Napoleon w oczach Niemców?

Wystawie o Napoleonie w Bonn patronują prezydent Sarkozy i pani kanclerz Merkel. To mała próbka, jak wyglądać mogą próby tworzenia wspólnej eurohistorii

Aktualizacja: 04.04.2011 14:04 Publikacja: 02.04.2011 01:01

Napoleon w oczach Niemców?

Foto: ROL

Oryginalna nazwa wystawy „Napoleon – Traum und Trauma" – brzmi dźwięcznie tylko w niemczyźnie. Polskie tłumaczenie „Napoleon – marzenie i trauma" brzmi już znacznie mniej zgrabnie. Niegdysiejsza stolica RFN ma wyraźną ambicję pozostać symbolem pojednania narodów po obu brzegach Renu. Trudno uciec od wrażenia, że politycy w Paryżu i Berlinie po eksperymentach z wspólnym podręcznikiem historii postanowili się teraz pokusić o wypracowanie wspólnego wizerunku Napoleona – postaci, która przez prawie 150 lat dzieliła Niemców i Francuzów. To przecież napoleońska okupacja Niemiec pobudziła powstanie nowożytnego nacjonalizmu Niemców. To wojna przeciwko „francuskiemu tyranowi" w 1813 roku stanowiła pragenezę niemieckiego romantyzmu i w jakiejś części niemieckiego szowinizmu. To wspomnienia o upokorzeniu Niemców pod butem Korsykanina ożywiało niemieckie uczucia odwetu w wojnie z Francją w 1870, w 1914 i wreszcie w 1940 roku. Niemiecka mitologia historyczna miała wiele ikon antyfrancuskiego oporu – od rozstrzelanego w 1809 roku pruskiego majora von Schilla po królową Luizę, która w pruskiej historiografii była symbolem dumnego oporu Teutonów wobec francuskiego najazdu.

Po 1945 roku w RFN zaczęto doceniać rolę, jaką Napoleon odegrał w unowocześnieniu zatęchłych Niemiec z XVIII wieku i powstaniu na ich obszarze nowoczesnych państw z kodeksem Napoleona i unowocześnionym systemem administracji. „Na początku był Napoleon". To zdanie z historii Niemiec z 1983 roku pióra historyka Thomasa Nipperdaya weszło już do historycznej popkultury za Odrą. Nipperday wskazywał, że Napoleon odegrał rolę katalizatora potrzebnych przemian. Nauczył Niemców myślenia kategoriami narodu i narzucił im reformy, bez których tkwiliby w bezruchu coraz bardziej anachronicznego Świętego Cesarstwa Rzymskiego.

Ale niemiecki uraz do Napoleona – owa „trauma" z nazwy wystawy – przeniósł się do politycznie poprawnego tematu badań nad ofiarami wojennych kampanii epoki napoleońskiej i problemu rabunku dzieł sztuki z Niemiec do Paryża. Nic dziwnego, że kuratorem wystawy została Benedicte Savoy, francuska historyk z Politechniki Berlińskiej i autorka książki „Rabunek dzieł sztuki" opisującej napoleoński szaber na terenie Niemiec i szerzej całej Europy.

Wraz z panią Savoy zwiedzam bońską ekspozycję i pytam, czy nagromadzenie sporej ilości popiersi cesarza, jego ogromnych portretów w posrebrzanych cesarskich szatach nie było przypadkiem życzeniem Pałacu Elizejskiego, który zawsze jest wyczulony na glorię państwowości francuskiej. – Trafił pan kulą w płot – mówi pani Savoy. Owszem, prezydent Sarkozy objął patronat nad wystawą, ale nie narzucał niczego. Jeśli ktoś już pragnął zgromadzenia w jednym miejscu cesarskich popiersi i złotych napoleońskich orłów, to byłam ja. W Paryżu ostatnia wielka wystawa ku czci Napoleona została zorganizowana jeszcze za rządów de Gaulle'a w 1969 roku, gdy obchodzono 200-lecie urodzin cesarza. Potem wokół Napoleona zapadła cisza. Francuscy socjaliści akceptują pamięć o republikańskim generale Bonaparte, ale już nie przepadają za Napoleonem jako cesarzem. A Niemcy dali mi wolną rękę w kreowaniu wystawy – śmieje się filuternie Benedicte Savoy.

Geniusz epoki

Zobaczyłem Cesarza – tę duszę świata. Jechał przez miasto na jakiś rekonesans. To było coś wspaniałego ujrzeć taką indywidualność. Kogoś, kto koncentruje całą uwagę wyłącznie na sobie, siedzącego na koniu, zdobywającego świat i dominującego nad tym światem" – te słowa zapisał w 1806 r. ktoś, kogo o tani sentymentalizm trudno posądzić. To filozof Georg Wilhelm Friedrich Hegel, którego dzieła zainspirują potem marksistów.

Tę część wystawy otwiera Kamień z Rosetty – egipskie znalezisko francuskich archeologów, które nie byłoby możliwe bez wyprawy Bonapartego pod piramidy w 1798 roku. To dzięki temu, że Napoleon, podbijając Egipt, pamiętał o daniu szansy odkryciom naukowym, dziś nikt nie porównuje na poważnie kampanii Bonapartego z blitzkriegiem Hitlera. Za żołnierzami Napoleona szli tacy badacze jak Jean-Francois Champollion, a za czołówkami pancernymi Guderiana podążały Einsatzkommanda szykujące masowe mordy Żydów.

Czy Napoleon był rewolucyjny czy też reakcyjny? Wystawa w Bonn przychyla się raczej do tej pierwszej hipotezy.

„Napoleon to typowy przedstawiciel homines novi" – przeczytać można w muzealnym komentarzu. Nowi ludzie niczym lot meteora przynosili światu socjalny, naukowy, twórczy i psychologiczny ruch, jaki zgalwanizował najpierw Francję, potem Europę. Na wystawie zgromadzono portrety postaci określonych jako „generacja Bonapartego". Widzimy tutaj Immanuela Kanta, Johanna Goethego, Alexandra von Humboldta, Ludwiga van Beethovena, Antonia Canovę, Francois Talmę, Alessandra Voltę i Germaine de Stael. Autorzy wystawy uznali, że z Polaków warto do generacji Bonapartego dorzucić Stanisława Augusta Poniatowskiego. To miły ukłon, ale jeśli już, to sto razy bardziej pasowałby Józef Wybicki czy Stanisław Małachowski. No, ale ich sława najwyraźniej nie dotarła do Bonn.

– Napoleon został okrzyknięty współczesnym Prometeuszem, kimś, kto przynosi światło rozumu, kto zwycięża ucisk ludów – tłumaczy Benedicte Savoy. Był jak Jupiter, jak Mars, przypisywano mu nawet cechy chrześcijańskiego Zbawiciela. Napoleon naprawdę musiał bardzo się starać, aby liczba poległych i rannych w kolejnych kampaniach po pewnym czasie obudziła jednak instynkt samozachowawczy Francuzów, poddawanych niezwykle dokładnemu systemowi powoływania coraz młodszych rekrutów, którymi zalepiano dziury w machinie wojennej Bonapartego.

Europa nasiąknięta krwią

Dopiero tu w bońskiej Kunsthalle, gdzie organizatorzy wystawy wystawiają cesarzowi rachunek za setki tysięcy poległych, uświadamiam sobie, jak bardzo nieobecny jest w polskim wspomnieniu o Napoleonie motyw rozliczenia za liczbę Polaków, którzy polegli pod jego sztandarami. Nikt w Polsce specjalnie nie dba o to, ilu naszych rodaków nie wróciło na przykład z wyprawy na Moskwę. Nikogo nie interesuje, ilu Polaków zginęło pod Jeną, Ulm czy pod Lipskiem.

Psycholodzy polskiej duszy wyjaśnią zapewne, że złamanemu rozbiorami narodowi potrzebne było otarcie się o coś wielkiego, a takim czymś była epopeja napoleońska, która pozwoliła nam uwierzyć, że możemy dokonywać cudów odwagi, jak choćby w słynnej szarży pod Samosierrą. Pamięć przywołuje list generała Wincentego Krasińskiego do Izabeli Czartoryskiej, w którym zapowiada on przysłanie do puławskiej izby pamiątek pułkowego sztandaru. „Ten znak w stu zwycięstwach przewodząc – był na murach Madrytu, Wiednia i Kremlinu zatkniętym". Na myśl przychodzi Mickiewicz, który pisał jak: „Ów mąż, Bóg wojny / otoczon chmurą pułków, tysiącem dział zbrojny, wprzągłwszy w swój rydwan orły złote obok srebrnych /od puszcz libijskich po Alpów podniebnych, ciskając grom po gromie, w Piramidy, w Tabor / w Marengo, w Ulm, w Austerlitz, zwycięstwo i zabor, biegły przed nim i za nim". Stanisław Mackiewicz pisał: „Tak właśnie zgodnie z Mickiewiczem odczuwamy epopeję napoleońską. Grom po gromie... Zwycięstwo i zabory. Geniusz zwycięstw". To właśnie w imię tej magii Polacy wybaczali cesarzowi, że we wspomnianych miejscach bielały polskie kości.

Autorzy wystawy pokazali z jednej strony splendor i chwałę napoleońskich zwycięstw, ale też nie kryli szpetnej prawdy o cenie, jaką płaciły za to setki tysięcy bezimiennych żołnierzy. Oto zgromadzone z tamtych lat zestawy chirurgicznych narzędzi do amputacji kończyn na polu bitwy. Upiornie wyglądające piły i laubzegi do rżnięcia kości. Oto naturalistyczne szkice brytyjskiego chirurga wojskowego Charlesa Bella ukazujące urwane armatnimi kulami kończyny czy rany cięte na czaszkach operowanych żołnierzy. Oto wreszcie zdjęcia z masowego grobu żołnierzy z epoki napoleońskiej, odkrytego niedawno w 2002 roku na przedmieściach Wilna. Na 6 tys. metrów kwadratowych znaleziono 435 zwłok. Specjaliści ustalili, że połowa zmarłych miała między 20 a 25 lat, jedna czwarta między 25 a 30 lat, a pozostali byli młodzikami poniżej dwudziestki.

Napoleon odegrał dla Niemców rolę katalizatora potrzebnych przemian, nauczył ich myślenia kategoriami narodu

W Polsce mało wie się o tym, jak głęboką traumę wywołała w Niemczech wpierw akcja masowego poboru do wielkiej armii, jaka wyruszyła na Rosję w 1812 roku, a potem, jak głęboki szok wywołała niewielka ilość tych, którzy wrócili z lodowej wyprawy cesarza. Rachunki historyków mówią o około

100 tysiącach Niemców, których trupy pozostały na szlaku odwrotu wielkiej armii zimą 1812 roku.

Pamiątką po tym jest obraz wotywny ufundowany w 1825 r.  przez rodzinę bawarskiego strzelca z Ingolstadt Hansa Hubera, który nie wyrwał się z zimowej zagłady. Poruszające wrażenie robią szkice Christiana Wilhelma von Fabre du Faur, który szkicował zamarzniętych i odartych z ubrań żołnierzy wielkiej armii nad Berezyną. Dopiero tu można zrozumieć, jak skuteczna musiała być w wykonaniu sowieckiej propagandy metoda przypominania Niemcom o tym, jak armia Paulusa wyginęła w lodowym piekle Stalingradu.

Pierwsze państwo totalne?

Ale krytycyzm wobec imperium Napoleona przybiera na wystawie formę pytania: Czy państwo to nie było archetypem nowożytnego, policyjnego państwa totalitarnego? I tu znów nasuwa mi się konstatacja, że w naszej tradycji paroletnie rządy napoleońskie nad polskimi ziemiami w małym stopniu kojarzą się z jakimś terrorem czy inwigilacją. Ale już Niemcom jak najbardziej, a zgromadzone cytaty ówczesnych Francuzów mówią, jak bardzo sprawnie działała napoleońska tajna służba. Potrafiła być sprawnym systemem inwigilacji i szybkiej eliminacji każdego Francuza, któremu wpadło do głowy spiskować przeciwko cesarzowi lub choćby krytykować jego kolejne wojny. Wtedy także znikali ludzie, a nawet solidnie pijani uważali na to, co mówią. Stare pożółkłe fiszki kryją w sobie zapewne nie mniej tragiczne historie ludzkie niż te, które spoczywają w naszym IPN. Można się domyślać, że ta wszechmocność państwa Napoleona to kontynuacja tradycji jakobińskiej. Ale urzędnicy cesarscy przypominali ludzi Robespierre'a jeszcze w jednym. Byli przekonani, że nie istnieją zasadniczo żadne poważne przeszkody, aby rozszerzać Francję o kolejne nowe departamenty nazywane zazwyczaj od nazw rzek. Przypomnijmy, że Francja sięgała wówczas za Hamburg, a Kolonia i Moguncja nosiły francuskie nazwy Cologne i Mayence.

– Od średniowiecza nie powstało żadne równie wielkie imperium między Atlantykiem a Renem i między ujściem Łaby a Pirenejami – zauważa Benedicte Savoy. – Napoleon prowadził politykę rzymską, nieznającą pokoju i gotową do wciąż nowych aneksji terytorialnych. W tworzonym na wzór starożytnego Rzymu imperium rozbudowywano system dróg, które prowadziły do Paryża. Na potrzeby nowego imperium stworzono system przesyłu informacji za pomocą telegramu optycznego. Dziś zdumiewa pewność siebie urzędników w Paryżu, którzy flegmatycznie planowali budowę imperium w perspektywie dziesięcioleci. W jednym czasie akceptowano plany budowy setek mostów od Orleanu po Lubekę czy Genuę".

Istotnie, na wystawie pokazana jest przypominająca Niemcom reżimy XX wieku ambicja administracji napoleońskiej do standaryzacji wszelkich sfer ludzkiego życia. I tu znów wzorem był starożytny Rzym z jednym kodeksem prawa, jednym wzorem układania życia publicznego, jedną siecią dróg, jedną armią i jednym językiem imperium czyli francuszczyzną. Tak jak to bywało potem w wypadku Rosji sowieckiej czy III Rzeszy – wszystkie zdobycze cywilizacyjne zawsze służyły albo kontroli policyjnej, albo ułatwieniom militarnym. Dla krajów zacofanych ta przymusowa modernizacja miała pozytywne strony. Ale jednocześnie płacono daninę i musiano w milczeniu obserwować, jak urzędnicy Napoleona konfiskują najcenniejsze dzieła sztuki z całej Europy i wysyłają je do Paryża. I tu znów nasuwają się skojarzenia ze starożytnym Rzymem, do którego wywożono trofea z podbitych ziem. Z Wenecji zarekwirowano słynne rumaki Lizypa, w Berlinie zdemontowano Kwadrygę z Bramy Brandenburskiej, a z mojego rodzinnego Gdańska wywieziono ołtarz Sądu Ostatecznego Memlinga. Mózgiem całej tej operacji był Dominique Vivand Denon, dyrektor Muzeum Napoleońskiego, czyli dzisiejszego Luwru.

Denon należał do generacji oświeceniowych racjonalistów, którzy uważali, że sztuka nie ma jakiejś określonej gleby ojczystej, ale najlepiej kwitnie tam, gdzie się ją odpowiednio pielęgnuje i się ją ocenia – wyjaśnia Benedicte Savoy. Dopiero po upadku Napoleona, gdy wybuchły uczucia patriotyczne, zrabowane arcydzieła odzyskiwano ze stolicy Francji pod hasłem wynagrodzenia za upokorzenie narodowe.

Cesarz-duch

Bonaparte nie jest już realnym Bonapartem. Jest postacią z legendy utkanej z wizji poetów, żołnierskich opowieści i podań ludowych. To, co mamy teraz, przypomina bardziej eposy o Aleksandrze Wielkim czy opowieści o Karolu Wielkim. To bohater fantazji stał się realną osobowością – inne portrety cesarza się rozpłynęły" – pisał na początku lat 40. XIX wieku pisarz Francois-Rene Chauteaubriand.

Widza w części wystawy poświęconej „życiu po życiu" Napoleona wita olejny obraz pędzla Josepha-Louisa-Hippolyte Bellange z 1833 r. Oto scena z francuskiej wsi – handlarz figurek proponuje chłopskiej parze do zakupu gipsową Matkę Boską lub gipsowego Napoleona.

Dzieje się to, gdy Napoleon na Wyspie Świętej Heleny ma przed sobą jeszcze siedem lat życia.

W 1840 roku Paryż przeżywa pompę pogrzebu Napoleona.  W 1855 roku kolejny pośmiertny triumf: prochom cesarza składa hołd w czasie wizyty nad Sekwaną sama królowa Wiktoria. Na wystawie odnajduję ukłon dla polskiej mitologii Napoleona – apoteoza Napoleona autorstwa Walentego Wańkowicza.

Koktajl z piwa i burgunda

Organizatorzy wystawy nie kryją, że ich myślenie o łączeniu wizji historycznych idzie tym samym tropem co zamierzenia twórców przyszłego Muzeum Historii w Brukseli. Sama Benedicte Savoy obejrzała i ma bardzo dobre zdanie o wystawie Krzysztofa Pomiana o dziejach Europy we wrocławskiej Hali Ludowej w 2009 roku.

Denon uważał, że sztuka nie ma określonej gleby ojczystej, ale najlepiej kwitnie tam, gdzie się ją odpowiednio pielęgnuje i się ją ocenia

No cóż, takie lepienie syntetycznej wizji dziejów w jednych wypadkach budzi zainteresowanie, ale w innych wzbudza obawy jakiegoś historycznego synkretyzmu. Bo jeśli polski widz pokusi się o podsumowanie wystawy o Napoleonie, to zauważy linię kompromisu między niemiecką a francuską wizją dziejów.

W największym skrócie Niemcy zaakceptowali typowy dla francuskiej wrażliwości kult wielkości cesarza i racjonalizmu jego idei państwowej. Do Bonn sprowadzono wiele popiersi cesarza, sztandary ze złotymi orłami i wspaniały sztafaż pierwszego cesarstwa. Z kolei Francuzi pogodzili się, że wystawiony im zostanie na wystawie rachunek za rabunek dzieł sztuki z całej Europy. Francuzi cierpliwie też przyjęli dość subtelne pytania, w jakim stopniu państwo Napoleona było wzorem policyjnej kontroli nad obywatelami, jaka miała potem w historii znacznie bardziej przerażające wcielenia. I wreszcie pola, gdzie duch czasów ułatwił unifikację stanowisk. Choćby załamywanie rąk nad wyprawą na Rosję – wygodną dla obu stron w chwili wykuwania się osi sojuszniczej Paryż – Berlin – Moskwa.

A co z polskimi odniesieniami do epoki Napoleona? Francuska kurator bardzo taktownie podkreśliła znaczenie legendy napoleońskiej dla polskiej wiary w odzyskanie niepodległości. Ale już wpływ epoki napoleońskiej na inne narody potraktowano bardzo zdawkowo. A przecież stworzona przez Francję napoleońska prowincja Ilirii była wstępem do marzeń o późniejszej Jugosławii. Podejrzewam, że także Litwini, którzy nie przepadają za wrzucaniem ich do jednego historycznego garnka z Polską, mieliby coś do powiedzenia o  własnej legendzie napoleońskiej. Ale można by i zasygnalizować inne przykłady fascynacji Napoleonem. Od dyktatorów Haiti po środkowoafrykańskiego dyktatora Bokassę, który w połowie lat 70. mianował się cesarzem i zamówił w najlepszych paryskich firmach stroje i wystrój pełen symboliki napoleońskiej. Nieswojo na wystawie będzie się też czuć Brytyjczyk, którego punkt widzenia na cesarza odbija się tylko w zgromadzonych antycesarskich karykaturach, jakimi Londyn zasypywał kontynent.

Nieprzypadkowo to właśnie Nicolas Sarkozy i Angela Merkel patronują wystawie. Z bońską wystawą jest bowiem trochę jak z tworzeniem strefy euro. Nominalnie jest to inicjatywa ogólnoeuropejska, ale w kluczowych momentach okazuje się, że najlepiej prezentowane są racje niemieckie i francuskie.

Wystawa „Napoleon – marzenie i trauma" w Bonn czynna jest do 25 kwietnia br. Szczegóły na www.kah-bonn.de

Oryginalna nazwa wystawy „Napoleon – Traum und Trauma" – brzmi dźwięcznie tylko w niemczyźnie. Polskie tłumaczenie „Napoleon – marzenie i trauma" brzmi już znacznie mniej zgrabnie. Niegdysiejsza stolica RFN ma wyraźną ambicję pozostać symbolem pojednania narodów po obu brzegach Renu. Trudno uciec od wrażenia, że politycy w Paryżu i Berlinie po eksperymentach z wspólnym podręcznikiem historii postanowili się teraz pokusić o wypracowanie wspólnego wizerunku Napoleona – postaci, która przez prawie 150 lat dzieliła Niemców i Francuzów. To przecież napoleońska okupacja Niemiec pobudziła powstanie nowożytnego nacjonalizmu Niemców. To wojna przeciwko „francuskiemu tyranowi" w 1813 roku stanowiła pragenezę niemieckiego romantyzmu i w jakiejś części niemieckiego szowinizmu. To wspomnienia o upokorzeniu Niemców pod butem Korsykanina ożywiało niemieckie uczucia odwetu w wojnie z Francją w 1870, w 1914 i wreszcie w 1940 roku. Niemiecka mitologia historyczna miała wiele ikon antyfrancuskiego oporu – od rozstrzelanego w 1809 roku pruskiego majora von Schilla po królową Luizę, która w pruskiej historiografii była symbolem dumnego oporu Teutonów wobec francuskiego najazdu.

Po 1945 roku w RFN zaczęto doceniać rolę, jaką Napoleon odegrał w unowocześnieniu zatęchłych Niemiec z XVIII wieku i powstaniu na ich obszarze nowoczesnych państw z kodeksem Napoleona i unowocześnionym systemem administracji. „Na początku był Napoleon". To zdanie z historii Niemiec z 1983 roku pióra historyka Thomasa Nipperdaya weszło już do historycznej popkultury za Odrą. Nipperday wskazywał, że Napoleon odegrał rolę katalizatora potrzebnych przemian. Nauczył Niemców myślenia kategoriami narodu i narzucił im reformy, bez których tkwiliby w bezruchu coraz bardziej anachronicznego Świętego Cesarstwa Rzymskiego.

Pozostało 90% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy