Elżbieta II bierze pulę

Monarchia ciągle uosabia tęsknotę za czymś stałym, za fundamentalnym porządkiem i duszą narodu, który coraz trudniej daje się scementować

Publikacja: 02.06.2012 01:01

Najdłuższa petycja do brytyjskich władz samorządowych liczy 26 metrów, czyli ma mniej więcej tyle co długość dwóch londyńskich piętrusów. Składa się z posklejanych kartek z zeszytów szkolnych, na których 1602 mieszkańców miasta Workington na północy Anglii złożyło podpisy w maju 1897 roku. Proszą nowo wybrane władze miejskie, by zbudowały drogę między Oxford Street i stacją kolejową w Workington. Miesiąc później miałaby po niej przejść parada na cześć królowej Wiktorii, która obchodziła właśnie diamentowy jubileusz – 60. rocznicę objęcia brytyjskiego tronu.

Władze odrzuciły petycję – podobno wiele podpisów było sfałszowanych, obawiano się również, że za całą akcją stoją spekulanci gruntem, którzy chcieli budować nowe domy przy Oxford Street. Mimo to parada na cześć królowej się odbyła – wzięło w niej udział 15 tysięcy rozradowanych, oddanych królowej ludzi, może zatem podejrzliwość władz była nieuzasadniona.

Na początku czerwca w całej Wielkiej Brytanii odbędą się drugie w historii brytyjskiej monarchii obchody diamentowego jubileuszu królowej. Drogi są dawno pobudowane, scenariusze parad napisane, menu uroczystych i całkiem zwyczajnych obiadów przygotowane,  anglikańscy biskupi szykują szaty i naczynia liturgiczne, a zwykli ludzie cieszą się z jubileuszu królowej. I to jest najbardziej niezwykłe. Wielka Brytania, podupadła potęga, na czele której od 60 lat stoi Elżbieta II, różni się od Imperium, którym kierowała Wiktoria, właściwie wszystkim, poza jedną rzeczą – popularnością wśród poddanych. Według najnowszych sondaży prawie 70 procent Brytyjczyków uważa, że ich kraj byłby w gorszym położeniu niż obecnie, jeśli przestałby być monarchią. Wśród konserwatystów poparcie dla monarchii przekracza 80 procent, wśród Szkotów, którzy podobno przygotowują się do ogłoszenia niepodległości (na czele niepodległej Szkocji miałaby ciągle stać Elżbieta II), utrzymuje się na poziomie 50 procent. To są oczywiście poziomy poparcia niedostępne dla jakiegokolwiek demokratycznie wybieranego polityka (może poza prezydentem Lulą da Silva z Brazylii). Elżbieta II nie tylko, że nie jest przez nikogo wybrana, ale reprezentuje instytucję, która jest podobno całkowicie anachroniczna, pozbawiona autorytetu, złożona z darmozjadów, półgłówków i zboczeńców. Hm, może to jest sposób na sukces we współczesnym świecie? Po części, ale nie do końca.

Wielka kronika skandali

Jeśli kiedykolwiek ludzie zagłosują przeciwko monarchii, odejdę w spokoju" – deklarowała Elżbieta w 1996 roku, w trakcie dekady, która była kluczowa dla obecnego kształtu brytyjskiej monarchii. To jasno pokazuje, że brytyjska królowa jest pozbawiona władzy – teoretycznie, gdyby Izba Gmin postawiła odciąć jej głowę, musiałaby podpisać stosowną ustawę. Jednak nawet w gorących latach 90. XX wieku w planie konstytucyjnych zmian Tony'ego Blaira i ostatecznej rozprawy z rzeczywistymi i wymyślonymi wpływami arystokracji wśród Brytyjczyków nie mieściło się obalenie monarchii. Republikanizm pojawia się w Wielkiej Brytanii okresowo jako pewna moda, coś jak wegetarianizm albo zakupy klubów piłkarskich przez szejków arabskich, nigdy natomiast nie był wiarygodną propozycją ustrojową. Nawet w czasach, które zapoczątkował rok 1992 nazwany przez Elżbietę II annus horribilis. Jej syn książę Karol i Diana ogłosili wówczas separację, najstarsza córka księżniczka Anna sfinalizowała rozwód, Sarah Ferguson – ekstrawagancka żona księcia Andrzeja – pojawiła się na zdjęciach w prasie bulwarowej w towarzystwie doradcy finansowego, który z lubością ssał jej palce u nóg. Ale to był dopiero początek.

W grudniu 1996 roku londyński „Times" zacytował anegdotę, według której księżna Walii Diana urządziła w toalecie Pałacu Buckingham wystawę prasowych pamiątek z romansu swojego męża ze znaną arystokratką Camillą Parker Bowles. Ściany toalety miały zdobić karykatury księcia Karola i Diany publikowane w brytyjskich gazetach. „Wszystkie najlepsze rysunki satyryczne o Karolu i jego kochance można podziwiać, siedząc na tronie w wyłożonym dywanem gabinecie" – wyznawał bywalec książęcych wygód.

Karol zdradził żonę z żoną znajomego, o czym uznał za stosowne poinformować cały kraj w wywiadzie telewizyjnym w 1994 roku. Diana zdradziła męża z oficerem kawalerii, który następnie porzucił ją i napisał o tym książkę przy współpracy z wnuczką Borysa Pasternaka. O swojej zdradzie Diana również poinformowała naród w porze największej oglądalności. W tym samym wywiadzie księżna zastanawiała się głośno, czy jej mąż aby na pewno nadaje się na króla. Księżna Diana – matka przyszłego króla – do śmierci w sierpniu 1997 roku traktowana była przez Pałac Buckingham jak niepoczytalna paranoiczka. Następca tronu i jego była żona uprawiali w mediach publiczny ping-pong, gromadząc w swoich drużynach oddanych dziennikarzy, których zadaniem było wywoływanie u Brytyjczyków współczucia dla jednej strony i pogardy dla drugiej.

Małżonek Elżbiety, książę Filip, uzyskał od narodu miano arcymistrza w wypowiadaniu głupich komentarzy na tematy, na których się nie zna. Szczyt osiągnął w grudniu 1996 roku, pół roku po masakrze uczniów w szkockim mieście Dunblane, w której szaleniec zabił z broni palnej szesnaścioro pięcioletnich dzieci i ich nauczycielkę. Nawiązując do tragedii, książę porównał broń palną, z której zabito dzieci, do kijów krykietowych, a wysuwane przez rodziców ofiar żądanie wprowadzenia całkowitego zakazu posiadania broni określił jako „trochę nieracjonalne". Wcześniej, podczas wizyty w Chinach, książę Filip nazwał Pekin „paskudnym miastem", a brytyjskim studentom radził: „Jeśli zostaniecie tu dłużej, wszyscy będziecie mieli skośne oczy". W opinii niektórych polityków – niezależnie od przynależności partyjnej – Filip był „prostakiem", „egoistą", „tępakiem".

Trojgu z czworga królewskich dzieci rozpadły się małżeństwa. Sarah Ferguson określona została przez współpracownika Elżbiety II trzema epitetami: „wulgarna, wulgarna, wulgarna". Fergie rozwiodła się z księciem Yorku Andrzejem, narobiła długów na 2 miliony funtów i aby z nich wyjść, zaczęła pisać książki o helikopterku Budgie.

Skandale nie ograniczały się do Diany, Karola, Filipa, Sary i nie skończyły się po śmierci księżnej Walii. Właściwie skandale obyczajowe były treścią monarchii brytyjskiej od jej zarania, choć dziś tych najdawniejszych nie traktujemy jak wynaturzeń, tylko jak normalną część historii. Jednak – jak na współczesne standardy – nic w brytyjskiej historii nie było normalne. Król Henryk VIII – jeden z największych w historii Anglii – po prostu zabijał żonę, gdy nie była w stanie urodzić mu syna. Jego córka Elżbieta I – Królowa Dziewica – wcale nie była taką znowu dziewicą, bo ponoć codziennie uprawiała „łaskotki" z przyrodnim ojcem (potem go kazała ściąć – za zdradę), a kilka wieków później wielka królowa Wiktoria mogła mieć romans ze swoim koniuszym i przyjacielem Johnem Brownem.

Gdy Jerzy I jako książę elektor hanowerski przybywał w 1714 roku, by objąć tron Anglii, wziął ze sobą dwie kochanki (jego żona gniła w więzieniu za zdradę małżeńską). Jego spadkobierca Jerzy IV ożenił się skrycie z katoliczką, ale wobec sprzeciwu dworu musiał ją porzucić dla kuzynki Karoliny Brunszwickiej. Aby się z nią rozwieść, zarzucił jej cudzołóstwo, a gdy proces nie wypalił, zakazał brzydkiej podobno jak noc kobiecie wstępu na koronację.

Rozpasanie seksualne, zabójstwa żon to nie wszystko. W fatalnym dla monarchii 1996 roku Brytyjczycy ujawnili dokumenty, z których wynika, że Edward VIII już po abdykacji w 1936 r. (wybrał amerykańską rozwódkę zamiast tronu Anglii) wraz ze swoją żoną Wallis Simpson przygotowywali się do powrotu do władzy w Anglii i objęcia tronu po ewentualnej abdykacji Jerzego VI. Edward i jego żona byli wielbicielami Niemiec hitlerowskich. Edward miał wrócić na tron po wygranej przez Niemcy bitwie o Anglię, a następnie pokierować koalicją złożoną z Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii i Portugalii. Oczywiście sterowaną z Berlina.

Całkiem niedawno, w maju 2010 roku, jeden z tabloidów nakręcił film, w którym Sarah Ferguson oferowała znajomemu biznesmenowi dostęp do byłego męża księcia Andrzeja za łapówkę w wysokości 40 tys. funtów. Potem mówiła prasie, że książę o wszystkim wiedział i namawiał ją, by zażądała 700 tysięcy. Jeszcze później portal WikiLeaks opublikował informacje, według których książę Andrzej przymykał oczy na oferowanie przez brytyjskie firmy łapówki za kontrakty w Arabii Saudyjskiej.

Cicha detronizacja

Najnowsza generacja Windsorów podtrzymuje tradycje dziadków, rodziców i wujów. Zamiłowanie do pijaństwa młodszego syna Diany Harry'ego zostało skrzętnie odnotowane przez prasę, podobnie jak występy w koszuli z nazistowskimi emblematami i swastyką na balu kostiumowym u przyjaciela w 2005 roku. I tak dalej, i tak dalej...

Wizja upadku monarchii nigdy nie rysowała się tak klarownie jak pod koniec lat 90. Nie, nie wielkiego upadku z hukiem armat i ścinaniem głów: tym razem miało być inaczej. Niektórzy posłowie mieli już gotowy plan: rodzina wyjedzie potulnie na wygnanie, jej majątek przejmie lud, a w Pałacu Buckingham zamieszka wybrany przedstawiciel narodu. Choćby lady Thatcher. Monarchiści twierdzili co prawda, że likwidacja ustroju to skomplikowany proces, w trakcie którego ucierpiałaby cała struktura społeczna i instytucjonalna kraju. Jednak dla republikanów wszelkie tego typu tłumaczenia stanowiły zawracanie głowy. Ile niby może kosztować wydrukowanie nowych znaczków bez wizerunku królowej? Na czym miałaby polegać trudność z przemianowaniem Królewskiej Marynarki Wojennej na Marynarkę Wojenną, a królewskich Sił Lotniczych na Brytyjskie Siły Lotnicze? Wprowadzenie Republiki Brytyjskiej miało być tanie i łatwe. Wymagało tylko zdecydowania polityków i poparcia społeczeństwa.

I tu zaczynały się schody. Większość Brytyjczyków – owszem, zniesmaczonych zachowaniem ich miłościwie panującej rodziny – „firmy", jak ją nazywano – uznawała bowiem, że likwidacja systemu monarchii nie rozwiąże nawet w najmniejszym stopniu problemów kraju. Daleki od monarchistycznych sympatii, ale dystansujący się również od republikanów, lewicowy dziennik „Guardian" pisał: „Jeśli ktoś myśli, że wyrzucenie z pracy królowej przyczyni się do zatrudnienia choćby jednego bezrobotnego, zapobiegnie jednemu przestępstwu albo zapewni lepszy start życiowy jednemu dziecku z biednej rodziny, to jest zwykłym szaleńcem". Mit o rzekomym negatywnym wpływie monarchii na życie kraju – podkreślali jej zwolennicy – ignoruje fakt, że siedem z piętnastu krajów Unii Europejskiej to monarchie konstytucyjne. W Japonii też jakoś nikt nie twierdzi, że cesarz opóźnia cywilizacyjny rozwój kraju.

Może więc i na Wyspach monarchia nie hamowała postępu, a wręcz przeciwnie – stanowiła podstawę, na której państwo mogło się rozwijać bez obaw o utratę kulturowej tożsamości? Były laburzystowski premier Harold Wilson mówił w latach 70., że monarchia jest rdzeniem, na którym wspiera się polityczny i społeczny rozwój kraju, i bez względu na osobiste sympatie i antypatie do członków rodziny, nawet w szczytowo niepopularnym dla monarchii brytyjskiej 1996 roku tylko jedna piąta Brytyjczyków opowiadała się za wprowadzeniem republiki.

Okazało się, że śmierć Diany, zamiast dobić monarchię, stanowiła katharsis nie tylko dla Brytyjczyków, którzy wypłakali się za wszystkie czasy, ale również dla samej rodziny królewskiej, która zrozumiała, że życie w kokonie oddzielonym od reszty świata jest we współczesnej demokracji niemożliwe. Książę Karol odbudował popularność wśród Brytyjczyków i dziś znów prawie dwie trzecie narodu wierzą, że będzie on dobrym następcą swojej matki na tronie. Camilla Parker Bowles stała się – zgodnie z wolą Karola – „niepodlegającą negocjacjom" częścią jego życia, choć nie należy oczekiwać, by kiedykolwiek zasiadła na tronie jako królowa.

Sama Elżbieta II nie musi wykonywać aż tak żmudnej pracy w celu odzyskania popularności, bo – paradoksalnie – w latach kryzysu domu Windsorów jej wizerunek ucierpiał najmniej. Elżbietę niezmiennie popiera około 75 procent Brytyjczyków i dziś zdecydowana większość wierzy, że monarchia jest bezpieczna, póki włada nią Elżbieta II.

Królowa na Fejsie

Wiele zawdzięcza Tony'emu Blairowi. Dla Elżbiety Blair był ogniwem łączącym ją ze światem, którego jeszcze nie rozumiała. Dla Blaira monarchia była być może obca ideowo – choć z pewnością nie był jej wrogi, a instynktownie rozumiał moc tkwiącą w instytucji, która przetrwała tak długo. Jako polityk zadawał sobie również pytania o przyczyny jej popularności, a jako trzeźwy obserwator własnego narodu z obawą myślał, co mianowicie mogłoby ją zastąpić. Nic sensownego nie widział.

To Tony Blair pomógł Elżbiecie II zrozumieć, że świat dookoła niej zmienia się w reality show, w którym czuł się jak ryba w wodzie. To on nadał prymat wizerunku nad treścią polityki, to on rozwinął jak nikt przed nim manipulacje medialną, przekształcił politykę w system reagowania na sondaże i kreowania opinii publicznej.

W tym samym czasie królowa podejmuje szereg decyzji, które zostają dobrze przyjęte przez poddanych: godzi się na płacenie podatków i poddanie instytucji monarchii państwowej kontroli finansowej, drastycznie ogranicza listę członków rodziny królewskiej opłacanych z budżetu, większość wydatków reguluje sama ze swojego majątku, wspiera zmiany ustrojowe, takie jak reforma Izby Lordów czy zmiany w zasadach sukcesji (odejście od obowiązkowej męskiej linii i zezwolenie na poślubianie przez pretendentów do tronu wyznawców wiary katolickiej). Królowa zmienia monarchię z instytucji „magicznej" i oddalonej od rzeczywistości w instytucję dobra publicznego – sama Elżbieta II jest dziś patronką około 800 instytucji publicznych, cała rodzina królewska – około 3500. Rola księcia Karola w działalności społecznej i charytatywnej, zwłaszcza pomocy dla bezrobotnych i pozbawionych szans na zdobycie zawodu, jest nie do przecenienia. Facebook, Twitter, YouTube – to są codzienne narzędzia komunikacyjne nie tylko królowej, ale też całej rodziny. I wreszcie ubiegłoroczny ślub Williama z Kate Middleton. Dla rodziny królewskiej to była prawdziwa transfuzja krwi. Oto do rodziny Windsorów po raz pierwszy w historii wkroczyła kobieta niepochodząca z arystokracji, tylko córka byłej stewardesy i dyspozytora lotów. Koniec z międleniem w nieskończoność tych samych genów, oto szansa na przerwanie błędnego koła – nie bójmy się tego słowa – tępoty umysłowej, z jaką przyszło żyć od wieków brytyjskiej rodzinie królewskiej.

Diamentowy jubileusz Elżbiety II zadaje kłam wszystkim tym, którzy od lat przepowiadają koniec brytyjskiej monarchii. Nie upadnie – nie tylko dlatego, że Brytyjczycy nie mają nic w zamian. Jeśli ktoś w to wątpi, niech popatrzy na uroczystości, które odbędą się w ciągu kilku następnych dni. Monarchia ciągle uosabia tęsknotę za czymś stałym, za fundamentalnym porządkiem i duszą narodu, który coraz trudniej daje się scementować, jego osadzeniem w instytucjach, dzięki którym to państwo przez kilka wieków odgrywało kluczową rolę na świecie. Fakt, czasem autoironia i cynizm w podejściu Brytyjczyków do monarchii bierze górę – ale w końcu i tak wygrywa królowa.

Najdłuższa petycja do brytyjskich władz samorządowych liczy 26 metrów, czyli ma mniej więcej tyle co długość dwóch londyńskich piętrusów. Składa się z posklejanych kartek z zeszytów szkolnych, na których 1602 mieszkańców miasta Workington na północy Anglii złożyło podpisy w maju 1897 roku. Proszą nowo wybrane władze miejskie, by zbudowały drogę między Oxford Street i stacją kolejową w Workington. Miesiąc później miałaby po niej przejść parada na cześć królowej Wiktorii, która obchodziła właśnie diamentowy jubileusz – 60. rocznicę objęcia brytyjskiego tronu.

Władze odrzuciły petycję – podobno wiele podpisów było sfałszowanych, obawiano się również, że za całą akcją stoją spekulanci gruntem, którzy chcieli budować nowe domy przy Oxford Street. Mimo to parada na cześć królowej się odbyła – wzięło w niej udział 15 tysięcy rozradowanych, oddanych królowej ludzi, może zatem podejrzliwość władz była nieuzasadniona.

Na początku czerwca w całej Wielkiej Brytanii odbędą się drugie w historii brytyjskiej monarchii obchody diamentowego jubileuszu królowej. Drogi są dawno pobudowane, scenariusze parad napisane, menu uroczystych i całkiem zwyczajnych obiadów przygotowane,  anglikańscy biskupi szykują szaty i naczynia liturgiczne, a zwykli ludzie cieszą się z jubileuszu królowej. I to jest najbardziej niezwykłe. Wielka Brytania, podupadła potęga, na czele której od 60 lat stoi Elżbieta II, różni się od Imperium, którym kierowała Wiktoria, właściwie wszystkim, poza jedną rzeczą – popularnością wśród poddanych. Według najnowszych sondaży prawie 70 procent Brytyjczyków uważa, że ich kraj byłby w gorszym położeniu niż obecnie, jeśli przestałby być monarchią. Wśród konserwatystów poparcie dla monarchii przekracza 80 procent, wśród Szkotów, którzy podobno przygotowują się do ogłoszenia niepodległości (na czele niepodległej Szkocji miałaby ciągle stać Elżbieta II), utrzymuje się na poziomie 50 procent. To są oczywiście poziomy poparcia niedostępne dla jakiegokolwiek demokratycznie wybieranego polityka (może poza prezydentem Lulą da Silva z Brazylii). Elżbieta II nie tylko, że nie jest przez nikogo wybrana, ale reprezentuje instytucję, która jest podobno całkowicie anachroniczna, pozbawiona autorytetu, złożona z darmozjadów, półgłówków i zboczeńców. Hm, może to jest sposób na sukces we współczesnym świecie? Po części, ale nie do końca.

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał