We Francji jest dziś znacznie więcej dzieci niż 10 – 20 lat temu. – Widać je w parkach, na ulicach, w przedszkolach. Sama mam jedno dziecko, ale wielu znajomych może się pochwalić trójką, czwórką czy nawet piątką. Jak ma się trójkę, to już można liczyć na pomoc państwa – mówi Joanna Garneczek, Polka, która od 25 lat mieszka w okolicach Aix en Provence.
Nad Loarą i Sekwaną dokonała się prawdziwa rewolucja dziecięca. Dziś statystycznie jedna kobieta rodzi we Francji dwójkę dzieci, a w Polsce, gdzie od lat nieustannie dyskutujemy o polityce prorodzinnej – 1,37 dziecka. Średnia europejska to obecnie ok. 1,6, podczas gdy o pełnej zastępowalności pokoleń można mówić dopiero, gdy wskaźnik osiąga 2,1 dziecka przypadającego na jedną kobietę. – Wśród francuskich 20 – 25-latków panuje w tej chwili moda na posiadanie dzieci. Młode dziewczyny chcą szybko starać się o dziecko, bo dzięki temu w wieku 40 – 45 lat będą miały odchowane potomstwo i całe dojrzałe życie przed sobą – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Mirosław Grewiński, polityk społeczny z Wyższej Szkoły Pedagogicznej TWP w Warszawie.
Bezpieczne matki
Francuscy eksperci wręcz mówią, że istnieje społeczna presja, by mieć dzieci, a niechęć do ich posiadania i wychowywania jest bardzo źle widziana. Nikt nie krytykuje matek – kobiet robiących karierę, wręcz przeciwnie, ale panuje dość powszechne przekonanie, że tylko matka może w pełni rozwijać się zawodowo. Nawet jeśli jest to matka samotna, co we Francji – gdzie liczba rozwodów jest bardzo duża – nie jest rzadkością. Państwo we Francji wspiera też pary posiadające dzieci, a niebędące w związku małżeńskim.
Jeszcze niedawno było jednak zupełnie inaczej. Na początku lat 90. rodziło się w tym kraju najmniej dzieci w Europie. W ostatnich latach – najwięcej. Co się stało? Przecież nikt nie wprowadził tam stanu wojennego i nie wyłączał prądu na długie godziny... Statystyk nie zawyżają też dzieci rodzone przez imigrantów, jak się często podejrzewa. Dzieci imigrantów to tylko jedna piąta noworodków.
Francuskie państwo prowadzi od 25 lat konsekwentną politykę prorodzinną, która przynosi konkretne rezultaty. Polega ona zarówno na wypłacaniu pieniędzy dla rodzin wielodzietnych, na odpisach podatkowych, prowadzeniu bezpłatnych przedszkoli, ułatwieniach dla mam w pracy i wielu innych zabezpieczeniach. To wszystko powoduje, że rodziny czy samotne kobiety, które decydują się na kolejne dzieci, mają poczucie bezpieczeństwa.
Ines mieszka pod Paryżem i ma dziewiątkę dzieci. – Znam kilka, a nawet kilkanaście równie licznych rodzin, ale popularniejsze jest tu raczej posiadanie dwójki – mówi. Przyznaje, że pomoc udzielana rodzinom jest nie do pogardzenia. – Choć utrzymanie dziewiątki dzieci, zapewnienie im solidnej i wszechstronnej edukacji wielokrotnie to przerasta – dodaje. Trójka dzieci Ines już się usamodzielniła. W domu została szóstka. – Po wyprowadzce najstarszych prowadzenie domu jest trochę łatwiejsze, choć i tak przygotowanie posiłku, zakupy, pranie, prasowanie, pomoc w odrabianiu lekcji czy wyprawienie gromadki dzieci na popularne we Francji biwaki skautowe to poważne wyzwanie – opowiada matka. – Przedszkola, szkoły publiczne rzeczywiście są darmowe. Uczniowie zostają nawet wyposażeni przez nie w książki, zeszyty, przybory. Nasze dzieci posłaliśmy do prywatnej, katolickiej szkoły, ze względu na to, że jest tam wyższy poziom.