Romantyczny powab komunizmu

Ernesto Che Guevara jako „ikona komunizmu"? Taka formuła budzi niewątpliwie skojarzenia religijne. Ba, prezydent Wenezueli Hugo Chavez porównał nawet Che do Chrystusa.

Publikacja: 20.10.2012 01:01

Cokolwiek by myśleć o tak karkołomnym zestawieniu, warto zwrócić uwagę na pewien szczegół. W Pierwszym Liście do Koryntian św. Paweł wyznaje: „głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan". Kult Che wywołuje analogiczne reakcje. Budzi zgorszenie wśród ludzi zachowujących świadomość tego, czym był realny komunizm, natomiast uchodzi za głupotę w oczach osób, które o realnym komunizmie pojęcia nie mają lub mieć nie chcą.

A co z wyznawcami Che? To dość zróżnicowana sekta. Bo przecież stawianie w jednym szeregu rozmaitych lewackich partyzantek w Trzecim Świecie z europejską bananową młodzieżą odzianą w T-shirty zdobione podobizną argentyńskiego rewolucjonisty to nieporozumienie.

W niejednym kraju latynoamerykańskim społeczeństwo targane jest brutalnymi kontrastami. Trudno się dziwić tamtejszym niepiśmiennym chłopom, którzy o Katyniu nie mieli szansy nigdy usłyszeć, że dają się ponieść radykalnym hasłom wyzwolenia spod dyktatury lokalnych oligarchów. Oni myślą wyłącznie o własnych interesach ekonomicznych. Dla nich komunizm to środek, a nie cel.

Inaczej rzecz się ma z europejskimi wyznawcami Che. Ci są głęboko przejęci niedolą niepiśmiennych chłopów w Ameryce Łacińskiej, ale już żeby zasilić szeregi jakiejś partyzantki w egzotycznym zakątku planety, raczej się nie kwapią. Prędzej wywołują rozmaite zadymy w swoich cywilizowanych ojczyznach, a więc tam, gdzie policja, kierując się „prawami człowieka", nie wyrządzi nikomu dużej krzywdy. W takich okolicznościach bezpiecznie jest naśladować Che.

Oczywiście, zawsze nasuwa się pytanie: dlaczego fascynacja jednym zbrodniarzem uważana jest za coś haniebnego, a innym – nie? Bo przecież wyjście na ulicę któregokolwiek z europejskich miast w T-shircie z podobizną Adolfa Hitlera wydaje się dość ryzykowne. Można chociażby popaść w kolizję z prawem, które skutecznie pilnuje tego, żeby emblematy nazistowskie nie znalazły się w przestrzeni publicznej.

Najczęściej pada następująca odpowiedź: Hitler głosił zbrodniczą ideologię, a Che chciał uszczęśliwić ludzkość. To, że w pewnym momencie używane przez nich środki się zbiegły, nie oznacza, że ich cele przestały się różnić.

Takie podejście jest naciągane. Komunizm traktowany jest łagodniej niż nazizm, ponieważ – jak wiadomo – historię piszą zwycięzcy. W tym przypadku zwycięzcami okazały się państwa koalicji antyhitlerowskiej – to one w drugiej wojnie światowej pokonały Niemcy. Szczególny udział w tym zwycięstwie miał Związek Sowiecki, któremu już nikt nie wytykał wcześniejszego sojuszu z Trzecią Rzeszą.

To jednak tylko część prawdy. Od dwustu lat po prostu oddziałuje na nas kultura romantyczna. Przywiązujemy sporą wagę do namiętności. Także w polityce. Żadna idea polityczna nie zdobędzie zwolenników, jeśli będzie miała temperaturę letnią. Poparcie zyskuje ta, która zdolna jest natchnąć masy. Przykłady to rozmaite nacjonalizmy oraz lewicowe ideologie. Rzecz jasna, gdy dochodzi do realizacji jakiegoś projektu, następuje rozczarowanie. Zderzenie z prozą życia okazuje się bolesne.

Komunizm XX wieku miał dwa odmienne oblicza: romantyczne oraz realne. Na etapie przekuwania ideologii w coś namacalnego komunizm romantyczny przepoczwarzał się w realny, a ideał sięgał bruku. Szczytne slogany przemieniały się w siermiężną codzienność.

Nie wszystkie nurty komunizmu były jednak przeszczepiane na grunt Polski. Dlatego wokół takich postaci jak Che, Mao czy Trocki można roztaczać aurę niewinnej, rewolucyjnej legendy, która jest pociągająca zwłaszcza dla młodych buntowników. Trudno byłoby znaleźć w Polsce kogokolwiek, kto ma jakieś negatywne wspomnienia związane bezpośrednio z działalnością wymienionych trzech osób. W naszym kraju Che stanowi więc abstrakcję. Potrzeba ponadprzeciętnej świadomości politycznej i historycznej, żeby nabrać do niego krytycznego stosunku.

Tymczasem warto zauważyć, że nad Wisłą ilość tych, którzy się kultem Che gorszą, maleje, podczas gdy ilość tych, dla których ów kult to głupota, rośnie. Taki już los radykalizmów w epoce postpolityki. Nawet romantyczny powab przestaje im pomagać. Brzmią one zbyt patetycznie, zbyt poważnie, dla uszu ironicznie usposobionych i indywidualistycznie nastawionych do życia mieszczan, którzy swoje namiętności lokują gdzie indziej niż w obietnicach nowego, wspaniałego świata.

Być może zatem dobrze by było, żeby jednak w Polsce komunistyczne emblematy spotykały się z oburzeniem. Oczywiście oburzenie samo w sobie nie jest właściwą reakcją, bo wyraża sprzeciw wobec spraw minionych. Ale świadczy ono przynajmniej o tym, że temu, kto się oburza, rozmaite wizje świata nie są obojętne. Przejęcie się kultem Che może bowiem zwiastować sprzeciw wobec znacznie poważniejszych politycznych opresji. Tych, które naprawdę doskwierają dziś Polakom, nie mają już rodowodu peerelowskiego i chowają się za fasadą postpolityki.

Cokolwiek by myśleć o tak karkołomnym zestawieniu, warto zwrócić uwagę na pewien szczegół. W Pierwszym Liście do Koryntian św. Paweł wyznaje: „głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan". Kult Che wywołuje analogiczne reakcje. Budzi zgorszenie wśród ludzi zachowujących świadomość tego, czym był realny komunizm, natomiast uchodzi za głupotę w oczach osób, które o realnym komunizmie pojęcia nie mają lub mieć nie chcą.

A co z wyznawcami Che? To dość zróżnicowana sekta. Bo przecież stawianie w jednym szeregu rozmaitych lewackich partyzantek w Trzecim Świecie z europejską bananową młodzieżą odzianą w T-shirty zdobione podobizną argentyńskiego rewolucjonisty to nieporozumienie.

W niejednym kraju latynoamerykańskim społeczeństwo targane jest brutalnymi kontrastami. Trudno się dziwić tamtejszym niepiśmiennym chłopom, którzy o Katyniu nie mieli szansy nigdy usłyszeć, że dają się ponieść radykalnym hasłom wyzwolenia spod dyktatury lokalnych oligarchów. Oni myślą wyłącznie o własnych interesach ekonomicznych. Dla nich komunizm to środek, a nie cel.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy