Czesław Bielecki o lenistwie polityków i bierności obywateli

Nie trzeba powodzi ani zimy stulecia, żebyśmy uświadomili sobie, że jesteśmy obywatelami państwa, na które nie możemy liczyć

Publikacja: 18.12.2010 00:01

Czesław Bielecki o lenistwie polityków i bierności obywateli

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Sto pięćdziesiąt tysięcy Warszawiaków zgodziło się ze mną, że mogłoby być inaczej. I tego chcieli. To za mało, aby wygrać. Ale dość, żeby rozważyć dalszy ciąg, skoro tak wielu nie jest wszystko jedno.

Co myśli młody Polak, wracając do kraju po rocznym pobycie na stypendium w jednym z europejskich uniwersytetów i rozpoczynając pracę w prywatnej firmie? Nie jest źle. Potwierdza się opinia, że w morzu kryzysu Polska pozostała zieloną wyspą rozwoju. Pojawiają się szanse na obniżenie długu publicznego. Unia zaakceptuje być może polską propozycję innego księgowania składek przekazywanych funduszom emerytalnym. „Róbmy swoje, róbmy swoje” – powtarza młody człowiek słowa piosenki Młynarskiego. To na niej wychowali się rodzice. I wszystko ułożyłoby się całkiem dobrze, gdyby nie spadł śnieg.

[srodtytul]Władza się schowała[/srodtytul]

Padało dwa dni bez przerwy, jak zdarza się w Polsce na początku zimy. I nagle się okazało, że nie wystarczy, iż robi się swoje, gdy to co nasze i wspólne zamienia się natychmiast w lawinową frustrację. Mimo że to nie było tornado w Zatoce Meksykańskiej ani black-out w Kalifornii, awaria ciepłownicza ogarnęła dwie trzecie Częstochowy, a bateria rakiet Patriot opuszcza Polskę, bo tak ciężko się po niej poruszać. Doprawdy nie trzeba powodzi ani zimy stulecia, żebyśmy uświadomili sobie, że jesteśmy obywatelami państwa, na które nie możemy liczyć. Działają natomiast urzędy skarbowe i straż miejska wymierza mandaty kierowcom. A my, ślizgając się lub tonąc w błocie, słyszymy, że władz nie stać na lepsze odśnieżanie, bo już przed rozpoczęciem kalendarzowej zimy kończą się na nie pieniądze.

Jak zwykle w takich momentach władzy nie ma. Schowała się. Nie widać jej spod śniegu. Zasypał właśnie nasze krajowe „być na własnych śmieciach”. Nie widzimy policjantów na blokujących się skrzyżowaniach. Pojawiają się dopiero wtedy, gdy wezwie ich ktoś do wypadku. Przecież nic tu nie da się zrobić, chociaż nie spotkał nas kataklizm, lecz zwykła zima pod tą szerokością geograficzną. Jak 10 kwietnia w Smoleńsku, gdzie była zwykła mgła, tylko zabrakło logistyki. Jako obywatele odpowiadamy wciąż wobec państwa. Tylko nasze państwo, od władz rządowych po samorządowe, nie odpowiada wobec nas jako obywateli.

W projekcie „Platforma Obywatelska” kryterium stanowi zdobycie i zachowanie władzy. To jedynie udaje się Tuskowi, Schetynie, Gronkiewicz-Waltz, Komorowskiemu. Ich projekty dla Polski czy dla Warszawy pozostają tylko sloganami, spotami telewizyjnymi, plakatami na billboardach. Politycy nie mają planów rzeczowych, czasowych i finansowych. Projektów, których realizację obywatele mogliby kontrolować i rozliczać z niej. Mediatyzacja polityki spowodowała, że narracje wizualne zdominowały realne ciągi wydarzeń, faktów, dat. Pieniądz i czas płyną w przestrzeni słów. Ważne, czym przykryć mogą prawdę. Palikotem, dopalaczami, chemiczną kastracją pedofilów? Na ekranach pulsują reklamy. A władza ściemnia. Pracę polityczną zastępuje PR – tworzenie faktów medialnych. Nawet minister finansów to polubił. Może zgadza się dług publiczny?

W kampanii wyborczej Hanna Gronkiewicz-Waltz pokazała mapę inwestycji lat 2006 – 2020. Mieściły się na niej mosty niezbudowane w latach 2006 – 2010 i kolejne projekty. Jak je ocenić, gdy obejmują przyszłość poza horyzontem następnej kadencji 2011 – 2014? To klasyczna czasoprzestrzeń. Jak w rozkazie: „Będziecie się czołgać od tej topoli do czwartej nad ranem”.

[srodtytul]HIV polityczny[/srodtytul]

W starciu z rzeczywistością władze nie dążą do rozstrzygnięć, do skutecznych mediacji, do dialogu społecznego. Zamiast budować zgodę wokół swoich projektów, odkładają je ochoczo na półkę, gdy słyszą protesty obywateli. Za wszechobejmującym wykrętem o obowiązujących procedurach kryje się żenująca nieporadność wobec życia: chaosu własnościowego, przestrzennego, komunikacyjnego, brudu i brzydoty. Sprawy drobne urastają do wielkich. Od dwóch lat nie wybrano inwestora stołecznych wiat przystankowych, których projekt zwyciężył w konkursie. Miał być początkiem porządkowania reklam zewnętrznych zaśmiecających przestrzeń publiczną miasta. Prezydent powołała zatem po wyborach komitet sterujący złożony z urzędników, którzy przez dwa lata zwlekali. Jak za PRL. Gdy władza nie umiała czegoś zrobić, ogłaszała reorganizację.

Proces porywaczy Olewnika, katastrofa samolotu CASA, aresztowanie Barbary Blidy, afera hazardowa, wreszcie katastrofa smoleńska – były przypadkami wielokrotnego gwałcenia procedur obowiązujących służby publiczne. Jednocześnie w sprawach oczywistych, gdzie wystarczy uczciwość i zdrowy rozsądek, trwa proceder. Lekceważenia obywateli i prawa. Każdorazowo władza powołuje się na to, że inaczej się nie da, nie można, nie wolno. To nie jest kwestia złego prawa. Raczej – inflacji prawa, przeregulowania rzeczywistości, złych obyczajów. Politykom brak odwagi, by sterować rzeczywistymi procesami i rozwiązywać konflikty. A przecież sami obywatele nie zbudują autostrad, szybkich kolei, nie dokonają rozbudowy portów lotniczych, nawet odpowiednio urządzonych ulic i parkingów. Choćby najbardziej aktywni, skrzętni, sprytni i zdolni do improwizacji. To są prerogatywy państwa. Tak jak inwestycje w naukę i kulturę, w bezpieczeństwo i obronę, w ochronę zdrowia i opiekę społeczną.

Każdorazowy powrót Polaków z zagranicy oznacza tylko jedno: narastającą frustrację. Inni mogą i potrafią, nawet gdy są w kryzysie. Słowenia i Chorwacja wykuwają w skałach drogi i drążą tunele, gdy my nie potrafimy ich zbudować na mazowieckich piaskach i glinach między Warszawą a Łodzią. Nasze państwo nawet okresów koniunktury nie umiało spożytkować dla rozwoju tego, co wykracza poza „róbmy swoje”. Tam, gdzie kończy się moje, a zaczyna nasze, następuje tąpnięcie. Za progiem domu wpadamy w kałużę. Jadąc samochodem, wpadamy w dziurę. Miasto ich nie reperuje, bo za nasze podatki ubezpieczyło się od szkód. Czy obywatele o tym wiedzą?

Jeździmy coraz lepszymi samochodami, mieszkamy coraz bardziej komfortowo, nowości technologiczne docierają do nas bez opóźnień. Ale kontekst wokół zatruwa nam radość życia. Ramy społeczne są dramatycznie prymitywne, skorumpowane, niewydolne, czasem grożące życiu i zdrowiu. Pilot może popełnić błąd. Ale organizacja lotu powinna ograniczyć go do minimum. Za ten polski lot w przyszłość władze polityczne nie biorą odpowiedzialności. Może stoją w korku, który same stworzyły? Najpierw mówiono o mentalności homo sovieticusa. Potem o mojżeszowych dziesięcioleciach błądzenia po pustyni, aż wymrze pokolenie zrodzone w niewoli. Po 20 latach III RP nie liczmy na zmianę pokoleniową. To HIV polityczny, całkowity spadek odporności polityków na władzę. Być, mieć, mówić, ale nie robić. Imposybilizm jest chorobą i ideologią postpolityki.

W czasach PRL mówiono: „Tak czy owak – Zenon Nowak”. Był on przedstawicielem betonu z lat 50. aktywnym jeszcze po Październiku. Dziś wrócił ten dwuwiersz i młodzi powtarzają: „Tak czy owak – Sławek Nowak”.

[srodtytul]Lenistwo polityków, bierność obywateli[/srodtytul]

Dla uzdrowienia polskiej demokracji nie wystarczają już kampanie wyborcze i debaty parlamentarne. Społeczeństwo musi odwojować rzeczywistość. Zmusić władze do rządzenia. Jak? Przez bezpośrednie akcje i zbiorowe pozwy obywateli. To nie zapowiedź anarchii. To wyraz zdrowego i osadzonego w tradycji przekonania, że Polska takim nie-rządem długo nie postoi. Nie możemy się beztrosko zadłużać na koszt przyszłych pokoleń. Nie możemy marnotrawić dalej kapitału ludzkiego i kapitału intelektualnego. Uniwersytety Warszawski i Jagielloński nie mogą być wciąż w czwartej setce światowego rankingu. Nie możemy być bezbronni. W ramach artykułu 5 – jeden za wszystkich, wszyscy za jednego – NATO nie ma obowiązku ratować kraju, który da się zawojować w dwie doby czy tydzień. Czy ktoś to mówi społeczeństwu?

Barierą modernizacji państwa jest lenistwo polityków i bierność obywateli. Na tym polega prawdziwe zwycięstwo Tuska. Obywatele przekonani, że „życie jest gdzie indziej” i trzeba „robić swoje”, wybrali tych, którzy „sami żyją i dają innym żyć”. Skoro Kaczyńskiemu nie udało się zmienić III RP, nawet nie próbujmy. Obywatele, którzy nie zgodzili się na rząd, który chciał ich zbyt kontrolować, godzą się teraz na rząd poza społeczną kontrolą. W ten sposób „klasa próżniacza”, jak to określił premier, dogadała się ze społeczeństwem.

[srodtytul]Ulepmy bałwana[/srodtytul]

Ostatnio zdenerwowali się Obywatele Kultury. Chcą, aby przeznaczyć 1 proc. budżetu na ten cel, dla którego Polska pozostała Polską. Przecież całe pokolenie ludzi kultury w czasie bojkotu stanu wojennego zrezygnowało z normalnych karier zawodowych. Są jeszcze Obywatele Kupcy, Obywatele Kierowcy, Obywatele Właściciele, Obywatele Pasażerowie, Obywatele Przedsiębiorcy, Obywatele Rodzice, Obywatele Niepełnosprawni, Obywatelki Matki. Nie po to płacimy podatek drogowy, żeby nie widzieć dróg. Nie po to podatek od nieruchomości, żeby nie móc uzyskać na czas urzędowych zgód, gdy wokół wyrastają szpetne budy. Obywatele Niepełnosprawni muszą się wreszcie zbuntować przeciw kretynizmowi Ministerstwa Finansów, które nałożyło na nich podatek od wózków i aparatów słuchowych, które ktoś im ofiarował. Obywatele Rodzice powinni się odwołać do Strasburga od podatku od daru hospicjum dla ich umierającego dziecka. Obywatelki Matki, w granicach polityki prorodzinnej, powinny wymóc na władzy prawo do przejścia z wózkiem przez miasto bez barier.

Tak jak nie ma partii państwowców – oni partii nie potrzebują – tak nie ma partii społeczników. Ci, którzy chcą pomóc jakiemuś środowisku, zaktywizować je, sami znajdują chętnych, pieniądze i działają. Tymczasem zawodowi politycy z lęku o rezultat wyborczy twierdzą, że nie robią polityki. Osiągnęliśmy stan demokratycznej schizofrenii: społecznicy i państwowcy robią swoje, a politycy swoje, czyli nic lub prawie nic.

Pora na demokrację bezpośrednią. Jeśli chcemy, żeby kraj coś zrobił dla nas, trzeba wymusić na politykach, żeby zrobili coś dla kraju. Zostali przez nas wybrani, pracują za nasze pieniądze. Skoro nie robią tego, co jest ich obowiązkiem wobec obywateli, trzeba wymusić to na nich, nie czekając na wybory. Musimy się policzyć. Jeszcze nie jest nas więcej, ale możemy razem wygrać walkę z absurdem naszej codzienności. Tak jak Pomarańczowa Alternatywa krasnali wygrała z peerelowskimi gamoniami. Ulepmy bałwana przed Kancelarią Premiera, zbudujmy mosty ze śniegu przed stołecznym ratuszem, a na wiosnę zjedzmy śniadanie na trawie przed Sejmem. Póki nie jest za późno, zróbmy już teraz to, co zależy od nas. ?

[i]Autor jest architektem, publicystą, działaczem społecznym. W 1984 r. założył pracownię architektoniczną Dom i Miasto. Działał w opozycji demokratycznej. Był doradcą w rządzie Jana Olszewskiego. Współzakładał Ruch Stu, w Sejmie III kadencji był przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych. W ostatnich wyborach samorządowych ubiegał się o urząd prezydenta Warszawy[/i]

Sto pięćdziesiąt tysięcy Warszawiaków zgodziło się ze mną, że mogłoby być inaczej. I tego chcieli. To za mało, aby wygrać. Ale dość, żeby rozważyć dalszy ciąg, skoro tak wielu nie jest wszystko jedno.

Co myśli młody Polak, wracając do kraju po rocznym pobycie na stypendium w jednym z europejskich uniwersytetów i rozpoczynając pracę w prywatnej firmie? Nie jest źle. Potwierdza się opinia, że w morzu kryzysu Polska pozostała zieloną wyspą rozwoju. Pojawiają się szanse na obniżenie długu publicznego. Unia zaakceptuje być może polską propozycję innego księgowania składek przekazywanych funduszom emerytalnym. „Róbmy swoje, róbmy swoje” – powtarza młody człowiek słowa piosenki Młynarskiego. To na niej wychowali się rodzice. I wszystko ułożyłoby się całkiem dobrze, gdyby nie spadł śnieg.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał