Mary Ellen odnalazła ten list – chociaż myślała, że już nie istnieje – wraz z resztą korespondencji w japońskiej komodzie swego nowojorskiego mieszkania. I postanowiła pokazać światu. Zajęła się tym Agata Tuszyńska, która ma już na swoim koncie świetne biografie. Postaci, o których pisze, zarysowuje wyraźnie – wystarczy wspomnieć tytuły takie, jak „Singer. Pejzaże pamięci" czy „Oskarżona Wiera Gran". Jednak do romansu Tyrmandów postanowiła się nie wtrącać. Oddała głos żonie i dowodom rzeczowym, czyli listom.
Życie uczuciowe i towarzyskie
Leopold Tyrmand nie doczekał się do tej pory pełnej biografii. Pierwsza książka o nim – pochodzący jeszcze z 1992 r. „Zły Tyrmand" Mariusza Urbanka – to próba stworzenia portretu pisarza na podstawie opowieści ludzi, którzy go otaczali. W roku 2007 Urbanek mocno te wspomnienia rozbudował i uzupełnił, jednak zatrzymał się tylko na polskim okresie życia Tyrmanda. Rozdział amerykański uzupełnili wydaną w ubiegłym roku książką „Tyrmand i Ameryka" Katarzyna Kwiatkowska i Maciej Gawędzki. Opublikowali wiele dokumentów, zdjęć i tekstów Tyrmanda, jak również wypowiedzi jego amerykańskich znajomych, w tym również żony. Jednak w książce „Tyrmandowie. Romans amerykański" pierwszoplanowa staje się opowieść Mary Ellen. Kobieta, która znała Tyrmanda chyba najlepiej, opowiada o nim i o ich związku z własnej perspektywy: dziewczyny pochodzącej z żydowskiej rodziny z Brooklynu, którą zauroczył starszy intelektualista, emigrant z Europy Wschodniej o konserwatywnych i antykomunistycznych poglądach.
Mary Ellen związała się z Tyrmandem w trudnym dla niego okresie. Skończył się już – niezbyt zresztą długi – czas brylowania pisarza na amerykańskich salonach. Przybysz z Polski postanowił – jak sam zwykł mawiać – bronić Ameryki przed nią samą. Bez większych sukcesów. Pozostawał jednak konsekwentnie antykomunistyczny i konserwatywny. Ten konserwatyzm połączył go zresztą z Mary Ellen. Historia ich miłości to opowieść o uwiedzeniu, które przerodziło się w trwały, wieloletni związek. No właśnie – tylko kto kogo tu uwodził?
Historię ich związku śledzi się z tym większym zainteresowaniem, że czytelnik ma przecież w pamięci liczne podboje i uwikłania uczuciowe pisarza. Z Rysią, dziewczyną z tradycyjnego, katolickiego domu, rozstał się po pięciu latach. To o niej napisał w „Dzienniku 1954", że była jedyną kobietą, którą naprawdę kochał. Z Bogną, również barwnie opisaną na kartach „Dziennika 1954". Z Marią Włodek, córką Jarosława Iwaszkiewicza, rozstanie z którą skomentował: „Odetchnęliśmy po naszych przejściach przez paromiesięczną chwilę przy sobie". Z Małgorzatą Rubel, artystką, córką Ludwika Rubla, przedwojennego wydawcy i powojennego współpracownika generała Andersa, małżeństwo z którą przetrwało trzy lata. Z Barbarą Hoff, projektantką, drugą żoną, z którą rozstał się burzliwie, a rozwiódł, będąc już na emigracji. Z Beverly de Luscia, dziennikarką tygodnika „Time", która redagowała jego pierwsze angielskie teksty.
Mr and Mrs Tyrmand
Ale to z Mary Ellen Fox związał się na stałe. Stała się w końcu panią Tyrmand. Żyli wspólnie przez 15 lat i doczekali się dwójki dzieci. Na punkcie bliźniąt – o imionach Matthew i Rebecca – Tyrmand oszalał. I choć zarzekał się, że żona nigdy nie będzie dla niego ważniejsza niż praca, pod koniec życia przyznał: „Stałaś się ważniejsza niż pisanie".
Mary Ellen opowiada ze szczerością, taktem i humorem o tym, że to ona postanowiła zawalczyć o fascynującego ją pisarza. On zaś uznał, że ma w rękach wdzięczne tworzywo do rzeźbienia. Od pierwszych listów ocenia i recenzuje jej styl. Chwali kobiecość, strofuje za nadużywanie łacińskich zwrotów. To przez niego Mary Ellen rzuca studia doktoranckie i pod jego wpływem na nie wraca. Broni pracy o postaciach kobiet w powieści hiszpańskiej XIX w., ale swej działalności naukowej nie ceni. Bo on jej nie ceni. Dyplom doktorski wieszają w łazience. Jednak nie lekceważył jej opinii. Jako redaktor w „Chronicles of Culture" powierzał jej książki do oceny. W miarę upływu lat Mary Ellen z grzecznej uczennicy przeobraziła się w partnerkę mistrza. „Nasze rozmowy przybierały często formę dość ryzykownych dyskursów. Nie zawsze Lolek grał w nich pierwsze skrzypce. Choć zwykle się starał. Przyznaję, że czasem – z miłości – oddawałam pole bez walki" – wspomina.