Harcmistrz z Londynu

Czy jako student Zygmunt Szadkowski mógł przypuszczać, że – po walkach na froncie afrykańskim, sześcioletniej rozłące z rodziną, pół wieku wygnania – jego ostatnim zadaniem w służbie publicznej będzie obrona godności insygniów Rzeczypospolitej?

Publikacja: 07.04.2012 01:01

Obchody 25. rocznicy bitwy o Monte Cassino. Zygmunt Szadkowski z generałem Władysławem Andersem

Obchody 25. rocznicy bitwy o Monte Cassino. Zygmunt Szadkowski z generałem Władysławem Andersem

Foto: zbiory rodzinne

Red

22 grud­nia 1990 r. na Zam­ku Kró­lew­skim w War­sza­wie mia­ła miej­sce pod­nio­sła uro­czy­stość. Pre­zy­dent RP na uchodź­stwie Ry­szard Ka­czo­row­ski prze­ka­zał wy­bra­ne­mu dwa ty­go­dnie wcze­śniej w po­wszech­nych wy­bo­rach pre­zy­den­to­wi Le­cho­wi Wa­łę­sie prze­cho­wy­wa­ne od cza­su woj­ny na emi­gra­cji in­sy­gnia pre­zy­denc­kie, sym­bo­le cią­gło­ści nie­pod­le­głej Rze­czy­po­spo­li­tej. Re­je­stru­ją­ce wy­da­rze­nie ka­me­ry te­le­wi­zyj­ne mi­nę­ły obo­jęt­nie po­stać Zyg­mun­ta Szad­kow­skie­go, prze­wod­ni­czą­ce­go urzę­du­ją­cej w Lon­dy­nie Ra­dy Na­ro­do­wej. Bar­dzo nie­wie­le osób wie­dzia­ło, że jesz­cze dzień wcze­śniej roz­mo­wy w spra­wie prze­ka­za­nia in­sy­gniów zna­la­zły się w im­pa­sie i gdy­by nie Szad­kow­ski, uro­czy­stość w ogó­le nie do­szła­by do skut­ku.



Student w Wilnie, poseł w Dyneburgu



Zyg­munt Szad­kow­ski uro­dził się w 1912 ro­ku w War­sza­wie, ale dzie­ciń­stwo i mło­dość prze­żył na Kre­sach: w gu­ber­niach wi­teb­skiej i miń­skiej, No­wo­gród­ku, gdzie zdał ma­tu­rę, Wil­nie, ja­ko stu­dent Uni­wer­sy­te­tu Ste­fa­na Ba­to­re­go. Wcze­śnie osie­ro­co­ny przez oj­ca, na­miast­kę oj­cow­skiej tro­ski od­na­lazł w ro­dzą­cym się ru­chu har­cer­skim. Prze­cho­dząc ko­lej­ne stop­nie har­cer­skie­go wta­jem­ni­cze­nia, z cza­sem stał się jed­nym z przy­wód­ców ZHP na Wi­leńsz­czyź­nie, w 1937 ro­ku zo­stał harc­mi­strzem. Nie­speł­na rok przed wy­bu­chem woj­ny świa­to­wej zo­stał przy­ję­ty do pol­skiej służ­by dy­plo­ma­tycz­nej i skie­ro­wa­ny do kon­su­la­tu RP w Dy­ne­bur­gu, mieście z naj­licz­niej­szą pol­ską ko­lo­nią na są­sied­niej Ło­twie.



Po ata­ku nie­miec­ko­-so­wiec­kim na Pol­skę wraz z bę­dą­cą w za­awan­so­wa­nej cią­ży żo­ną przez Szwe­cję, Nor­we­gię i An­glię do­tarł w paź­dzier­ni­ku 1939 r. do Fran­cji. Kil­ka ty­go­dni po przy­jeź­dzie nad Se­kwa­nę zo­stał za­przy­się­żo­ny w Związ­ku Wal­ki Zbroj­nej i wy­sła­ny do Ru­mu­nii ja­ko emi­sa­riusz rzą­du gen. Wła­dy­sła­wa Si­kor­skie­go i ko­men­dan­ta ZWZ gen. Ka­zi­mie­rza Sosn­kow­skie­go z mi­sją prze­ka­za­nia na te­re­ny oku­po­wa­ne przez ZSRR in­struk­cji o po­wo­ła­niu no­wej or­ga­ni­za­cji kon­spi­ra­cyj­nej i stwo­rze­nia sta­łych ka­na­łów prze­rzu­tu do kra­ju lu­dzi i pie­nię­dzy przez gra­ni­cę bu­ko­wiń­ską. Sy­na zo­ba­czył po raz pierw­szy do­pie­ro sześć lat póź­niej.

Wybór generała Jaruzelskiego na prezydenta PRL był dla Zygmunta Szadkowskiego kompletnie niezrozumiały



Choć Szad­kow­skie­mu uda­ło się prze­wieźć do Bu­ka­resz­tu znacz­ne fun­du­sze, po­sta­wio­ne przed nim za­da­nie oka­za­ło się trud­ne do re­ali­za­cji. Nie uwzględ­nia­ło pol­skich moż­li­wo­ści w Ru­mu­nii ani re­aliów oku­pa­cji so­wiec­kiej. Nie uła­twia­ły go za­wi­ro­wa­nia po­li­tycz­ne w rzą­dzie Si­kor­skie­go.



Po nie­uda­nej pró­bie po­wro­tu do Fran­cji w czerw­cu 1940 r. Szad­kow­ski prze­do­stał się do Sy­rii, gdzie wstą­pił do for­mu­ją­cej się Bry­ga­dy Strzel­ców Kar­pac­kich. Po ka­pi­tu­la­cji Fran­cu­zów prze­szedł wraz z Bry­ga­dą do Pa­le­sty­ny, pod ko­men­dę bry­tyj­ską. Dziw­na to by­ła for­ma­cja, „in­te­li­genc­kie woj­sko", co czwar­ty żoł­nierz miał ukoń­czo­ne stu­dia lub co naj­mniej ma­tu­rę. In­ny we­te­ran kar­pat­czy­ków Je­rzy Gie­droyc wspo­mi­nał, że w cza­sie ob­lę­że­nia To­bru­ku w prze­rwach mię­dzy ostrza­łem i na­lo­ta­mi w je­go schro­nie sa­mo­rzut­nie two­rzył się klub dys­ku­syj­ny. Szad­kow­ski od­był z Bry­ga­dą ca­łą kam­pa­nię li­bij­ską. Był jed­nym ze „szczu­rów To­bru­ku" sku­tecz­nie bro­nią­cych przez czte­ry mie­sią­ce przed Niem­ca­mi i Wło­cha­mi pu­styn­nej twier­dzy, wal­czył pod Ga­za­lą.



W mar­cu 1942 roku Bry­ga­da Kar­pac­ka zo­sta­ła wy­co­fa­na z fron­tu, by wkrót­ce stać się czę­ścią Ar­mii Pol­skiej na Wscho­dzie, do­wo­dzo­nej przez gen. Wła­dy­sła­wa An­der­sa. Szad­kow­ski, awan­so­wa­ny na pod­po­rucz­ni­ka, zo­stał skie­ro­wa­ny tam, gdzie je­go wie­dza i umie­jęt­no­ści mo­gły zo­stać naj­le­piej spo­żyt­ko­wa­ne – do dzia­łal­no­ści har­cer­skiej. Wraz z pol­ski­mi od­dzia­ła­mi ze Związ­ku So­wiec­kie­go wy­do­sta­ło się bli­sko 15 tys. dzie­ci po­ni­żej 14. ro­ku ży­cia, gru­bo po­nad po­ło­wa z nich by­ła sie­ro­ta­mi. Har­cer­stwo mia­ło za­stą­pić im utra­co­ne ro­dzi­ny, po­móc prze­zwy­cię­żyć trau­ma­tycz­ne do­świad­cze­nia po­by­tu na „nie­ludz­kiej zie­mi", przy­wró­cić po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa i wspól­no­ty, kształ­to­wać cha­rak­te­ry i przy­go­to­wy­wać do służ­by dla Pol­ski. Harc­mistrz Szad­kow­ski wal­nie przy­czy­nił się do re­ali­za­cji tych za­mie­rzeń. Re­da­go­wał har­cer­skie pi­sma i ma­te­ria­ły szko­le­nio­we, or­ga­ni­zo­wał i pro­wa­dził obo­zy, pro­wa­dził kur­sy dla in­struk­to­rów, któ­rzy roz­jeż­dża­li się po­tem do dru­żyn po­wsta­ją­cych w pol­skich osie­dlach roz­pro­szo­nych po ca­łym świe­cie: Ira­nie, Ugan­dzie, Ro­de­zji, In­diach, Mek­sy­ku, No­wej Ze­lan­dii... Był człon­kiem Ra­dy Star­szy­zny, jej wi­ce­prze­wod­ni­czą­cym, w koń­cu ko­men­dan­tem ZHP na Wscho­dzie. Z te­go też cza­su da­tu­ją się je­go har­cer­skie przy­jaź­nie z Ka­zi­mie­rzem Sab­ba­tem, Ry­szar­dem Ka­czo­row­skim, póź­niej­szym pra­ła­tem Zdzi­sła­wem Pesz­kow­skim, któ­rzy mie­li ode­grać waż­ne ro­le w dzie­jach pol­skiej emi­gra­cji. Pod ko­niec woj­ny był od­po­wie­dzial­ny za po­nad 8 tys. har­ce­rek i har­ce­rzy.

Wy­gna­niec

W 1945 ro­ku Szad­kow­skie­mu przy­pa­dło w udzia­le gorz­kie za­da­nie oswo­je­nia swo­ich mło­dych pod­opiecz­nych z po­nu­rą praw­dą, że wal­cząc po stro­nie sprzy­mie­rzo­nych, Pol­ska prze­gra­ła woj­nę, stra­ci­ła nie tyl­ko po­ło­wę te­ry­to­rium, ale i nie­pod­le­głość. Czy do ta­kie­go kra­ju na­le­ża­ło wra­cać? On sam, po­dob­nie jak po­nad pół mi­lio­na Po­la­ków, któ­rzy w dniu ka­pi­tu­la­cji  III Rze­szy znaj­do­wa­li się po­za za­się­giem wpły­wów so­wiec­kich, wy­brał emi­gra­cję. Był to dla nie­go na­tu­ral­ny od­ruch, nie tyl­ko znak mo­ral­ne­go sprze­ci­wu wo­bec no­we­go kształ­tu ustro­jo­we­go i te­ry­to­rial­ne­go Pol­ski na­rzu­ca­ne­go przez ZSRR, ale tak­że zo­bo­wią­za­nie do dal­szej wy­tę­żo­nej pra­cy na rzecz nie­pod­le­gło­ści. W Lon­dy­nie na­dal dzia­ła­ły prze­cież le­gal­ne wła­dze RP na uchodź­stwie: pre­zy­dent i rząd, za­cho­wu­ją­ce dzię­ki prze­pi­som usta­wy za­sad­ni­czej z 1935 ro­ku cią­głość kon­sty­tu­cyj­ną z wła­dza­mi przed­wo­jen­ny­mi i wszel­kie for­mal­nopraw­ne pre­ro­ga­ty­wy. Jed­no­stron­ne de­cy­zje ob­cych rzą­dów o wy­co­fa­niu im uzna­nia nie mo­gły te­go sta­nu zmie­nić.

Ko­niec woj­ny za­stał Szad­kow­skie­go w Pa­le­sty­nie. Po ro­ku do­łą­czy­li do nie­go żo­na i syn. Je­sie­nią 1947 roku jed­nym z ostat­nich trans­por­tów ewa­ku­acyj­nych ro­dzi­na do­tar­ła do Wiel­kiej Bry­ta­nii. W Pol­skim Kor­pu­sie Przy­spo­so­bie­nia i Roz­miesz­cze­nia, ma­ją­cym w za­my­śle Bry­tyj­czy­ków uła­twiać de­mo­bi­li­zo­wa­nym pol­skim żoł­nie­rzom przej­ście do ży­cia cy­wil­ne­go, harc­mistrz słu­żył za­le­d­wie kil­ka mie­się­cy. W ro­dzin­nej tra­dy­cji po­zo­sta­ła opo­wieść, że miał być prze­rzu­co­ny do Pol­ski, po­now­nie przyj­mu­jąc ro­lę emi­sa­riu­sza władz RP na uchodź­stwie. Szczę­śli­wie dla Szad­kow­skie­go plan ten nie zo­stał zre­ali­zo­wa­ny. Nie­wie­lu śmiał­ków zdo­ła­ło wyjść ca­ło z ta­kiej po­dró­ży.

Szad­kow­scy osie­dli w Lon­dy­nie. Od­pra­wę z PKPR na spół­kę z Sab­ba­tem i dru­gim ko­le­gą z har­cer­stwa za­in­we­sto­wa­li w kup­no do­mu. Wbrew po­zo­rom nie trak­to­wa­li te­go ja­ko lo­ka­ty dłu­go­ter­mi­no­wej – „Prze­cież za dwa, trzy la­ta bę­dzie woj­na z So­wie­ta­mi i wró­ci­my do Pol­ski...".

Tym­cza­sem trze­ba by­ło zna­leźć ja­kieś za­trud­nie­nie. W wy­nisz­czo­nej woj­ną An­glii nie by­ło to spra­wą ła­twą, tym bar­dziej że Szad­kow­ski, jak zde­cy­do­wa­na więk­szość przy­by­łych na Wy­spy Po­la­ków, bar­dzo sła­bo wła­dał wów­czas an­giel­skim. Pra­co­wał ja­ko pie­karz, póź­niej ja­ko ro­bot­nik fi­zycz­ny w fa­bry­ce, po­ma­gał żo­nie w szy­ciu koł­der dla pręż­nie roz­wi­ja­ją­cej się fir­my na­le­żą­cej do Sab­ba­ta. Do­mo­wy bu­dżet ła­ta­no wy­naj­mo­wa­niem ro­da­kom po­koi.

Zna­le­zie­nie lep­szej, sta­łej pra­cy sku­tecz­nie utrud­nia­ła Szad­kow­skie­mu wie­lo­stron­na i cza­so­chłon­na ak­tyw­ność spo­łecz­na, ja­ką pod­jął na­tych­miast po przy­by­ciu do An­glii. Kon­ty­nu­ował dzia­łal­ność w har­cer­stwie. Zda­wał so­bie spra­wę, że w wa­run­kach emi­gra­cyj­nych ma ono do ode­gra­nia ogrom­ną ro­lę w za­cho­wa­niu dla pol­sko­ści po­ko­leń uro­dzo­nych tuż przed woj­ną i już na emi­gra­cji. Obiet­ni­ce zbiór­ki gro­ma­dy zu­cho­wej po lek­cjach, pod­cho­dów i bi­wa­ków by­ły czę­sto sku­tecz­nym ma­gne­sem przy­cią­ga­ją­cym dzie­ci do  pol­skiej szko­ły so­bot­niej. W 1951 ro­ku Szad­kow­ski wy­bra­ny zo­stał na wi­ce­prze­wod­ni­czą­cego, a trzy la­ta póź­niej prze­wod­ni­czą­cego ZHP po­za gra­ni­ca­mi kra­ju. Na cze­le har­cer­stwa po­zo­stał do 1967 ro­ku. Har­cer­skim ide­ałom był wier­ny do koń­ca ży­cia.

Z Anglii bliżej do Pol­ski

Rów­no­le­gle po­ja­wi­ły się no­we po­la ak­tyw­no­ści. Szad­kow­ski wszedł w skład Głów­nej Ko­mi­sji Skar­bu Na­ro­do­we­go, gro­ma­dzą­ce­go środ­ki na pol­ską dzia­łal­ność nie­pod­le­gło­ścio­wą, za­kła­dał Pol­ską Ma­cierz Szkol­ną, na­le­żał do władz Zjed­no­cze­nia Pol­skie­go w Wiel­kiej Bry­ta­nii. Był jed­nym z twór­ców Pol­skie­go Ośrod­ka Spo­łecz­no­-Kul­tu­ral­ne­go w Lon­dy­nie i człon­kiem Ko­mi­te­tu Bu­do­wy Po­mni­ka Ka­tyń­skie­go, od­sło­nię­te­go w 1976 ro­ku ku wście­kło­ści Mo­skwy na cmen­ta­rzu Gun­ners­bu­ry. An­ga­żo­wał się we wspar­cie dla pol­skich in­sty­tu­cji na­uko­wych na ob­czyź­nie, pa­ra­fii, na­wet klu­bów spor­to­wych.

Osob­ne miej­sce zaj­mo­wa­ła dzia­łal­ność w ru­chu kom­ba­tanc­kim. Po­wo­jen­na emi­gra­cja by­ła emi­gra­cją żoł­nier­ską, wspól­no­ta wo­jen­nych do­świad­czeń we­te­ra­nów Pol­skich Sił Zbroj­nych two­rzy­ła jed­ną z pod­sta­wo­wych spa­ja­ją­cych ją wię­zi. Do Sto­wa­rzy­sze­nia Pol­skich Kom­ba­tan­tów Szad­kow­ski wstą­pił jesz­cze w Pa­le­sty­nie. W An­glii szyb­ko stał się jed­nym z je­go naj­czyn­niej­szych dzia­ła­czy. Dwu­krot­nie wy­bie­ra­no go na pre­ze­sa od­dzia­łu Sto­wa­rzy­sze­nia w Wiel­kiej Bry­ta­nii, przez jed­ną ka­den­cję był je­go se­kre­ta­rzem ge­ne­ral­nym. Od 1984 ro­ku przez dzie­sięć lat peł­nił funk­cję pre­ze­sa Za­rzą­du Fe­de­ra­cji Świa­to­wej SPK.

O ener­gicz­ne­go dzia­ła­cza spo­łecz­ne­go szyb­ko upo­mnia­ła się po­li­ty­ka. W 1949 ro­ku Szad­kow­ski zo­stał po­wo­ła­ny przez pre­zy­den­ta Au­gu­sta Za­le­skie­go w skład Ra­dy Na­ro­do­wej RP, na­miast­ki par­la­men­tu na uchodź­stwie, cia­ła opi­nio­daw­cze­go po­zba­wio­ne­go mo­cy sta­no­wie­nia pra­wa. Wraz z kil­ko­ma in­ny­mi człon­ka­mi Ra­dy utwo­rzył Nie­za­leż­ną Gru­pę Spo­łecz­ną, nie­ba­wem roz­wi­nię­tą w no­we emi­gra­cyj­ne stron­nic­two, re­pre­zen­tu­ją­ce śro­do­wi­sko kom­ba­tanc­kie i or­ga­ni­za­cje spo­łecz­ne, któ­re­go nie­for­mal­nym pa­tro­nem był gen. An­ders. Szyb­ko stał się jed­nym z li­de­rów NGS. W 1954 roku pod­pi­sał w jej imie­niu akt zjed­no­cze­nia ma­ją­cy za­koń­czyć roz­łam po­li­tycz­ny emi­gra­cji i wszedł w skład ko­mi­sji przy­go­to­wu­ją­cej je­go re­ali­za­cję.

Sta­ło się ina­czej. Pre­zy­dent Za­le­ski nie uznał ak­tu i wbrew zło­żo­nej rok wcze­śniej de­kla­ra­cji od­mó­wił ustą­pie­nia po za­koń­cze­niu sied­mio­let­niej ka­den­cji. Dla wier­ne­go har­cer­skim ide­ałom Szad­kow­skie­go był to po­tęż­ny wstrząs, zła­ma­nie da­ne­go sło­wa, za­cho­wa­nie nie­ho­no­ro­we. Jak zde­cy­do­wa­na więk­szo­ść emi­gra­cji opo­wie­dział się po stro­nie prze­ciw­ne­go Za­le­skie­mu al­ter­na­tyw­ne­go ośrod­ka po­li­tycz­ne­go, Zjed­no­cze­nia Na­ro­do­we­go, w któ­rym klu­czo­wą ro­lę od­gry­wał gen. An­ders. Z ra­mie­nia NGS wszedł do je­go przed­sta­wi­ciel­stwa – Tym­cza­so­wej Ra­dy Jed­no­ści Na­ro­do­wej.

Kry­zys po­li­tycz­ny emi­gra­cji zbiegł się w cza­sie ze zmia­na­mi w sy­tu­acji mię­dzy­na­ro­do­wej. Szad­kow­ski zda­wał so­bie spra­wę, że ha­sła „od­prę­że­nia" i „po­ko­jo­we­go współ­ist­nie­nia" od­bie­ra­ją na­dzie­ję na kon­flikt Za­cho­du z So­wie­ta­mi, któ­ry otwo­rzył­by emi­gran­tom dro­gę do kra­ju. Otrzy­mał w tym cza­sie za po­śred­nic­twem osia­dłe­go w Ka­na­dzie ko­le­gi pro­po­zy­cję za­trud­nie­nia na jed­nej z tam­tej­szych uczel­ni. Nie zde­cy­do­wał się na wy­jazd za oce­an. W Ka­na­dzie cze­ka­ła go ma­te­rial­na sta­bi­li­za­cja, spo­koj­ne ży­cie, ale pra­ca dla Pol­ski by­ła w An­glii.

Zmie­nia­ła się też sy­tu­acja w kra­ju. Przyj­mu­jąc z ra­do­ścią wszel­kie po­zy­tyw­ne zmia­ny, Szad­kow­ski nie po­dzie­lał na­dziei, ja­kie część emi­gran­tów wią­za­ła z oso­bą Wła­dy­sła­wa Go­muł­ki. Kie­dy po Paź­dzier­ni­ku uchy­lo­no że­la­zną kur­ty­nę, uda­ło mu się ścią­gnąć do Lon­dy­nu nie­wi­dzia­ną od wy­bu­chu woj­ny mat­kę, z któ­rą był bar­dzo emo­cjo­nal­nie zwią­za­ny. Po kil­ku la­tach wró­ci­ła jed­nak do Pol­ski, nie by­ła w sta­nie żyć po­za nią. Kie­dy zmar­ła w 1966 ro­ku, przed­sta­wi­cie­le PRL ofe­ro­wa­li Szad­kow­skie­mu po­kry­cie kosz­tów przy­jaz­du na po­grzeb, za­chę­ca­li na­wet do po­wro­tu na sta­łe, ku­si­li „wil­lą z go­spo­sią". W za­mian ocze­ki­wa­li „tyl­ko" wy­stą­pie­nia w pań­stwo­wej te­le­wi­zji. Dla Szad­kow­skie­go ozna­cza­ło­by to za­prze­cze­nie ca­łej do­tych­cza­so­wej dro­gi ży­cio­wej. Na po­grzeb nie po­je­chał.

Stop­nio­wo sta­wał się co­raz waż­niej­szą po­sta­cią „pol­skie­go Lon­dy­nu". Po śmier­ci pre­zy­den­ta Za­le­skie­go w 1972 roku brał udział w ne­go­cja­cjach, któ­re do­pro­wa­dzi­ły do sca­le­nia zwa­śnio­nych ośrod­ków emi­gra­cyj­nych. Dwu­krot­nie był w rzą­dach RP na uchodź­stwie mi­ni­strem spraw spo­łecz­nych, raz tak­że mi­ni­strem skar­bu. W 1978 ro­ku zo­stał wy­bra­ny na prze­wod­ni­czą­cego Ra­dy Na­ro­do­wej RP. Sta­no­wisko to miał pia­sto­wać przez kil­ka ka­den­cji, do roz­wią­za­nia Ra­dy po pierw­szych wol­nych wy­bo­rach w Pol­sce w 1991 ro­ku, sta­ra­jąc się szu­kać dróg po­ro­zu­mie­nia i ła­go­dzić kon­flik­ty, któ­re nie prze­sta­ły nur­to­wać kur­czą­cą się po­li­ty­kę emi­gra­cyj­ną. Dzia­łał w Fun­du­szu Po­mo­cy Kra­jo­wi, uczest­ni­czył w ak­cji po­mo­cy po wpro­wa­dze­niu sta­nu wo­jen­ne­go.

Ku­stosz in­sy­gniów

Na­ra­sta­ją­ce ozna­ki za­ła­my­wa­nia się sys­te­mu ko­mu­ni­stycz­ne­go w Pol­sce pod ko­niec lat 80. Szad­kow­ski przyj­mo­wał z na­ra­sta­ją­cą na­dzie­ją, nie­wol­ną wszak­że od pew­nej re­zer­wy. Z emi­gra­cyj­nej per­spek­ty­wy szklan­ka by­ła do po­ło­wy pu­sta. Wy­bra­ny w czerw­cu 1989 roku „kon­trak­to­wy" Sejm nie speł­niał de­mo­kra­tycz­nych stan­dar­dów, a nie­ko­mu­ni­stycz­ny pre­mier do lip­ca 1990 roku miał w swo­im rzą­dzie ko­mu­ni­stycz­nych mi­ni­strów obro­ny i spraw we­wnętrz­nych. Wy­bór gen. Ja­ru­zel­skie­go na pre­zy­den­ta PRL nie tyl­ko dla Szad­kow­skie­go był kom­plet­nie nie­zro­zu­mia­ły.

Roz­pi­sa­nie po­wszech­nych wy­bo­rów pre­zy­denc­kich po­sta­wi­ło przed nie­pod­le­gło­ścio­wą emi­gra­cją py­ta­nie: czy to już wol­na Pol­ska? Wbrew gło­som do­ra­dza­ją­cym po­wstrzy­manie się z ta­ką de­cy­zją do cza­su wol­nych wy­bo­rów do Sej­mu Szad­kow­ski opo­wie­dział się za za­koń­cze­niem dzia­łal­no­ści władz RP na uchodź­stwie i prze­ka­za­niem in­sy­gniów pre­zy­denc­kich pre­zy­den­to­wi elek­to­wi. Pre­zy­dent Ka­czo­row­ski, przy­ja­ciel od bli­sko pół wie­ku, nie­gdyś har­cer­ski pod­wład­ny, przy­wią­zy­wał do je­go opi­nii wiel­ką wa­gę. Zgod­nie z je­go wo­lą prze­wod­ni­czą­cy Ra­dy Na­ro­do­wej sta­nął na cze­le de­le­ga­cji władz na ob­czyź­nie, któ­ra 16 grud­nia 1990 roku przy­by­ła do War­sza­wy na roz­mo­wy w spra­wie prze­ka­za­nia do kra­ju in­sy­gniów.

Szad­kow­ski zda­wał so­bie spra­wę, że je­go roz­mów­cy za­in­te­re­so­wa­ni by­li głów­nie umoż­li­wie­niem Wa­łę­sie unik­nię­cia przej­mo­wa­nia urzę­du gło­wy pań­stwa z rąk gen. Ja­ru­zel­skie­go. Li­czył wszak­że, że prze­ka­za­nie in­sy­gniów sta­nie się oka­zją do po­twier­dze­nia przez ro­dzą­cą się III Rzecz­po­spo­li­tą cią­gło­ści pol­skiej su­we­ren­nej tra­dy­cji pań­stwo­wej, prze­cho­wy­wa­nej przez bli­sko pół wie­ku przez wła­dze na uchodź­stwie. Ta­ki sens mia­ło osią­gnię­te przy życz­li­wej po­mo­cy mar­szał­ka Se­na­tu An­drze­ja Stel­ma­chow­skie­go po­ro­zu­mie­nie prze­wi­du­ją­ce pod­pi­sa­nie przez obu pre­zy­den­tów wspól­ne­go pro­to­ko­łu prze­ka­za­nia i przy­ję­cia in­sy­gniów.

Jed­nak dwa dni póź­niej de­le­ga­cja Wa­łę­sy nie­spo­dzie­wa­nie zmie­ni­ła zda­nie. Po­wo­dem mia­ły być oba­wy, że uzgod­nio­na for­mu­ła uro­czy­sto­ści ozna­czać bę­dzie pod­wa­że­nie le­gi­ty­mi­zmu PRL, a w kon­se­kwen­cji tak­że „kon­trak­to­we­go" Sej­mu. Wspo­mi­na­no na­wet o groź­bie de­mon­stra­cji ze stro­ny czę­ści po­słów. Dla Szad­kow­skie­go wy­co­fa­nie się ro­da­ków z przy­ję­tych zo­bo­wią­zań by­ło za­sko­cze­niem ty­leż przy­krym, co nie­zro­zu­mia­łym. Dłu­go roz­ma­wiał te­le­fo­nicz­nie z Ka­czo­row­skim, któ­ry osta­tecz­nie przy­stał na na­rzu­co­ne przez stro­nę kra­jo­wą roz­wią­za­nie. Mi­mo to na­stęp­ne­go dnia re­pre­zen­tu­ją­cy Wa­łę­sę Ja­cek Mer­kel po raz ko­lej­ny pró­bo­wał in­ge­ro­wać w uzgod­nio­ny tekst. Roz­mo­wy by­ły bli­skie za­ła­ma­nia. Opa­no­wa­nie Szad­kow­skie­go za­po­bie­gło ich ze­rwa­niu. Osta­tecz­nie wspól­ny pro­to­kół za­stą­pi­ła jed­no­stron­na de­kla­ra­cja pre­zy­den­ta Ka­czo­row­skie­go, zło­żo­na na rę­ce mar­szał­ka Stel­ma­chow­skie­go. Uro­czy­sta opra­wa ce­re­mo­nii przy­sło­ni­ła fakt, że Wa­łę­sa ni­gdy in­sy­gniów nie przy­jął.

Udział w war­szaw­skich ne­go­cja­cjach Szad­kow­ski przy­pła­cił zdro­wiem. Po po­wro­cie do An­glii do­stał wy­le­wu, kil­ka dni spę­dził w szpi­ta­lu. Z pew­no­ścią nie tak wy­obra­żał so­bie pierw­szą wi­zy­tę w wol­nej Pol­sce.

Wra­cał do niej póź­niej bar­dzo czę­sto, choć je­go sta­łym miej­scem za­miesz­ka­nia po­zo­stał Lon­dyn. Tam też zmarł w 1995 ro­ku.

Autor jest historykiem i prawnikiem. Tekst powstał dzięki pomocy państwa Małgorzaty i Andrzeja Szadkowskich, którzy udostępnili materiały z prywatnego archiwum Zygmunta Szadkowskiego.

22 grud­nia 1990 r. na Zam­ku Kró­lew­skim w War­sza­wie mia­ła miej­sce pod­nio­sła uro­czy­stość. Pre­zy­dent RP na uchodź­stwie Ry­szard Ka­czo­row­ski prze­ka­zał wy­bra­ne­mu dwa ty­go­dnie wcze­śniej w po­wszech­nych wy­bo­rach pre­zy­den­to­wi Le­cho­wi Wa­łę­sie prze­cho­wy­wa­ne od cza­su woj­ny na emi­gra­cji in­sy­gnia pre­zy­denc­kie, sym­bo­le cią­gło­ści nie­pod­le­głej Rze­czy­po­spo­li­tej. Re­je­stru­ją­ce wy­da­rze­nie ka­me­ry te­le­wi­zyj­ne mi­nę­ły obo­jęt­nie po­stać Zyg­mun­ta Szad­kow­skie­go, prze­wod­ni­czą­ce­go urzę­du­ją­cej w Lon­dy­nie Ra­dy Na­ro­do­wej. Bar­dzo nie­wie­le osób wie­dzia­ło, że jesz­cze dzień wcze­śniej roz­mo­wy w spra­wie prze­ka­za­nia in­sy­gniów zna­la­zły się w im­pa­sie i gdy­by nie Szad­kow­ski, uro­czy­stość w ogó­le nie do­szła­by do skut­ku.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą