Z bliska widać, że to ścięte mrozem ostatnie liście topoli: niemal okrągłe, kruche i nieefektowne, nie trafią do pejzaży ani do przedszkolnych wyklejanek: jedne z rozmazaną plamą rdzy, inne jak wypalona kość. Fryzjerki, stylistki i dekoratorki wnętrz zwykły określać ten odcień terminem ekri, stawiając przy tym akcent, jakby stąpały w chodakach. Tymczasem tę złamaną, przykurzoną biel z sugestią żółci, ale i bladego błękitu, najstosowniej byłoby nazwać kolorem pergaminowym. Ale skąd tu pergamin, jesienią 2012?

Wyobraźnia podsuwa mi obraz hrabiego Gurowskiego: spiskowca, pierwowzoru Kordiana, listopadowego emigranta, który udręczony pustką i błahością polskich swarów, w roku 1834 zwróci się z pokornym listem do Mikołaja I, błagając go o możliwość oddania się na jego służbę. „Nie chcę pozostać poddanym anarchii, niewiedzy, nienawiści i przynależeć do trupa!" – krzyczy uczestnik bitwy pod Olszynką Grochowską.

Granica Cesarstwa otwiera się przed nim, ale łaska ma swoje granice. „Co począć dziś w Rosji z Polakiem przywróconym do łask? Prawdziwi Rosjanie zawsze będą mu zazdrościć, a dla swoich nowych panów zawsze będzie podejrzany" – napisze już niedługo de Custine. Hrabia w błękitnych okularach krąży z odrapanym kufrem wypełnionym książkami, rzucany decyzjami III Oddziału na służbę do kolejnych gubernialnych kancelarii. Nic, nawet pyszna metafora Rosji jako „pnia Słowiańszczyzny", która pozwala uznać los Królestwa Kongresowego za „oczyszczanie drzewa ze zbędnych gałęzi", nie jest w stanie zapewnić mu upragnionej przemiany.

Jak wyrzec się skutecznie, jak wyrwać z siebie znienawidzony, jezuicko-szlachecki korzeń? W spokojnych, chłodnych nurtach Rosji dojrzewa już zdanie o „wyciskaniu z siebie niewolnika kropla po kropli", ale dla choleryka z klejnotem to za mało. Nocami, obsesyjnie, do świtu, drze na coraz drobniejsze płatki pergaminy z nadaniami godności i królewszczyzn, wywiezione ongiś pod koszulą z rodzinnego dworku i ciśnięte, już w Paryżu, na dno kufra. Barin soszeł s uma, wzrusza ramionami służący, zamiatając co rano izbę. Nie rozumie, jak wielki to wysiłek: wyzbycie się tego, co tak ciasne, partykularne, wszystkich tych nieznośnych amarantów.

Gdzieś wysoko hrabia drze pergaminy (w dole szarzeje trawnik); wściekle, niezmordowanie, już trzeci wiek. Obok niego, przysiadłszy na tej samej gałęzi, wspierają go, skubiąc materiał, jakby drobili zacierki, Tadeusz Kroński i Maria Peszek.