Przy rozpatrywaniu wszelkiego rodzaju fenomenów dobrze się zorientować, do jakich wniosków doszli autorzy, którzy zastanawiali się nad nimi wcześniej. Odwołajmy się zatem do literatury. W powieści „Limes interior" Janusz Zajdel przedstawia z pozoru racjonalnie urządzone społeczeństwo, gdzie zapłatę otrzymuje się w punktach – czerwonych, zielonych i najbardziej wartościowych żółtych. Dla wygody obywateli wiele operacji jest zautomatyzowanych, wśród nich czynności płatnicze, dokonywane z użyciem tzw. Klucza, będącego dowodem osobistym, kartą płatniczą, certyfikatem klasy intelektu itp. I oto okazuje się, że po śladach transakcji pewnego obywatela można śledzić jego drogę po mieście, a z tego dedukować, z kim się spotykał i po co.
„Tutaj, o dziesiątej sześć, brał cztery bułki z szynką i dwie kawy w barze hotelu Kosmos. Potem przelał osiem żółtych na czyjś Klucz. Taka jedna studentka. Pierwszy raz miał z nią do czynienia. (...) O dziesiątej pięćdziesiąt kupował papierosy w automacie na rogu alei Tibigan i Czternastej Przecznicy – mamrotał Bann. – Potem... tak, wstępował do baru... (...) Siedział chyba dość długo, bo następny zapis jest z bramki metra, ze stacji zaraz obok baru... Potem parę drobnych zakupów, ciągle w centrum, znów piwo, ale z kimś drugim, brane po dwa kufle naraz... Nie wiemy, kto to był. W każdym razie żaden z pozostałych śledzonych".
Wewnątrz systemu
Dziś tę pochodzącą z 1982 roku powieść możemy śmiało uznać za prekursorską, nie tylko dlatego, że pewne zapowiadane w niej cudeńka zdążyły stać się rzeczywistością. Śledzenie billingów rozmów telefonicznych było praktykowane i w czasach Zajdla, i wcześniej (zmarł w 1985 roku), podobnie jak wszelkiego typu podsłuchy i podglądy. Novum stanowi owo postępowanie za śledzonym figurantem po ścieżce jego działań ekonomicznych, rejestrowanych przez system. Obok inwigilacji „ordynarnej", polegającej na nasyłaniu ludzi, którzy mniej albo bardziej umiejętnie mają delikwenta na oku, stosuje się metody bardziej dyskretne, przez co zamordyzm wydaje się mniej ewidentny, a dla szarego obywatela, słabo zatrudniającego umysł dziwnościami świata, wręcz niedostrzegalny.
W pewnym momencie Zajdel przestaje się bawić w opisy i wykłada kawę na ławę: „Społeczeństwo epoki automatyzacji samo staje się jednym wielkim automatem, działającym prawie bezbłędnie. (...) Nie trzeba bawić się w detaliczne inwigilacje, prowadzenie kartotek, śledzenie każdego z osobna. Każdy krok każdego obywatela znaczony jest kolorowymi punktami zostawionymi na jego drodze: w sklepie, w automacie barowym, w kinie, w bramce metra, na Kluczu dziwki. Zamiast śledzić obywatela, wystarczy przejrzeć zapis bankowy jego wydatków. Jeśli wydaje, to znaczy, że żyje. Jeśli żyje – musi wydawać, brocząc punktami jak ranny zwierz, dopóki wszystkie z niego nie wyciekną. Więc o to właśnie chodzi: by miał zawsze choć trochę, bodaj tych czerwonych, bo inaczej straci się go z oczu". Kto wie, czy troska państwa, tego z powieści Zajdla i tych znanych nam współcześnie, o to, by każdy obywatel miał minimum środków na utrzymanie, nie wynika po części przynajmniej z zapobiegliwości, by nie znikł z monitorów komputerów śledzących.
Od centralnego systemu śledzącego, nazwanego u Zajdla Syskomem, tylko jedna rzecz wydaje się lepsza: system zdecentralizowany, w którym każdy śledzi każdego. W powieści Bena Eltona „Ślepa wiara" z 2007 roku, której autor, czego zresztą nie ukrywa, inspirował się „1984" Orwella, mamy do czynienia ze społeczeństwem zamieszkującym Londyn pierwszej połowy XXI wieku. Ocieplenie klimatu zamieniło dawną brytyjską metropolię w archipelag wysepek, na których ludzie tłoczą się w przeludnionych blokowiskach. Mieszkania są ciasne, ale wyposażone w kamery i ekrany ścienne w celu wyeliminowania wszelkich przejawów prywatności. Odrażająca i wścibska Barbiella, moderatorka blokowego chat-roomu, pilnuje, by wszyscy z entuzjazmem uczestniczyli w tych przymusowych seansach integracji i wzajemnej inwigilacji. Trafford, bohater powieści, indagowany, dlaczego nie zamieścił w sieci filmu z narodzin swej córki, odpowiada przytomnie: „Tyle się dzieje w naszej kamienicy. Na przykład taka Galaxy Starlight spod numeru osiem A uprawia seks z tatą swojego męża, ale mąż nadal bardzo ją kocha, stworzyli więc trójkąt i można ich oglądać na żywo przez siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę". W dobrym tonie jest żwawe kibicowanie domowym wydarzeniom u sąsiadów, a każdy ekran ma „licznik uczestnictwa", żeby było wiadomo, jaką popularnością cieszą się nasze wyczyny.
Pomimo tak zdecentralizowanej inwigilacji pracuje niezależnie KrajBanDan – Krajowy Bank Danych, gromadzący i przechowujący dane na temat populacji. (W godzinach pracy ma tam miejsce grulanie – grupowe przytulanie – a podczas zbiorowych spowiedzi należy opowiadać nawet własne sny). KrajBanDan dubluje na wszelki wypadek działanie systemu, choć nikt nie wie po co: „Przytłaczająca większość populacji i tak publikowała najdrobniejsze szczegóły ze swojego życia osobistego na stronach Masz Twarz w nadziei, że ktoś to przeczyta". Taka forma wzajemnej inwigilacji, poniekąd obecna i u nas pod postacią rozmaitych portali społecznościowych, cieszy się uznaniem obywateli, widzących tu okazję do wyeksponowania własnej osoby i nadzieję na zaistnienie w przestrzeni publicznej choćby na mgnienie oka.
Ucieczka
Powiedziałby ktoś: po co się męczyć w systemie, który odczuwa się jako dolegliwy i którego się nie akceptuje, skoro można zwyczajnie odsunąć się na bok i żyć po swojemu? Kłopot w tym, że zarówno u Zajdla, jak i u Eltona jest to niewykonalne. System jest tak sprzężony z życiem obywatela, że pozostawanie poza nim godzi w fizyczne podstawy egzystencji. U Zajdla ów cudowny, łączący różne funkcje Klucz jest nie tylko przepustką do udogodnień cywilizacyjnych, ale i zapewnia dostęp do żywności i locum. Wyrzeczenie się Klucza oznacza skazanie się na śmierć głodową, nie istnieją bowiem żadne „oazy dzikości", gdzie by można emigrować i żyć choćby ze zbieractwa czy uprawy roli. Podobnie u Eltona: kto by odmówił uczestnictwa w integrujących ceremoniałach, ten od razu staje się podejrzany. Zbiorowość najpierw by go napiętnowała, a potem doniosła nań gdzie trzeba i dalszym jego losem zawiadywałyby odpowiednie służby.