Hiszpania bije dziś kolejne europejskie rekordy. Już nie tylko co czwarty mieszkaniec tego kraju jest bezrobotny, ale co drugi młody (poniżej 25 lat) pozostaje bez pracy. Dlaczego kryzys tak silnie uderzył właśnie w Hiszpanię? Czy to tylko efekt siedmioletnich eksperymentów społecznych socjalistów? Niewątpliwie tak, ale też trudno oprzeć się wrażeniu, że zasadnicze znaczenie ma odwieczna mentalność Hiszpanów – nigdy niesłynących z pracowitości, nieuczących się języków obcych i niechętnie zdobywających nowe umiejętności.
Jednym z najciężej dotkniętych kryzysem regionów Hiszpanii jest wysunięta najbardziej na południe Andaluzja. Tu nie tylko przez pięć miesięcy w roku temperatura przekracza 30 stopni Celsjusza, ale też bezrobocie przekracza 30 proc. i jest wyższe niż w jakimkolwiek innym regionie Unii Europejskiej. Bez pracy jest powyżej 60 proc. młodych Andaluzyjczyków. Mieszkańcy prowincji jednak stylu życia zmieniać nie zamierzają – to ostatni region Hiszpanii, który nie zamierza wyrzekać się codziennej trzygodzinnej sjesty.
Angielski dla weterynarza
Żeby nie było wątpliwości – wszyscy młodzi mieszkańcy prowincji z zapałem opowiadają, że chcą pracować, ale nie mogą znaleźć sobie odpowiedniego zajęcia. – Nie mogę znaleźć pracy i przez to nie mogę normalnie żyć – narzeka Isabel María Alés Moyano, mieszkanka Sewilli. Ma 26 lat, skończyła studia na kierunku pomoc społeczna. – Chciałabym zostać pracownikiem socjalnym, ale prawie nigdzie nie potrzebują kogoś takiego – żali się. Nie myśli jednak, aby się dokształcić w innej dziedzinie.
Również 21-letnia Belen z Sewilli martwi się o swoją przyszłość zawodową. – Teraz studiuję, ale wiem, że przed końcem mojej nauki kryzys się nie skończy. Dlatego boję się, że nie znajdę dobrej pracy.
Według Instituto Nacional de Estadística (Narodowego Instytutu Statystyki) w ciągu pierwszych sześciu miesięcy 2012 roku do pracy wyjechało za granicę prawie 270 tysięcy Hiszpanów, czyli o 44 proc. więcej niż w tym samym czasie w roku ubiegłym. To młodzi ludzie. Najczęściej dobrze wykształceni.
Jednak zazwyczaj nie Andaluzyjczycy, bo większość z nich ma problem z językami obcymi. Podczas gdy w kryzysie w całej Hiszpanii jak grzyby po deszczu wyrosły nowe szkoły językowe, tu nadal jest ich niewiele. Spotkanie na ulicy Sewilli, Grenady, Kordoby czy Malagi kogoś mówiącego po angielsku jest prawie niemożliwe.