Prezes najsłynniejszego banku inwestycyjnego stwierdził kiedyś, że wykonuje pracę Boga. Miał na myśli fakt, że bankierzy finansują firmy, które tworzą miejsca pracy i prowadzą do rozwoju świata. Przez dekady telewizje i główne gazety świata prezentowały ten pogląd. Pamiętam, jak w 2006 roku uczestniczyłem w szkoleniu w Genewie, prowadzonym przez profesora – sławę amerykańskich finansów. Działania bankierów decydujących, jakie kraje prosperują, a jakie toną, które firmy osiągają sukcesy, a które upadają, określał mianem „dyscyplinującej roli rynków finansowych". Demonstrował też, jak globalizacja finansów oferuje ogromne korzyści zwykłym ludziom, którzy mogą bezpieczniej inwestować swoje oszczędności i osiągać wyższe stopy zwrotu. Nazwał to międzynarodową dywersyfikacją ryzyka. Profesor założył fundusz hedgingowy i zarabiał dziesiątki milionów dolarów rocznie, ale znajdował czas również na „ewangelizację", bo władcy systemu muszą pilnować, żeby szeregi wyznawców rosły. Rok później system zaczął się chwiać, a w 2012 roku zaczyna chylić się ku upadkowi.

Oczywiście ludzie, którzy żyją z patologii obecnego systemu, będą zaciekle zwalczali opinie, które pokazują jego upadek. Tak było zawsze. W Republice Weimarskiej na początku lat 20. rządzący doprowadzili do hiperinflacji na skutek masowego druku banknotów, którymi spłacano reparacje wojenne. Kurs marki leciał na łeb, inflacja była tak wysoka, że kawa w restauracji w momencie zamawiania była dwa razy tańsza, niż gdy trzeba było za nią płacić. Ale decydenci i najważniejsze dzienniki niemieckie twierdzili, że przyczyną inflacji i dewaluacji marki są wysokie reparacje wojenne, a druk banknotów tylko wyrównuje utraconą wskutek dewaluacji wartość pieniądza w obiegu. Jak wspomina Adam Fergusson w książce opisującej upadek pieniądza w Republice Weimarskiej, jedną z niewielu osób, które rozumiały prawdziwe przyczyny inflacji, był ambasador Wielkiej Brytanii w Niemczech, ale nikt nie chciał go słuchać. Naród cierpiał, klasa średnia straciła wszystkie oszczędności, a spekulanci osiągali krociowe zyski, aż do całkowitego upadku systemu.

Lata mijają, a sytuacja się powtarza. Ponad dwa lata temu pisałem, że wdrożenie programu pomocowego dla Grecji bez darowania części długu nie ma sensu. System zakrzyczał tę i podobne opinie: podatnicy stracili dwa lata i 200 mld euro. Prawie pół roku temu pisałem i mówiłem w wielu telewizjach, że drukowanie pieniędzy nie ma sensu, bo doprowadzi do nieprawdopodobnych patologii, że trzeba rozpocząć rozmowy o redukcji długu Włoch i Hiszpanii. Ostrzegałem, że pożyczki z EBC nie doprowadzą do wznowienia akcji kredytowej dla firm, co pozwoliłoby na stworzenie miejsc pracy i zatrzymanie kryzysu, bo banki muszą ograniczać wielkość swoich bilansów. Tak się stało, akcja kredytowa w tych krajach umiera. Pokazywałem, że banki z całego świata uciekają z Włoch i Hiszpanii, a spadek oprocentowania obligacji rządów Włoch i Hiszpanii, który uznano za sukces, wynika z zakupów tych obligacji przez banki komercyjne Włoch i Hiszpanii za pieniądze wydrukowane przez EBC. Pisałem i mówiłem, że to bardzo groźne, bo pogłębia ryzyko upadku systemu bankowego w tych krajach, jeżeli program stabilizacyjny się nie powiedzie, bo banki będą miały olbrzymie straty na obligacjach rządowych, które kiedyś, w religii systemu, były uważane za instrumenty finansowe bez ryzyka, a teraz, jak w przypadku Grecji, pozwalają odzyskać około 10 – 25 centów z każdego zainwestowanego euro.

Bankierzy i politycy, którzy czerpią władzę i pieniądze z systemu, nie słuchają, chcą utrzymać władzę i pieniądze, oczywiście kosztem podatnika. Niedawny raport Bloomberga pokazuje, że ucieczka pieniędzy z Włoch i Hiszpanii przyspiesza. W ciągu siedmiu miesięcy do lutego 155 mld euro uciekło z Hiszpanii i 180 mld euro uciekło z Włoch i zostało ulokowane w Niemczech, w Holandii i w Luksemburgu. Tylko w marcu z Hiszpanii uciekło 65 mld euro. Szczury zaczynają uciekać z tonących okrętów coraz liczniej.

Politycy i bankierzy szykują się do kolejnej próby ratowania systemu. Będą nowe interwencje EBC na rynkach obligacji Włoch i Hiszpanii, być może będzie kolejna operacja drukowania pieniędzy na masową skalę przez EBC. Ale od załamania systemu, w którym rządzą bankierzy, dzielą nas kwartały raczej niż lata. Potem będzie głęboki kryzys, Eurogeddon, i nastanie nowe. Wtedy trzeba będzie pilnować, żeby ten patologiczny system się nie odrodził. ?

Autor jest profesorem i rektorem Uczelni Vistula w Warszawie