Urzędnicy wyjaśniający przyczyny katastrofy są skłóceni

Edmund Klich i Jerzy Miller – to najważniejsi polscy urzędnicy, którzy wyjaśniają przyczyny katastrofy pod Smoleńskiem. Czy powinni współpracować? Oczywiście. Tyle że nie potrafią – od tygodni wymieniają się publicznie oskarżeniami. O poniżanie w obecności Rosjan, o utrudnianie dostępu do materiałów, o blokowanie współpracy z ekspertami, o brak kompetencji

Publikacja: 13.11.2010 00:01

Jerzy Miller

Jerzy Miller

Foto: Archiwum, Laszewski Szymon Szymon Laszewski

Pierwszy bohater polskiej kłótni nad wrakiem tupolewa to szef MSWiA Jerzy Miller. Nie ma doświadczenia w badaniu katastrof lotniczych, ale ma w ręku potężny argument. Stoi na czele Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. To duży, 34-osobowy zespół ekspertów: specjalistów od lotnictwa, pilotów i prawników. Do komisji Millera spływają wszystkie materiały z Rosji, komisja ma swoje ekspertyzy i od miesięcy przygotowuje raport, który ma dać odpowiedź, co się stało 10 kwietnia pod Smoleńskiem.

Drugi bohater to Edmund Klich, były pilot instruktor, specjalista od bezpieczeństwa lotów, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Klich był akredytowanym przedstawicielem Polski przy rosyjskim MAK. Dzięki temu niemal przez cały czas mógł patrzeć Rosjanom na ręce. Miał dostęp do unikalnych materiałów: brał udział w rozmowach z kontrolerami lotów tuż po katastrofie, jako jeden z pierwszych miał dostęp do wraku. Słuchał relacji naocznych świadków, przeglądał tysiące stron rosyjskich dokumentów, poznał treść rozmów ludzi, którzy 10 kwietnia znajdowali się w wieży lotniska Siewiernyj, widział symulację katastrofy przygotowaną przez Rosjan na ekranie komputera. Kto w Polsce ma większą wiedzę niż on? Nikt.

Wydawało się, że Klich i komisja Millera mają obowiązek współpracować ze sobą. Jednak zamiast współpracy mamy z trudem ukrywaną wrogość. Minister twierdzi, że Edmund Klich nie jest członkiem jego komisji, i nie chce dawać mu materiałów zebranych przez jego ekspertów. Klich narzeka publicznie na ministra, podkreślając, że Miller nie ma lotniczego doświadczenia.

Tymczasem 20 października Rosjanie zakończyli prace swojej komisji i przesłali nam swój raport dotyczący katastrofy. Polska zgodnie z prawem ma tylko 60 dni, żeby odnieść się do rosyjskich ustaleń, przedstawić swój punkt widzenia. Czasu jest coraz mniej, ale kłótnia między Klichem i Millerem trwa w najlepsze. Poniżej prezentujemy, co minister i pułkownik mówią o sobie i badaniu katastrofy.

?

Edmund Klich tłumaczy posłom, dlaczego minister Miller się na niego obraził:

Kiedy przyjechałem do Polski i miałem już odpisy rozmów w kabinie, minister Miller poprosił mnie o [ich] udostępnienie. Powiedziałem, że nie, bo jest to naruszenie załącznika 13 [konwencji chicagowskiej, według przepisów której badana jest katastrofa]. Jeśli chcę być w Moskwie, to sam muszę dbać, żebym nie naruszał, bo to będzie poważny zarzut w stosunku do mojej osoby. Widziałem, że minister się bardzo mocno zdenerwował, i chyba [stąd były późniejsze] efekty. Krytykował mnie w mediach i na swojej komisji.

Jerzy Miller: ja i Klich to dwa oddzielne środowiska

Nie jestem przełożonym ani zwierzchnikiem Edmunda Klicha. Edmund Klich nie jest członkiem komisji, której przewodniczę. Proszę zaprosić Edmunda Klicha i zapytać go, dlaczego zachowuje się tak lub inaczej. Nie jestem osobą uprawnioną do komentowania jego zachowania. Edmund Klich jest przedstawicielem Polski przy komisji rosyjskiej. Natomiast ja przewodniczę polskiej komisji. Przedstawiciel Polski w komisji rosyjskiej nie jest członkiem polskiej komisji. W związku z tym stanowimy dwa oddzielne, różne środowiska, badające ten sam wypadek lotniczy.

Klich opowiada, że ujawnienie zapisów czarnych skrzynek popsuło mu pracę w Moskwie (gdyby stenogramy opublikowano dzień później, Klich miałby lepszy dostęp do utajnionych przez Rosjan materiałów):

W dzień ujawnienia [stenogramów rozmów załogi tupolewa] miałem otrzymać, jako akredytowany, całość spisu rozmów na stanowisku dowodzenia [lotniska Siewiernyj], tzn. te trzy kanały: tło, następnie rozmowy radiowe i rozmowy telefoniczne. Jak już dzień wcześniej po południu miałem go odbierać, ale nie było blankietu [który się wypełnia wraz z oświadczeniem, że nie ujawni się treści dokumentów].

Przychodzę na drugi dzień i Oleg Morozow [wiceszef MAK] mówi: „Nie dostaniesz, dlatego że strona polska ujawniła rozmowy. W związku z tym, że jesteś obywatelem polskim, możesz zostać przymuszony do przekazania tych rozmów jakimś instytucjom w Polsce”.

Klich opowiada, że minister Miller odmawiał mu dostępu do informacji:

Wnioskowałem [do Millera] o sprawozdania czy wyciągi sprawozdań [z pracy jego komisji], żebym po prostu wiedział lepiej, o co pytać Rosjan. Odmówiono mi dwukrotnie, bo uznano, że komisja jest w pełni tajna i nie może się dzielić żadnymi informacjami. Musiałem przyjąć. Nie było innego wyjścia. Potem jeszcze raz zapytałem, że może niekoniecznie całe sprawozdanie, ale jakieś informacje, które by mi pomogły, albo nawet w formie jakichś spotkań? Jakieś spotkanie gdyby było, dyskusja, to byśmy mieli jakiś jeden pogląd ugruntowany? Ale do niczego takiego nie doszło.

Miller oświadcza, że prace jego komisji są tajne:

Komisja działa w sposób niejawny nie dlatego, że prace są objęte tajemnicą państwową, ale dlatego, że prace komisji nie mogą wiązać się z ujawnianiem danych dotyczących prywatności ponad niezbędne potrzeby.

Klich o tym, jak chciał sobie ułożyć stosunki z Millerem:

Występowałem z pismami do ministra Arabskiego [Tomasza, szefa Kancelarii Premiera], że konieczne jest spotkanie z ministrem Millerem, że to nie jest sprawa osobista ani Klicha, ani nikogo, tylko wspólna. Dla wspólnego badania jestem gotów i kilka razy później się spotkałem.

Miller mówi o partnerstwie z Rosjanami i uznaje, że za kontakty z nimi odpowiada Klich:

Czy jesteśmy traktowani [przez Rosjan – red.] jako pełnoprawny partner w postępowaniu wyjaśniającym? To pytanie jest skierowane zarówno do mnie, jak i do Edmunda Klicha. To Edmund Klich jest przedstawicielem Polski przy komisji działającej w Federacji Rosyjskiej. (...) Relacje [komisji Millera] dotyczą jedynie wzajemnych oczekiwań na dokumenty, a nie uczestniczenia w pracach badawczych i analizy każdego wątku poddanego badaniom. W związku z tym, jeśli chodzi o relacje przedstawiciela Polski z komisją Federacji Rosyjskiej, to bardzo proszę o skierowanie pytania pod adresem Edmunda Klicha.

Klich twierdzi, że Miller go poniżał w obecności Rosjan:

Były, niestety, przykre dla mnie sprawy, jeśli chodzi o współpracę z komisją ministra Millera. Minister Miller dwukrotnie poniżył mnie w obecności Rosjan. Kiedy minister przyjechał pierwszy raz przegrać rozmowy z kabiny, to i ja miałem zaproszenie [na to spotkanie]. [Minister] zadzwonił jakąś godzinę przed, że nie życzy sobie, żebym był na tym spotkaniu. I to samo miało miejsce 9 czerwca.

Miller w odpowiedzi na słowa Klicha o poniżaniu:

Edmund Klich jest akredytowanym przedstawicielem i działa przy komisji rosyjskiej. Ja nigdy nie byłem gościem komisji rosyjskiej. Nigdy nie pytali [Rosjanie] o Edmunda Klicha. Nie wiem, skąd skojarzenie Edmunda Klicha, że ktoś chciałby ze strony rosyjskiej go zapraszać na ten dzień, kiedy przekazywali Polsce kopię nagrań czarnych skrzynek. Jako przewodniczący mogłem skorzystać z pomocy członków polskiej komisji [pracujących w Rosji]. Nie musiałem się odnosić z prośbą do osób trzecich [czyli Klicha].

Miller o problemach Klicha z Rosjanami:

Edmund Klich korzysta z uprawnień akredytowanego przedstawiciela. Jeżeli jego zdaniem nie zagwarantowano mu właściwej roli w postępowaniu, co przysługuje mu na mocy konwencji chicagowskiej, to skierował oficjalne pismo do strony rosyjskiej z prośbą o wyjaśnienie. Nie jest mi znana odpowiedź strony rosyjskiej na pismo, w związku z tym nie chcę kontynuować tego wątku.

Klich o tym, że Miller nie chciał mu dać ekspertów do pomocy w Moskwie:

Nikt z doradców nie chciał lecieć ze mną [na prezentację końcowego raportu MAK w sprawie katastrofy]. Minister Miller zadzwonił, że sam muszę lecieć, a żaden z ekspertów nie poleci. W końcu mówi: „Poleci pan Żurkowski [Stanisław, członek komisji Millera]”. Jesteśmy trochę z panem Żurkowskim w sporze, on od pięciu lat nie chce mi podać ręki. W końcu po moich monitach poleciał ze mną pan Michalak [Sławomir, członek komisji Millera], ale pan Grochowski [Mirosław, wiceszef komisji Millera] jeszcze dzwonił do dyrektora, żeby pana Michalaka nie puścił. Nie wiem, o co tu chodziło. Byłem zaskoczony. Na pewno przy tej prezentacji [raportu MAK] [specjaliści z Polski] mogliby zadawać pytania szczegółowe. Lepsze zrozumienie problemu mogło być [dla nas] korzystne.

Miller mówi, że Klich ekspertów może sobie zapraszać:

Przedstawiciel akredytowany przy komisji rosyjskiej ma prawo zaprosić do pomocy ekspertów. Edmund Klich korzysta z tego prawa. W bardzo wielu przypadkach ekspertami są członkowie komisji, której jestem przewodniczącym. W ten sposób członkowie komisji często byli proszeni o zapoznanie się z dokumentami w celu ich skomentowania. W tym sensie mamy dostęp do dokumentów, w tym także do protokołów z przesłuchań. Dla potrzeb udokumentowania tych źródeł informacji wolelibyśmy korzystać z uwierzytelnionych kopii oryginalnych protokołów. Równolegle do posiadania wiedzy wynikającej z uczestniczenia ekspertów w pracach komisji rosyjskiej zwróciliśmy się oficjalnie o przesłanie kopii dokumentów.

Klich narzeka, że nie miał prawników:

Wnioskowałem [do Kancelarii Premiera], żeby powstał zespół prawników, który by mnie wspierał w działaniach, żeby po prostu były bardziej skuteczne. Odpowiedzi nie miałem, więc nie wiem, czy powstał taki zespół, ale takiego jakiegoś działania nie było.

Klich opowiada, że pracował bez fachowych tłumaczy:

Był problem tłumaczy. Tylko dzięki uprzejmości pani Ewy Fischer z ambasady na pierwszy dzień wysłuchań przyjechał pan z Bumaru i on był tłumaczem. To nam pomogło sporo, ale to nie był specjalista lotniczy. Znał język ogólny – i już mieliśmy trochę problemów takich ze zrozumieniem, np. bardzo szczegółowych jakichś komend radiowych. Te problemy językowe utrudniały nam wysłuchanie [świadków], z tym że w następnych dniach przyleciał specjalista z Polski, który zna język proceduralny, zna język rosyjski i język lotniczy, więc sprawa ewentualnych niezrozumień zniknęła.

Klich o wsparciu MSZ:

Nie było osoby specjalnie wyznaczonej z MSZ [do pomocy]. Natomiast akurat tak się złożyło, że radcą, dyrektorem administracyjnym w Moskwie jest mój kolega, znamy się jeszcze z wcześniejszych lat, spotykamy się, i z nim te sprawy omawiałem organizacyjne, wyjazdów, opłaty hoteli, bo myśmy nie chcieli tej gotówki wozić. [A wsparcie dyplomatyczne? – pytanie od posłów]. Nie było takiego wsparcia dyplomatycznego.

Klich o rezygnacji z przewodniczenia Komisji Badania Wypadków Lotnictwa Państwowego (gdzie zastąpił go Jerzy Miller):

Uważałem, że komisją powinna kierować osoba, która ma więcej władzy. Zwracałem się z wieloma pismami do różnych instytucji w Polsce i do ambasady, i odmawiano mi pewnych informacji. W związku z tym, gdybym chciał wyjaśniać sprawy organizacyjne i inne, miałbym blokadę informacji. Nie jestem osobą, która może wymusić na ministrach jakieś pisma czy przesłuchiwać ministrów, a może by trzeba było niektórych.

Klich o sporze o charakter lotu – cywilny czy wojskowy:

Jeśli chodzi o spór o rodzaj lotu. Na spotkaniu z ministrem Arabskim i z ministrem Millerem pan minister Miller [forsował stanowisko, że lot] do pewnego momentu mógł być traktowany jako cywilny, a później powinien być wojskowy. Znając takie stanowisko, bardzo twardo je stawiałem w rozmowach z MAK. Nagle potem z mediów się dowiedziałem, że pan minister ma inne zdanie na ten temat, że to jest lot cywilny. Byłem trochę zaskoczony. Było jeszcze jedno spotkanie. Minister Miller powiedział, że ma takie argumenty, że on udowodni, ale już nie wiedziałem, co będzie udowadniał, czy ten cywilny, czy ten wojskowy, bo tak nie wyszło jasno z tego.

Miller: cywilny czy wojskowy? To sprawa prawników

To jest dyskusja prawników i to nie prawa polskiego, nie prawa rosyjskiego, tylko również międzynarodowego. Natomiast obaj mówimy jednym głosem (z Klichem – red.), że wpływ na przebieg zdarzeń mieli na pewno nie tylko piloci, ale i obsługa lotniska.

Klich: chciałem specjalistów, nie dostałem zgody

Rosjanie nam przedstawili swoją opcję [że lot był cywilny]. Jasno wynikało, chyba powiedział to nawet Morozow, że to zdejmuje całkowicie odpowiedzialność ze strony rosyjskiej, jeśli chodzi o kierowanie lotami, bo pełnia decyzji należała do załogi tupolewa. Na tę dyskusję chciałem ściągnąć specjalistów [z komisji Millera]. Nie dostałem na to zgody.

Klich o tym, jak chciał przedłużyć termin odpowiedzi na raport Rosjan:

Składałem propozycje do ministra Millera, żeby wystąpić do strony o przedłużenie z 60 dni do minimum 120 dni.

Motywowałem, że jest to tak wielki obszar badań, plus tłumaczenia, plus dyskusje, że możemy po prostu nie zdążyć. W rozmowie minister Miller, był przy tym minister Arabski, uznał, że takiej potrzeby nie ma. Może zmienił zdanie.

Miller: Klich? Ja reprezentuję inną komisję

Edmund Klich pracuje w innej komisji – ja reprezentuję inną komisję. Te komisje są od siebie niezależne. Ja nie jestem cenzorem wypowiedzi Edmunda Klicha, co wcale nie oznacza, że uważam, że zabiera głos słusznie co do zasady, co do formy i co do treści. Ale komisje są niezależne. Nie można najpierw komisji powoływać, a później nimi ręcznie sterować.

[Senator Dorota Arciszewska-Mielewczyk]: Nie rażą pana wypowiedzi pana Klicha?.

[Miller]: Przed chwilą już to skomentowałem.

Klich: Miller? On nie ma doświadczenia

[pytanie Jolanty Szczypińskiej z PiS]: Jerzy Miller powiedział, że etap dowodowy jest bliski zamknięcia, ale potrzebny jest przyjazd z Polski tylko jednej osoby dla potwierdzenia identyfikacji głosu w kokpicie.

[Klich]: Pan minister Miller nie ma doświadczenia w badaniu takich sytuacji i myślę, że to jakoś wynikało z tego, prawda? Więc etap zbierania danych, dowodów myślę, że trudno uznać za zakończony, a jeszcze interpretacja, inne rzeczy. To jest proces. Naprawdę.

Fragmenty wypowiedzi pochodzą z posiedzeń komisji sejmowych: Infrastruktury (6 maja), Obrony Narodowej (4 sierpnia), Infrastruktury i Sprawiedliwości (21 października), posiedzenia Senatu (8 czerwca), a także wywiadów w RMF i odpowiedzi na pytania dziennikarzy.

Pierwszy bohater polskiej kłótni nad wrakiem tupolewa to szef MSWiA Jerzy Miller. Nie ma doświadczenia w badaniu katastrof lotniczych, ale ma w ręku potężny argument. Stoi na czele Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. To duży, 34-osobowy zespół ekspertów: specjalistów od lotnictwa, pilotów i prawników. Do komisji Millera spływają wszystkie materiały z Rosji, komisja ma swoje ekspertyzy i od miesięcy przygotowuje raport, który ma dać odpowiedź, co się stało 10 kwietnia pod Smoleńskiem.

Drugi bohater to Edmund Klich, były pilot instruktor, specjalista od bezpieczeństwa lotów, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Klich był akredytowanym przedstawicielem Polski przy rosyjskim MAK. Dzięki temu niemal przez cały czas mógł patrzeć Rosjanom na ręce. Miał dostęp do unikalnych materiałów: brał udział w rozmowach z kontrolerami lotów tuż po katastrofie, jako jeden z pierwszych miał dostęp do wraku. Słuchał relacji naocznych świadków, przeglądał tysiące stron rosyjskich dokumentów, poznał treść rozmów ludzi, którzy 10 kwietnia znajdowali się w wieży lotniska Siewiernyj, widział symulację katastrofy przygotowaną przez Rosjan na ekranie komputera. Kto w Polsce ma większą wiedzę niż on? Nikt.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”. Kto decyduje o naszych wyborach?
Plus Minus
„Przy stoliku w Czytelniku”: Gdzie się podziały tamte stoliki
Plus Minus
„The New Yorker. Biografia pisma, które zmieniło Amerykę”: Historia pewnego czasopisma
Plus Minus
„Bug z tobą”: Więcej niż zachwyt mieszczucha wsią
Plus Minus
„Trzy czwarte”: Tylko radość jest czysta