Książka w wielkim mieście

Jeśli myślisz, że książki wciąż służą do czytania – jesteś passé

Publikacja: 11.08.2012 01:01

Książka w wielkim mieście

Foto: EAST NEWS

Dziś do odbioru treści uważanych za literaturę używane są inne nośniki – tablety, Internet, iPhone'y. Jednocześnie obiekt złożony z co najmniej kilkudziesięciu zadrukowanych papierowych stron i nieco twardszej okładki zaczął służyć innym celom.

Słyszeliście o bookarcie? Nie chodzi o książkę artystyczną, w której to dziedzinie jesteśmy (my, Polacy) całkiem nieźli. Powyższy termin odnosi się do rzeźb i instalacji, dla których surowcem stały się woluminy, przerobione do niepoznaki.

Przypomnę – drążenie w książce nie jest współczesnym wynalazkiem. Ongiś gruby, wypatroszony w środku tom mógł służyć jako kryptofuterał na pistolet czy flakon (z alkoholem, trucizną, afrodyzjakiem). Od dawna używa się też książek jako schowków na banknoty lub suszy między kartkami okazy flory. Inne praktyczne zastosowanie tomów to równoważenie nimi chwiejnych mebli, podstawianie pod gorące naczynia, rzucanie w namolnego domowego zwierzaka, uśmiercanie łażących po stole much. Jednak w bookarcie aspekt użytkowy książek nie wchodzi w grę. Liczy się struktura papieru i „słoje" stron.

– Papier zadrukowany jako przekaźnik informacji jest już anachronizmem, natomiast papier zadrukowany potraktowany jako tworzywo to nowatorstwo – przekonywał mnie pewien artysta. – Jeśli spojrzeć na książki jak na surowiec nieobciążony znaczeniem, wyzbywając się sentymentów, można uzyskać z nich zdumiewające wizualne efekty. W tym materiale można rzeźbić, z niego budować, konstruować, lepić.

Ów twórca nalegał, żebym do powszechnej wiadomości podała optymistyczną wiadomość: nie narzekajmy na kryzys czytelnictwa! Nieczytane książki można kreatywnie przerobić. To działalność kulturotwórcza, przeciwieństwo wandalizmu. – Hańbą było palenie niewygodnych lektur – mój rozmówca, rozwijając temat, zapalał się coraz bardziej. – A zbiórki makulatury? Ileż książkowych ofiar pochłonęły!

Przekonujące argumenty. Gorzej z plastycznymi osiągnięciami bookartystów. Większość ich produkcji to swoista książkoplastyka, technicznie wycyzelowana jak szwajcarski zegarek, ale intelektualnie na poziomie korzenioplastyki lub plażowych rzeźb z piasku. Kto ciekaw, niech poszuka w sieci. Z internetowej dokumentacji bookartu wynika, że najpopularniejsze są miniatury pejzaży – fantastyczne góry, doliny, groty (w grocie domek, światełko, krasnalek). Przyrodniczą ciekawostkę stanowią wymodzone z książek drzewa (to już perwersja!). Niemało też portretów popgwiazd (najlepiej udał się Ringo Starr) i scenek rodzajowych z udziałem papierowych ludzików. Na szczyt bezguścia wspiął się autor makabry: ludzkie szkielety w minaturze słuchające płyt z maleńkiego adaptera. Rzecz jasna, wszystko wyrzezane z książek.

Na antypodach bookartowego kiczu plasują się poszukiwania takich artystów książek jak Zbigniew Sałaj i Andrzej Banachowicz. Oni też przeobrażają strony zadrukowanego papieru w rzeźbiarskie kompozycje, lecz wiedzą, po co to robią. W ich rękach papierowe warstwy przeobrażają się w totemy, tajemnicze obiekty kultu. Albo w coś, co przypomina kamienie, ciepłe i aksamitne w dotyku.

W wielkim mieście Warszawie można się natknąć na jeszcze inne zastosowania książek jako surowca. Są nowobogackie domy, gdzie biblioteki (wszak wypada je mieć) zapełniają cenne tomy... bez zawartości. Ot, kupuje się same grzbiety, czasami ze skóry, z tytułami tłoczonymi złotem. Wygląda to efektownie, właściciel udaje konsumenta kultury, a głowy lekturami nie obciąża. Pewien posiadacz dużego domu, notabene człek wykształcony i w świecie bywały, prosił o dostarczanie obojętnie jakich książek, jako że na największej, przechodzącej przez dwa piętra ścianie zaplanował gigantyczną książnicę.

Pseudobiblioteki trafiły też do lokali gastronomicznych. Znam w Warszawie knajpę, w której barowy blat ustawiono na ścianie książek. Znam lokal, gdzie ściany wytapetowano książkami uciętymi w połowie. Czyżby sugestia, że w tych miejscach wraz z pokarmem dla ciała serwuje się strawę dla ducha?

Jedno pewne: nastała moda na używanie książek w celach dekoracyjnych. W najbardziej ekskluzywnym stołecznym domu mody zwanym vitkAc (nazwa celowo nawiązuje do Witkacego), w butiku Likus Concept Store, kreacje topowych designerów prezentowane są w otwartych szafach. Nad nimi – półki z książkami. Nie, nie uszkodzonymi. Tylko... nieczytanymi. Myślę jednak, że dzięki podobnym rozwiązaniom książka (tradycyjna, papierowa) nadal istnieje w wielkim mieście. A że użyta inaczej niż ta, do której jesteśmy przyzwyczajeni? Cóż, bądźmy jak książka – otwarci na innowacje.

Dziś do odbioru treści uważanych za literaturę używane są inne nośniki – tablety, Internet, iPhone'y. Jednocześnie obiekt złożony z co najmniej kilkudziesięciu zadrukowanych papierowych stron i nieco twardszej okładki zaczął służyć innym celom.

Słyszeliście o bookarcie? Nie chodzi o książkę artystyczną, w której to dziedzinie jesteśmy (my, Polacy) całkiem nieźli. Powyższy termin odnosi się do rzeźb i instalacji, dla których surowcem stały się woluminy, przerobione do niepoznaki.

Przypomnę – drążenie w książce nie jest współczesnym wynalazkiem. Ongiś gruby, wypatroszony w środku tom mógł służyć jako kryptofuterał na pistolet czy flakon (z alkoholem, trucizną, afrodyzjakiem). Od dawna używa się też książek jako schowków na banknoty lub suszy między kartkami okazy flory. Inne praktyczne zastosowanie tomów to równoważenie nimi chwiejnych mebli, podstawianie pod gorące naczynia, rzucanie w namolnego domowego zwierzaka, uśmiercanie łażących po stole much. Jednak w bookarcie aspekt użytkowy książek nie wchodzi w grę. Liczy się struktura papieru i „słoje" stron.

– Papier zadrukowany jako przekaźnik informacji jest już anachronizmem, natomiast papier zadrukowany potraktowany jako tworzywo to nowatorstwo – przekonywał mnie pewien artysta. – Jeśli spojrzeć na książki jak na surowiec nieobciążony znaczeniem, wyzbywając się sentymentów, można uzyskać z nich zdumiewające wizualne efekty. W tym materiale można rzeźbić, z niego budować, konstruować, lepić.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy