Poraziła mnie sugestywność jego dzieła, weryzm, z jakim buduje fikcyjne obrazy i postaci. Świat „Drogówki" wydaje się światem dosłownym i rzeczywistym, co w polskim kinie jest rzadkością. Widzowi nie tylko chce się wierzyć, że tak wygląda świat stróżów prawa. Z nadzwyczajną łatwością gubi refleksję, a nawet intuicję, że to nie dokument, ale czysta scenariuszowa fikcja.
Jeśliby spojrzeć na to z perspektywy sztuki filmowej iluzji, reżyser niewątpliwie odniósł wielki sukces i tym samym wpisał się w czołówkę nazwisk polskiego kina. Jeśli jednak spojrzy się na to inaczej, na przykład oczami ogolonych nastolatków, którzy siedzieli w kinie tuż za moimi plecami, sprawa zaczyna się komplikować. Jak ci dżentelmeni ocenili „Drogówkę"? Oto kilka cytatów: „patrz, jakie skur...!!!", „jeb... psy", „piją i jeżdżą po pijanemu, a nas ścigają" etc. Cytaty można by mnożyć, a stosowane związki frazeologiczne i poziom ogólnej refleksji mówią o autorach wszystko. A więc punkt dla Smarzowskiego. Ograł łysych nastolatków z warszawskiej dzielnicy jak dzieci. Pomógł im zrozumieć świat. Wyrobić sobie pogląd w sprawie policji.
Czy ograł tylko dresiarzy? Ano nie. W ostatnim numerze tygodnika „Uważam Rze" dziennikarz Paweł Zarzeczny pyta niejakiego Piotra Staruchowicza, ps. Staruch: „A oglądałeś »Drogówkę«? Tam jest pokazane, jak policja traktuje ludzi. Bez skrupułów, a jak ktoś miał morale, to był skasowany".
Pomińmy fakt, że Zarzeczny pyta i sam sobie odpowiada, tylko po to, by dać Staruchowi szansę wypróżnienia się w iście szekspirowski sposób, jak to był maltretowany przez oddział antyterrorystów na warszawskiej komendzie; Zarzeczny, podobnie jak dżentelmeni w dresach z Ursynowa, przywołuje filmową fikcję jako obraz... prawdziwy. Na dodatek ów obraz ma być analogią do krwawych faktów z niebanalnego życiorysu Starucha.
Brak inteligencji dziennikarza? Prosty chwyt literacki? Pójście na łatwiznę? Nie wiem. A może to tylko kolejny punkt dla Smarzowskiego. W prosty sposób ograł również Zarzecznego i wielu, wielu innych. Pewnie tak.