Święta Iwona z Woronicza

Jeszcze do niedawna kojarzono ją głównie z tematyką religijną i telewizją śniadaniową. Dziś Iwona Schymalla jako szefowa telewizyjnej Jedynki wzbudza już nie tylko pozytywne emocje

Publikacja: 02.04.2011 01:01

Święta Iwona z Woronicza

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

Sympatyczna, łagodna, wszyscy uwielbiali z nią pracować. Nie sposób było jej nie lubić – oceniają zgodnie jej współpracownicy z wcześniejszego okresu.  – Swoimi ostatnimi decyzjami postawiła na szali cały dotychczasowy nieskazitelny niemal wizerunek – uważa jeden z naszych rozmówców.

Ma na myśli decyzje dotyczące usunięcia z anteny Jedynki konserwatywnych dziennikarzy, takich jak Bronisław Wildstein, Anita Gargas, Joanna Lichocka, Jacek Karnowski, Stanisław Janecki. W wiosennej ramówce TVP 1 nie znalazło się też miejsce dla programu „Warto rozmawiać" Jana Pospieszalskiego.

Prezenterka z castingu

Na początku lat 90. TVP ogłasza wielki konkurs na nowych dziennikarzy i prezenterów. Przed siedzibą telewizji na Woronicza gromadzą się tłumy. Jest wśród nich młoda doktorantka socjologii UW Iwona Schymalla. Miała pisać pracę z socjologii religii pod opieką cenionego w tej dziedzinie prof. Edwarda Ciupaka (ojca znanej feministki Magdaleny Środy). Jednak już wtedy wiedziała, że kariery naukowej nie zrobi. - Nie miałam temperamentu naukowca- wspomina. Zaczęła się rozglądać za czymś innym.

Została jednym z 20 szczęśliwców wybranych do pracy w TVP. Większość z nich długo miejsca w telewizji nie zagrzała. Co innego Schymalla, która w TVP pracuje nieprzerwanie od niemal 20 lat. Zawodu uczyli jej m.in. Bogusław Wołoszański i Edyta Wojtczak. Na początku trafiła do redakcji „Wiadomości". – Ówczesny szef „Wiadomości" Andrzej Turski chciał, żebym prowadziła poranne wydanie serwisu. Szybko się jednak przekonałam, że polityka mnie nie interesuje, poza tym czułam się tam trochę obco – wspomina. Wylądowała w redakcji edukacyjnej, gdzie zajmowała się tematyką społeczną. Robiła reportaże, np. o trudnej młodzieży, dużo jeździła po Polsce. Z tamtego okresu najbardziej kojarzy się jednak z rolą prezenterki telewizyjnej Jedynki. Prowadziła programy o zdrowiu, została też twarzą porannego pasma „Kawa czy herbata".

– Dobrze się w tym sprawdzała, dlatego dla wielu było szokiem, kiedy poszła w działkę katolicką. -Pamiętam, że pukali się w czoło i mówili: ta Iwona chyba oszalała – opowiada jeden z jej kolegów z pracy.

Twarz Kościoła

To był genialny pomysł, żeby ściągnąć Iwonę – nieco nieskromnie wspomina jego autor ówczesny wiceszef redakcji katolickiej TVP Andrzej Sadowski. – Był rok 1997. Zbliżała się pielgrzymka Jana Pawła II do Polski i chcieliśmy stworzyć nowoczesne papieskie studio. Do tej pory tematyką religijną zajmowali się w telewizji wyłącznie duchowni. Pomysł był taki, by studio prowadziła znana prezenterka wraz z księdzem. Postawiliśmy na Iwonę i to był strzał w dziesiątkę – dodaje, choć zaznacza, że nie było łatwo ją przekonać. – Bała się, że zostanie zaszufladkowana jako dziennikarka katolicka, a to wówczas nie ułatwiało kariery – podkreśla Sadowski. Schymalla mówi, że decyzję pomógł jej podjąć mąż, który przekonał ją, że taka szansa zdarza się raz w życiu.

Ludzie pokochali Schymallę w nowej roli. Rok później dostała telewizyjną nagrodę Wiktora Publiczności. Choć, jak wspomina, na samym początku nie wszystkim przypadło do gustu, że wraz z księdzem relacjonuje pielgrzymkę. Do telewizji przychodziły listy oburzonych telewidzów, w których pisali, że tak nie wypada i że trzeba prezenterkę zdjąć z anteny. W samej TVP też nie wszystkim podobała się w nowej roli. Na korytarzach mówiono o niej z przekąsem „siostra Rydzyk", a później „święta Iwona" lub „siostra Iwona". Do dziś niektórzy znajomi zwracają się do niej per siostro.

W roli prowadzącej papieskie studio oraz prezenterki programów katolickich (m.in. „Między niebem a ziemią") odnalazła się na długie lata. Relacjonowała kolejne papieskie wizyty w latach 1999 i 2002. Żadne duże telewizyjne wydarzenie związane z religią nie mogło się bez niej odbyć. To ona towarzyszyła Polakom w dniach poprzedzających śmierć Ojca Świętego i w trakcie żałoby.

– Można powiedzieć, że stała się twarzą Kościoła w telewizji. Gdziekolwiek się udawaliśmy, czy to na pielgrzymkę, czy spotkanie z biskupem, wszyscy pytali, czy będzie z nami pani Iwona – mówi ks. Krzysztof Ołdakowski, szef redakcji katolickiej TVP w latach 1997  – 2002.

Szybko nauczyła się poruszać w dość hermetycznym kościelnym środowisku. Potrafiła rozmawiać z księżmi i zakonnicami, którzy niezbyt ufnie podchodzili do mediów. Była na tyle przekonująca, że ludzie na ulicy witali ją słowami: „Szczęść Boże" lub „Niech będzie pochwalony". Kiedy na wakacjach, które spędzała w stadninie koni, spotkała kilkudziesięciu pielgrzymów udających się do pobliskiego sanktuarium, musiała wszystkim rozdać autografy. A ponieważ nie było na czym, podpisywała się na świętych obrazkach.

Mimo że nie unikała mówienia o swojej wierze na antenie, zawsze robiła to na tyle ostrożnie, że trudno było poznać, do którego z nurtów w polskim Kościele jest jej najbliżej. – Gdybym miał ją jakoś zaszufladkować, to raczej wrzuciłbym ją do szufladki „Tygodnik Powszechny" – mówi jej współpracownik.

Środowiskom konserwatywnym naraziła się w 2007 roku, gdy podczas wizyty u prezydentowej Marii Kaczyńskiej z okazji Dnia Kobiet podpisała się pod apelem do parlamentarzystów przeciwko zmianom w konstytucji w sprawie aborcji. Chodziło w nich o zwiększenie ochrony życia poczętego. List oprócz Schymalli podpisały m.in. Monika Olejnik i Magdalena Środa. – Ten list bardzo zaszkodził. Podgrzał atmosferę i zmian nie udało się przeprowadzić, choć była na to spora szansa – mówi ówczesny marszałek Sejmu Marek Jurek, który patronował projektowi zmian.

Dyrektorski awans

Kolejny zwrot w jej karierze nastąpił w 2009 roku, kiedy po raz pierwszy otrzymała od ówczesnego prezesa TVP Piotra Farfała (człowieka kojarzonego z LPR i Romanem Giertychem) propozycję objęcia stanowiska szefowej Jedynki. Długo się zastanawiała, bo sytuacja w telewizji była wówczas dynamiczna. Jednak, jak podkreślała w jednym z wywiadów: „Pomyślałam sobie, że to niesamowita szansa (...). Mogę zmienić też swoje życie, zamiast pojawiania się przed kamerą, zarządzanie zespołem".

Emocjonalnie pożegnała się z widzami „Kawy czy herbaty". Dziękowała im i płakała na wizji. A po zaledwie trzech miesiącach znów przywitała ich jako prowadząca program. W telewizji nastąpił bowiem kolejny z częstych wówczas przewrotów i do władzy powrócili ludzie kojarzeni z PiS. Wraz z odwołaniem Farfała z funkcji prezesa TVP i ona straciła dyrektorski fotel. Kiedy jednak rok później w październiku 2010 znów zaproponowano jej to stanowisko, ponownie je przyjęła. Wówczas w TVP karty rozdawała medialna koalicja PO – SLD. Dlaczego akurat Schymalla? – Mocno lansował ją wtedy Tomasz Siemoniak, wiceminister spraw wewnętrznych i jeden z najbliższych ludzi Grzegorza Schetyny, który był patronem tego porozumienia – mówi „Rz" polityk, który pamięta tamte rozmowy. Także on miał forsować jej kandydaturę, kiedy prezesem TVP był Farfał (jak pisały media, zmiany w TVP były wówczas związane z porozumieniem Giertycha i Schetyny).

Na Woronicza mówi się, że obecny marszałek Sejmu darzy Schymallę dużą sympatią. Dlatego na politycznej mapie TVP sytuuje się ją jako osobę bliską PO. Jednak, jak zaznaczają rozmówcy „Rz", wynika to raczej z towarzyskich relacji. Schymalla dobrze zna się z Rafałem Grupińskim, posłem PO i bliskim współpracownikiem Schetyny, który był szefem redakcji edukacyjnej TVP w latach 1995

– 1996. Sama Schymalla odżegnuje się od jakichkolwiek politycznych powiązań. – Nigdy nie należałam do żadnej partii. Jestem człowiekiem telewizji, a nie politykiem. Jako dyrektor Jedynki staram się robić wszystko, co tylko możliwe, żeby skończyć z wizerunkiem partyjnej telewizji. Dlatego stawiam na profesjonalistów, a nie na ludzi z politycznego nadania, jak bywało jeszcze niedawno – przekonuje. Bronią jej też współpracownicy, którzy podkreślają, że nieczęsto się zdarza w TVP, żeby dyrektorem był ktoś, kto przeszedł w telewizji wszystkie szczeble kariery, od stażysty począwszy. Dlatego za każdym razem łatwo było znaleźć pracowników telewizji, którzy z zadowoleniem przyjmowali jej nominację.

– Nigdy nie widziałem, żeby podejmowała decyzję z pobudek politycznych albo odbierała telefony z wytycznymi i nie sądzę, by tak było – mówi Przemysław Wojciechowski kierujący redakcją publicystyki TVP 1, który pozostał na stanowisku jeszcze z czasów poprzedniego szefa Jedynki. – Myślę, że takie zarzuty są chybione. W jej decyzjach nigdy nie zauważyłem względów innych niż merytoryczne – dodaje Artur Michniewicz, wicedyrektor Jedynki.

Znikające programy

Jednak to właśnie Schymalla była współodpowiedzialna (wraz z ówczesnym zarządem TVP) za to, że z anteny Jedynki zniknęły programy konserwatywnych dziennikarzy, m.in. Bronisława Wildsteina i Anity Gargas. W TVP 1 pracę stracili też Joanna Lichocka i Stanisław Janecki. Na miejsce Jacka Karnowskiego szefową „Wiadomości" została Małgorzata Wyszyńska, której telewizyjna kariera potoczyła się podobnie jak Schymalli (prowadziła m.in. „Kawę czy herbatę" i studio papieskie). Większość decyzji zapadła bardzo szybko, podczas pierwszego tygodnia jej urzędowania.

Paweł Nowacki, jeden z twórców programu „Warto rozmawiać", podkreślał niedawno w wywiadzie dla „Naszego Dziennika", że to właśnie Schymalla była osobą, która zwodziła ich w sprawie ewentualnej kontynuacji programu, by na koniec się na to nie zgodzić.

– Chcę to wyraźnie powiedzieć – że osobiście pani dyrektor Iwona Schymalla zdecydowała, by program „Warto rozmawiać" został zlikwidowany. Tak samo jak zdecydowała o zdjęciu z anteny „Misji specjalnej", programu Bronisława Wildsteina, usunięciu Jacka Karnowskiego z kierownictwa „Wiadomości". Po niecałym roku od katastrofy smoleńskiej w telewizji publicznej nie ma żadnego programu, który mówiłby o tym, w cieniu czego żyjemy przez cały czas. Zawdzięczamy to z całą pewnością pani dyrektor Iwonie Schymalli – mówił. Pospieszalski twierdzi zaś, że Schymalla powiedziała mu podczas jednego ze spotkań, że zdjęcie jego programu z anteny „to jest decyzja polityczna". Podobnego zdania są także pozostali niepracujący już w Jedynce konserwatywni dziennikarze.

Schymalla odpiera te zarzuty. – Nie usunęłam nikogo z anteny. Po prostu kończyły im się umowy na realizację programów, a w budżecie nie przewidziano funduszy na ich kontynuację – mówi. Podkreśla też, że nie zamyka nikomu drzwi do Jedynki i nie wyklucza, że „Warto rozmawiać" powróci jeszcze antenę. – Nikogo nie prześladuję, jak próbuje mi się wmówić. Paweł Nowacki robi dla TVP film z okazji rocznicy katastrofy smoleńskiej, a Jan Pospieszalski przygotowuje kilkunastoodcinkową serię portretów rodzin ofiar – dodaje.

Nigdy nie traci głowy

Inny obraz Schymalli rysują osoby na co dzień z nią pracujące. Jako szefowa jest wyrozumiała i cierpliwa. – Nigdy nie słyszałem, żeby nakrzyczała na pracownika albo publicznie skrytykowała. Potrafi pięć razy z rzędu tłumaczyć z dobrotliwym uśmiechem, wręcz monotonnym głosem, że ktoś nie ma racji, podczas gdy każdy szef już dawno straciłby cierpliwość i pogonił takiego pracownika – mówi osoba z TVP. Na Woronicza podkreśla się jeszcze jedną jej cechę – lojalność względem pracowników. Wszyscy byli pewni, że wyrzuci jedną ze swoich bliskich współpracownic, gdy ta, będąc przekonana, że Schymalla niebawem straci stanowisko (prezesem na chwilę został bowiem znów kojarzony z PiS Romuald Orzeł), opowiadała, że Schymalla nie sprawdziła się jako dyrektor anteny. Schymalla o tym wiedziała, ale osoby tej nie zwolniła.

Współprowadzący z nią programy chwalą ją za profesjonalizm, intuicję i to, że nigdy nie traci głowy. – Świetnie potrafi improwizować – podkreśla Sadowski. – Podczas papieskich pielgrzymek co chwila byliśmy zaskakiwani zmianami planów. Kiedyś powiedziano nam, że wchodzimy na antenę na 20 sekund, by zapowiedzieć dalszy przebieg wizyty. Nagle okazało się, że musimy zostać na wizji ponad 20 minut. Mimo że nie mieliśmy nic przygotowanego, Iwona z uśmiechem na twarzy dyskutowała, wymyślając na poczekaniu kolejne tematy. Nikt nawet nie zauważył, że był jakiś problem – opowiada.

Marek Zając opowiada zaś historię o tym, jak ekipa „Kawy czy herbaty" pojechała do Zubrzycy (Małopolskie), żeby zrobić program w miejscu, gdzie kręcono film „Ogniem i mieczem". – Prowadzący zaprosili aktorów. Jednak dzień wcześniej spadł ponad metr śniegu i nie dotarli oni na 6 rano. W ekipie totalna panika - no bo jak to teraz zrobić program. Jedna Iwona zachowała zimną krew. Na ulicy zaczepiła jakiegoś przechodnia, chwilę z nim porozmawiała i za moment stał już przed kamerą jako gość. Okazało się, że to miejscowy nauczyciel historii, który znakomicie wczuł się w temat i opowiadał różne anegdoty związane z książką Sienkiewicza. W tym czasie dojechali w końcu aktorzy i można było kontynuować program. Wszyscy później Iwonie gratulowali świetnego pomysłu z zaproszeniem miejscowego historyka.

„Kawa czy herbata" uchodzi za ukochane dziecko Iwony Schymalli. Kiedy pierwszy raz została szefową Jedynki, wydłużyła czas trwania programu do trzech godzin. Przy drugim dyrektorskim podejściu stworzyła weekendową wersję programu, którą też prowadzi. Nie zrezygnowała również z prowadzenia „Między ziemią a niebem". – Zastanawialiśmy się, czy po tym, gdy została dyrektorem, wszystko będzie jak dawniej. Okazało się, że tak. Potrafi rozdzielić role dziennikarza i dyrektora – mówi Zając, który razem z nią prowadzi ten program.

W TVP trwa właśnie konkurs na nowy zarząd. Później ma on rozpisać konkurs na nowych dyrektorów anten. Schymalla zapowiada, że w konkursie na szefa Jedynki wystartuje. Co będzie, jeśli go nie wygra? Mówi, że nie wróci już tylko do prowadzenia programów: – Spróbuję czegoś innego. Może poza telewizją?

Sympatyczna, łagodna, wszyscy uwielbiali z nią pracować. Nie sposób było jej nie lubić – oceniają zgodnie jej współpracownicy z wcześniejszego okresu.  – Swoimi ostatnimi decyzjami postawiła na szali cały dotychczasowy nieskazitelny niemal wizerunek – uważa jeden z naszych rozmówców.

Ma na myśli decyzje dotyczące usunięcia z anteny Jedynki konserwatywnych dziennikarzy, takich jak Bronisław Wildstein, Anita Gargas, Joanna Lichocka, Jacek Karnowski, Stanisław Janecki. W wiosennej ramówce TVP 1 nie znalazło się też miejsce dla programu „Warto rozmawiać" Jana Pospieszalskiego.

Prezenterka z castingu

Na początku lat 90. TVP ogłasza wielki konkurs na nowych dziennikarzy i prezenterów. Przed siedzibą telewizji na Woronicza gromadzą się tłumy. Jest wśród nich młoda doktorantka socjologii UW Iwona Schymalla. Miała pisać pracę z socjologii religii pod opieką cenionego w tej dziedzinie prof. Edwarda Ciupaka (ojca znanej feministki Magdaleny Środy). Jednak już wtedy wiedziała, że kariery naukowej nie zrobi. - Nie miałam temperamentu naukowca- wspomina. Zaczęła się rozglądać za czymś innym.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy