„Jedziemy do Baszty" – to hasło wycieczek za Warszawę, na balangę. Niezła kuchnia. Do tego atrakcja, bo pod miastem. Przy stolikach prywatna inicjatywa i kilka par szukających intymności. Adres: Puławska 418. Warszawa-Pyry. Całkiem niedawno była to jeszcze wieś.
Biały zameczek to piękna willa projektu Marconiego. Mieszkał w niej Jan Fruziński, konkurent Wedla. Słynne czekoladki od Fruzińskiego opisali i Brzechwa, i Różewicz – w „Białym małżeństwie" pałaszują je z rozkoszą Paulina i Bianka.
Baszta stała się Basztą dopiero w latach 60. Nowy właściciel wyremontował budynek i nazwał restaurację imieniem batalionu AK. Walczył w nim na przykład Jerzy Stefan Stawiński, najlepszy polski zawodowy scenarzysta. To spod jego ręki wyszły „Kanał", „Zezowate szczęście" czy „Straszny sen Dzidziusia Górkiewicza". Poznaliśmy się nad morzem, na wakacjach w Juracie. Mieszkał niedaleko mnie, na Mokotowie. Czasami chodziliśmy do niego z kolegą K. na wódkę. Bardzo było przyjemnie.
Tymczasem ciągle jesteśmy na Puławskiej, która gładko przechodzi w ulicę tej samej nazwy w Piasecznie. Jeszcze kilka minut drogi i lądujemy na planie serialu. Od jakiegoś czasu pokonuję tę trasę i zawsze oprócz Baszty wspomnienia budzi we mnie tabliczka z nazwą Chojnowa. Wieś i okupacja, ale od strony rozrywkowej. Raz w miesiącu w leśniczówce zbierała się młodzież i balangowała. Wódeczka, tańce, niewinne pocałunki. To była prawdziwa wyprawa. Kolejką z Dworca Południowego (dziś Metro Wilanowska), lekko zatłuszczeni słoniną szmuglerów, wysiadaliśmy w Chojnowie.
Ciekawe, że dwa dni przed powstaniem Andrzej D., młody rzeźbiarz, syn mojego profesora, proponował, żebym przeniósł się do jego oddziału. Coś mnie tknęło. Podziękowałem. Ten oddział, rozbity na Mokotowie, bez broni, błąkał się po lesie. Kiedy wreszcie powstańcy zobaczyli Niemców w Chojnowie, wyszli z rękami do góry, żeby się poddać. Nie zdążyli ich nawet opuścić.
Andrzej był bardzo zdolnym rzeźbiarzem. Ze ściany patrzy na mnie ironicznie Chrystus. To odlew, który dostałem po wojnie od jego kuzyna.