Dawid i Goliat pod Kremlem

Jak każda dyktatura, tak i kremlowska wpadła w stan samouspokojenia przekonana, iż elektorat śpi. A tu nagle Rosja się ocknęła

Publikacja: 24.12.2011 00:01

Manifestacja przeciw fałszerstwom wyborczym, 10 grudnia 2011 r.

Manifestacja przeciw fałszerstwom wyborczym, 10 grudnia 2011 r.

Foto: AFP

Red

W grudniu 2011 roku w Rosji znów Dawid zmagał się z Goliatem. Dawidem było zbuntowane społeczeństwo. Goliatem – jak zwykle – władza.

Celem systemów autorytarnych jest zatrzymanie czasu. Niedopuszczenie do zmian. Władcy Rosji byli przekonani, że na zegarze historii czas się zatrzymał. Ale 4 grudnia 2011 roku Rosjanie powiedzieli „nie". Wdarli się w mechanizm  historycznego zegara i popchnęli wskazówki. Gremialnie, masowo, desperacko. Za pomocą narzędzia tak małego jak telefon komórkowy zwykli obywatele i – przede wszystkim – młodzi wolontariusze stowarzyszenia O Obronę Praw Wyborców „Głos" zburzyli pieczołowicie budowany gmach fałszerstwa totalnego. Wcześniej trzy tysiące młodych uczęszczało na szkolenia z prawa wyborczego, na seminaria i treningi, gdzie ich uczono, jak śledzić naruszenia tego prawa, łapać fałszerzy za rękę i mieć odwagę, by o tym natychmiast krzyczeć, narażając się nawet na interwencję policjanta.

Czyj głos

To głównie do nich odnosiły się słowa Władimira Putina o „grantobiorcach, Judaszach, bezrobotnych obywatelach zbieranych przez zagranicznych partnerów po to, by robić im instruktaż manipulowania sytuacją w państwie". Słowa te padły na przedwyborczym walnym zjeździe Jednej Rosji, skamielinie z czasów Związku Radzieckiego – od  melodii hymnu, przez wystrój sali, po zachowanie tysięcy uczestników. I natychmiast Generalna Prokuratura ukarała „Głos" trzydziestoma tysiącami rubli mandatu za „naruszenie zasad omawiania kampanii wyborczej"; studentów wolontariuszy wzywano do dziekanatów, grożąc usunięciem ze studiów; pracowników wzywano do kierownictwa, gdzie słyszeli: albo „Głos", albo praca; a do wszystkich dzwonili nieznajomi, przedstawiając się jako pracownicy służb specjalnych, i radzili rezygnację ze współpracy z „obcą agenturą".

Oficjalny kanał telewizyjny niemal nazajutrz wyemitował program pod tytułem „Głos znikąd", ukazując walające się po szufladach  stowarzyszenia paczki dolarów od obcego wywiadu. Na ich tle kierująca „Głosem" Lidia Szybanowa wyglądała rzeczywiście jak sprawny menedżer udanego biznesu. Wrzucenie idei, w imię której działa bohater takich „wyjaśnień", w kapiące złotem łajno to stara metoda wszelkich reżimów. Ciekawe, ilu widzów jeszcze w to uwierzyło?

– Nigdy, od kiedy istniejemy, od 2000 roku, nie było u nas tylu chętnych do pracy – mówiła mi Szybanowa tuż przed wyborami, w Warszawie podczas obrad „Forum Unia Europejska – Rosja". – Do głowy nam nie przyszło, że internetowa „Mapa naruszeń", którą przed wyborami zorganizowaliśmy razem z innymi portalami, będzie mieć tak nieprawdopodobny rezonans w całej Rosji. Po raz pierwszy do ludzi dotarło, że draństwo, z którym się mocują w swych miejscowościach, gnieździ się w całym kraju od Władywostoku po Briańsk. Że winien jest nie tyle ich gubernator, ile utrwalony na Kremlu system – podkreślała.

Wracającą z Warszawy Szybanową zatrzymano na lotnisku w Moskwie i 12 godzin przesłuchiwano, nie dopuszczając do niej adwokata. Odebrano jej komputer i ogłoszono – na brukowym portalu – jej korespondencję prywatną. A w dniu wyborów zablokowano wszystkie współpracujące z „Głosem" portale redakcji, instytucji, stowarzyszeń.

Gdzie i komu mogli więc na przykład zgłosić członkowie komisji numer 6 w Moskwie, że partii Jabłoko wpisano 4 głosy zamiast 134, a Jednej Rosji

– 515 zamiast 128, które otrzymała, i że w sąsiedniej komisji nr 9 zamiast realnych 208 głosów wpisano Jednej Rosji głosów 888? A przecież to tylko dwie komisje z dwóch lokali wyborczych, których w Rosji były tysiące. Oficjalnie ogłoszono, że Jedna Rosja otrzymała 49, 9 proc. głosów.

Policja duszą obywatelstwa

Porównywanie demokratyzujących zjawisk społecznych w Rosji z ich odpowiednikami w Polsce, Francji czy Wielkiej Brytanii ma równie znikomy sens jak porównanie owocu dzikiego, ledwie zasadzonego drzewa z płodami  starego, pielęgnowanego sadu. Coś takiego jak opinia publiczna ma w Rosji żywot dość krótki. Piotr I w „reglamencie do magistratu" pisał w 1721 roku: „Policja jest duszą obywatelstwa", a z długiej listy jej praw i obowiązków wynikało, że... policja jest zamiast obywateli. I jak pisze Richard Pipes w „Rosji carów": „Zanim w Rosji mogła powstać opinia publiczna, władza musiała orzec, że niezależna działalność na niwie publicznej jest dozwolona i właściwa. Nastąpiło to dopiero po śmierci Piotra I". A więc po roku 1725.

Obywatel Anglii ma od 1215 roku Wielką Kartę Swobód ograniczającą władzę króla na rzecz ludu i przyznającą ludowi prawo oporu wobec władcy, który rządzi niesprawiedliwie; obywatel Francji od 1302 roku ma swoje przedstawicielstwo w Stanach Generalnych; Polak od 1493 roku ma swój dwuizbowy Sejm. A co ma w tym czasie Rosjanin?

Markiz de Custin pisał o Rosji, którą zastał w 1830 roku: „Tu można oddychać tylko za carskim zezwoleniem". I jeszcze: „Rosyjski ustrój państwowy to surowa wojskowa dyscyplina zamiast obywatelskiego zarządzania, to permanentny stan wojenny, który stał się normalnym stanem państwa".

A w1906 roku, więc wtedy, gdy po rewolucji 1905 roku działał już w Rosji parlament Duma, Maks Weber pisał: „Zapoznając się z dokumentami rosyjskiego życia państwowego, człowiek jest porażony tym, ile trudu w nie włożono i jak dokładnie bywają one opracowane. Ale mają zawsze ten sam cel: zachowanie policyjnego reżimu. Przeraża obiektywna niedorzeczność tego celu".

Po carach przyszła do Rosjan tyleż okrutna, co bezlitosna dyktatura sowiecka. Po paru zaś latach wolnościowego oddechu końca pieriestrojki i początku demokracji lat 90. wróciła do nich dyktatura w wersji light, gdzie „suwerenną demokrację" zastąpiła „polityczna stabilność". Lecz gdy państwo jest skupione przede wszystkim na zachowaniu stabilności i bezpieczeństwa wewnętrznego, w nieunikniony sposób zamienia się w policję.

Tłum się śmieje

Był rok 2001, początek rządów prezydenta Putina. Na placyku pod siedzibą telewizji, w Ostankino – tłum. 25 tysięcy ludzi przybyło pożegnać ulubionych dziennikarzy likwidowanej właśnie telewizji NTW. Większość starszych, ale i dużo młodych. Solidarni w smutku, przeżywający właśnie jego wielką inicjację. W ich oczach widziałam łzy. Im dłużej jednak trwają rządy Putina, tym mniej w manifestujących smutku. I mniej strachu – najwierniejszego sojusznika przemocy. W jego miejsce pojawił się śmiech. W grudniu 2011 roku, na placu Triumfalnym, chudziny, którym policjant wykręcał ręce, śmiały mu się w twarz. A śmiech tłumu jest znakiem przebudzenia.

Stabilizacja czasów Putina to somnambulizm władzy i narodu. Jak każda dyktatura, tak i kremlowska do tego stopnia wpadła w stan samouspokojenia, przekonana, iż elektorat śpi, że oznajmiła mu o planowanej zamianie miejsc (dotychczasowy premier zostaje prezydentem, a prezydent premierem), nie oczekując żadnej reakcji. Bezkarność, do której tak bardzo przywykła, że już nie zdawała sobie z niej sprawy, pozbawiła ją nawet ostrożności pozorów. Spokojnych snów, Rosjanie, zwalniamy was nawet z roli aktywnych statystów, potrzebni nam jesteście przy urnach w roli lunatyków. I nagle Rosja się ocknęła, jak Królewna Śnieżka, tyle że nie od pocałunku, lecz od splunięcia w twarz.

Czy te niebywałe zrywy na bulwarach i placach Rosji po grudniowych wyborach 2011 (tylko w Moskwie zatrzymano ponad tysiąc osób) zginą w przestrzeni i zapadną się w czasie, zostawiając władzy czyste pole? Ilu z przybyłych myśli tak jak internauta Waleri, który 11 grudnia pisał: „Zaraz po wyborach mój syn z przyjaciółmi był na placu Triumfalnym. Choć dostał tam pałą, wczoraj poszedł ze mną na plac Błotny. Wrażenia niewysłowione. Naród Rosji oczywiście zmiecie ten podły reżim, ale ponieważ to reżim oszustów, złodziei, trucicieli, cyników i bandytów; reżim zwyrodniały i podły; reżim potworów, to jeszcze nam on napaskudzi. Może i poleje się krew. My wszyscy powinniśmy być maksymalnie zmobilizowani, ale i twardzi w obronie naszych praw i naszej godności. Putin i jego kamaryla to polityczne trupy, czego oni sami jeszcze nie pojęli. I ta MARTWICA chce uczyć życia nas,  ŻYWYCH – oto w czym sens tego historycznego momentu. Jesteśmy wszyscy tą samą żywą wodą, która toczy ten bandycki kamień. Razem jesteśmy Rosją".

Wszystko się zaczyna

Następne wiece mają się odbyć 24 grudnia. Przed komitetem organizacyjnym opozycji (weterani, m.in. Borys Niemcow, Władimir Ryżkow, Garii Kasparow, i nowi: obrończyni lasu w Chimkach Jewgienija Czirikowa, wypuszczony właśnie z aresztu sławny bloger Aleksiej Nawalnyj, pisarz Boris Akunin) władza wznosi Everest trudności: w ostatniej chwili odbiera salę wynajętą na zebrania; zatrzymuje na dworcu Niemcowa pod zarzutem „ekstremistycznej działalności"; chcąc skłócić liderów między sobą – ogłasza telefoniczne rozmowy jednych, w których padają ostre słowa pod adresem innych; włamuje się do poczty pisarza Akunina...

Dziennikarzom z kanału NTW, którym udało się puścić w eter jedną prawdziwą relację z  manifestacji, ponownie blokuje usta; Michaiłowi Gorbaczowowi żądającemu powtórki wyborów grozi emisją paskudnego filmu o nim. Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Nikołaj Patruszew zapowiedział „ograniczenie Internetu w sposób rozsądny, tak jak to zrobiono na przykład w Chinach".

A tymczasem zwą swych absolwentów na wiece nauczyciele jednej z moskiewskich szkół, zwołują się ludzie kultury, literaci, reżyserzy, aktorzy, równocześnie pisząc: Nas będą hańbić, straszyć i prowokować, mówić, że jesteśmy ofiarami technologii politycznej. Nie poddajmy się. Będziemy walczyć o swoje prawa spokojnie i wesoło. Wszystko dopiero się zaczyna.

Policjantom podniesiono zapłatę w dwójnasób. 57 procent z nich na portalu policyjnym stwierdziło, że popiera żądania manifestantów.

W chwili, gdy piszę ten tekst, walka Dawida z Goliatem dopiero się zaczyna. Czy skończy się jak tamta historia biblijna? Czy też będziemy świadkami odwrotnego zakończenia dramatu, którego scenariusz powstaje w niedostępnych światu i światłu, zaciemnionych gabinetach za murami Kremla?

W grudniu 2011 roku w Rosji znów Dawid zmagał się z Goliatem. Dawidem było zbuntowane społeczeństwo. Goliatem – jak zwykle – władza.

Celem systemów autorytarnych jest zatrzymanie czasu. Niedopuszczenie do zmian. Władcy Rosji byli przekonani, że na zegarze historii czas się zatrzymał. Ale 4 grudnia 2011 roku Rosjanie powiedzieli „nie". Wdarli się w mechanizm  historycznego zegara i popchnęli wskazówki. Gremialnie, masowo, desperacko. Za pomocą narzędzia tak małego jak telefon komórkowy zwykli obywatele i – przede wszystkim – młodzi wolontariusze stowarzyszenia O Obronę Praw Wyborców „Głos" zburzyli pieczołowicie budowany gmach fałszerstwa totalnego. Wcześniej trzy tysiące młodych uczęszczało na szkolenia z prawa wyborczego, na seminaria i treningi, gdzie ich uczono, jak śledzić naruszenia tego prawa, łapać fałszerzy za rękę i mieć odwagę, by o tym natychmiast krzyczeć, narażając się nawet na interwencję policjanta.

Czyj głos

To głównie do nich odnosiły się słowa Władimira Putina o „grantobiorcach, Judaszach, bezrobotnych obywatelach zbieranych przez zagranicznych partnerów po to, by robić im instruktaż manipulowania sytuacją w państwie". Słowa te padły na przedwyborczym walnym zjeździe Jednej Rosji, skamielinie z czasów Związku Radzieckiego – od  melodii hymnu, przez wystrój sali, po zachowanie tysięcy uczestników. I natychmiast Generalna Prokuratura ukarała „Głos" trzydziestoma tysiącami rubli mandatu za „naruszenie zasad omawiania kampanii wyborczej"; studentów wolontariuszy wzywano do dziekanatów, grożąc usunięciem ze studiów; pracowników wzywano do kierownictwa, gdzie słyszeli: albo „Głos", albo praca; a do wszystkich dzwonili nieznajomi, przedstawiając się jako pracownicy służb specjalnych, i radzili rezygnację ze współpracy z „obcą agenturą".

Oficjalny kanał telewizyjny niemal nazajutrz wyemitował program pod tytułem „Głos znikąd", ukazując walające się po szufladach  stowarzyszenia paczki dolarów od obcego wywiadu. Na ich tle kierująca „Głosem" Lidia Szybanowa wyglądała rzeczywiście jak sprawny menedżer udanego biznesu. Wrzucenie idei, w imię której działa bohater takich „wyjaśnień", w kapiące złotem łajno to stara metoda wszelkich reżimów. Ciekawe, ilu widzów jeszcze w to uwierzyło?

– Nigdy, od kiedy istniejemy, od 2000 roku, nie było u nas tylu chętnych do pracy – mówiła mi Szybanowa tuż przed wyborami, w Warszawie podczas obrad „Forum Unia Europejska – Rosja". – Do głowy nam nie przyszło, że internetowa „Mapa naruszeń", którą przed wyborami zorganizowaliśmy razem z innymi portalami, będzie mieć tak nieprawdopodobny rezonans w całej Rosji. Po raz pierwszy do ludzi dotarło, że draństwo, z którym się mocują w swych miejscowościach, gnieździ się w całym kraju od Władywostoku po Briańsk. Że winien jest nie tyle ich gubernator, ile utrwalony na Kremlu system – podkreślała.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy