Wesołe jest życie staruszka

Jonas Jonasson udowadnia, że życie stulatka może być interesujące, a literatura szwedzka to nie tylko kryminały Larssona, Mankella czy Kallentofta

Publikacja: 07.07.2012 01:01

Nie warto się złościć. Allan Karlsson, bohater książki

Jonasa Jonassona

„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął", przekonał się o tym, kiedy – chcąc pomścić zabójstwo kota – założył na lisa-mordercę wybuchową pułapkę. Lis, co prawda, wyleciał w powietrze, jednak wraz z nim także kurnik, kury, drewutnia, stodoła i – co najgorsze – dom. W ten sposób Karlsson na cztery miesiące przed swoimi setnymi urodzinami trafił do domu starców. Tam po raz pierwszy poczuł, że ma dość życia, „bo życie zdawało się mieć dość jego, a on nie był z tych, co się narzucają".

Zobacz na empik.rp.pl

Na szczęście dokładnie w swoje setne urodziny Allan Karlsson zmienił zdanie i opuścił dom spokojnej starości. Przez okno. Bez kapelusza, bez butów, za to w obszczykapciach – „tak się je nazywa, ponieważ panowie w podeszłym wieku rzadko kiedy sięgają dalej niż do butów, gdy sikają". W takich okolicznościach poznajemy Szweda o niewyczerpanym optymizmie i nieskończonej odwadze.

Twórcy postaci Allana Karlssona życiowej odwagi także nie brakuje. Jonas Jonasson, rocznik 1961, po 20 latach pracy w zawodach dziennikarza, konsultanta do spraw mediów oraz producenta telewizyjnego sprzedał majątek w Szwecji i przeniósł się nad jezioro Lugano w Szwajcarii, tuż przy granicy z Włochami. „Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" to jego książkowy debiut. Dodać należy – bardzo udany. Do tej pory książkę kupiły dwa miliony czytelników na całym świecie. To wprawdzie prawie dziesięć razy mniej niż w przypadku sagi „Millenium" Stiega Larssona, ale i tak pozwala Janssonowi godnie żyć. Powrócił do Szwecji, osiadł z synem na prowincji, hoduje kury i spokojnie pracuje nad kolejną powieścią, czego może mu pozazdrościć wielu kolegów dziennikarzy, także z Polski.

Coś ze Szwejka, coś z Gumpa

Powieść toczy się dwutorowo – poznajemy na przemian barwną historię kryminalną, w którą wmieszał się Karlsson po ucieczce z domu spokojnej starości, oraz jego stuletni życiorys – jak się rychło okazuje, niezmiernie istotny dla dziejów świata. Jonasson twórczo rozwinął pomysł z „Forresta Gumpa", by umieścić głównego bohatera w miejscach, w których dzieje się historia. Uczynił z Karlssona świadka, a niekiedy nawet sprawcę wydarzeń, o których uczniowie czytają w podręcznikach.

Karlsson, absolwent trzech klas szkoły podstawowej, pracując w firmie Nitroglycerin AB, nabył jedną, za to bardzo przydatną w życiu umiejętność – wprawnego posługiwania się materiałami wybuchowymi. Dzięki temu znajomość z nim staje się przydatna dla wielkich tego świata – generała Franco, prezydenta Trumana, Mao Zedonga, Churchilla czy Stalina. „Allan wysadzał, co było do wysadzenia, i robił to perfekcyjnie" – to właściwie wyjaśnia wszystko.

Jonasson miesza fikcję z faktami. Prawdziwą przyjemność sprawia ich odszyfrowywanie i segregowanie. Czy Albert Einstein miał brata? Kto naprawdę ocalił Churchilla w Teheranie? Czy arbuz to warzywo czy owoc?

Jonasson miesza też konwencje. W jego powieści znajdziemy trochę kryminału, nieco powieści obyczajowej, sporo groteski. Przede wszystkim zaś dużą dawkę dobrego humoru, żywo namalowane postaci, liczne i zaskakujące zwroty akcji.

Bohater Jonassona ma w sobie wiele z dzielnego wojaka Szwejka. Zamiłowanie do podróży i dystans do polityki. A także równą łatwość nawiązywania kontaktów, co pakowania się w kłopoty. Jeden z niezliczonych znajomych dzielnego wojaka mawiał: „jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było". Karlsson z pewnością przyznałby mu rację. Jest otwarty na każde wyzwanie, ale nie bezrefleksyjny. Zauważa rządzące światem prawidłowości: „To najwyraźniej jakaś wspólna cecha światowych przywódców, że zapraszają na kolację, gdy tylko są z czegoś zadowoleni". „Im bliżej ważnych osobistości się trzymasz, tym lepsze bywa jedzenie. I wódka, w rzeczy samej". „W końcu w życiu jest tak, że nie zawsze właściwe jest to, co właściwe, tylko to, co jest właściwe według tego, kto decyduje".

Jest też w powieści trochę smaczków z osławionego, otoczonego opieką socjalną życia Skandynawów, którego paradoksy świetnie nakreślił Maciej Zaremba w zbiorze reportaży „Polski hydraulik i inne opowieści ze Szwecji". Jedna z bohaterek rzuca posadę recepcjonistki, by stać się „pełnoetatową mamą" dla psa i słonicy, która się do niej przybłąkała. „Soni prawdopodobnie nie uważano nawet za obywatelkę, a w Szwecji, podobnie jak w większości innych krajów, nie jest się dużo wartym, jeśli się jest obcokrajowcem. Deportowano by ją albo skazano na dożywocie w zoo. A może jedno i drugie" – zauważa narrator. Inny z bohaterów – wieczny student, który miał „prawie" dziewięć tytułów magistra – i tak musiał w końcu zainwestować w małą gastronomię, by móc się utrzymać, bo na rynku pracy liczą się tylko dyplomowani fachowcy.

I jeszcze fragment szczególnie smaczny w kontekście ciągłych dyskusji nad przyszłością systemu emerytalnego: „Co miesiąc przychodziła emerytura z urzędu, mimo że Allan nie wpłacił na składki złamanego grosza. (...) Gdy to i owo zostało uregulowane, i tak co miesiąc zostawała mu pewna suma, i na co mu ona? Allan postanowił włożyć nadwyżkę w kopertę i odesłać do urzędu, ale po pewnym czasie przedstawiciel urzędu przyjechał do Allana i poinformował, że tak nie można robić. Allan otrzymał z powrotem całą kwotę i musiał obiecać, że już nie będzie zadzierał z urzędem".

Tm, co najbardziej ujmuje w literaturze szwedzkiej, jest pełne cierpliwości, w swoisty sposób pozytywne nastawienie bohaterów do ludzi i świata. Ich zdolność do współpracy i podejmowania wspólnych działań. A także wzajemne zrozumienie. Kiedy bohater Mankella Kurt Wallander zbiera swój zespół na naradę, to rozgląda się, czy przyszli wszyscy, bo każdy głos jest ważny i każdy z członków zespołu wnosi do niego coś ważnego. „Od razu wyczuł ten szczególny rodzaj skupienia, jakie pojawiało się wówczas, kiedy wszyscy mieli nadzieję na przełom w śledztwie. Wallander wiedział, że będą rozczarowani. Ale tego po sobie nie okażą. Zebrani tu policjanci mieli klasę". Kiedy z kolei u Larssona zbiera się zespół gazety „Millenium", to kolegia redakcyjne składają się głównie ze słowa „dobrze" i „oczywiście". „Henry...możesz dzisiaj pracować? – Oczywiście. – Zacznij dzwonić do pozostałych współpracowników „Millenium" i powiedz im o wszystkim. – Dobra".

Pozytywny jak Szwed

Podobnie jest u Jonassona, gdzie do grupy uciekinierów przyłącza się w końcu i policjant, który ich poszukiwał. „Dłużej nie trzeba było komisarza namawiać. Już od dawna cierpiał na silny brak życia towarzyskiego, a skoro teraz trafił w tak przyjemne towarzystwo, nie może przecież siedzieć i marudzić".

Tak czy inaczej książka Jonassona zadaje kłam twierdzeniu Kazika Staszewskiego, że „Polacy są tak agresywni, a to dlatego, że nie ma słońca, a lato nie jest zbyt gorące". Szwedów pogoda też nie rozpieszcza, a jednak agresywni nie są. Może sprawia to tradycyjne szwedzkie „lagom", czyli zasada umiaru, której obcokrajowcy nie są w stanie ani przetłumaczyć, ani do końca zrozumieć. Książka Jonassona jest właśnie w sam raz na wakacyjną lekturę, bo kanikuła to najlepszy czas, by w cenną sztukę umiaru zacząć się wdrażać.

Nie warto się złościć. Allan Karlsson, bohater książki

Jonasa Jonassona

Pozostało 99% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy