Minister kopacz

Kacha Kaładze miał marzenie. Teraz będzie wicepremierem Gruzji.  I kolejnym piłkarzem uwiedzionym przez politykę. Z nimi zwykle jest tak samo: w wyborach świetnie, potem bywa groteskowo

Publikacja: 13.10.2012 01:01

Minister kopacz

Foto: AFP

Było ich trzech. Obrońca Kacha z Gruzji poczuł, że musi uwolnić swój lud od tyrana. Napastnik George z Liberii – że tylko z nim jako prezydentem ten kraj pozna, co to pokój i dostatek. A napastnik Andrij z Ukrainy – że tacy jak on: młodzi, liberalni, z pieniędzmi i pomysłem na biznes, nie mogą ciągle wybierać tylko między pomarańczowymi i niebieskimi, między klanem donieckim, dniepropietrowskim czy kijowskim.

Kacha Kaładze był wyborczą wunderwaffe partii Gruzińskie Marzenie, politycznym i biznesowym wspólnikiem Bidziny Iwaniszwilego, miliardera, który właśnie odsuwa od władzy w Tbilisi Micheila Saakaszwilego. George Weah przegrał już raz wybory prezydenckie w Liberii, przegrał rok temu drugie jako kandydat na wiceprezydenta, teraz chce być senatorem i ciągle wierzy, że przyjdzie taki moment, w którym założony przez niego Kongres na rzecz Demokratycznej Zmiany przejmie władzę i rozgoni na cztery wiatry całe to towarzystwo rozkradające kraj. A Andrij Szewczenko właśnie kursuje od Kijowa po Krym wiecując, rozdając autografy i przekonując, że w wyborach parlamentarnych za dwa tygodnie warto głosować na partię Naprzód Ukraina. On jest numerem dwa na jej listach, za szefową Natalią Korolewską.

Uniwersytet San Siro

Kacha grał w piłkę z Andrijem. George nie, to starsze pokolenie. Ale wszyscy trzej mogą sobie w CV wpisać tę samą szkołę sportu, biznesu i polityki: mediolański uniwersytet San Siro, z jego magnificencją Silvio Berlusconim. San Siro to stadion Milanu, najbardziej rozpolitykowanego klubu na świecie. Klubu, który swojego właściciela wyniósł do władzy nad całym krajem. Berlusconi był potężny i bogaty jeszcze zanim w połowie lat 80. kupił AC Milan. Ale bez tej drużyny i jej sukcesów z początku lat 90., nie zostałby dwa razy premierem Włoch. Futbol był w centrum jego kampanii wyborczych. Futbol dał nazwę jego partii, Forza Italia. Polityczni spin doktorzy Silvia podpowiedzieli mu, że piłkarskie mity i piłkarski język to jedyne, co naprawdę łączy Włochów, że trzeba wyborców traktować jak kibiców. – Zamienię Italię w drugi Milan – obiecywał Berlusconi po pierwszym zwycięstwie swoim wyborcom-kibicom. Brzmiał wiarygodnie, w końcu Milan też przejmował w długach i ukarany za korupcję, a zrobił z niego w kilka lat najlepszą drużynę Europy. Dziś, choć trzy razy odsunięty od władzy, skompromitowany bunga bunga i całym korowodem innych afer, wciąż marzy o powrocie do rządowego Palazzo Chigi i nie jest bez szans.

George grał dla Berlusconiego pięć lat, to do Mediolanu przywiózł Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza świata w 1995 roku i pozostaje jedynym Afrykaninem, który ją zdobył. Andrij na dworze Silvia spędził sześć sezonów, i też zdobył Złotą Piłkę, w 2004 roku. Kacha służył u Berlusconiego dziewięć lat. W porównaniu z Weahą i Szewczenką był, by zacytować hiszpańskiego mistrza świata Joana Capdevilę, jak kaczor wśród delfinów. Oni artyści, on kopacz. Solidny, twardy obrońca. Nawet nie zawsze miał miejsce w składzie. Ale w Mediolanie zdobył wszystko, co jest do zdobycia w klubowej piłce. Tam zarobił na swoje rolls royce'y, lamborghini i ferrari. Na swój Progress Bank, gdzie jest większościowym udziałowcem, na holding Kala Kapital, fundację charytatywną. Tam też zdobył polityczne know-how. Bezcenne. On, George i Andrij patrzyli od kulis na rollercoaster wynoszący Berlusconiego do władzy i z powrotem. Uczyli się od mistrza. Jak obłaskawiać media – Milan z tego słynie – jak radzić sobie z rywalami, jak zacierać granice między polityką a show. Widzieli, że dla chcącego nic trudnego, skoro Berlusconi nawet ich klubowego fizjoterapeutę Giorgio Puricellego potrafił wypromować do regionalnych władz Lombardii.

Już wcześniej wyszli z Milanu do polityki między innymi Gianni Rivera, wybitny piłkarz, uczestnik czterech mundiali, i co najwyżej przeciętny parlamentarzysta i europarlamentarzysta, a także bramkarz Giovanni Galli, dwukrotny zdobywca Pucharu Europy, niedoszły burmistrz Florencji, szukający sobie ciągle miejsca na włoskiej prawicy. A islandzką politykę podbił były piłkarz Milanu, ale też Glasgow Rangers, Arsenalu Londyn i Nancy Albert Gudmundsson. Sportowiec, biznesmen, polityk z populistycznym zacięciem. Wybory prezydenckie przegrał, ale był ministrem finansów w swoim kraju, ministrem przemysłu. To w jego ślady idzie dziś Kaładze.

Serce bolało

Kacha, na boisku najmniej zdolny ze wspomnianej trójki, zaszedł najdalej. Będzie wicepremierem Gruzji, jednym z dwóch w przyszłym rządzie Bidziny Iwaniszwilego, oraz ministrem rozwoju regionalnego i infrastruktury. On, 34-latek bez doświadczenia politycznego, który niecałe pół roku temu ogłosił zakończenie kariery i z Włoch – przez ostatnie dwa sezony grał już nie w Milanie, a w Genoi – przeniósł się na stałe do Gruzji.

Dołączył do partii Gruzińskie Marzenie, która powstała ledwie pół roku wcześniej, gdy Iwaniszwili, najbogatszy Gruzin, miliarder z koneksjami na Kremlu, otwarcie rzucił wyzwanie prezydentowi Saakaszwilemu. – Wolałbym grać dalej, porzucam najpiękniejszy sport świata. Ale serce mnie boli od patrzenia, w jakiej nędzy żyją moi rodacy. Zaczynam najważniejszy mecz w karierze – mówił Kaładze. Już dwa tygodnie po rozstaniu z boiskiem prowadził przez ulice Tbilisi 40 tysięcy protestujących. Na koniec tego wiecu zaśpiewał na scenie syn Iwaniszwilego, raper Bera. Miliarder, który przez lata chował się przed mediami i uciekał od rozgłosu, ruszył do ofensywy, ale jej twarzą zrobił Kachę. To on, największa gwiazda gruzińskiego sportu, najpopularniejszy i najdroższy gruziński piłkarz (Milan zapłacił za niego w 2001 roku Dynamu Kijów aż 16 mln euro), kapitan kadry, zdobył w niedawnych wyborach najwięcej głosów ze wszystkich kandydatów Gruzińskiego Marzenia. Zwycięstwo tej partii było mimo wszystko zaskoczeniem, choć władza Saakaszwilego słabła, zaszkodziły jej też przekazane mediom niedługo przed wyborami nagrania pokazujące brutalność gruzińskich służb. – Władza Saakaszwilego opierała się na dwóch rzeczach: strachu i piarze. Ale wreszcie pojawiła się opozycja zdolna rzucić mu wyzwanie. To lepsze niż finał Ligi Mistrzów – mówił Kaładze po zwycięstwie wyborczym. Ma prawo porównywać, bo z Milanem wygrał dwa takie finały.

Najpotężniejszego oligarchę Włoch Kaładze zamienił na najpotężniejszego oligarchę Gruzji. Berlusconi też wygrał pierwsze wybory (w roku 1994) niespodziewanie, też niedługo przed nimi pojawił się na scenie z nowym projektem politycznym – nazwał to „zejściem na boisko" – budując potęgę jako człowiek z zewnątrz, kosztem polityków skompromitowanych w akcji „Czyste ręce".

Gruzińska kampania wyborcza była momentami brutalna. – Zdarzało się, że ludzie rzucali we mnie kamieniami. Pluli, wyzywali – mówi Kaładze. Rządowe media do znudzenia przypominały nagrania mające udowadniać, że Kaładze ma kontakty ze zorganizowaną przestępczością, z handlarzami narkotyków. Wymierzono mu też 10 milionów dolarów kary za to, że przez Progress Bank nielegalnie finansował kampanię wyborczą. Gdy odmówił zapłacenia kary, władze kazały zająć niektóre jego nieruchomości i samochody.

On mówi, że to wszystko nagonka. Ale prokuratorzy z włoskiej Cremony uśmiechali się znacząco, gdy Kaładze mówił po ogłoszeniu nominacji na ministra, że jak będzie trzeba, to skorzysta ze swoich licznych znajomości za granicą. Prokuratura w Cremonie bada wielką aferę korupcyjną we włoskiej piłce i wśród nagrań, które zebrała z podsłuchów, są też rozmowy telefoniczne Kachy. – On nie jest w centrum śledztwa dotyczącego ustawiania meczów, ale te jego znajomości są naprawdę niepokojące – powiedział jeden z prokuratorów w rozmowie z „Corriere della Sera".

Afera wybuchła niedługo po tym, jak Kaładze zakończył karierę. Jego Genoa to jeden z klubów najmocniej zamieszanych w ten skandal. Z policyjnych raportów wynika, że mafiosi niepokojąco często odwiedzali jej piłkarzy, w tym Kaładzego. A na jednym z nagrań Kacha rozmawia jak bliski znajomy z Safetem Alticiem, przemytnikiem narkotyków, podejrzanym o udział w mafii ustawiającej mecze. Potem Altić mówi kolejnemu swojemu rozmówcy, że Kaładze ma kupić drzwi za 50 tysięcy euro. Prokuratorzy nie są pewni, czy „drzwi" oznaczały mecze, czy narkotyki, ale wyjaśnienia Kachy, że właśnie wykańczał dom w Gruzji, średnio ich przekonują. Ten wątek został odłożony w śledztwie na później, ale czy uda się przesłuchać Kachę teraz, gdy zostanie wicepremierem, wątpliwe. Snuje już plany dla swojego resortu. Czystki nie będzie robił, bo jak tłumaczy, to jedno z niewielu ministerstw, które dobrze pracowało za poprzedniej władzy. – Ale ciągle jest wiele dróg i wodociągów do poprawienia – zapowiada. Z powodu gruzińskich dróg swoje najlepsze auta zostawił we Włoszech, pora to zmienić. Zapowiedział przerwanie budowy miasta Lazika nad Morzem Czarnym, sztandarowego projektu prezydenta Saakaszwilego, gruzińskiej Gdyni. Ale dokończy inny wielki projekt, linię kolejową z Azerbejdżanu przez Gruzję do Turcji. Chce też, jak Saakaszwili, Gruzji w UE I NATO. To sygnał dla tych, którzy zarzucają ekipie Iwaniszwilego, że wepchnie Gruzję z powrotem w objęcia Rosji i Władimira Putina. Choć akurat dla mistrza Berlusconiego to żaden powód do strachu. Ostatnio opuścił derby Mediolanu, bo kolidowały z 60. urodzinami jego przyjaciela Putina.

Przyszłość koncesjonowana

Andrij Szewczenko też od demonizowania Putina jest daleki, lubi silnych przywódców. Złośliwi mówią nawet, że lubi wszystkich przywódców, bo stawał do zdjęć i z Leonidem Kuczmą, i pomarańczowymi z poprzedniej władzy, i niebieskimi z obecnej. Ukraina Wpered, czyli Naprzód Ukraina, czyli po włosku – Silvio byłby dumny – Forza Ucraina, to zagadka. Z korzeniami socjaldemokratycznymi, ale teraz partia biznesu. Jej liderka Natalia Korolewska, ledwie rok starsza od Szewczenki, kiedyś była stronniczką Julii Tymoszenko. Wybiła się na samodzielność tak szybko i z tak wielkimi pieniędzmi na kampanię wyborczą – podczas Euro 2012 jej plakaty były wszędzie, a klipy wyborcze leciały w każdej przerwie reklamowej w państwowych telewizjach, – że mało kto wierzy w jej opozycyjność. Ponoć jej partia jest wspierana przez obecne władze, żeby rozwodnić opozycję i zabrać głosy albo Batkiwszczynie Tymoszenko albo UDAR-owi boksera Witalija Kliczki. Ale mimo wielkich wydatków partia wciąż jest w sondażach poniżej pięcioprocentowego progu wyborczego. Nie pomogło jej też wsparcie Szewczenki, który niespodziewanie dołączył do Korolewskiej pod koniec lipca. – Dlaczego Ukraina Wpered? Bo to partia przyszłości. Partia młodych liderów – mówił. Szewczenko był przez kilkanaście ostatnich lat najlepszym ambasadorem Ukrainy: elegancki na boisku i poza nim, kolekcjonujący sukcesy. Ale nigdy nie uchodził za szczególnie lotnego, a teraz zarzuca mu się nie tylko, że wspiera koncesjonowanych liberałów przeciw prawdziwym liberałom Kliczki, ale też, że dołączył do partii skuszony wielkimi pieniędzmi obiecanymi przez władze. – Bzdura, wręcz przeciwnie, zainwestowałem w partię swoje oszczędności – przekonuje. Zapewnia, że wydał już na wybory milion euro. Główne przesłanie kampanii Naprzód Ukrainy: średnia płaca 1000 euro i emerytura 500 euro, to jest możliwe. Na wiecach, gdy się pojawia Szewczenko, jest szał i kolejka łowców autografów, ale na sondaże to niespecjalnie wpływa. Sam Andrij, choćby nazbierał rekordowo dużo głosów, może nie dać rady przeciągnąć partii ponad próg. Pod tym względem historia Kaładze jest wyjątkowa: nie dość, że był lokomotywą wyborczą silnej partii, to jeszcze po zwycięstwie nie stał się paprotką, ale dostał naprawdę ważne stanowisko.

Piłkarz wicepremierem – trudno będzie to przelicytować, chyba że gniew liberyjskich oburzonych w końcu jednak wyniesie do władzy Weaha. To jest jego elektorat: ludzie odrzuceni, najbardziej sponiewierani kilkunastoletnią wojną domową, młodzi bezrobotni. Weah najpierw pomagał im jako filantrop, potem chciał to robić jako prezydent. W 2005 roku nawet wygrał pierwszą turę, ale przed drugą zmobilizowano wyborców, strasząc ich rządami niewykształconego idola bez doświadczenia w polityce. I wygrała ekonomistka po Harvardzie Ellen Johnson Sirleah, rok temu wybrana na kolejną kadencję, po tym jak Weah i jego kandydat na prezydenta Winston Tubman wycofali się z drugiej rundy, przekonani, że dojdzie do fałszerstw. Zapowiada, że jeszcze wróci.

Senator Lato ma głos

Jeśli mu się nie uda albo jeśli gwiazda Kaładze szybko zgaśnie (gwiazda Alberta Gudmundssona zgasła nagle, z powodu skandalu finansowego), to wzorem politycznej kariery człowieka futbolu pozostanie cały zastęp tych, którzy dawną sławę wykorzystywali, by zebrać głosy dla swoich partii, a potem zadowalali się miejscem w cieniu. Jozsef Bozsik z węgierskiej złotej jedenastki był parlamentarzystą w latach 60., niedawno Olech Błochin łączył mandat deputowanego partii komunistycznej z funkcją selekcjonera Ukrainy, Marc Wilmots był senatorem partii liberalnej w Belgii, ale zrezygnował, teraz prowadzi reprezentację. Polskie przykłady też znamy. Kiedyś senator Grzegorz Lato, który miał świetny wynik wyborczy, a potem przez całą kadencję raz zabrał głos, potem senator Antoni Piechniczek, a teraz posłowie Roman Kosecki, Cezary Kucharski (wszyscy z PO) i Jan Tomaszewski z PiS. Każdy z parlamentarzystów koalicji dostał mocny mandat w wyborach, ale ministrem sportu została Joanna Mucha, bo tacy sportowi celebryci zwykle nie są najmocniejsi w partyjnych układach.

Innego wariantu próbowała Brazylia, gdzie na ministrów sportu wzywano piłkarskie legendy spoza parlamentu. Zico, ale przede wszystkim Pelego, uważanego za piłkarza wszech czasów, człowieka, od którego w latach jego świetności bardziej znana na świecie była tylko Coca-Cola. Pele, jeden z pierwszych piłkarzy, którzy zarejestrowali swoje imię jako znak handlowy, idealny konformista, na początku lat 90. zaczął bić na alarm, odsłaniając korupcję i zepsucie brazylijskiej piłki. Zrobiono go więc superministrem sportu, był nim od 1995 do 1998 roku. Stworzył plan uwolnienia brazylijskiego futbolu od niebezpiecznych związków, nadzorował pisanie nowego prawa, był szeryfem. Ale potem się okazało, że szeryf obalał stare układy również po to, żeby w nowych znalazło się więcej miejsca dla jego firmy Pele Sports & Marketing. W wielkim śledztwie, które ruszyło niedługo po jego rządach, wieloletni wspólnik Pelego usłyszał pięć zarzutów, okazało się nawet, że ich firma przywłaszczyła sobie pieniądze, za które miała organizować charytatywny mecz dla Unicefu. „Pele zawiódł nas wszystkich. Zaprzedał duszę diabłu" – napisała jedna z gazet.

Romario demaskuje

Teraz najsłynniejszym piłkarzem-politykiem jest Romario, deputowany brazylijskiego Kongresu z Partii Socjalistycznej. Samozwańcze sumienie brazylijskiego futbolu, donośne jak nasz Jan Tomaszewski. Romario obiecywał w kampanii walkę o los biednych dzieci, ale wciągnęło go demaskowanie wszystkich przekrętów federacji piłkarskiej i komitetu olimpijskiego, zwłaszcza przy przygotowaniach do mundialu w Brazylii w 2014 roku i igrzysk w Rio w 2016 roku. Romario nic się nie podoba. Z ław Kongresu wzywa panią prezydent Brazylii, żeby zwolniła trenera kadry, bo inaczej drużyna nie wyjdzie we własnym mundialu z grupy. Wzywa, żeby rozbić kartel zwany federacją piłkarską, gdzie się promuje tylko tych piłkarzy, od których transferów działacze zapewnili sobie zyski. Romario krytykuje opóźnienia w przygotowaniach do mundialu, demaskuje jako oszusta Carlosa Nuzmana, wieloletniego szefa komitetu olimpijskiego. Przez swoją stronę internetową denuncjuje nieprawidłowości przy sprzedaży biletów na mundial i igrzyska. Jest nie tyle trybunem ludowym, ile tubą ludową.

Ale ministrem sportu raczej nie zostanie. Nie tylko dlatego, że ludzie za dobrze pamiętają, że sam miał kłopoty i z przejrzystością, i z płaceniem podatków. Również dlatego, że Brazylia, i nie tylko ona, już się przekonała: jeśli piłkarz trafia do rządu, albo i wyżej, powinieneś zacząć się zastanawiać, czy z twoim krajem na pewno wszystko jest w porządku.

Było ich trzech. Obrońca Kacha z Gruzji poczuł, że musi uwolnić swój lud od tyrana. Napastnik George z Liberii – że tylko z nim jako prezydentem ten kraj pozna, co to pokój i dostatek. A napastnik Andrij z Ukrainy – że tacy jak on: młodzi, liberalni, z pieniędzmi i pomysłem na biznes, nie mogą ciągle wybierać tylko między pomarańczowymi i niebieskimi, między klanem donieckim, dniepropietrowskim czy kijowskim.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą