Było ich trzech. Obrońca Kacha z Gruzji poczuł, że musi uwolnić swój lud od tyrana. Napastnik George z Liberii – że tylko z nim jako prezydentem ten kraj pozna, co to pokój i dostatek. A napastnik Andrij z Ukrainy – że tacy jak on: młodzi, liberalni, z pieniędzmi i pomysłem na biznes, nie mogą ciągle wybierać tylko między pomarańczowymi i niebieskimi, między klanem donieckim, dniepropietrowskim czy kijowskim.
Kacha Kaładze był wyborczą wunderwaffe partii Gruzińskie Marzenie, politycznym i biznesowym wspólnikiem Bidziny Iwaniszwilego, miliardera, który właśnie odsuwa od władzy w Tbilisi Micheila Saakaszwilego. George Weah przegrał już raz wybory prezydenckie w Liberii, przegrał rok temu drugie jako kandydat na wiceprezydenta, teraz chce być senatorem i ciągle wierzy, że przyjdzie taki moment, w którym założony przez niego Kongres na rzecz Demokratycznej Zmiany przejmie władzę i rozgoni na cztery wiatry całe to towarzystwo rozkradające kraj. A Andrij Szewczenko właśnie kursuje od Kijowa po Krym wiecując, rozdając autografy i przekonując, że w wyborach parlamentarnych za dwa tygodnie warto głosować na partię Naprzód Ukraina. On jest numerem dwa na jej listach, za szefową Natalią Korolewską.
Uniwersytet San Siro
Kacha grał w piłkę z Andrijem. George nie, to starsze pokolenie. Ale wszyscy trzej mogą sobie w CV wpisać tę samą szkołę sportu, biznesu i polityki: mediolański uniwersytet San Siro, z jego magnificencją Silvio Berlusconim. San Siro to stadion Milanu, najbardziej rozpolitykowanego klubu na świecie. Klubu, który swojego właściciela wyniósł do władzy nad całym krajem. Berlusconi był potężny i bogaty jeszcze zanim w połowie lat 80. kupił AC Milan. Ale bez tej drużyny i jej sukcesów z początku lat 90., nie zostałby dwa razy premierem Włoch. Futbol był w centrum jego kampanii wyborczych. Futbol dał nazwę jego partii, Forza Italia. Polityczni spin doktorzy Silvia podpowiedzieli mu, że piłkarskie mity i piłkarski język to jedyne, co naprawdę łączy Włochów, że trzeba wyborców traktować jak kibiców. – Zamienię Italię w drugi Milan – obiecywał Berlusconi po pierwszym zwycięstwie swoim wyborcom-kibicom. Brzmiał wiarygodnie, w końcu Milan też przejmował w długach i ukarany za korupcję, a zrobił z niego w kilka lat najlepszą drużynę Europy. Dziś, choć trzy razy odsunięty od władzy, skompromitowany bunga bunga i całym korowodem innych afer, wciąż marzy o powrocie do rządowego Palazzo Chigi i nie jest bez szans.
George grał dla Berlusconiego pięć lat, to do Mediolanu przywiózł Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza świata w 1995 roku i pozostaje jedynym Afrykaninem, który ją zdobył. Andrij na dworze Silvia spędził sześć sezonów, i też zdobył Złotą Piłkę, w 2004 roku. Kacha służył u Berlusconiego dziewięć lat. W porównaniu z Weahą i Szewczenką był, by zacytować hiszpańskiego mistrza świata Joana Capdevilę, jak kaczor wśród delfinów. Oni artyści, on kopacz. Solidny, twardy obrońca. Nawet nie zawsze miał miejsce w składzie. Ale w Mediolanie zdobył wszystko, co jest do zdobycia w klubowej piłce. Tam zarobił na swoje rolls royce'y, lamborghini i ferrari. Na swój Progress Bank, gdzie jest większościowym udziałowcem, na holding Kala Kapital, fundację charytatywną. Tam też zdobył polityczne know-how. Bezcenne. On, George i Andrij patrzyli od kulis na rollercoaster wynoszący Berlusconiego do władzy i z powrotem. Uczyli się od mistrza. Jak obłaskawiać media – Milan z tego słynie – jak radzić sobie z rywalami, jak zacierać granice między polityką a show. Widzieli, że dla chcącego nic trudnego, skoro Berlusconi nawet ich klubowego fizjoterapeutę Giorgio Puricellego potrafił wypromować do regionalnych władz Lombardii.
Już wcześniej wyszli z Milanu do polityki między innymi Gianni Rivera, wybitny piłkarz, uczestnik czterech mundiali, i co najwyżej przeciętny parlamentarzysta i europarlamentarzysta, a także bramkarz Giovanni Galli, dwukrotny zdobywca Pucharu Europy, niedoszły burmistrz Florencji, szukający sobie ciągle miejsca na włoskiej prawicy. A islandzką politykę podbił były piłkarz Milanu, ale też Glasgow Rangers, Arsenalu Londyn i Nancy Albert Gudmundsson. Sportowiec, biznesmen, polityk z populistycznym zacięciem. Wybory prezydenckie przegrał, ale był ministrem finansów w swoim kraju, ministrem przemysłu. To w jego ślady idzie dziś Kaładze.