Dzierżyńskiego róg Giedroycia

Polityka historyczna łukaszenkowskiej Białorusi nie jest do końca konsekwentna:?obok karkołomnych interpretacji czy prostych przekłamań przeszłości zdarzają się akty afirmacji całego dziedzictwa Wielkiego Księstwa

Publikacja: 12.05.2012 01:01

Dzierżyńskiego róg Giedroycia

Foto: Rzeczpospolita

Red

Na ulicy wszystko może się zdarzyć. W Mińsku, na przykład, możesz się zatrzymać na rogu alei Feliksa Dzierżyńskiego i ulicy Jerzego Giedroycia: przestępcy politycznego i wizjonera politycznego, terrorysty i humanisty, mordercy i zbiega. Obaj są tutejsi: Giedroyc tu, w Mińsku, się urodził, Dzierżyński nieopodal, w Puszczy Nalibockiej, gdzie jego ojciec, nauczyciel matematyki i fizyki, korepetytor Antoniego Czechowa, absolwent petersburskiego uniwersytetu, miał niewielki majątek (100 hektarów) i skromny jak na owe czasy dom, odbudowany w latach 90. XX wieku ze składek KGB państw należących do WNP. W zrekonstruowanym domu jest pokój dziecięcy, pokój małego Feliksa i jego braci z charakterystycznym dla mitu Dzierżyńskiego rekwizytem: czarną, skórzaną teczką, w której szef politycznej policji nosił do podpisu Leninowi i Stalinowi listy osób skazanych na śmierć.

Świeża żywność

Świeża żywność z Rolniczego Kombinatu Dzierżyński" (kurczaki karmione nie amerykańską, tylko naszą, białoruską, karmą) – zachęca reklama na miejskich autobusach, lekko konkurując z billboardem „Najlepsze solarium na Klary Zetkin". Można też kupić koszule męskie „Dzierżyński". Na skwerze z popiersiem Feliksa srogo patrzącym na główne wejście do gmachu KGB, w alei Niepodległości, można sobie strzelić w żyłę: za nieduże pieniądze, to nie grozi państwu, wprost przeciwnie.

W wydanej przez KGB Białorusi i Związek Weteranów Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej książce „Feliks Dzierżyński. Rycerz rewolucji" bohater dzieli wiele cech z obecnym prezydentem: „Jego imię na zawsze pozostanie w naszej historii (...). Już to, że budzi tak wielkie kontrowersje, przeciwstawne oceny, polityków, historyków, zwykłych ludzi, świadczy, iż mamy do czynienia z osobowością wyrazistą i nietuzinkową", „Wybitny polityk i twórca jednej z najmocniejszych służb specjalnych XX wieku (...)", „Całe życie, od dzieciństwa, poświęcił walce o sprawiedliwość społeczną (...)", „Szczerze wierzył, że władza sowiecka przyniesie ludziom wolność (...)", „mógł zostać księdzem, nauczycielem, a może niezłym pisarzem, wybrał jednak drogę rewolucjonisty i budowniczego państwa nowego typu" – głosi praca.

Uderzająco podobną porcję lukru widz białoruskiej telewizji i czytelnik oficjalnych gazet otrzymuje każdego dnia w programach i tekstach, nie dotyczą one jednak Feliksa Dzierżyńskiego, lecz demokratycznie wybranego prezydenta, twórcy drogi do sprawiedliwego państwa nowego typu, genialnie łączącego doświadczenia cudu ekonomicznego Chin, niezależności Iranu, socjalizmu Wenezueli i potęgi Związku Radzieckiego. W jednym ze swoich gabinetów – jak sam ujawnił – ma wgląd w system monitoringu poddanych. Osobiście kierował pałowaniem na placu Niepodległości w wieczór wyborczy, 19 grudnia 2010 r. Surowy, ale sprawiedliwy twórca nowych służb specjalnych, zdolnych do prowokacji i tajemniczych pobić w bramie. Biznesmeni mówią, iż każda transakcja powyżej miliona dolarów odbywa się pod okiem KGB Białorusi. Mit Dzierżyńskiego jest umacniany przede wszystkim na potrzeby aktualnej agitacji, ale również ze względu na zadanie ważniejsze, a zdaniem jego twórców z KGB wręcz najważniejsze: umacnianie mitu założycielskiego niepodległego państwa białoruskiego.

Mit

Jak przystało na mit, narracja o „rycerzu rewolucji" pozbawiona jest momentów kontrowersyjnych. Pierwsze przywoływane w niej wydarzenie to 29 lipca 1897 r.: aresztowanie bohaterskiego młodzieńca w Kownie podczas próby zorganizowania strajku. Autorzy kolejnych biografii nie wspominają ani o tym, że podczas wcześniejszej próby organizacji strajku Feliks został pobity przez kowieńskich robotników, którzy uważali go za prowokatora, ani o fragmencie zeznań carskiego żandarma, z którego wynika, że aresztant agitował robotników hasłem: „Jeśli chcecie, by była tu demokracja, prawdziwa, taka jak w Ameryce, to musicie strajkować". Inna rzecz, że przed wyborami prezydenckimi Aleksander Łukaszenko również zastosował metodę „na Amerykę": polecił podnieść wynagrodzenia za pracę do 500 dolarów, co skończyło się inflacją i błyskawicznym powrotem do rzeczywistości. „Sami jesteście sobie winni, po co było kupować dolary, mówiłem wam – nie kupujcie" – skomentował prezydent.

Z oficjalnego życiorysu założyciela CzeKa zniknął rzeczywisty początek konspiracyjnej działalności Feliksa w katolickim kółku Serca Jezusowego i związana z tym przysięga na Górze Giedymina, marzenia Feliksa o powołaniu kapłańskim zakończone dość zdecydowanie przez biskupa, przyjaciela rodziny („ty się do tej pracy nie nadajesz, jesteś nieopanowany"), tragiczna śmierć siostry Wandy, do której być może się przyczynił, oraz nagła przedwczesna śmierć rodziców. Nie ma mowy o skomplikowanych relacjach z rodzeństwem, które czuło się w obowiązku utrzymywać brata utracjusza i hulakę (zachował się list uchodźcy ze Szwajcarii, w którym siostrze, Aldonie, gorzko wyrzuca, że nie ma za co żyć), ani o rozbitej własnej rodzinie.

Wszystko co „ludzkie" w historii Feliksa, co mogłoby pomóc w wyjaśnieniu, jak to się stało, iż krajan Józefa Piłsudskiego, z równie dobrej szlacheckiej rodziny, stał się państwowym terrorystą i został pochowany pod kremlowskim murem, do oficjalnego życiorysu nie trafiło. Mit Dzierżyńskiego już dawno upadł w Rosji (nawet komuniści pragmatycznie o nim zapominają) i w Europie Środkowej, w telewizyjnych archiwach pojawiają się kadry z demontażu jego pomników w Warszawie, Wilnie i Moskwie. Od historyka Nikity Pietrowa z Memoriału można usłyszeć, iż Dzierżyński, zwolennik kultu siły, miał szczęście, umierając nagle, śmiercią naturalną, w 1926 roku: niebawem wszyscy jego bliscy współpracownicy, nomen omen, podejrzani o współpracę z polskim wywiadem, zostali przez Stalina zgładzeni. Następcy Dzierżyńskiego, Jagoda, Jeżow, Beria, nie mieli tego szczęścia, podzielili los swoich ofiar.

W Mińsku mit Dzierżyńskiego jest żywy, ułatwiając zachowanie łączności z „dawnymi laty". Jest niemal również żywy co mit o zwycięstwie Białorusi w II wojnie światowej, umacnia przekonanie, że w czasach sowieckich zdarzały się dobre momenty, a przynajmniej – „nie wszystko było złe".

Mitologia nowego państwa to splot karkołomnych interpretacji najnowszej historii, jej twórcy raczej nie przekraczają granicy 1917 roku, samą historię traktują jako zbiór rekwizytów. Dzierżyński – bohater ciemnej strony koszmarnego XX wieku – jest tego przykładem.

Rekwizytornia

Plac Niepodległości w Mińsku, główny plac młodego państwa, można uznać za swoisty collage pod gołym niebem: jest tu wszystkiego po trochu. Za punkt centralny można przyjąć pomnik Lenina, ale równie dobry w tej roli jest kościół pod wezwaniem świętych Heleny i Szymona, patronów Białorusi. Otaczające plac socrealistyczne budynki rządowe poprzez swoją wielkość i jednostajność służą raczej za tło dla kościoła i Lenina. Do kompletu brakuje jedynie cerkwi prawosławnej. Inne centralne place na Białorusi miały w tej kwestii więcej szczęścia: plac Lenina w Wilejce, oczywiście z pomnikiem wodza rewolucji, zamyka z jednej strony cerkiew prawosławna, z drugiej kościół katolicki, przy czym adres oficjalny obu wspólnot to ulica 17 Września.

Lenin na placu Niepodległości w Mińsku jest rzeźbiarską kopią fotografii wykonanej w 1920 roku, gdy Lenin żegnał żołnierzy Armii Czerwonej maszerujących na Zachód. Ręką wskazuje kierunek uderzenia: na Warszawę, na Berlin, na Paryż! Zastygł w tej pozie jak rekwizyt po przedstawieniu, które na zawsze zdjęto z afisza. Zupełnie inaczej mają się sprawy z ponadstuletnim kościołem wybudowanym przez polskiego ziemianina Edwarda Woyniłłowicza. Władze chciałyby wykorzystać go jako element opowieści o nadzwyczajnej tolerancji białoruskiego państwa, jednak dzięki staraniom księży i wiernych nie bardzo daje się w tej roli obsadzić.

Przestrzeń wokół kościoła jest stale zabudowywana: wzniesiono już pomnik św. Jerzego, który pokonał smoka, i billboard z Janem Pawłem II oraz miniaturowy pomnik tegoż papieża postawiony za pozwoleniem władz. Duży może jeszcze kiedyś powstać, nad dużym pozwoleniem władze jeszcze myślą. Czy jest drugi plac Niepodległości na świecie, gdzie nieopodal siebie stoją na pomnikach Lenin i Jan Paweł II? Ten układ urbanistyczny okazał się zresztą mimowolnie dydaktyczny: oto jak niedaleko siebie znajdują się zbrodnia i kara...

Do kwestii zagospodarowania placu Niepodległości zupełnie inaczej podeszli w swojej stolicy Ukraińcy. Rozmontowali całą sowiecką retorykę, pomnik Lenina, trybunę honorową, górujący nad miastem hotel Moskwa przemianowali na Ukrainę, a na placu pojawiła się mała architektura inspirowana ukraińskim folklorem. Trochę to jarmarczne, kręcą nosami miejscowi awangardowi krytycy, ale nawet oni rozumieją, iż sprawa szła o manifestację wolności i niepodległości, o powrót do narodowej tradycji, a już na pewno o pożegnanie z imperium.

Wizja dziejów

Białoruscy ideolodzy zastosowali metodę kolażu: do starych dekoracji doklejają, najczęściej z klucza politycznego, nowe elementy, dokonując niejako „politycznej kooptacji" kolejnych rekwizytów. Każdy szczegół, każde wydarzenie ma swoją funkcję polityczną i tylko dzięki temu może mieć prawo do życia. Kościół wrócił do oficjalnego obiegu, bo tak jest przyjęte w świecie, i dobrze to świadczy o państwie i prezydencie. Syn prezydenta może podarować papieżowi białoruski elementarz i mogą to pokazać wszystkie stacje telewizyjne na całym świecie – ale i Lenin jest potrzebny, bo to przecież historia, ZSRR scaliło białoruskie ziemie, wygrało wojnę, a idea sprawiedliwości społecznej jest bliska prezydentowi. My co prawda już dawno nie jesteśmy sowietami, no ale kto nie ma serca... i tak w koło Macieju.

Jak pisze profesor Hienadź Sahanowicz („Wielkie Księstwo Litewskie jako zwierciadło białoruskiej historiografii"), oficjalna historiografia otrzymała od prezydenta Łukaszenki zadanie udowodnienia, iż „dzieje Białorusi to przede wszystkim historia konfliktu między między „Wschodem" a „Zachodem", w którym z Zachodu (z Polski) przychodzi samo zło, a ze Wschodu (z Rosji) samo dobro". Co ciekawe, Rzeczpospolita, której częścią było Wielkie Księstwo Litewskie, w nowej koncepcji nazywana jest niezdolną do życia „historyczną chimerą". W takiej interpretacji dziejów główną rolę odgrywa idea genetycznego uzasadnienia „jedności trzech gałęzi narodu rosyjskiego – Wielkorusów, Ukraińców i Białorusinów, a podstawowa instytucją cywilizacyjną jest Kościół prawosławny". „Białorusini to najlepsi Rosjanie – lubi powtarzać białoruski prezydent – w dzisiejszej Rosji naszymi odpowiednikami są »pitercy«". Ukłon w stronę nowego prezydenta Rosji jest aż nadto czytelny.

Ale czy w tej mocno dyskusyjnej wizji mieści się Feliks Dzierżyński? I tak, i nie. Zupełnie nie pasuje do oficjalnej linii Kościoła prawosławnego, który potępił sowieckie zbrodnie. Jako przykładny rosyjski imperialista jest nie do zaakceptowania przez Ukraińców oraz demokratyczne środowiska Rosji i Białorusi. Jeśli jednak komuś tęskno do imperium i koncepcji neosowieckich, Dzierżyński jest wręcz niezbędny. Kto wie, może należałoby wręcz przenieść jego pomnik bliżej administracji prezydenta lub na plac przed Pałacem Republiki?

Co tu robi Redaktor?

Prospekt Dzierżyńskiego rozpoczyna się od placu Franciszka Bohuszewicza: uczestnika powstania styczniowego, poety i pisarza uznawanego za ojca białoruskiego realizmu, przyjaciela Elizy Orzeszkowej i Jana Karłowicza. Od placu rozpoczyna też swój bieg ulica Klary Cetkin (jak przystało na patronkę Dnia Kobiet – najlepsze solarium). Prospekt to w sumie 165 posesji: przeważnie są to budynki administracyjne Dzielnicy Moskiewskiej, lecz także posterunek milicji drogowej, szkoły, siedziby firm paliwowych... Zabudowa ma zresztą ulec zmianie, w planach są wysokościowce: to ma być nowoczesne city, niektóre inwestycje już ruszyły.

Prospekt ma liczne odnogi, od Róży Luksemburg po Karla Liebknechta. Dalej duże skrzyżowanie z ulicą Marszałka Żukowa, w lewo odchodzi ulica Okrestina ze znanym telewidzom Europy aresztem i więzieniem dla zwolenników demokracji parlamentarnej. Ulica Jerzego Giedroycia mieści się już na przedmieściach, niecały kilometr od rogatek dających początek autostradzie do Brześcia.

Redaktor znalazł się w sektorze artystów: tuż obok jest uliczka Jana Czeczota, sekretarza Towarzystwa Filomatów, zesłańca, poety, do którego wierszy muzykę pisał Stanisław Moniuszko („Prząśniczka" to ich wspólne dzieło). Zamyka sektor Napoleon Orda, powstaniec listopadowy, przyjaciel Fryderyka Chopina, malarz, autor słynnego „Albumu widoków historycznych Polski". Po przeciwnej stronie prospektu jest za to ulica Siergieja Jesienina.

Inicjatorami uhonorowania Redaktora byli białoruscy intelektualiści, współpracownicy i sympatycy „Kultury", a szczególnie profesor Adam Maldzis. Postulat został sformułowany podczas Międzynarodowej Konferencji Naukowej, poświęconej „Koncepcji ULB" (Ukraina, Litwa, Białoruś), a zorganizowanej w stulecie rodzin Giedroycia. Rok później rada miejska podjęła wiekopomną decyzję: „Projektowanej ulicy nr 5 na odcinku od prospektu Dzierżyńskiego do mikrorejonu Brylewicze-2 nadać imię urodzonego w Mińsku polskiego działacza kultury Jerzego Giedroycia i odtąd nazywać ją »ulicą Jerzego Giedroycia«".

Wpuszczenie Giedroycia do miasta nie mogło się obyć bez zgody prezydenckiej administracji, która zwykle przychylnie traktuje byłych sławnych rezydentów stolicy. Bywają oczywiście wyjątki – mimo starań wielu środowisk jak dotąd nie ma swojej ulicy zmarły przed dziewięciu laty Wasyl Bykau, znakomity białoruski pisarz, krytyk Łukaszenki. Giedroyc nie jest jednak uczestnikiem ani bohaterem wewnętrznych sporów: przychodzi gdzieś z oddali, zmarł w Paryżu, ale urodził się w Mińsku. Jego polityczne koncepcje nie są istotne, być może nie są nawet znane władzom, które na co dzień przekonują swoich obywateli, że w Warszawie wiszą w urzędach mapy z granicą polsko-białoruską pod Mińskiem.

Zapewne o przyznaniu ulicy przesądził autorytet profesora Adama Maldzisa, zwolennika dialogu polsko-białoruskiego, ale jak widać, jego argumenty nie zostały wysłuchane do końca. Giedroyc trafił do „kwartału poetów" w roli działacza kultury, podczas gdy doprawdy trudno znaleźć w jego życiorysie, zwłaszcza w najistotniejszych koncepcjach stricte politycznych, uzasadnienie dla takiej kwalifikacji. Dobre intencje zacnego grona intelektualistów zostały twórczo zmodyfikowane przez biurokrację strzegącą pryncypiów reżimu. Giedroyc polityczny nie jest tu potrzebny: jeśli już się znalazł, to jego miejsce jest w towarzystwie Dzierżyńskiego i poetów. Ci, wiadomo, raczej nie szkodzą nikomu. Tak powstał ten narożnik, miejsce dziś symboliczne, skrótowy wyraz stanu relacji, nie tylko politycznych, między niepodległą Polską i niepodległą Białorusią.

Ulica Jerzego Giedroycia ma 20 numerów: są to w większości nowe bloki, a numer 20 należy do szkoły średniej. Jeśli zechcemy opowiedzieć jej uczniom historię człowieka, który urodził się w Mińsku, przewędrował pół świata i wszedł do historii Europy, zmieniając spojrzenie Polaków na Wschód, musimy wrócić aleją Dzierżyńskiego do centrum miasta i tam, w kilku ministerstwach rozlokowanych przy ulicach Lenina, Marksa, Engelsa, Maszerowa, złożyć stosowne podania i konspekt opowieści. Takie są, panowie, procedury administracyjne.

Autor jest dziennikarzem i dyplomatą.

W latach 2009 – 2011 – wicedyrektor ds. programowych Instytutu Polskiego w Mińsku, radca Ambasady RP. Autor filmu biograficznego o Feliksie Dzierżyńskim „Feliks znaczy szczęśliwy" (2009).

Na ulicy wszystko może się zdarzyć. W Mińsku, na przykład, możesz się zatrzymać na rogu alei Feliksa Dzierżyńskiego i ulicy Jerzego Giedroycia: przestępcy politycznego i wizjonera politycznego, terrorysty i humanisty, mordercy i zbiega. Obaj są tutejsi: Giedroyc tu, w Mińsku, się urodził, Dzierżyński nieopodal, w Puszczy Nalibockiej, gdzie jego ojciec, nauczyciel matematyki i fizyki, korepetytor Antoniego Czechowa, absolwent petersburskiego uniwersytetu, miał niewielki majątek (100 hektarów) i skromny jak na owe czasy dom, odbudowany w latach 90. XX wieku ze składek KGB państw należących do WNP. W zrekonstruowanym domu jest pokój dziecięcy, pokój małego Feliksa i jego braci z charakterystycznym dla mitu Dzierżyńskiego rekwizytem: czarną, skórzaną teczką, w której szef politycznej policji nosił do podpisu Leninowi i Stalinowi listy osób skazanych na śmierć.

Świeża żywność

Świeża żywność z Rolniczego Kombinatu Dzierżyński" (kurczaki karmione nie amerykańską, tylko naszą, białoruską, karmą) – zachęca reklama na miejskich autobusach, lekko konkurując z billboardem „Najlepsze solarium na Klary Zetkin". Można też kupić koszule męskie „Dzierżyński". Na skwerze z popiersiem Feliksa srogo patrzącym na główne wejście do gmachu KGB, w alei Niepodległości, można sobie strzelić w żyłę: za nieduże pieniądze, to nie grozi państwu, wprost przeciwnie.

W wydanej przez KGB Białorusi i Związek Weteranów Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej książce „Feliks Dzierżyński. Rycerz rewolucji" bohater dzieli wiele cech z obecnym prezydentem: „Jego imię na zawsze pozostanie w naszej historii (...). Już to, że budzi tak wielkie kontrowersje, przeciwstawne oceny, polityków, historyków, zwykłych ludzi, świadczy, iż mamy do czynienia z osobowością wyrazistą i nietuzinkową", „Wybitny polityk i twórca jednej z najmocniejszych służb specjalnych XX wieku (...)", „Całe życie, od dzieciństwa, poświęcił walce o sprawiedliwość społeczną (...)", „Szczerze wierzył, że władza sowiecka przyniesie ludziom wolność (...)", „mógł zostać księdzem, nauczycielem, a może niezłym pisarzem, wybrał jednak drogę rewolucjonisty i budowniczego państwa nowego typu" – głosi praca.

Uderzająco podobną porcję lukru widz białoruskiej telewizji i czytelnik oficjalnych gazet otrzymuje każdego dnia w programach i tekstach, nie dotyczą one jednak Feliksa Dzierżyńskiego, lecz demokratycznie wybranego prezydenta, twórcy drogi do sprawiedliwego państwa nowego typu, genialnie łączącego doświadczenia cudu ekonomicznego Chin, niezależności Iranu, socjalizmu Wenezueli i potęgi Związku Radzieckiego. W jednym ze swoich gabinetów – jak sam ujawnił – ma wgląd w system monitoringu poddanych. Osobiście kierował pałowaniem na placu Niepodległości w wieczór wyborczy, 19 grudnia 2010 r. Surowy, ale sprawiedliwy twórca nowych służb specjalnych, zdolnych do prowokacji i tajemniczych pobić w bramie. Biznesmeni mówią, iż każda transakcja powyżej miliona dolarów odbywa się pod okiem KGB Białorusi. Mit Dzierżyńskiego jest umacniany przede wszystkim na potrzeby aktualnej agitacji, ale również ze względu na zadanie ważniejsze, a zdaniem jego twórców z KGB wręcz najważniejsze: umacnianie mitu założycielskiego niepodległego państwa białoruskiego.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy