Polskie szkoły na Litwie nie przetrwają bez wsparcia

Albo asymilacja, albo status obywatela drugiej kategorii. Taki wybór narzucają władze litewskie polskiej młodzieży

Publikacja: 10.09.2011 01:01

Manifestacja polskiej młodzieży przed Pałacem prezydenckim w Wilnie, 2 września

Manifestacja polskiej młodzieży przed Pałacem prezydenckim w Wilnie, 2 września

Foto: Fotorzepa, Marian Paluszkiewicz Marian Paluszkiewicz

Jak zachowują się Arabowie w zachodniej Europie? Lepiej niż Polacy na Litwie. Nie żądają, by nazwy ulic pisać w ich języku. Nie toczą bojów o pisownię nazwisk i w ogóle zachowują się pokorniej, czyli stosowniej. Takie porównanie przeprowadził ostatnio znany polityk litewski Vytautas Landsbergis, któremu wyraźnie umyka fakt, ze Polacy na Litwie nie są imigrantami. Walka o polskie szkolnictwo na Litwie to jedna z odsłon trwającego od dawna konfliktu.

– Wyszło szydło z worka. Minister oświaty wysłał list do każdego rodzica, którego dziecko chodzi do polskiej szkoły. Miły gest, prawda? Ale co czytamy w trzecim zdaniu? Że od dziesięciu lat litewskie partie polityczne miały w swym programie zmianę systemu oświaty. No i wszystko jest jasne – to wola polityczna, a nie jakieś względy merytoryczne zadecydowały, że zmienią się zasady funkcjonowania szkół polskich – mówi Waldemar Tomaszewski, prezes reprezentującej mniejszość polską Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.

Tydzień temu dzieci polskie na Litwie podjęły strajk i nie poszły do szkoły. Tego samego dnia kilka tysięcy Polaków demonstrowało na placu przed Pałacem Prezydenckim w Wilnie. Protesty zostały zawieszone, gdy z wizytą na Litwie pojawił się premier Donald Tusk i po rozmowach z premierem Andriusem Kubiliusem oświadczył, że zostanie powołany polsko-litewski zespół ekspertów, którzy mają rozmawiać o spornej ustawie oświatowej. Nie wiadomo, jakie są granice kompromisu, bo premier Kubilius zapowiedział od razu litewskiej opinii publicznej, że Litwa nie ma zamiaru zmieniać ustawy.

– Co będzie się dalej działo na Litwie? To wielka niewiadoma. Mamy wrażenie, że odbijamy się od muru. Zebraliśmy przecież 60 tysięcy podpisów pod protestem przeciw ustawie, zanim jeszcze została uchwalona. Liczba olbrzymia, bo przecież Polaków jest tu 200 tysięcy, a niemowlęta i małe dzieci podpisać się nie umieją. Politycy litewscy zachowali się tak, jakby tych podpisów nie było, choć przekazaliśmy im petycję – mówi Mirosław Szejbak z Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie, nieformalnej organizacji, która spontanicznie zaczęła się organizować w Internecie, gdy do Polaków na Litwie zaczęły docierać wiadomości o przygotowywanych zmianach.

W dobre intencje litewskich władz nikt z Polaków już raczej nie wierzy. Przekaz litewskiego Ministerstwa Oświaty jest czytelny: Polacy powinni bez dyskusji zaakceptować zmiany. Początkowo motywowano je dobrem polskich uczniów – jak oznajmił litewski minister oświaty, chodzi o to, by Polacy doskonalili swoją znajomość litewskiego, bo inaczej nie będą konkurencyjni na rynku pracy i będą skazani na posady kasjerów w supermarkecie i sprzątaczy.

W ostatnich dniach ministerstwo przestało jednak z troską pochylać się nad losem polskiej mniejszości – publicznie oświadczono, że nie ma obowiązku zdawania matury na nowych zasadach. Jeśli komuś się one nie podobają, można zakończyć edukację w wieku 16 lat, gdy wygasa obowiązek szkolny.

– Czujemy się upokorzeni. Nasi uczniowie mówią otwarcie, że zrozumieli, iż są obywatelami drugiej kategorii. Decyduje się o nas ponad naszymi głowami. Jak mam mówić dzieciom o wychowaniu obywatelskim i patriotycznym? – pyta nauczycielka w jednej z polskich szkół w rejonie wileńskim.

– Bylibyśmy wdzięczni, gdyby zmiany polegały na tym, że rozszerza się nauczanie języka litewskiego, ale nie kosztem języka polskiego – mówi dyplomatycznie Adam Błaszkiewicz, dyrektor wileńskiego Gimnazjum im. Jana Pawła II, największej polskiej placówki oświatowej na Litwie. Jak podkreśla, istota zmian jest jednak inna, ogranicza się bowiem liczbę przedmiotów wykładanych w języku polskim.

– To regres. Litwa szczyciła się, że ma tak doskonały system oświaty dla mniejszości narodowych. Dlaczego teraz go psuje? – pyta Błaszkiewicz.

Jeszcze nigdy mniejszość polska na Litwie nie czuła się tak zjednoczona, solidarna i zdeterminowana jak teraz.

Każdy z moich rozmówców opowiada mi tę samą historię – w najgorszych latach stalinowskich do Moskwy wybrała się delegacja niedobitków polskiej inteligencji, która nie repatriowała się do Polski. Prosiła, by przywrócić polskie szkolnictwo zlikwidowane przez Litwinów.

– Nie byli pewni nie tylko, czy im się uda, ale czy w ogóle z Moskwy wrócą. To im zawdzięczamy, że mieliśmy polskie szkoły. Jak moglibyśmy z nich teraz zrezygnować? – pyta Waldemar Tomaszewski.

Kariera dla syna sprzątaczki

Do szkoły litewskiej w Rudziszkach syn Aliny Sobolewskiej miał 200 metrów. Do najbliższej szkoły polskiej mieszczącej się w innej miejscowości 30 kilometrów.

– Nie miałam żadnych wątpliwości, jaką decyzję muszę podjąć. Moje dziecko powinno wzrastać w kulturze i tradycji polskiej. To był bardzo świadomy wybór – podkreśla Alina Sobolewska.

Jak mówi, jej sytuacja jest typowa dla Polaków na Wileńszczyźnie. Z kolejnymi falami powojennej repatriacji odpłynęła stąd polska inteligencja, zostali głównie chłopi i robotnicy. Awans społeczny mniejszości polskiej zaczął się stosunkowo niedawno, w końcu lat 80.

– Należę do inteligencji polskiej w pierwszym pokoleniu. To właśnie tacy ludzie jak ja oddają swoje dzieci do polskich szkół, są odporni na naciski i argumenty, że niepotrzebnie komplikują sobie życie – mówi Sobolewska.

Tę zależność zna każdy nauczyciel i dyrektor szkoły na Wileńszczyźnie – rodzice słabiej wykształceni chętniej wierzą, że dla dobra dziecka powinni posłać je do szkoły litewskiej.

– Ty jesteś sprzątaczką, ale twoje dziecko może zostać adwokatem albo posłem. Zrobi karierę w Wilnie, będzie mieć lepsze życie. Co roku nauczyciele szkół litewskich tak agitują Polaków. Są żywo zainteresowani, by mieć uczniów o polskich nazwiskach – dostają za to dodatek w wysokości 40 procent pensji – opowiada nauczycielka polskiej szkoły podstawowej.

Często ten przekaz wzmocniony jest dodatkowym argumentem: jesteś sprzątaczką, jest bezrobocie, a w naszej szkole jest właśnie wolny etat sprzątaczki. Oczywiście, jeśli twoje dziecko będzie do nas uczęszczać...

– Jeśli rodzice w czasach radzieckich chodzili do szkoły rosyjskiej, a nie polskiej, to z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że w wolnej Litwie poślą swoje dziecko do szkoły litewskiej. Taki jest trend. Ci ludzie wolą zawsze płynąć z falą. Za każdym razem decyduje argument, że to pomoże w karierze – mówi Adam Błaszkiewicz. Jak dodaje, nie ma żadnych badań, które by wskazywały, że jest jakaś zależność między wyborem litewskiej szkoły a lepszym radzeniem sobie w życiu zawodowym.

Istnieje za to oczywista i prosta zależność – wybór szkoły dziecka przesądza często o identyfikacji narodowej całej rodziny.

– Na wywiadówce w litewskiej szkole rodzice dowiadują się, że ich dziecko szybciej i lepiej opanowałoby język litewski, gdyby posługiwało się nim także w domu. Sugeruje się, że powinni z nim rozmawiać w tym języku. Oczywiście dla jego dobra. I rodzice zaczynają mówić w domu po litewsku. Nawet źle, topornie i z błędami, ale konsekwentnie – mówi jeden z moich rozmówców. – Następnym krokiem jest dodanie litewskiej końcówki do nazwiska i już jest mniej o jedną polską rodzinę na Litwie.

To nie jest gra fair

Jeśli trwa gra, to nie można zmieniać jej reguł. To jeden z najważniejszych argumentów, jakie wysuwają rodzice polskich uczniów na Litwie krytykujący zmiany w systemie oświaty.

– Starszy syn jest w 11. klasie, za dwa lata będzie zdawał maturę. Oznacza to, że będzie musiał zdawać litewski jako język ojczysty, choć do tej pory uczył się go jako języka państwowego. Co mam mu powiedzieć? Chce być inżynierem, a ja mam mu radzić, by zaniedbał przedmioty ściśle i wkuwał niuanse lituanistyki? – denerwuje się Alina Sobolewska. – To zupełnie inna sytuacja niż w wypadku młodszego syna, który chodzi do zerówki. On będzie miał czas, by przestawić się na nowe wymagania.

Jak mówi Sobolewska, która zresztą sama jest nauczycielką, zmiany oznaczają dyskryminację polskiej młodzieży.

Zmuszanie uczniów szkół polskich, by nagle rywalizowali z etnicznymi Litwinami w znajomości litewskiego, nie jest grą fair. – To tak, jakby ktoś miał na budowę domu 12 lat, a jego konkurent musiał go wybudować w dwa lata. Kto przegra w tej rywalizacji? – pyta Sobolewska.

Ta rywalizacja ma bardzo wymierny, praktyczny kontekst. Egzamin maturalny w litewskim systemie jest egzaminem konkursowym, a zdobyte punkty przesądzają o tym, czy uczeń dostanie się na państwowe studia. Państwowe, czyli bezpłatne.

– Jeśli zabraknie paru punktów, bo absolwent polskiej szkoły w wypracowaniu powoła się na przykład na siedmiu noblistów, a premiowane jest powołanie się na pisarza litewskiego, to zaprzepaści swoje szanse – mówi Adam Błaszkiewicz. A Polacy na Litwie nie są grupą zamożną. Czesne w wysokości 30 tysięcy litów, czyli około 40 tysięcy złotych, może okazać się dla nich barierą nie do przebycia. I w ten sposób zahamowany zostanie awans cywilizacyjny Polaków na Litwie, którzy w ostatnich latach dystansowali młodzież litewską w statystkach pokazujących, jaki procent uczniów dostaje się na studia.

Wielka Polska za plecami

Redakcja jest zasypywana listami od uczniów polskich szkół, którzy chcą się pochwalić na całą Wileńszczyznę, gdzie była ich klasa podczas wakacji. Niektórzy byli nad Bałtykiem, inni w Tatrach albo zwiedzili Kraków – opowiada Robert Mickiewicz, redaktor naczelny „Kuriera Wileńskiego", jedynej polskiej gazety codziennej. – Listy nie są specjalnie odkrywcze, ale je publikujemy, bo wiemy, jak są ważne nie tylko dla tych dzieci, ale całej mniejszości polskiej.

Wycieczki do Polski są stałym elementem w życiu polskich szkół na Litwie. Każdy dyrektor poczytuje sobie za punkt honoru nawiązanie kontaktów w Polsce i wysłanie tam uczniów. Trudno przecenić znaczenie tych wyjazdów.

– Nie chodzi tylko o to, że dzieci mają kontakt z żywym współczesnym językiem polskim. Dociera do nich, że po polsku mówi 40 milionów ludzi. A oni sami są częścią tej wspólnoty i stoi za nimi tradycja dużego, silnego kraju – mówi Mickiewicz. – To bardzo wzmacnia ich narodową identyfikację.

Wsparcie moralne i materialne Polski ma dla mniejszości polskiej fundamentalne znaczenie. Można się zastanawiać, czy wszystkie środki, jakie przeznacza się dla Polaków na Wschodzie, są wydawane w sposób właściwy i czy trafiają zawsze do adresatów. Jednak nie ulega wątpliwości, że bez płynących na Litwę pieniędzy wiele szkół polskich po prostu nie mogłoby funkcjonować.

– Nie mam wątpliwości, że bez polskiej pomocy moja szkoła by nie istniała. Nie bylibyśmy w stanie spełnić wymogów stawianych przez władze litewskie dotyczących odpowiedniej sali gimnastycznej, wyposażenia w pomoce dydaktyczne czy nawet kupna specjalnie tłumaczonych dla nas podręczników – przyznaje Alina Sobolewska, administrator Szkoły im. Andrzeja Stelmachowskiego w Starych Trokach. To twarda rzeczywistość, w której żyją Polacy na Litwie. Szkoły polskie mogą funkcjonować bez wsparcia w rejonach, gdzie większość stanowią Polacy, którzy po wygranych z reguły wyborach obsadzają samorządy i decydują o finansowaniu szkolnictwa. W przeciwnym wypadku, a tak jest w Starych Trokach, gdzie Polacy są mniejszością, tylko wsparcie z RP umożliwia polskiej szkole przetrwanie.

Niech się wynoszą

Elity litewskie przestały się bawić w tolerancję. Rok temu wpływowy polityk partii socjaldemokratycznej Justinas Karosas powiedział publicznie, że jeśli Polakom na Litwie coś się nie podoba, to proszę bardzo, granica jest otwarta. Niech się wynoszą do swojej Polski. Wstrząsające jest to, że nie oburzył się i nie zareagował żaden poważny polityk litewski – mówi jeden z moich rozmówców. – A dla nas to zabrzmiało jak „Juden raus".

Kiedy rozmawia się z litewskimi Polakami, uderza, że ustawa o oświacie najbardziej zaskoczyła tych, którzy do tej pory wierzyli, że można być Polakiem i dobrze funkcjonować w środowisku litewskim. Wystarczy porządnie opanować język litewski, być lojalnym obywatelem Republiki Litewskiej, a w swojej dziedzinie być, powiedzmy, dwa razy lepszym niż etniczni Litwini. Czasem trzeba zacisnąć zęby i znieść jakieś upokorzenie, ale droga do kariery stoi otworem.

Kariery w pewien sposób ograniczonej, bo trudno oczywiście sobie wyobrazić, by Polak przyznający się do polskości był na Litwie ministrem, ale niższe szczeble w administracji wydawały się osiągalne.

Dzisiaj ta grupa najlepiej funkcjonujących w społeczeństwie litewskim Polaków, którzy od razu na początku poparli litewską niepodległość, jest najbardziej rozgoryczona i wyciąga wnioski z zaostrzającego się kursu wobec mniejszości polskiej.

– Moje dzieci nie mają przyszłości w tym kraju. Jeśli oczywiście chcą być Polakami. Wybór jest oczywisty: albo mają się zasymilować, albo będą traktowani jako obywatele drugiej kategorii, których najchętniej by deportowano, ale Europa się przecież nie zgodzi – mówi, zastrzegając anonimowość, mój rozmówca. – To krach wszystkiego, w co wierzyłem. Dziś wiem, że Polak na Litwie jest traktowany przez państwo jak anomalia, którą trzeba naprawić, by stał się on prawdziwym Litwinem.

Jak zachowują się Arabowie w zachodniej Europie? Lepiej niż Polacy na Litwie. Nie żądają, by nazwy ulic pisać w ich języku. Nie toczą bojów o pisownię nazwisk i w ogóle zachowują się pokorniej, czyli stosowniej. Takie porównanie przeprowadził ostatnio znany polityk litewski Vytautas Landsbergis, któremu wyraźnie umyka fakt, ze Polacy na Litwie nie są imigrantami. Walka o polskie szkolnictwo na Litwie to jedna z odsłon trwającego od dawna konfliktu.

– Wyszło szydło z worka. Minister oświaty wysłał list do każdego rodzica, którego dziecko chodzi do polskiej szkoły. Miły gest, prawda? Ale co czytamy w trzecim zdaniu? Że od dziesięciu lat litewskie partie polityczne miały w swym programie zmianę systemu oświaty. No i wszystko jest jasne – to wola polityczna, a nie jakieś względy merytoryczne zadecydowały, że zmienią się zasady funkcjonowania szkół polskich – mówi Waldemar Tomaszewski, prezes reprezentującej mniejszość polską Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy