Wyobraźmy sobie, że politycy doskonalą sztukę dialogu, że kłótnia zamienia się w spór racji. Żeby nauczyć się rozmawiać, a nie zadawać tylko ciosy, politycy wyrzucają podręczniki piaru i studiują literaturę. Nie chodzi o fikcje, które napisano w imię ideologicznych przekonań, o epickie referaty na temat wykluczonych, korporacji, ekologii czy obłudnego salonu, tylko o powieść polityczną, o „Generała Barcza" czy o „Przedwiośnie" naszych czasów. O inteligentny, wieloznaczny obraz skomplikowanej współczesności.
Takiej powieści nie napisał żaden polski pisarz od dawna. Tę pustkę postanowił wypełnić Bronisław Wildstein „Czasem niedokonanym", powieścią o rozmiarze sagi. To nie jeszcze jeden utwór prawicowego publicysty dla konserwatywnego czytelnika, który spodziewa się po lekturze potwierdzenia swoich przekonań. Przeciwnie. Żadna strategia w tej książce nie zwycięża, żadnej nie można odmówić racji.
Powieść zaczyna się w początku XX wieku, a kończy w dniach dzisiejszych. Wildstein opisał dzieje ostatnich stu lat poprzez historię rodziny Broków. Polityczny obłęd dotyka Broków tak jak wszystkie rodziny w Polsce. Historia włazi w ich życie i mąci biografie, ale to osoba jest najważniejsza w tej powieści, nie mechanizm historii. Właściwy początek tej nielinearnej fabuły wyznacza zbrodnia. Bogu ducha winny Baruch Brok, jego żona i dwie córki zostają zamordowani niedaleko Pińska w imię kary za rewolucję 1905 roku. Sąsiedzi od lat, porządni zwykli ludzie, zabijają ich, gdyż Żydzi chcieli obalić cara. Paranoiczni (przepraszam wszystkich paranoików) rodzice Zuzanna i Benedykt to główni bohaterowie powieści. Adam Brok, biznesmen robiący karierę w Stanach, wraca do Polski, bo prosi go umierający ojciec na rozmowę. Zuzanna też potrzebuje syna, by wypowiedzieć swoje racje. Wcześniej potrzebował Zuzanny ojciec Benedykta, Benedyktowi powierzył swą historię stryj Jakub itd. Historia zawiera sekretną historię, która zawiera inną skrywaną opowieść. „Czas niedokonany" inicjuje więc fundamentalny topos nowoczesności – dialog ojca i syna.
Sens życiowych wyborów
Adam nie rozumie, po co ma wysłuchiwać zwierzeń umierającego ojca. Cóż mógłby mu powiedzieć redaktor peerelowskiej „Republiki", co przydałoby się w biznesowej korporacji? Wielu pisarzom zdaje się, od czasu „Ojców i dzieci" Turgieniewa, że ojcowie zagrażają wolności dzieci. Tyle napisano powieści o zbuntowanych dzieciach, które nie chcą słuchać opowieści ojca, bo nie chcą poznać miary własnej wolności. Tyle odmian tego toposu; syn mistyfikujący opresję ojca, by usprawiedliwić swój strach przed istnieniem, ojciec infantylniejszy niż syn, synczyzna zamiast ojczyzny, ojciec odgrywający fałszywy teatr ojcostwa, syn mordujący ojca... U Schulza w „Sanatorium pod klepsydrą" syn budzi ojca z martwych, bo wcześniej marnował czas, nie wsłuchał się w ojcowską historię i nie wie, co podtrzymuje jego opowieść.
W „Czasie niedokonanym" Adam pojmuje, że demony współczesności przemawiały w jego wnętrzu donośniej niż głosy przodków. Robił karierę, by zagłuszyć szepty przeszłości, często brzmiące równie demonicznie jak podpowiedzi bożka sukcesu.
Zuzanna i Benedykt czekają na Adama, by jeszcze raz wypowiedzieć swoje racje, w obecności syna rozważyć sens życiowych wyborów. Poprzez losy rodziców Adama możemy śledzić historię PRL, historię ograniczonych nadziei i ciężkich rozczarowań. Młode małżeństwo Broków żyje najpierw nadziejami, które rozbudził polski Październik. Ona, córka akowca, któremu więzienie stalinowskie zabrało najpierw zdrowie, a potem życie, w dorosłość przenosi marzenia ojca o dawnej sztuce włoskiej i studiuje historię sztuki. On, z rodziny polskich Żydów, syn znanego psychiatry, wybiera karierę dziennikarza. Gdyby nie PRL, pewnie rzadko dochodziłoby między nimi do konfliktów, a tak kłócą się coraz częściej i w końcu rozwodzą. Zuzanna coraz mocniej oskarża męża o konformizm, sprzyjanie kłamstwu i oprawcom. Benedykt, który w „Republice" (odpowiednik „Polityki") poprawia socjalistyczną gospodarkę publicystycznymi artykułami, broni swej minimalistycznej strategii w niesuwerennym, prześladowczym państwie.
Paradoksalnie oboje podobnie oceniają kolejne polityczne katastrofy, Październik '56, Marzec '68, Grudzień '70, rok 1976 i 1981. Właściwie odmiennie odbierają tylko wybór papieża; Zuzanna się cieszy, Benedykt konstatuje, że cieszą się Polacy. Przez redaktora „Republiki" przemawia strach żydowskiego chłopca przechowanego w szafie, kafkowska trauma szczura, który cudem uszedł z życiem. Dla niego każdy kryzys polityczny może stanowić wstęp do represji, do bezwzględnego użycia siły przez państwo socjalistyczne z nazwy i przez sowieckie Imperium. Jak wielu mu podobnych w PRL ojciec Adama wybiera strategię pozytywistycznego minimalizmu. W dziennikarstwie oznacza to cywilizowanie tępogłowych towarzyszy i prowokowanie umiarkowanych zmian. Benedykt nie ma w sobie wiele cynizmu. To raczej realista podszyty strachem. W chwilach oburzenia Zuzanna widzi w nim jednak najgorszą cechę systemu
– sprzyjanie zbrodniarzom. Tak w oskarżeniach szlachetnej opozycjonistki Benedykt staje się znowu kozłem ofiarnym, atakowanym przez słowa symbolicznym sprawcą wszelkiego zła. „Twoi stróże porządku dopadli mnie, nas wszystkich". „Ty walczysz o lepszą technologię wyrobu cegieł, z których budowana jest piramida absurdu!". I najcięższe z oskarżeń, Benedykt był „po stronie zabójców" Tadeusza, brata Zuzanny. Ofiara musi wysłuchiwać aktu oskarżenia o grzech pierworodny, o pakt z szatanem.
Zuzanna najpierw oskarża Benedykta, potem polityków III RP, którzy tak szybko sprzedali idee „Solidarności". Maksymalistka moralna, działająca w imię prawdy i sprawiedliwości, nieznosząca kompromisów, ze wstrętem odnosząca się do redaktorów „Republiki". Jej droga prowadzi od protestów przeciwko zdjęciu „Dziadów", solidarności z emigrującymi Polakami żydowskiego pochodzenia, przez KOR i kolportaż książek, do „Solidarności" i internowania. Mąż toleruje opozycyjną działalność, pomaga w chwilach opresji, wykorzystuje znajomości, by wyciągnąć z więzienia, użycza samochodu, utrzymuje finansowo, opiekuje się, zdobywa trudną do kupienia żywność i znosi kłótnie. „Czas niedokonany" świetnie pokazuje miękką stronę twardej opozycji – materialne uzależnienie od zwalczanego reżimu. Nic dziwnego, że Zuzanna często dokonuje obsesyjnych ablucji, by zmyć lepki brud PRL. Brud rodzi wszechobecna przemoc, najczęściej psychiczna, czasem dojmująco fizyczna. Z tą przemocą, która odbiera godność, która dobitnie pokazuje, że z człowiekiem zrobić można wszystko: poniżyć słowem, wyrzucić z pracy, pobić w czasie manifestacji, zamknąć na 24 rodziny, wsadzić do więzienia, zabić, bohaterka styka się coraz częściej. Brudna jest fizys przesłuchującego ubeka i twarz spoconego ze strachu dyrektora wydawnictwa, który musi Zuzannę wyrzucić z pracy, brudne, odrażające są słowa gnoma (Gomułki), który wyrzuca Polaków żydowskiego pochodzenia z Polski, lepki jest konformizm dziennikarzy „Republiki", wstrętne są gesty rzecznika stanu wojennego, bo lepki niczym kłamstwo jest PRL.