Dziedziczenie demonów

„Czas niedokonany” Bronisława Wildsteina zwraca uwagę na zapomnianą prawdę: jeśli krytycznie nie opiszemy przeszłości, będą przemawiać przez nas nasze traumy i uprzedzenia

Publikacja: 18.06.2011 01:01

Dziedziczenie demonów

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Wyobraźmy sobie, że politycy doskonalą sztukę dialogu, że kłótnia zamienia się w spór racji. Żeby nauczyć się rozmawiać, a nie zadawać tylko ciosy, politycy wyrzucają podręczniki piaru i studiują literaturę. Nie chodzi o fikcje, które napisano w imię ideologicznych przekonań, o epickie referaty na temat wykluczonych, korporacji, ekologii czy obłudnego salonu, tylko o powieść polityczną, o „Generała Barcza" czy o „Przedwiośnie" naszych czasów. O inteligentny, wieloznaczny obraz skomplikowanej współczesności.

Takiej powieści nie napisał żaden polski pisarz od dawna. Tę pustkę postanowił wypełnić Bronisław Wildstein „Czasem niedokonanym", powieścią o rozmiarze sagi. To nie jeszcze jeden utwór prawicowego publicysty dla konserwatywnego czytelnika, który spodziewa się po lekturze potwierdzenia swoich przekonań. Przeciwnie. Żadna strategia w tej książce nie zwycięża, żadnej nie można odmówić racji.

Powieść zaczyna się w początku XX wieku, a kończy w dniach dzisiejszych. Wildstein opisał dzieje ostatnich stu lat poprzez historię rodziny Broków. Polityczny obłęd dotyka Broków tak jak wszystkie rodziny w Polsce. Historia włazi w ich życie i mąci biografie, ale to osoba jest najważniejsza w tej powieści, nie mechanizm historii. Właściwy początek tej nielinearnej fabuły wyznacza zbrodnia. Bogu ducha winny Baruch Brok, jego żona i dwie córki zostają zamordowani niedaleko Pińska w imię kary za rewolucję 1905 roku. Sąsiedzi od lat, porządni zwykli ludzie, zabijają ich, gdyż Żydzi chcieli obalić cara. Paranoiczni (przepraszam wszystkich paranoików) rodzice Zuzanna i Benedykt to główni bohaterowie powieści. Adam Brok, biznesmen robiący karierę w Stanach, wraca do Polski, bo prosi go umierający ojciec na rozmowę. Zuzanna też potrzebuje syna, by wypowiedzieć swoje racje. Wcześniej potrzebował Zuzanny ojciec Benedykta, Benedyktowi powierzył swą historię stryj Jakub itd. Historia zawiera sekretną historię, która zawiera inną skrywaną opowieść. „Czas niedokonany" inicjuje więc fundamentalny topos nowoczesności – dialog ojca i syna.

Sens życiowych wyborów

Adam nie rozumie, po co ma wysłuchiwać zwierzeń umierającego ojca. Cóż mógłby mu powiedzieć redaktor peerelowskiej „Republiki", co przydałoby się w biznesowej korporacji? Wielu pisarzom zdaje się, od czasu „Ojców i dzieci" Turgieniewa, że ojcowie zagrażają wolności dzieci. Tyle napisano powieści o zbuntowanych dzieciach, które nie chcą słuchać opowieści ojca, bo nie chcą poznać miary własnej wolności. Tyle odmian tego toposu; syn mistyfikujący opresję ojca, by usprawiedliwić swój strach przed istnieniem, ojciec infantylniejszy niż syn, synczyzna zamiast ojczyzny, ojciec odgrywający fałszywy teatr ojcostwa, syn mordujący ojca... U Schulza w „Sanatorium pod klepsydrą" syn budzi ojca z martwych, bo wcześniej marnował czas, nie wsłuchał się w ojcowską historię i nie wie, co podtrzymuje jego opowieść.

W „Czasie niedokonanym" Adam pojmuje, że demony współczesności przemawiały w jego wnętrzu donośniej niż głosy przodków. Robił karierę, by zagłuszyć szepty przeszłości, często brzmiące równie demonicznie jak podpowiedzi bożka sukcesu.

Zuzanna i Benedykt czekają na Adama, by jeszcze raz wypowiedzieć swoje racje, w obecności syna rozważyć sens życiowych wyborów. Poprzez losy rodziców Adama możemy śledzić historię PRL, historię ograniczonych nadziei i ciężkich rozczarowań. Młode małżeństwo Broków żyje najpierw nadziejami, które rozbudził polski Październik. Ona, córka akowca, któremu więzienie stalinowskie zabrało najpierw zdrowie, a potem życie, w dorosłość przenosi marzenia ojca o dawnej sztuce włoskiej i studiuje historię sztuki. On, z rodziny polskich Żydów, syn znanego psychiatry, wybiera karierę dziennikarza. Gdyby nie PRL, pewnie rzadko dochodziłoby między nimi do konfliktów, a tak kłócą się coraz częściej i w końcu rozwodzą. Zuzanna coraz mocniej oskarża męża o konformizm, sprzyjanie kłamstwu i oprawcom. Benedykt, który w „Republice" (odpowiednik „Polityki") poprawia socjalistyczną gospodarkę publicystycznymi artykułami, broni swej minimalistycznej strategii w niesuwerennym, prześladowczym państwie.

Paradoksalnie oboje podobnie oceniają kolejne polityczne katastrofy, Październik '56, Marzec '68, Grudzień '70, rok 1976 i 1981. Właściwie odmiennie odbierają tylko wybór papieża; Zuzanna się cieszy, Benedykt konstatuje, że cieszą się Polacy. Przez redaktora „Republiki" przemawia strach żydowskiego chłopca przechowanego w szafie, kafkowska trauma szczura, który cudem uszedł z życiem. Dla niego każdy kryzys polityczny może stanowić wstęp do represji, do bezwzględnego użycia siły przez państwo socjalistyczne z nazwy i przez sowieckie Imperium. Jak wielu mu podobnych w PRL ojciec Adama wybiera strategię pozytywistycznego minimalizmu. W dziennikarstwie oznacza to cywilizowanie tępogłowych towarzyszy i prowokowanie umiarkowanych zmian. Benedykt nie ma w sobie wiele cynizmu. To raczej realista podszyty strachem. W chwilach oburzenia Zuzanna widzi w nim jednak najgorszą cechę systemu

– sprzyjanie zbrodniarzom. Tak w oskarżeniach szlachetnej opozycjonistki Benedykt staje się znowu kozłem ofiarnym, atakowanym przez słowa symbolicznym sprawcą wszelkiego zła. „Twoi stróże porządku dopadli mnie, nas wszystkich". „Ty walczysz o lepszą technologię wyrobu cegieł, z których budowana jest piramida absurdu!". I najcięższe z oskarżeń, Benedykt był „po stronie zabójców" Tadeusza, brata Zuzanny. Ofiara musi wysłuchiwać aktu oskarżenia o grzech pierworodny, o pakt z szatanem.

Zuzanna najpierw oskarża Benedykta, potem polityków III RP, którzy tak szybko sprzedali idee „Solidarności". Maksymalistka moralna, działająca w imię prawdy i sprawiedliwości, nieznosząca kompromisów, ze wstrętem odnosząca się do redaktorów „Republiki". Jej droga prowadzi od protestów przeciwko zdjęciu „Dziadów", solidarności z emigrującymi Polakami żydowskiego pochodzenia, przez KOR i kolportaż książek, do „Solidarności" i internowania. Mąż toleruje opozycyjną działalność, pomaga w chwilach opresji, wykorzystuje znajomości, by wyciągnąć z więzienia, użycza samochodu, utrzymuje finansowo, opiekuje się, zdobywa trudną do kupienia żywność i znosi kłótnie. „Czas niedokonany" świetnie pokazuje miękką stronę twardej opozycji – materialne uzależnienie od zwalczanego reżimu. Nic dziwnego, że Zuzanna często dokonuje obsesyjnych ablucji, by zmyć lepki brud PRL. Brud rodzi wszechobecna przemoc, najczęściej psychiczna, czasem dojmująco fizyczna. Z tą przemocą, która odbiera godność, która dobitnie pokazuje, że z człowiekiem zrobić można wszystko: poniżyć słowem, wyrzucić z pracy, pobić w czasie manifestacji, zamknąć na 24 rodziny, wsadzić do więzienia, zabić, bohaterka styka się coraz częściej. Brudna jest fizys przesłuchującego ubeka i twarz spoconego ze strachu dyrektora wydawnictwa, który musi Zuzannę wyrzucić z pracy, brudne, odrażające są słowa gnoma (Gomułki), który wyrzuca Polaków żydowskiego pochodzenia z Polski, lepki jest konformizm dziennikarzy „Republiki", wstrętne są gesty rzecznika stanu wojennego, bo lepki niczym kłamstwo jest PRL.

Miażdżenie kruchych sfer istnienia

W biografii Zuzanny tylko krótki czas po Sierpniu '80 przyniósł oczyszczenie, czas euforycznego wyzwolenia z kłamstwa, czas wspólnotowej ablucji. Benedykt widzi ten czas jako darowany przez władze karnawał, który musi się skończyć katastrofą. Kiedy giną robotnicy w 1970, on dostaje etat w „Republice", kiedy represjonuje się opozycję, on zapisuje się do PZPR, kiedy internują Zuzannę, on przejmuje się nie tylko jej losem, ale również losem tygodnika. Ich rodzina to miniatura PRL i III RP. Spory polityczne przekroiły stół, pocięły bożonarodzeniową choinkę i sparaliżowały ręce skłonne do pojednania. Zuzanna i Benedykt rozwodzą się. Kiedy byli młodzi, już coś ich różniło, co w przyszłości poróżni ostatecznie. Wildstein opisuje spór narzeczonych po seansie „8 i pół Felliniego". Zuzanna broni bezinteresownego artystycznego konceptu, oznaczającego w istocie pragnienie życia sztuką, twórczego i nieskrępowanego. Do lekkości istnienia Benedykt odnosi się z ironią, gdyż my, Polacy, „czujemy oddech historii, wpisani jesteśmy w zbiorowe dramaty i nie mamy czasu na takie gmeranie we własnych bebechach...". Tak perswaduje intelektualista ze Wschodu, znany z definicji Miłosza, Herlinga czy Giedroycia. Ten intelektualista nieraz dostał lanie, rozumie więc wagę słów. Można mu współczuć, można go kochać, można leczyć go z lęków, ale żyć z nim trudno komuś, kto chce zachować niewinność i wiarę w sztukę.

Wildstein pokazuje, jak miażdżone są najbardziej kruche sfery istnienia, subtelność kultury, wyrafinowanie intelektualne, czułość, nawet seks. Erotyka w tej powieści, podszyta lękiem, przynosi ukojenie i zapomnienie. Nawet ta sfera, niegdyś intymna, podlega polityzacji, polaryzacji, nawet inwigilacji. W życiu Zuzanny zresztą coraz mniej miłości, coraz mniej seksu, sztuki i subtelności. Z „8 i pół" zostało biedne pół – walka z niesprawiedliwością III RP, walka z poczuciem, że należy się do coraz mniejszej grupki sprawiedliwych. Tak instynkt walki wyniesiony z PRL zastąpił Zuzannie pełne istnienie, o jakim myślała w młodości. Wreszcie czytamy powieść, w której przenikliwie opisano psychiczne dziedzictwo PRL, przedstawiono nawyki osobowości cudem wyzwolonych z zamkniętej twierdzy, blizny po grach z więziennymi klawiszami, funkcjonariuszami systemu, dziedziczoną opresję.

Co miałby Adam przejąć z odmiennych strategii rodziców. Wstydzi się bezkompromisowych ocen matki, broni się przed zrezygnowanym tonem ojca. Rywalizują o jego zrozumienie dwie spowiedzi życia. W rozmowach z innymi broni wyborów matki, jakby w pogardzie dla niemoralnych działań polityków nowej Polski znajdował dystans do własnego bezładnego istnienia. W karierze biznesowej maksymalizm moralny matki i ojcowski pozytywizm w wersji instant nie mogą się przydać. Gdzie tu miejsce na solidarność, współczucie i prawo do godności? I na nadzieję ojca, że każde istnienie powinno oświetlać światło ponadczasowych celów. Po cóż mu wiedza, że Zuzanna miała rację, skoro ona sama zgubiła radość istnienia? Na nic zda się wiedza ojców, skoro dzieci są słabsze niż rodzice i coraz bardziej uzależnione od mechanizmów świata.

Adam wysłuchuje nie tylko spowiedzi rodziców. Czyta pamiętnik stryja Jakuba, czekisty, który mordował w imię nowej lepszej rzeczywistości. Dzięki matce poznaje też losy dziadka Adama, mądrego psychiatry, który zwątpił w psychiatrię i psychoanalizę, gdyż „psychiatryczne formułki" okazały się bezradne wobec „najprostszego" przypadku – „szalonej" sztuki Hölderlina. Dzięki takiej wielości narracji nie tylko te same zdarzenia oglądamy z różnych punktów widzenia, ale i znajdujemy uzasadnienia najróżniejszych strategii życia. „Czas niedokonany" nie syntetyzuje czasów nowoczesnych i nie zmierza do jedności. Wildstein napisał powieść polifoniczną o szaleństwie współczesności. Z niezwykłą cierpliwością i skrupulatnością przejrzał dostępne nam narracje i pozwolił im mówić. Jak Adam Brok, biznesmen ze Stanów, możemy wysłuchać tych narracji, zrozumieć zasady, pokonwersować z biesami. Czy powieść uzmysławia, że żadna z dawnych narracji nie jest dzisiaj skuteczna, że nie można znaleźć narracji ocalającej? Ani spowiedź arywisty, ani wyznanie człowieka lęku, ani bezkompromisowy sąd nad współczesnością, ani konfesja intelektualisty grającego z cynicznym światem nie pozwalają uwolnić się od demonów przeszłości? Rzeczywiście, „Czas niedokonany" to powieść o dziedziczeniu demonicznym. Jeśli nie pojmiemy przeszłości, która nami mówi, jeśli jej krytycznie, dociekając prawdy, nie opiszemy, będą przemawiać przez nas nasze traumy, uprzedzenia, nasze demony.

„Czas niedokonany" pełen jest znakomitych pomysłów fabularnych, które w tej rzece słów czasem nikną. Bohaterowie nieraz powtarzają swe autoanalizy, nierzadko wraca narrator do wcześniej opisanego, jakby nie chciał przeoczyć drobiazgu, który zdecydował o wszystkim. Konieczność opisania wszystkiego czasem przeszkadza tej powieści. Czytelnik myśli wtedy o drodze na skróty, o syntezie albo elipsie, jednak nie o publicystycznym skrócie. Gdy Wildstein wpadał w koleiny abstraktów, dopowiadał sensy jak w felietonie, wzywałem na pomoc nieobecnego redaktora, ale robiłem to o wiele rzadziej niż w czasie lektury „Doliny Nicości". Nie potrafię docenić też scen erotycznych, powieściowych ołtarzyków reifikacji. Chociaż, gdy Adam zatraca się z dwiema kobietami, to widzę w tym coś z rytualnego mordu, z pierwotnego obcowania ze złem, z dzikiej degradacji dobra. W tym porno gubi się tożsamość jak w zbrodni.

W imię rozumnego sporu

O sile powieści decydują inne rozwiązania, m.in. przewrotnie opisana lustracja. Zuzanna, by wyjść z internowania, podpisuje lojalkę, zgodę na przestrzeganie prawa stanu wojennego. Dodajmy, to nie esbecy fałszują podpis, ale ona, jedyna sprawiedliwa, podpisuje. Od śmierci swego brata Tadeusza, podstępnie zabitego działacza opozycji, bohaterka poszukuje sprawców zbrodni. Tak trafia na akta agentów współpracujących z esbecją, w tym na akta swego męża. Szantażowany Benedykt ze strachu „poszedł na współpracę" i donosił, starając się minimalizować zło, ale nie zminimalizował ani nie przeczuł zła, które wyrządził. Jego przełożony, redaktor naczelny „Republiki", poradził mu, by zapisał się do partii, to uwolni się od dręczącej współpracy. Rozumiemy, że tak chce ocalić Benedykt jakieś resztki godności.

Ważniejsze jednak, że Zuzanna w poszukiwaniu sprawców znajduje właściwie siebie. Historia znowu się powtarza. Czekista Jakub, krewny Benedykta, wykrył przecież wiele lat temu, że pieniądze wywiadu sowieckiego zdefraudował jego stryj. Zuzanna idzie więc drogą czekisty! Lustratorka nie tylko odkrywa w mężu donosiciela, ale też daje argumenty przeciwnikom lustracji. Teraz ona jest podwójnie oskarżona przez media, bo podpisała lojalkę i była żoną agenta. Z takim trudem ocalona godność i dążenie do prawdy okazują się słabością w wolnej Polsce. Należy się ich wstydzić, gdyż nie pozwalają się dostosować. I nie pozwalają się dostosować, bo noszą ślady opresji dawnego systemu.

W biografii Zuzanny brakuje mi tzw. IV RP. Czy wtedy skusiłoby bohaterkę rządzenie? Czy wykorzystałaby etos jedynej sprawiedliwej, która miała rację? Może wtedy właśnie utwierdziłaby się w swej roli rzeczniczki przegranej sprawy, wypychanej na cmentarz kobiety z zasadami? A tak przeżywa swą marginalizację. W powieści Wildsteina wykluczenie ciągle zdarza się innym grupom, ciągle kto inny staje się Żydem. W sadze o Brokach rzeczywistość polska coraz to obraca się w ruinę, inaczej niż u Manna. Nieliczne momenty nadziei ustępują pracowitemu niszczeniu wspólnoty. Wildstein pokazuje np., jak prześladowani Polacy pochodzenia żydowskiego zachowują wewnętrzną solidarność, jak pomagają sobie, jak nieufnie odnoszą się do potencjalnych opresorów, jak dziedziczą lęk przed wydziedziczeniem. W końcu mogli się zawsze spodziewać wyjazdu w dowolnym kierunku z Dworca Gdańskiego.

Podobnie wypychani są z Polski w latach 80. działacze „Solidarności". Jedyni sprawiedliwi ze środowiska Zuzanny posądzani są w III RP o obłęd. Oto potwierdzenie tezy Adama Broka, psychiatry: „Im więcej leczymy, tym bardziej pogrążamy się w chorobie". To teza w duchu Adorna sugerująca, że panowanie rozumu nad historią kończy się zbrodnią. Prześladowanie inności i uzurpacje rozumu walczą o więcej miejsca w szpitalu wariatów. Dlatego takie wzięcie mają strategie minimalistyczne; cynizm liberalnych polityków, brak sentymentów bezwzględnego kupca Abrama, dbałość o podstawowe potrzeby itd. Szczególnie ta ostatnia strategia ma różne odmiany. Może najlepiej pokazał ją Wildstein w postaci Kleina, najbardziej znanego polskiego socjologa tłumaczonego na wiele języków. Klein wyniósł z wojny Edelmanowską wiedzę, ale w wersji bez empatii. Uważa, że po zbrodniach II wojny nie ma co się zajmować indywidualnymi losami, nieważne są też kwestie estetyczne. Liczą się przede wszystkim sprawy podstawowe: „pożywienie, schronienie, sen i seks". „Czas niedokonany" uzmysławia nam, że strategie podstawowe mają wielu wyznawców w narodach dziedziczących lęk przed zagładą. Wbrew pozorom taką strategią jest też koncepcja płynnej rzeczywistości. Ciągłe stwarzanie wbrew mitowi zakorzenienia. Takiej koncepcji, rodem z uproszczonego Gombrowicza, Wildstein przeciwstawia swoją książkę domagającą się właściwego rozumienia przeszłości. Odgrywanie młodości nie pomoże, gdy historię rozpoczął mord założycielski. Społeczności tak założone mimowolnie spodziewają się, że wszystko obróci się w nicość. Ale co z Hölderlinem, Fellinim i sztuką włoską wczesnego renesansu, co z literackim i filozoficznym wyrafinowaniem? Nie istnieją bez prawdziwego obrazu przeszłości.

„Czas niedokonany" to niesłychanie ambitna powieść, stworzona w poetyce dojrzałego modernizmu. Wildstein opowiada dzieje kruchej wspólnoty i biografie jednostek, które szukają zrozumienia siebie w wyborach swoich poprzedników. Tak powstał wielogłosowy motet o współczesności.

Powieść napisana w duchu krytycznego rozumienia czasu, przeciwko kłótni, w imię rozumnego sporu. Ale czy w „płynnej rzeczywistości" takiej powieści z ducha Żeromskiego nie zniszczy trywialna synczyzna?

Autor jest historykiem i krytykiem literackim, profesorem Uniwersytetu Łódzkiego, ostatnio wydał książkę „Witkacy i reszta świata"

Wyobraźmy sobie, że politycy doskonalą sztukę dialogu, że kłótnia zamienia się w spór racji. Żeby nauczyć się rozmawiać, a nie zadawać tylko ciosy, politycy wyrzucają podręczniki piaru i studiują literaturę. Nie chodzi o fikcje, które napisano w imię ideologicznych przekonań, o epickie referaty na temat wykluczonych, korporacji, ekologii czy obłudnego salonu, tylko o powieść polityczną, o „Generała Barcza" czy o „Przedwiośnie" naszych czasów. O inteligentny, wieloznaczny obraz skomplikowanej współczesności.

Takiej powieści nie napisał żaden polski pisarz od dawna. Tę pustkę postanowił wypełnić Bronisław Wildstein „Czasem niedokonanym", powieścią o rozmiarze sagi. To nie jeszcze jeden utwór prawicowego publicysty dla konserwatywnego czytelnika, który spodziewa się po lekturze potwierdzenia swoich przekonań. Przeciwnie. Żadna strategia w tej książce nie zwycięża, żadnej nie można odmówić racji.

Powieść zaczyna się w początku XX wieku, a kończy w dniach dzisiejszych. Wildstein opisał dzieje ostatnich stu lat poprzez historię rodziny Broków. Polityczny obłęd dotyka Broków tak jak wszystkie rodziny w Polsce. Historia włazi w ich życie i mąci biografie, ale to osoba jest najważniejsza w tej powieści, nie mechanizm historii. Właściwy początek tej nielinearnej fabuły wyznacza zbrodnia. Bogu ducha winny Baruch Brok, jego żona i dwie córki zostają zamordowani niedaleko Pińska w imię kary za rewolucję 1905 roku. Sąsiedzi od lat, porządni zwykli ludzie, zabijają ich, gdyż Żydzi chcieli obalić cara. Paranoiczni (przepraszam wszystkich paranoików) rodzice Zuzanna i Benedykt to główni bohaterowie powieści. Adam Brok, biznesmen robiący karierę w Stanach, wraca do Polski, bo prosi go umierający ojciec na rozmowę. Zuzanna też potrzebuje syna, by wypowiedzieć swoje racje. Wcześniej potrzebował Zuzanny ojciec Benedykta, Benedyktowi powierzył swą historię stryj Jakub itd. Historia zawiera sekretną historię, która zawiera inną skrywaną opowieść. „Czas niedokonany" inicjuje więc fundamentalny topos nowoczesności – dialog ojca i syna.

Sens życiowych wyborów

Adam nie rozumie, po co ma wysłuchiwać zwierzeń umierającego ojca. Cóż mógłby mu powiedzieć redaktor peerelowskiej „Republiki", co przydałoby się w biznesowej korporacji? Wielu pisarzom zdaje się, od czasu „Ojców i dzieci" Turgieniewa, że ojcowie zagrażają wolności dzieci. Tyle napisano powieści o zbuntowanych dzieciach, które nie chcą słuchać opowieści ojca, bo nie chcą poznać miary własnej wolności. Tyle odmian tego toposu; syn mistyfikujący opresję ojca, by usprawiedliwić swój strach przed istnieniem, ojciec infantylniejszy niż syn, synczyzna zamiast ojczyzny, ojciec odgrywający fałszywy teatr ojcostwa, syn mordujący ojca... U Schulza w „Sanatorium pod klepsydrą" syn budzi ojca z martwych, bo wcześniej marnował czas, nie wsłuchał się w ojcowską historię i nie wie, co podtrzymuje jego opowieść.

W „Czasie niedokonanym" Adam pojmuje, że demony współczesności przemawiały w jego wnętrzu donośniej niż głosy przodków. Robił karierę, by zagłuszyć szepty przeszłości, często brzmiące równie demonicznie jak podpowiedzi bożka sukcesu.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy