Reklama
Rozwiń

Piętno PRL-owskiego myślenia nie oszczędziło Open'era

A właściwie po co są nam muzyczne festiwale?!". Taką kwestią zaskoczyłem sam siebie przed rozpoczęciem tegorocznego Open'era

Publikacja: 02.07.2011 01:01

Dłuższą sekundę żyłem z obawą, że zadaję sobie głupie pytania. I takie jednak okazują się potrzebne, choćby po to, by zrozumieć, że dawno już zapomnieliśmy czas, gdy marzyliśmy o muzycznej imprezie na europejskim poziomie ze światowymi gwiazdami.

Wyczuwalna podświadomie przyczyna pytania ujawniła się, gdy uświadomiłem sobie, że dzisiejszym festiwalom brakuje elementu, który był najważniejszy, gdy jeździłem w latach 80. do Jarocina – buntu. Nawet na rockowych imprezach nikt już nie ma złudzeń, że kapitalizm złapał nas w swoje drapieżne szpony i możemy marzyć tylko o tym, by zaproponowano nam, za przeproszeniem, muzyczny produkt najwyższej jakości. Buntu nam przecież w promocji nie zaoferują!

Pozostało jeszcze 82% artykułu

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Plus Minus
Trzęśli amerykańską polityką, potem ruch MAGA zepchnął ich w cień. Wracają
Plus Minus
Kto zapewni Polsce parasol nuklearny? Ekspert z Francji wylewa kubeł zimnej wody
Plus Minus
„Brzydka siostra”: Uroda wykuta młotkiem
Plus Minus
„Super Boss Monster”: Kto wybudował te wszystkie lochy
Plus Minus
„W głowie zabójcy”: Po nitce do kłębka