Połowa Warszawy jest dumna ze stadionu, druga połowa uważa go za szczyt marnotrawstwa. Część chce nowego chodnika, inni wolą nowy plac zabaw. Połowa lokatorów chce odmalować klatkę schodową za wspólne pieniądze, połowa nie, jest dobrze tak, jak jest. Połowa mieszkańców ulicy zazdrości drugiej połowie, że mają lepsze samochody.
Gdy społeczeństwo jest podzielone i skłócone, rozwój wymaga olbrzymiej energii i determinacji. Jeżeli grupy nacisku traktują Polskę jak kawał sukna, z którego można wyszarpać spory kawałek kosztem innych, społeczeństwo jest chore, a kraj nie dokona rzeczy wielkich. Dlatego jest niezmiernie ważne, aby odnaleźć w sobie coś, co nas łączy. W historii Polski takich momentów było sporo, w najnowszej historii Polski były to chwile zagrożenia państwowości, od bitwy 1920 roku po narodziny „Solidarności". Ale już za moich czasów pamiętam inne momenty, które łączyły Polaków wokół wydarzeń, które w żadnym innym kraju nie mogłyby odgrywać takiej roli. Pamiętam, jak w latach 80. nadawany był serial „Niewolnica Isaura", o pięknej pono, choć nieco zezowatej Isaurze (potem był wysyp dziewczynek o tym imieniu, wtedy jeszcze rodziło się dużo dzieci) i paskudnym Leonciu, który chciał ją wykorzystać. O ósmej wieczór miasto wymierało, ulice były puste. Czasami przemknął jakiś pusty autobus z kierowcą smutnym, bo nie mógł obejrzeć serialu. Cała Polska zasiadała przed telewizorami, żeby oglądać, a następnego dnia wszyscy o tym mówili przez pół dnia, ciekawe, czy ktoś przeprowadził kiedyś badania dotyczące wpływu tego serialu na wydajność pracy dzień później.
Poza serialami Polacy jednoczą się wokół wydarzeń sportowych, w których biorą udział nasi zawodnicy – jeżeli wygrywamy. Pamiętam dobrze, choć miałem wtedy tylko siedem lat, mecz Polska – Haiti na mistrzostwach świata w piłce nożnej. Każdy z siedmiu goli pół sekundy później było słychać w całym mieście, bo ludzie biegli na balkony i krzyczeli „gooooool!". To było wspaniałe. Teraz jest więcej programów telewizyjnych, więc trudniej Polaków zjednoczyć, ale z pewnością miliony śledziły triumfy Adama Małysza za jego najlepszych lat.
Polaków jednoczą także ważne symbole duchowe. Na msze odprawiane przez Jana Pawła II stawiał się milion osób, reszta oglądała je w telewizji.
Polaków łączą też tragedie. Wszyscy, którzy po tragedii smoleńskiej 10 kwietnia byli na Krakowskim Przedmieściu, byli połączeni w bólu i smutku, niezależnie od tego, czy głosowali na PO czy PiS, to wtedy nie było ważne, wtedy byliśmy jednym narodem.