Rząd Donalda Tuska ma „rosyjski" problem. Nie chce ostentacyjnie blokować inwestora ze Wschodu, ale boi się, że zwłaszcza teraz, po katastrofie smoleńskiej, gdyby Rosjanie przejęli jakąś dużą firmę, zapłaciłby ogromną cenę polityczną. Czy powinniśmy bać się rosyjskiego kapitału?
Działania Acronu to druga tak wielka próba wrogiego przejęcia dużej polskiej firmy w ostatnich latach. Czeski miliarder Zdenek Bakala przed dwoma laty bezskutecznie walczył o lubelską kopalnię węgla Bogdankę. Ale nie wywołało to takiego popłochu, jak pojawienie się Acronu i oferta kupna Azotów Tarnów. Wiadomo: Rosjanie. Tuż przed walnym zgromadzeniem podbili nawet znacznie cenę. – Ten, kto pozytywnie odpowie na wezwanie Rosjan, będzie de facto uczestnikiem wrogiego przejęcia polskiej spółki – grzmiał minister skarbu Mikołaj Budzanowski, wskazując palcem posiadające akcje chemicznej spółki liczne TFI i OFE. Wymyślony na kolanie manewr obronny był prosty. Azoty ogłaszają przejęcie innego zakładu w Puławach i by pozyskać środki na ten cel, przeprowadzają emisję akcji. Gdyby więc nawet Acron skupił planowaną liczbę papierów, nie zyskałby nad spółką kontroli. Ostatecznie skupuje ledwie 10 proc. akcji.
Ekspansja w naszym regionie
Acron, który kupuje aktywa w Stanach Zjednoczonych, Chinach czy Estonii, to przykład rosyjskiej ekspansji gospodarczej, która przyspieszyła w połowie poprzedniej dekady. W tym czasie roczne inwestycje zagraniczne zwiększyły się z 10 mld dol. do 50–60 mld w ostatnich latach. Dotyczy to tylko kapitału zarejestrowanego w Rosji. Trudno ocenić wielkość inwestycji dokonywanych za pośrednictwem spółek zarejestrowanych choćby w rajach podatkowych, np. na Cyprze.
W efekcie Rosja jest już na ósmym miejscu w rankingu światowych inwestorów. I to mimo kryzysu. A właściwie dzięki niemu, bo spadek wycen zachodnich firm stworzył dla Rosjan nieprawdopodobną szansę inwestycyjną. Także zagraniczni politycy, by ratować miejsca pracy, nie są już tak niechętni dolarom ze Wschodu.
Kreml otwarcie wspiera inwestycje rosyjskich firm. Większość prowadzą powiązani z nim oligarchowie. Skupiają się na branży paliwowo-energetycznej. Ale coraz częściej wchodzą w inne dziedziny gospodarki.
Atrakcyjnym celem ekspansji stał się nasz region. Wartość rosyjskich przejęć w Europie Wschodniej w ciągu ostatnich trzech lat zbliżyła się do 3 mld dol., czyli większej kwoty niż wydana przez poprzednie 17 lat. Największy rosyjski bank Sbierbank (60 proc. akcji ma bank centralny Rosji) dopiero co kupił operacje Oesterreichische Volksbanku w naszym regionie za 645 mln euro. Inny rosyjski bank VTB kupił pakiet kontrolny bułgarskiego monopolisty tytoniowego Bulgartabac za 100 mln euro.
Przed miesiącem firma Gunvor należąca do zaprzyjaźnionego z Putinem Giennadija Timczenki kupiła wielką rafinerię w niemieckim Ingolstadt. Przejęła ją, jak również podobny zakład w Antwerpii, od upadłego szwajcarskiego koncernu Petroplus. Już teraz największym producentem paliw w Niemczech jest spółka należącego do rosyjskiego państwa Rosnieftu, który w 2010 roku odkupił w niej udziały od Wenezueli. Trudno tu nie wspomnieć o najbardziej znanej rosyjskiej inwestycji, czyli zakupie przez Romana Abramowicza brytyjskiego klubu piłkarskiego Chelsea.
W Polsce oprócz przemysłu naftowego, od którego jest sukcesywnie odsuwany, kapitał rosyjski interesuje się ostatnio PKP Cargo, drugim w Unii Europejskiej przewoźnikiem towarowym po niemieckich DB Schenker. Rząd chce sprzedać inwestorowi strategicznemu połowę udziałów plus jedna akcja. Ofertę złożyły już rosyjskie Żeleznyje Dorogi. Rząd musiał uspokajać posłów. Wiceminister transportu Andrzej Massel w odpowiedzi na interpelację przekonywał: „Skarb Państwa nie utraci kontroli, wpisze do statutu spółki odpowiednie uprawnienia".