Rogate dusze

Dzieciaki potrzebują wsparcia, bo inaczej wierzą, że są do niczego

Publikacja: 24.11.2012 00:01

Leń, tuman, głupek. Nic z ciebie nie będzie. Skończysz na bezrobociu albo w więzieniu – takie słowa wiele dzieci słyszy codziennie w szkole, a nawet od rodziców. I przestają wierzyć w siebie, nie czują się zdolne do tego, żeby osiągnąć sukces, choćby niewielki.

– Majewski, nie rokujesz! To była mantra, którą powtarzała mi przez cztery lata w liceum jedna z nauczycielek – wspomina Szymon Majewski, satyryk, dziennikarz, który prowadził w TVN program „Szymon Majewski Show". – Nie byłem jakimś szczególnie niegrzecznym uczniem, ale nie potrafiłem się uczyć. Okropnie się nudziłem. Roznosiło mnie, więc coś tam dopowiadałem, lubiłem dorzucić nauczycielowi jakąś puentę – wspomina.

Problemy miała też podróżniczka i pisarka Beata Pawlikowska. – Walczyłam ze wszystkimi nauczycielami – opowiada. – Buntowałam się przeciwko temu, że muszę się uczyć na przykład wzorów chemicznych, które nie miały żadnego związku z tym, co myślałam i czułam – dodaje.

Pawlikowska i Majewski o niemiłych wspomnieniach związanych ze szkołą mogliby opowiadać bez końca. – Bardzo często nauczyciel stawiał mnie na środku klasy i mówił: „Zobaczcie, jak ona się ubiera", a do mnie: „Kim ty właściwie jesteś" – wspomina Pawlikowska.

Wtóruje jej Szymon Majewski: – Do dziś budzę się zlany potem, bo śni mi się moja matura albo jakaś inna historia szkolna.

Jednak mimo problemów oboje skończyli szkoły, a nawet odnieśli spektakularny sukces. Są znani, przez wielu lubiani, dobrze zarabiają. Przez nikogo nie zostali stłamszeni. Tylko czy każdy, kogo w dzieciństwie pozbawiono wiary w siebie, ma szanse na szczęśliwą dorosłość?

Psychologowie są zgodni: dzieci, które słyszą o sobie, że są leniwe i nic nie potrafią, mają niską samoocenę, brakuje im wiary w siebie i boją się wielu rzeczy. – To wpływa nie tylko na ich życie szkolne, ale też na codzienne funkcjonowanie wśród koleżanek i kolegów – mówi Katarzyna Knopp, psycholog rozwoju i wychowania z UKSW.  I dodaje: – Osoby dorosłe, które w dzieciństwie rzadko były chwalone albo wręcz słyszały, że do niczego się nie nadają, zwykle nie wierzą w siebie. Wiele badań psychologicznych pokazuje, że mają gorszy status społeczno-ekonomiczny czy pracę, która jest słabo płatna.

Prawo do sukcesu

Potwierdza to Marlena Kossakowska, psycholog z SWPS: – Osoby dorosłe, które jako dzieci nie były wspierane w domu rodzinnym, często szukają miłości i akceptacji za wszelką cenę. Wybierają wtedy złych partnerów czy wpadają w złe środowisko. W zamian za akceptację są w stanie robić rzeczy niemoralne.

Jeśli dziecko zostało obdarzone wyjątkowo silną osobowością, jest w stanie poradzić sobie samo. Częściej jednak trzeba podać mu rękę. Robi to Akademia Przyszłości, która powstała po to, żeby pomóc dzieciom uwierzyć w siebie. – Tysiące dzieci są skazane na porażkę tylko dlatego, że nikt nie uczy ich wiary we własne siły – tłumaczy Agata Kołomyjska z Akademii Przyszłości.

Choć brzmi to trochę jak bajka, która nigdy się nie spełnia, Akademia Przyszłości to rzeczywistość. Działa już od dziesięciu lat i ma na swoim koncie kilka sukcesów. Powstała z inicjatywy Stowarzyszenia Wiosna, bardziej znanego jako organizator przedświątecznej akcji „Szlachetna paczka". O ile jednak ta inicjatywa jest typowym jednorazowym zrywem przed Bożym Narodzeniem, o tyle Akademia Przyszłości wymaga od wolontariuszy zaangażowania na dłużej. „To całoroczny program indywidualnych spotkań edukacyjnych dla dzieci, które wychowują się w trudnych warunkach i mają przez to problemy w nauce. Tutaj każde dziecko ma prawo do sukcesu!" – czytamy w założeniach programowych.

Wolontariusz przez cały rok szkolny spotyka się z dzieckiem i odrabia z nim lekcje. Każde dziecko ma indeks sukcesów, do którego wspólnie z wolontariuszem tutorem po każdym spotkaniu wpisuje osiągnięcia. – Czasami dzieci nie wiedzą, co wpisać – opowiada Kołomyjska. Wolontariusz podpowiada: rozwiązałeś samodzielnie tamto zadanie, które sprawiało ci trudność, a ostatnio przyszedłeś punktualnie do szkoły. – Później dzieci już same wiedzą, co jest ich sukcesem.

Bo wolontariusz staje się przyjacielem takiego osamotnionego, pozostawionego samemu sobie dziecka. Nie tylko pomaga mu w nauce, ale rozmawia z nim, chodzi do kina i na pizzę. Poświęca mu czas i uwagę. Z początkiem nowego roku szkolnego prawie półtora tysiąca wolontariuszy w całej Polsce ruszyło z pomocą. Choć wielu z nich przyznaje, że łatwo nie jest.

Krzysztof Bieńkowski, student, wolontariusz Akademii Przyszłości: – Spotykałem się z chłopcem z szóstej klasy, któremu wyraźnie brakowało ojca. Nie wierzył w siebie. W domu miał trudną sytuację. Swoje dokładali nauczyciele. Uważali, że to taki chłopak, który po lekcjach podpala samochody i wybija szyby. Od matematyczki wiele razy słyszał, że nic z niego nie będzie. W szkole uznano, że najlepsza ocena, na jaką go stać, to trójka, a on w to uwierzył.

A że Szymon nie jest kiep...

Choć brzmi to jak truizm, szkoła rzeczywiście często nie potrafi w porę zauważyć problemów dzieci. Nie potrafi albo nie chce. – Niektóre dzieci mają większe potrzeby edukacyjne. Niestety, klasy są duże, do niektórych chodzi ponad 30 osób. Takie warunki nie pozwalają na indywidualne traktowanie dzieci i bywa, że nauczyciele po prostu tracą cierpliwość do słabszych uczniów – przyznaje Katarzyna Knopp.

Dobrze pamięta to Bartosz Szpurek. – Jestem po dziecięcym porażeniu mózgowym. Byłem dzieckiem ruchliwym, ciekawym świata, nadpobudliwym. Szkoła nie wiedziała, jak się wobec mnie zachować. Dodatkowo rodzice koleżanek i kolegów mieli do mnie pretensję o to, że nauczyciele poświęcają mi za dużo czasu. Chcieli mnie wypchnąć do szkoły specjalnej – opowiada Szpurek, który pomimo niepełnosprawności jest dziś dziennikarzem. Pracuje w TVN, dla programu „Dzień dobry TVN" robi reportaże na temat osób niepełnosprawnych, założył też radio oraz portal niewidzialni.eu. – To rodzice obronili mnie przed szkołą specjalną. Tam postawiono by na mnie krzyżyk – dodaje.

Rodzina wspierała także Szymona Majewskiego. – Miałem gigantyczne oparcie. Zwłaszcza w mamie i w dziadku, który miał ogromne poczucie humoru. Pamiętam, że gdy coś mi nie wychodziło, dziadek śpiewał taką przedwojenną piosenkę, do której dorzucił moje imię: „a że Szymon nie jest kiep, to z tej mąki będzie chleb" – wspomina satyryk.

Z „tej mąki chleb" był także w przypadku Thomasa Edisona, Amerykanina, wynalazcy, dzięki któremu dziś w sklepie można kupić żarówki.

Szkoły chyba od zawsze miały kłopot z wybujałymi indywidualnościami. Nie inaczej było w XIX-wiecznej Ameryce. Edison zadawał zbyt wiele pytań. Nauczycieli to irytowało. Szybko stał się ich utrapieniem i najgorszym uczniem w klasie. Kiedy raz usłyszał od nauczyciela, że nic z niego nie będzie, wybiegł ze szkoły i nie chciał do niej wrócić. Uczył się sam, a pomagał mu ojciec. W wieku 39 lat udoskonalił żarówkę i założył przedsiębiorstwo o nazwie Edison Electric Light Company (dziś znane jako General Electric). Jego firma zbudowała pierwszą na świecie elektrownię.

Marlena Kossakowska, psycholog: Rodzina jest pierwszym źródłem informacji na temat dziecka, zwłaszcza matka. Kiedy dziecko czuje się dobrze w rodzinie, to czuje się też kochane, lubiane, wartościowe. Wtedy to, czy zostanie pochwalone przez nauczyciela czy nie, jest mniej ważne.

Nienawidzę wszystkich

Wsparcie w rodzinie to rzecz, którą większość dzieci trafiających do Akademii Przyszłości bardzo chciałaby mieć. Jednak zazwyczaj problemy w domu pociągają za sobą problemy w szkole. Dzieci, które nie mają oparcia w bliskich, są wycofane albo zbuntowane, mają też kiepskie wyniki w nauce.

Ola, wychowanka Akademii Przyszłości, ma pięcioro młodszego rodzeństwa. Kiedy wraca ze szkoły, widzi zmęczoną mamę, która po pracy musi zająć się młodszymi dziećmi. Tata, żeby utrzymać rodzinę, pracuje na dwie zmiany. Do domu przychodzi, kiedy dzieci już śpią. Ola nie ma nikogo, z kim mogłaby porozmawiać, opowiedzieć o ważnych dla niej sprawach. Uważa więc, że nikt jej nie słucha, bo mówi same głupie rzeczy. To dlatego w szkole też się do nikogo nie odzywa.

Dziesięcioletnim Jarkiem mama przestała się interesować, bo bardziej interesował ją alkohol. Chłopiec przeprowadził się do ojca na Śląsk. Ale tata zginął w wypadku samochodowym. Jarek wrócił więc do matki. Nie był z tego powodu zadowolony i zaczął wyżywać się na kolegach z klasy, uciekać ze szkoły. Ciągle powtarzał: – Nienawidzę wszystkich!

Wsparcia w rodzicach brakowało też Jakubowi Błaszczykowskiemu, piłkarzowi, kapitanowi reprezentacji Polski. Kiedy był dzieckiem, jego ojciec zabił mamę. Umarła na oczach syna. Mały Kuba zamieszkał z babcią, która starała się go wychować najlepiej, jak potrafiła. Nie zawsze jednak dawała sobie z nim radę. – Nauczyciele i bliscy mieli ze mną dużo kłopotów, gdy dorastałem. Zwłaszcza w szkole bywało gorąco – wspominał w wywiadach dla kolorowych magazynów Błaszczykowski. – A to wyrzuciłem komuś sweter przez okno w odwecie za coś tam, a to komuś przyłożyłem. Cóż, byłem zadziorny, ale wydawało mi się, że jak się biję, to w słusznej sprawie. Dość szybko jednak zyskałem sobie w szkole opinię łobuza i potem co bym nie zrobił, każdy wiedział, że to moja wina...

To, że się nie stoczył, zawdzięcza babci oraz wujkowi Jerzemu Brzęczkowi, który też był piłkarzem. „Pamiętam takie momenty, kiedy babcia nie dawała już sobie ze mną rady. Rozrabiałem, nie chciałem się jej słuchać. Wtedy najlepszym sposobem był telefon do Jurka. Przekazywała mi słuchawkę i momentalnie on stawiał mnie do pionu" – wspominał.

– Najgorzej jest, kiedy ani szkoła, ani rodzice nie dają dziecku wsparcia. Wtedy ważne, by w jego życiu pojawiła się osoba czy grupa ludzi, która pomoże dziecku uwierzyć w siebie – mówi Katarzyna Knopp.

I kimś takim mają ambicję stać się wolontariusze Akademii Przyszłości. Czasem udaje im się nawet sprawić, żeby ich wychowankowie poczuli się szczęśliwi i zaczęli dostrzegać, iż są wartościowymi ludźmi.

Barbara Stachowicz, studentka i wolontariuszka Akademii Przyszłości: – Spotykałam się z Julią, do której na początku bardzo trudno było mi dotrzeć. Na każde moje pytanie odpowiadała: nie wiem. Była smutna. Teraz Julia częściej się uśmiecha i rozmawia ze znajomymi w klasie. Uważam, że to sukces.

Agata Kołomyjska: – W Akademii przez sześć lat był chłopiec, który uważał, że nauka jest bez sensu, a do gimnazjum idzie się za karę. Dzięki wolontariuszowi postanowił jednak, że pójdzie na studia, a później zostanie menedżerem w hotelu. Raz powiedział nawet: nauka jest całkiem fajna. To był duży postęp.

Według obserwacji wolontariuszy 96 proc. dzieci z Akademii Przyszłości potrafi wskazać swoje mocne strony, choć wcześniej nie udawało się to żadnemu z nich.

– To, co zasiewają w nas nauczyciele czy rodzice, nie jest wyrokiem na całe życie – uważa Beata Pawlikowska.

– Dzieciaki potrzebują wsparcia, bo inaczej wierzą, że są do bani – podsumowuje Szymon Majewski. – Później często się okazuje, że w takich niepokornych duszach, nieoczywistych charakterach kryją się niesamowite talenty.

Leń, tuman, głupek. Nic z ciebie nie będzie. Skończysz na bezrobociu albo w więzieniu – takie słowa wiele dzieci słyszy codziennie w szkole, a nawet od rodziców. I przestają wierzyć w siebie, nie czują się zdolne do tego, żeby osiągnąć sukces, choćby niewielki.

– Majewski, nie rokujesz! To była mantra, którą powtarzała mi przez cztery lata w liceum jedna z nauczycielek – wspomina Szymon Majewski, satyryk, dziennikarz, który prowadził w TVN program „Szymon Majewski Show". – Nie byłem jakimś szczególnie niegrzecznym uczniem, ale nie potrafiłem się uczyć. Okropnie się nudziłem. Roznosiło mnie, więc coś tam dopowiadałem, lubiłem dorzucić nauczycielowi jakąś puentę – wspomina.

Problemy miała też podróżniczka i pisarka Beata Pawlikowska. – Walczyłam ze wszystkimi nauczycielami – opowiada. – Buntowałam się przeciwko temu, że muszę się uczyć na przykład wzorów chemicznych, które nie miały żadnego związku z tym, co myślałam i czułam – dodaje.

Pawlikowska i Majewski o niemiłych wspomnieniach związanych ze szkołą mogliby opowiadać bez końca. – Bardzo często nauczyciel stawiał mnie na środku klasy i mówił: „Zobaczcie, jak ona się ubiera", a do mnie: „Kim ty właściwie jesteś" – wspomina Pawlikowska.

Wtóruje jej Szymon Majewski: – Do dziś budzę się zlany potem, bo śni mi się moja matura albo jakaś inna historia szkolna.

Jednak mimo problemów oboje skończyli szkoły, a nawet odnieśli spektakularny sukces. Są znani, przez wielu lubiani, dobrze zarabiają. Przez nikogo nie zostali stłamszeni. Tylko czy każdy, kogo w dzieciństwie pozbawiono wiary w siebie, ma szanse na szczęśliwą dorosłość?

Psychologowie są zgodni: dzieci, które słyszą o sobie, że są leniwe i nic nie potrafią, mają niską samoocenę, brakuje im wiary w siebie i boją się wielu rzeczy. – To wpływa nie tylko na ich życie szkolne, ale też na codzienne funkcjonowanie wśród koleżanek i kolegów – mówi Katarzyna Knopp, psycholog rozwoju i wychowania z UKSW.  I dodaje: – Osoby dorosłe, które w dzieciństwie rzadko były chwalone albo wręcz słyszały, że do niczego się nie nadają, zwykle nie wierzą w siebie. Wiele badań psychologicznych pokazuje, że mają gorszy status społeczno-ekonomiczny czy pracę, która jest słabo płatna.

Pozostało 80% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy