Zagrzebani w biografiach, pochyleni nad ludzkimi losami redaktorzy opracowują właśnie hasła na „Sz”. Rówieśnicy „Polskiego słownika biograficznego”, od dawna na emeryturze, w spokoju karmią gołębie na krakowskim rynku. A ci, którzy mają szansę trafić do jego kolejnych wydań, właśnie tworzą historię.
Redakcja działa w Krakowie od 75 lat. Polacy w pisaniu swej historii potrafią być konsekwentni.
[srodtytul]Jak na szczudłach[/srodtytul]
Władysław Konopczyński, profesor Katedry Historii Polski na Uniwersytecie Jagiellońskim – mężczyzna w sile wieku, niedawno skończył pięćdziesiątkę – krocząc ulicami Krakowa w pogodny styczniowy dzień 1931 r., musiał czuć satysfakcję. W końcu dopiął swego! Człowiek niepozornej postury, syn kierownika ruchu kolei nadwiślańskiej już za życia dorobił się legendy. Studenci opowiadali o nim anegdoty, że korektę potrafi wykonywać, jadąc na rowerze z rodzinnego Młynika do Krakowa. Nie unikał fizycznych wyzwań: uparcie ćwiczył chodzenie na szczudłach i dumny ze swych osiągnięć uwiecznił je na fotografii.
Endek z przekonania, przez cztery lata był posłem. Nie zapisał się dobrze w dziejach polskiego parlamentaryzmu – to on wniósł projekt wprowadzenia „numerus clausus”, czyli ograniczenia liczby studentów pochodzenia żydowskiego.
Jednak zawsze drzemało w nim pragnienie, by dokonać rzeczy wielkiej. Marzył o stworzeniu dzieła na miarę brytyjskiego Dictionary of National Biography. Swój projekt wyłożył na łamach „Przeglądu Warszawskiego” już w 1922 r. Gdy sześć lat później Ludwik Finkel, historyk i bibliograf, profesor Uniwersytetu Lwowskiego, przedstawił pomysł uczczenia dziesięciolecia II Rzeczypospolitej właśnie poprzez stworzenie słownika biograficznego, Polskie Towarzystwo Historyczne – chociaż inicjatywie przyklasnęło – jego realizację zleciło historykom lwowskim sympatyzującym z rządzącym obozem piłsudczykowskim.