zatrzymali mnie miesiąc później, 10 lipca, za MRKS, bo agent SB, który mnie sypnął, nie wiedział, że to ja odbiłem Narożniaka. Siedziałem na Rakowieckiej i prawie po roku dostałem wyrok: trzy i pół roku więzienia. Prokurator wniósł apelację i skończyło się na sześciu latach.

[b]To jeden z większych wyroków.[/b]

Bo łączny: za MRKS i uwolnienie Narożniaka, do którego się przyznałem.

[b]Czemu?[/b]

Chciałem ratować kolegę, 19-letniego noszowego, który choć o niczym nie wiedział, to przerażony przesłuchaniem bezpieki przyznał się do tego. Nie mogłem pozwolić, żeby ktoś – tym bardziej syn kolegi, który mi wręcz rekomendował swoje dziecko do podziemia – siedział za mnie niewinnie.

[b]Z kim pan siedział?[/b]

W więzieniu byłem z Zygmuntem Golińskim, Ryśkiem Kostrzewą z KPN, Władkiem Frasyniukiem, jednym z największych kozaków nie tylko w podziemu, ale i – co wiele rzadsze – w więzieniu. Muszę mu to oddać, choć nasze poglądy dziś są tak dramatycznie różne, że nie zgadzamy się chyba w niczym. Trochę mnie to boli.

[b]Utrzymuje pan kontakty z kolegami?[/b]

Tymi z więzienia? Oczywiście! Ta sympatia pozostanie już do końca życia.

[b]Teraz rozumiem pańską sympatię do straceńców, ale nie jest pan narzędziem w ręku fundamentalistów islamskich?[/b]

Zapewniam pana, że nie.

[b]I Czeczeni nie są terrorystami?[/b]

Takie oskarżenia zaczęły się od podkładania bomb w domach w Moskwie i Wołgodońsku, co przypisano Czeczenom, a co zrobiła rosyjska FSB, by uzasadnić wybuch II wojny czeczeńskiej.

[b]Ale to Szamil Basajew już w 1995 roku najechał na szpital w Budionowsku.[/b]

A czy Żydzi walczący o utworzenie państwa Izrael nie uciekali się do terroru? A Irlandczycy na początku XX wieku, walcząc z Anglikami, nie posługiwali się terrorem? Im wszystkim świat to wybacza, bo te kraje uzyskały niepodległość.

[b]Świat boi się muzułmańskich fanatyków.[/b]

Wszyscy już wiedzą, w jakich okolicznościach nieniepokojone przez nikogo czeczeńskie komando dojechało prosto pod moskiewski Teatr na Dubrowce. Dlaczego tam czy w 2004 roku podczas ataku na szkołę w Biesłanie żaden, powtarzam: żaden, z terrorystów nie został schwytany żywy? Wystrzelali wszystkich, by nikt nie stanął przed sądem!

[b]Ale sympatia Zachodu wobec Czeczenów zaczęła się odwracać.[/b]

Bo po I wojnie Czeczenia była zniszczonym krajem, spaloną ziemią pozbawioną miejsc pracy, szkół, szpitali, a Grozny wyglądał jak Warszawa po powstaniu. Nie można było handlować, bo Rosjanie otoczyli ją szczelnym kordonem. Brakowało elit gotowych do sprawowania władzy, bo komendanci polowi nadawali się do walki w górach, ale nie do rządzenia. Rosła więc frustracja młodych i posłuch zaczęli zdobywać islamiści.

[b]I terroryści.[/b]

Ludzie z bronią w ręku sięgnęli po takie sposoby zarabiania jak porywanie Europejczyków, w tym Polaków, a Maschadow nie umiał sobie z tym poradzić. Nic dziwnego, że Zachód był tym bandytyzmem oburzony, choć nie zadawał też sobie żadnych pytań.

[b]A o co tu pytać?[/b]

Jakim cudem w Dagestanie, gdzie na granicy z Czeczenią stało 80 tysięcy żołnierzy, gdzie nie przeciśnie się mysz, znaleźli się czeczeńscy porywacze, którzy porwali akurat właśnie Polki? Nie wiedzieli, że Polska to najżyczliwszy im kraj w Europie? Biedni czeczeńscy partyzanci mieli takie środki logistyczne, by jeździć z jeńcami po całym Kaukazie? Wolne żarty. Jeżeli ktoś na tym wszystkim zyskał, to Rosjanie.

[b]Pan żyje w świecie romantycznych mitów, a prawda o Czeczenach jest taka, że wprowadzili szarijat, korzystają z pomocy talibów, napadają na szkoły, szpitale, teatry i metro. I jeszcze chcą naszego wsparcia?![/b]

Mogę tylko ubolewać, że przeciętny Europejczyk jest ślepy na państwowy terroryzm, jaki uprawia Rosja, że nie widzi, kto stoi za wieloma z tych zamachów. Dlatego, dzięki pomocy Tadeusza Zwiefki czy Konrada Szymańskiego – eurodeputowanych PO i PiS, ale też Vytautasa Landsbergisa, Barta Stasa i innych – jeżdżę po Europie z wystawą „Czeczenia – ostateczne rozwiązanie” i staram się pokazywać prawdę.

[b]I wybielać Czeczenów.[/b]

Czy ja w rozmowie z panem ich wybielam? Przecież mówię o bandytach czeczeńskich, o czeczeńskich terrorystach i kolaborantach. Tylko że fakt, iż są wśród Czeczenów tacy ludzie, nie oznacza, że Czeczeni nie mają prawa do własnego państwa.

[b]I nie boi się pan, że gdyby Czeczenia uzyskała niepodległość, to mielibyśmy tam drugi Afganistan?[/b]

Zdecydowanie nie.

[b]Jest pan honorowym konsulem państwa, którego nie ma.[/b]

Jest, ale pod okupacją rosyjską. Czeczenia ogłosiła swoją niepodległość w 1991 roku i przez trzy lata była faktycznie niepodległym państwem z własną administracją, hymnem, paszportami, bez wojsk rosyjskich. Przeprowadzili uznane przez OBWE wolne wybory, przyjęli konstytucję i podpisali w 1997 roku układ pokojowy z Rosją.

[b]Teraz jest emigracyjny premier Ahmed Zakajew i jego wirtualne państwo.[/b]

Czeczenia jest w sytuacji Polski z czasów II wojny. Tak samo jak my mieliśmy zdrajców w postaci Bieruta, Gomułki i pozostałych, tak i w Groznym jest marionetkowy rząd dyktatora Ramzana Kadyrowa. Był polski rząd emigracyjny w Londynie, a Czeczeni mają tam Zakajewa…

[b]Który nie jest nawet przedstawicielem całej opozycji. Walk z Rosjanami nie prowadzą wierni mu partyzanci, ale fundamentaliści islamscy.[/b]

Niektórzy komendanci polowi nie chcą fanatyzmu religijnego i dlatego w sierpniu tego roku zmusili przyzwalającego na to podziemnego prezydenta Doku Umarowa do ustąpienia. Oni walczą o niepodległą Czeczenię, nie o rządy talibów. Skądinąd zrozumiałe, że młodzi partyzanci nie wierzą w demokratyczny świat, który ich zawiódł, stracili nadzieję i to oni zwracają się w stronę fundamentalistów. Na szczęście to tylko mniejszość.

[b]Skąd to przekonanie?[/b]

Nie mogę powiedzieć „sprawdzam” jak w pokerze, ale spotykam się z diasporą czeczeńską w Turcji, Azerbejdżanie, całej Europie i zdecydowana większość z nich jest przeciwna fundamentalistom i zdaje sobie sprawę, czym to może grozić.

[b]Ale to nie diaspora będzie decydowała.[/b]

Oni wrócą do Czeczenii.

[b]Gdyby jakimś cudem odzyskali niepodległość za rok, to pewnie wrócą, ale za 30 lat?[/b]

Czeczeni w 1944 roku zostali wysiedleni z Kaukazu przez Stalina. Cały naród żył w obcym Kazachstanie w tragicznych warunkach.

I po 1957 roku zaczęli wracać, aż w końcu wrócili wszyscy! Teraz emigranci utrzymują ścisłe związki z krajem, mają tam rodziny, często to ich się pyta o zgodę na wyjście za mąż córki, odwrotnie oczywiście też. Ich kontakty z Czeczenią są bardzo bliskie.

[b]Emigracja londyńska też utrzymywała kontakty z Polską.[/b]

Ale jaka to był skala! Emigracja powojenna to jakieś pół miliona ludzi, na 35 milionów Polaków w kraju. Tymczasem w Czeczenii żyje około miliona osób, a diaspora liczy 100 tysięcy!

[b]

Nawet jak wrócą, to spotkają tam ludzi, którzy chcą tylko „świętego spokoju” i nawet im wygodnie pod protektoratem Rosji.[/b]

Proszę pana, widuję się czasem z ludźmi reżimowej administracji Kadyrowa. Na pytanie, co w Groznym, najpierw mówią, że świetnie, że się odbudowuje, ale po chwili sami przyznają, że Rosjan nienawidzą, a są z nimi tylko z oportunizmu. Zresztą trudno ich potępiać. Pamiętam, jak jeden z nich mówił mi: – Ja te ruskie suki nienawidzę, oni zabili mi żonę i dzieci.

Teraz mam drugą żonę i dzieci i nie chcę, żeby zginęli, ale ja też chcę niepodległości.

Generał Franciszek Jóźwiak na posiedzeniu Biura Politycznego PPR zdobył się kiedyś na szczerość i powiedział, że gdyby nie rosyjskie czołgi, to nas by tu nie było po kwadransie. W Czeczenii, o czym mówią wszyscy, którzy tam mieszkają, jest identycznie.

[b]Nie docenia pan stopnia sowietyzacji Czeczenów.[/b]

Bardzo trafnie mówi o tym Zakajew, twierdząc, że Czeczenia dziś jest krajem okupowanym, ale zdekolonializowanym. Daje taki przykład: gdy jako nastolatek, jadąc w Groznym autobusem w latach 70., mówił po czeczeńsku, to ktoś pacnął go w głowę i zwrócił uwagę, żeby się posługiwał ludzkim językiem. Teraz wszyscy mówią po czeczeńsku.

W I wojnie czeczeńskiej dużą część ofiar stanowili Rosjanie i ludność rosyjskojęzyczna, ale teraz w Groznym takich już prawie nie ma. Wyjechali, zostały tylko rodziny żołnierzy, którzy czekają końca służby i uciekają stamtąd.

[b]A co będzie, jak Czeczeni zaakceptują małą stabilizację?[/b]

Proszę pana, w XIX wieku Czeczeni wywołali cztery powstania antyrosyjskie, z czego jedno trwało 25 lat! W XX wieku najpierw bili się z białymi, potem z bolszewikami, aż wreszcie zbuntowali się przeciw kolektywizacji i jeszcze wywołali kolejne powstanie w 1940 roku! Po stalinowskich przesiedleniach wrócili i gdy tylko zatliła się iskra nadziei na niepodległość, stworzyli własne państwo! Wola niepodległości tkwi w nich od 400 lat!

[b]To jedno, a potrzeba świętego spokoju to drugie.[/b]

Oczywiście, że oni też chcą spokoju, chcą, żeby do nich nie strzelali. Jeśli ktoś tylko da tej milczącej większości nadzieję, że można żyć spokojnie w swoim kraju – tak jak tę nadzieję dał im na początku lat 90. Dżochar Dudajew – to są w stanie poświęcić wiele.

[b]Polacy nie zapomnieli o tym, co się dzieje na Kaukazie?[/b]

Na co dzień pewnie o tym nie pamiętają, ale kiedy chodziliśmy z Ahmedem Zakajewem po Pułtusku, to podchodziło do niego mnóstwo normalnych ludzi z małego miasteczka i gratulowali mu, dodawali otuchy. Bardzo sympatyczni, radośni ludzie całymi rodzinami życzyli mu wolnej Czeczenii.

[b]Z drugiej strony w Łomży ludzie nie chcą już ośrodka dla uchodźców. [/b]

Oczywiście bywają konflikty, ostatnio w Katowicach czy właśnie w Łomży zdarzyło się, że jakiś policjant obraził Czeczenkę, ale generalnie stosunki z Polakami układają się bardzo dobrze.

[b]Czyżby?[/b]

Zło lepiej widać, o dobrych relacjach nie piszą gazety, a znam polsko-czeczeńskie przyjaźnie całych rodzin, a nie zawsze jest to łatwe. Proszę bowiem pamiętać, że niektórzy uchodźcy to specyficzni ludzie – często nigdy nie pracowali, nie znają innego życia jak walka i lepiej operują nożem czy karabinem niż łopatą lub piórem. Wszyscy są doświadczeni okropną traumą wojenną. Dostosowanie się do życia w normalnej społeczności bywa trudne.

[b]Ilu jest ich w Polsce?[/b]

Kilka, może dziesięć tysięcy. Niewielu, bo ci, którzy mogą, starają się dostać na Zachód, gdzie mogą liczyć na mieszkanie socjalne i wyższe zasiłki.

[b]Jak został pan konsulem?[/b]

W ogóle o istnieniu Czeczenii dowiedziałem się, gdy wybuchła wojna. Kiedy wielkie, przeze mnie nielubiane mocarstwo napada na maleńki kraj, to jest oczywiste, że trzeba jakoś zaprotestować, więc razem ze znajomymi z podziemia założyliśmy Komitet Polska – Czeczenia. Tam byli Wojtek Ziembiński, Zosia Romaszewska, politycy. I kiedy zaczęli tu przyjeżdżać Czeczeni, to spotykali się z nami.

[b]Z czego się utrzymuje diaspora czeczeńska?[/b]

Jest bardzo biednie. Czeczeńscy politycy zarabiają na siebie, rodzina Ahmeda Zakajewa prowadzi w Londynie myjnię samochodową, a ja jestem konsulem honorowym i nie biorę za swoją działalność żadnych pieniędzy.

[b]Doczeka pan niepodległości Czeczenii?[/b]

Nie wiem, ale wiem, że Czeczenia będzie wolna.

—rozmawiał Robert Mazurek

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy