Giedroyc, który mieszkał w Maisons-Laffitte przez pięćdziesiąt lat, dysponując jedynie podstawową znajomością francuszczyzny, wielokrotnie tonem na wpół drwiącym, na wpół zazdrosnym zwracał uwagę na kosmopolityzm Czapskiego, nazywając go swoim „ministrem spraw zagranicznych". Unikając publicznych wystąpień, podróże po świecie i kwestowanie scedował na Czapskiego. Do umysłów i portfeli ludzi wrażliwych na sprawy wolności słowa w Polsce prowadzić miał wyczerpujący harmonogram wystąpień na kwestach w najważniejszych skupiskach Polaków w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. Takie nagłośnienie problemu miało poszerzyć zasięg „Kultury" i posunąć naprzód realizację Uniwersytetu na Obczyźnie.
Dwudziestego trzeciego listopada 1949 roku Czapski wypłynął z Liverpoolu na pokładzie „Empress of Canada". Przygotował różne odczyty – na temat zbrodni katyńskiej, swojego pobytu w sowieckim obozie jenieckim, religii i literatury rosyjskiej oraz o Prouście. Ambitny plan podróży zawiódł go do Montrealu, Nowego Jorku, Bostonu, Filadelfii, Chicago i Toronto, a także do mniejszych miejscowości – Syracuse, New Bedford, Orchard Park. Wszędzie Polacy witali go z otwartymi ramionami, umieszczali w dobrych hotelach jako znakomitego gościa lub podejmowali we własnym domu jak członka rodziny. Za każdy z odczytów otrzymywał skromne honorarium; zbierano je razem z drobnymi datkami dla „Kultury".
Tuż przed wyjazdem Czapskiego do Ameryki proklamowano niepodległość Chińskiej Republiki Ludowej. Kilka tygodni po jego przybyciu Związek Sowiecki wycofał swojego przedstawiciela z Rady Bezpieczeństwa ONZ. W Stanach Zjednoczonych opinia publiczna zwracała się przeciwko Stalinowi. Mimo to Czapskiego, często udzielającego wywiadów w amerykańskim radiu, nadal uprzedzano, że każda otwarta wzmianka o tym, co się wydarzyło w Katyniu, i o odpowiedzialności Sowietów zostanie ocenzurowana. W Bostonie wygłosił na Harvardzie dwa odczyty po polsku, a następnie dwa w języku angielskim, którym władał niezbyt pewnie. W odczycie zatytułowanym „Człowiek rosyjski – przed rewolucją i po rewolucji" powiedział, cytując Rilkego, że „znalazł ogrom wielkoduszności w sercach tych okrutnie uciskanych ludzi".
„Widziałem w tym jednym roku – z 1941 na 1942 – dziesiątki tysięcy twarzy sowieckich. W szpitalu sowieckim, gdzie chorowałem na tyfus, patrzyłem na lekarzy sowieckich i na siostry-pielęgniarki. O tej ostatniej kaście ludzi sowieckich umiem tylko myś-leć z szacunkiem i wdzięcznością.
Co uderzało mnie najbardziej w tym tłumie jako odróżniające człowieka sowieckiego od znanego mi przed 20 laty człowieka rosyjskiego?