Polska znów na rozdrożu

Publikacja: 22.03.2013 19:00

Skończył się polski konsensus strategiczny, dwa główne obozy polityczne mają odmienną wizję miejsca Polski na arenie międzynarodowej. Pokazała to ponownie debata po wystąpieniu ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Jedni prą do ścisłej integracji w ramach nowej UE, inni wolą zachować tyle prerogatyw państwa narodowego, ile się da. Stajemy przed wyborem, bo prędzej czy później jedna z tych wizji zwycięży. Nie da się zrealizować obu naraz, a kompromisowe wyjście łączące te koncepcje też długo by nie potrwało.

Obecny wybór geostrategiczny jest mniej doniosły niż ten po upadku komunizmu, w przeciwieństwie jednak do tamtych czasów nie ma powszechnej zgody co do kierunku marszu, a to nowość w polskiej polityce.

1

Wyjście z bloku wschodniego, wstąpienie do NATO i UE, sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, przyjacielska polityka wobec wschodnich sąsiadów stały się – po pierwszym okresie niepewności i wahań – ogólnonarodowym credo. Nawet postkomuniści przyjęli je bez zastrzeżeń. Mało tego, wykazali się wręcz nadgorliwością we wcielaniu w życie nowego kierunku, co pokazał ich entuzjazm w wysyłaniu wojsk do Iraku oraz zezwolenie CIA na przetrzymywanie oraz torturowanie więźniów na terytorium Polski.

Ta jedność zaczęła się sypać, choć na szczęście wciąż trwa w najbardziej elementarnych sprawach. Nie powstała na przykład ani jedna siła polityczna wzywająca do wystąpienia z NATO i związania się sojuszem z Rosją, a mamy przecież także taką tradycję historyczną. Pęknięcia zaczęły się w polityce wschodniej, teraz widać je w polityce europejskiej. Obie te sprawy mają zasadnicze znaczenie dla położenia Polski w przyszłości.

2

Po objęciu władzy PO przemodelowała politykę prezydenta Kaczyńskiego i rządu PiS, która była zresztą kontynuacją linii wcześniejszych gabinetów i włodarzy państwa, w tym wywodzących się z lewicy. Rząd Donalda Tuska postawił na poprawę relacji z Rosją, przestał bezkrytycznie wspierać kraje tzw. Międzymorza, przeszedł w relacjach z nimi na pragmatyzm i uzależnienia poparcia od ich postępowania. Polskie władze przestały udawać, że nie ma znaczenia, iż Ukraina nie zrobiła literalnie nic, by przybliżyć się do UE, a Litwa łamie prawo europejskie w stosunku do mniejszości polskiej. Nieistotne w tym miejscu, czy ów pragmatyzm odniósł lepsze skutki niż „jagiellońska" polityka wschodnia Kaczyńskich, ważne, że skończył się konsensus.

Nie ma w tym tragedii, bowiem spór dotyczy bardziej taktyki niż pryncypiów. Wszystkie główne siły polityczne nadal uważają, iż dobrze by było, aby między Polską a Rosją istniał łańcuch innych państw i najlepiej, by żyły z nami w przyjaźni. Rzecz jedynie w tym, jak to uczynić i za jaką cenę.

Dużo poważniejszą sprawą jest przyszłość Polski w UE. Obóz rządowy prze do przyjęcia euro, choć w najkorzystniejszym dla nas terminie. Opozycja najchętniej w ogóle nie wprowadzałaby wspólnej waluty, choć zobowiązuje nas do tego traktat akcesyjny. To jednak spór o coś znacznie ważniejszego niż to, jakim pieniądzem będziemy płacić w przyszłości, i antagoniści znakomicie o tym wiedzą. Rzecz idzie o europejskie państwo federacyjne, które jest oczywistą konsekwencją kryzysu finansowego oraz zmian wprowadzanych lub na razie proponowanych, by go zażegnać. Mniejsza, czy zostanie ono ogłoszone formalnie czy nie, czy powstaną klasyczne instytucje państwowe – prezydent, rząd, ministerstwa, czy nie; ten proces już się rozpoczął.

Minister Sikorski w swoim wystąpieniu sejmowym nie zawahał się przed porównaniami do starożytnego Rzymu. Wolałby, byśmy byli obywatelami (cives Romani) i dzielili z innymi Europejczykami pełnię praw, niż posiadali status sprzymierzeńców (foederati). Chce, byśmy stali się integralną częścią nowego Rzymu – Unii Europejskiej opartej na walucie euro. Foederati to z kolei koncepcja opozycji, wizja Unii jako poszerzonej strefy wolnego handlu.

3

W tym rozróżnieniu zawiera się esencja dylematu. Zachować dotychczasowe atrybuty państwa narodowego czy wejść do parapaństwa, a docelowo do właściwego państwa europejskiego, stać się częścią światowej potęgi? Wybór to bardzo trudny i można tylko pogratulować asertywności tym, którzy wiedzą już na pewno, co będzie dla nas lepsze. Foederati nie mieli praw Rzymian, ale zachowali własną kulturę i język, choć już nie wolność, cives przyjmowali łacinę i stawali się dziećmi Imperium, ale kosztem dziedzictwa kulturowego. Co lepsze?

Skończył się polski konsensus strategiczny, dwa główne obozy polityczne mają odmienną wizję miejsca Polski na arenie międzynarodowej. Pokazała to ponownie debata po wystąpieniu ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Jedni prą do ścisłej integracji w ramach nowej UE, inni wolą zachować tyle prerogatyw państwa narodowego, ile się da. Stajemy przed wyborem, bo prędzej czy później jedna z tych wizji zwycięży. Nie da się zrealizować obu naraz, a kompromisowe wyjście łączące te koncepcje też długo by nie potrwało.

Pozostało 88% artykułu
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji
Plus Minus
Władysław Kosiniak-Kamysz: Czterodniowy tydzień pracy? To byłoby uderzenie w rozwój Polski
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Mariusz Cieślik: Jak Kaczyński został Tysonem