Kiedyś była to nisza niszy. Dziś książki o „dzieciach nocy" okupują szczyty list bestsellerów, a ich filmowe adaptacje przynoszą krociowe zyski. Kinowa premiera kolejnej części „Zmierzchu" jest reklamowana jako wydarzenie sezonu. W Ameryce rekordy oglądalności biją seriale „Czysta krew" i „Pamiętniki wampirów". Na scenie warszawskiego Teatru Rozmaitości Grzegorz Jarzyna egzorcyzmuje najsłynniejszego z nieumarłych – księcia Drakulę.
W czerwcu na ekrany wejdzie „Abraham Lincoln: łowca wampirów", ekranizacja bestsellerowej powieści Setha Grahame-Smitha pod tym samym tytułem. Akcja oparta jest na rzekomych pamiętnikach prezydenta USA. Jasno wynika z nich, że życiową misją Lincolna nie była walka o zniesienie niewolnictwa i ponowne zjednoczenie kraju, lecz eksterminacja potworów, które zabiły jego matkę. Producentem tego ze wszech miar rewizjonistycznego filmu jest Tim Burton. Amerykanin, znany z neogotyckiej wyobraźni, sam też nie zasypia gruszek w popiele. Przenosi na duży ekran „Dark Shadows" – ulubiony serial swego dzieciństwa opowiadający o małomiasteczkowych wampirach i czarownicach. W rolach głównych występują ulubieni aktorzy Burtona: Johnny Depp i weteran horroru Christopher Lee. Premiera planowana jest na maj.
Krwawe pocałunki
Czasy, gdy wampir był emanacją zła, budzącą strach i odrazę, należą do odległej przeszłości. Pop - kultura uczyniła z niego idola nastolatków, a zwłaszcza nastolatek. Lestat z „Wywiadu z wampirem", Edward ze „Zmierzchu", Erik z „Czystej krwi", Angel z „Buffy" uśmiechają się z plakatów, kalendarzy ściennych i pulpitów domowych komputerów. Zostać dziewczyną krwiopijcy to jak wygrać los na loterii. Porównania z „nieziemsko pięknym", ubranym jak z żurnala i pozbawionym materialnych trosk „dzieckiem nocy" nie wytrzymuje żaden śmiertelnik. Zwykłe chłopaki piją za dużo piwa, za mało myślą, pachną brzydko, a przede wszystkim nie mogą swej wybrance zaoferować Wiecznej Miłości. Nieumarły ma młode ciało, lecz dojrzały umysł – przebywa wszak na tym świecie już od dawna i wiele zdążył się nauczyć. Ma też o czym opowiadać. Hrabia Saint-Germain, o którym Amerykanka Chelsea Quinn Yarbro napisała już 25 książek, bawił w Rzymie za Nerona, asystował narodzinom włoskiego renesansu, a w powieści „Mroczne klejnoty" król Stefan Batory wysłał go z poselstwem do Moskwy.
Seks z bladolicym amantem to doznanie jedyne w swoim rodzaju. A że lubi kąsać? No cóż, nie od dzisiaj wiadomo, że płeć piękna ma słabość do łobuzów. Poza tym bycie wampirzycą znakomicie wpływa na urodę, kondycję fizyczną i stan bankowego konta. Przekonuje się o tym między innymi szczecińska dziennikarka Milena, bohaterka powieści „Pamięć krwi" Izabeli Degórskiej.
Wystające kły nie przeszkadzają też w pracy na rzecz społeczeństwa. Wampir może być dobrym policjantem, pod warunkiem że służy na nocnej zmianie jak w kanadyjskim serialu „Nocny łowca". Jeśli wierzyć Magdalenie Kozak, autorce trylogii „Tajne akta Vespera", 40 kilometrów od Warszawy stacjonuje specjednostka ABW złożona z nieumarłych na koszt państwa karmionych sztuczną krwią.
Wampir i dżentelmen
W 1819 roku londyński „New Monthly Magazine" opublikował nowelę „Wampir". Jej autorem był John Polidori, osobisty lekarz lorda Byrona. W tytułowej postaci dopatrywano się zresztą karykatury słynnego romantyka. Polidoriemu nie była pisana kariera literata. Skłócony z Byronem, pogrążony w depresji i w karcianych długach, mając 26 lat, popełnił samobójstwo. Za to monstrum, które stworzył, okazało się nieśmiertelne.
Nim minął wiek XIX, potępieńcy pijący ludzką krew stali się mile widzianymi bohaterami powieści, poematów, sztuk teatralnych, oper i wodewilów. Po wątki wampiryczne sięgali autorzy tej miary co Goethe, Gogol, Tołstoj, Poe, Mérimée, Dumas ojciec czy Gautier. Ożywionym nieboszczykiem był Gustaw/Konrad z „Dziadów" Mickiewicza. Największy wpływ na rozwój gatunku wywarły jednak utwory niezbyt wysoko oceniane przez krytykę: „Carmilla" Sheridana Le Fanu i „Dracula" Brama Stokera. Nimi też w pierwszej kolejności zainteresowali się filmowcy.
„Nosferatu – symfonia grozy" z 1922 roku, dziś uważany za arcydzieło ekspresjonizmu i najlepszy (choć niemy) horror w dziejach kina, był właściwie plagiatem. Fortel ze zmianą tytułu nie pomógł. Wdowa po Stokerze i jej prawnicy byli czujni. Próba ominięcia praw autorskich doprowadziła producenta do bankructwa i omal nie zakończyła się zniszczeniem wszystkich kopii filmu Wilhelma Murnaua. „Nosferatu" cudem ocalał i znakomicie zniósł upływ czasu. Głównie dzięki kreacji Maksa Schrecka. Łysa czaszka, trupioblada twarz, podkrążone oczy, szpiczaste uszy, długie, szponiaste palce – ten rysopis znają również ci, którzy nigdy o „Symfonii grozy" nie słyszeli. Powstała nawet legenda (wykorzystana po latach przez twórców filmu „Cień wampira"), że Schreck wcale nie grał krwiopijcy, lecz po prostu nim był.