Okularnicy 2.0

Nadchodzi koniec ery urządzeń elektronicznych, które nosimy przy sobie, takich jak telefony komórkowe. Komputery kolejnej generacji będziemy nosić na sobie jak okulary czy zegarek.

Publikacja: 04.10.2013 01:01

„Rzeczywistość wzbogacona”: świat puchnie od nadmiaru danych

„Rzeczywistość wzbogacona”: świat puchnie od nadmiaru danych

Foto: Erik Pawassar

Pod koniec 2012 r. Google X, oddział koncernu znanego głównie z wyszukiwarki internetowej, zajmujący się pracami badawczo-rozwojowymi, pokazał najnowszy projekt. Okulary... Hm, poprzednim projektem był autonomiczny samochód, więc okularki wypadają trochę blado na tym tle. Z pewnością tak potężną firmę jak Google stać na zasponsorowanie trochę bardziej zaawansowanych badań. Ale kto wie, czy okulary Google nie będą równie wielką rewolucją jak samochody niepotrzebujące kierowcy. Przy czym w świecie technologii najciekawsze jest to, że nigdy nie wiemy, jak dany projekt skończy. Można mieć świetny produkt i zaliczyć gigantyczną klapę rynkową albo kompletnie banalny pomysł, który okaże się żyłą złota.

Szybko pisać kciukiem

Okulary Google, zwane z angielska Google Glass, to hybryda telefonu pracującego pod kontrolą systemu operacyjnego Android, zestawu głośnomówiącego (a raczej cichomówiącego) i miniaturowego projektora rzucającego obraz prosto do oka. Cały ten kram jest umieszczony na rusztowaniu przypominającym oprawkę okularów.

Osoba używająca Google Glass steruje nimi na dwa sposoby – albo wydając polecenia, zaczynające się od słów „OK glass", po których następuje konkretne polecenie (np. „zrób zdjęcie"). Trochę jak komenda „komputer" wypowiadana przez bohaterów kultowego zwłaszcza wśród amerykańskich programistów filmu „Star Trek".

Drugi sposób to zwykły touchpad z prawej strony na wysokości skroni. Reakcje komputera sterującego okularami przekazywane są za pośrednictwem rzutnika, który wyświetla dla prawego oka obraz odbierany przez użytkownika okularów jako zawieszony przed nim w powietrzu. By wyraźniej widzieć informacje na nim wyświetlane, trzeba ruszyć gałką oczną w kierunku wyświetlacza.

Osoba używająca okularów będzie podnosić wzrok i skrobać się palcem po skroni – słowem, Google zadbał, żeby właściciel okularów wyglądał na inteligenta. Do tego jeszcze dźwięk przekazywany za pomocą głośnika kontaktowego poprzez kości czaszki prosto do ucha środkowego i kamera, która może kręcić filmy i robić zdjęcia, oraz czujnik ruchu sprawiający, że okulary wiedzą, w którą stronę ruszamy głową.

No dobrze, a co takiego wyświetlają te komputerookulary? Możliwości jest mnóstwo: od prostych informacji o godzinie i pogodzie (co za czasy, żeby o pogodzie dowiadywać się z Google) przez zawartość naszej skrzynki pocztowej po strony internetowe. Ponieważ okulary działają pod kontrolą systemu operacyjnego Android, w zasadzie można sobie wyobrazić, że w „Angry Birds" też można zagrać.

Z technologicznego punktu widzenia to w sumie nic nowego. Urządzenia pracujące pod kontrolą Androida znamy od dawna. Rozpoznawanie mowy od jakiegoś czasu działa wyśmienicie w telefonach z Androidem. Wyświetlacze przekazujące obraz prosto do oka stosowane są od dawna w wojsku. Aparat cyfrowy i kamera w okularach to też nic nowego. Zupełnie jak iPad firmy Apple – nic nowego pod słońcem, po prostu kilka znanych technologii zebranych w jednym zgrabnym urządzeniu. Murowany sukces rynkowy? Nie zawsze...

Siergiej Brin, jeden z twórców Google i jednocześnie lider projektu Google Glass, tłumaczy głębszy sens wprowadzania na rynek tego urządzenia. Chodzi o zmianę przyzwyczajeń użytkowników. Dziś, gdy telefony komórkowe są wszechobecne, a spora część z nich to smartfony, nikogo nie dziwi widok ludzi wlepiających wzrok w komórkę i biegle operujących kciukiem po klawiaturze. To zaskakujące, jak szybko ludzie, zwłaszcza młodzi, potrafią pisać kciukiem.

Google zakłada, że nasze przywiązanie do telefonu niewiele się zmieni. Ale chce nas uwolnić, a dokładnie uwolnić nasze ręce i sprawić, byśmy przestali patrzeć w dół. Stąd pomysł komputerotelefonu sterowanego za pomocą komend głosowych i ruchu głową.

Zmiany w mózgu

Zmiana przyzwyczajeń użytkowników nie jest prosta i nie zawsze się udaje. Historia zna wiele przypadków, kiedy lepsze rozwiązanie się nie przyjęło, a najlepszym chyba przykładem jest klawiatura QWERTY spotykana dziś w każdym komputerze. Jej historia sięga głęboko XIX wieku. Została ona zaprojektowana tak, by pisać na niej jak najwolniej, bo we wczesnych maszynach do pisania zakleszczały się czcionki. Ten czysto mechaniczny problem został rozwiązany gdzieś na początku XX wieku i nawet powstało wiele znacznie wygodniejszych układów klawiatur, ale kto o nich dziś pamięta?

Załóżmy jednak, że Google'owi uda się wypromować kompletnie nowy styl interakcji z komputerem. To sprawi oczywiście, że maniacy Facebooka będą mogli znacznie częściej tam zaglądać i spędzać więcej czasu. Ale nie to jest najważniejsze. Model interakcji z maszyną, w którym wydajemy komputerowi komendy głosowe, jest coraz bliżej. To znaczy, że do komunikacji już nie trzeba będzie umieć czytać, wystarczy umieć mówić i rozpoznawać obrazy.

To niestety smutna wiadomość dla ludzi, którzy – tak jak ja – utrzymują się z pisania, ponieważ motywacja do wychodzenia z analfabetyzmu, pierwotnego lub wtórnego, będzie mniejsza. To, co dał nam Internet w pierwotnej postaci, to znaczy w wersji głównie tekstowej, to było podniesienie chęci do czytania. Teraz zainteresowanie przeniesie się w świat obrazów ruchomych i nieruchomych, a czytanie pójdzie w odstawkę.

Przesadzam? Mój obecnie siedmioletni syn, który właśnie wychodzi z analfabetyzmu i wkracza w świat słowa pisanego i czytanego, już dwa lata temu odkrył na moim telefonie ikonkę mikrofonu i bez większego problemu znalazł na YouTube filmy z Benem Tenem. Co więcej, nauczył się bardzo sprawnie korzystać z wyszukiwania głosowego i bez umiejętności czytania i pisania odnajdował bez trudu w Internecie interesujące go treści.

Innym upośledzeniem, do którego mogą doprowadzić szkła Google, jest orientacja w przestrzeni. Zjawisko to jest z pewnością znane wszystkim kierowcom korzystającym z GPS. To miłe, gdy ktoś prowadzi cię za rękę, ale w konsekwencji nie wymyślamy, którędy jechać, nie mamy zwizualizowanej trasy i rozleniwiamy mózg. Bywa, że kierowcy do tego stopnia ślepo ufają nawigacji, że wjeżdżają do wody, bo tak ich poprowadził GPS.

Ponieważ jedną z funkcji Google Glass ma być nawigacja, to samo zjawisko zacznie dotyczyć pieszych. Z jednej strony miło będzie poruszać się pewnie w nieznanym mieście, z drugiej – mózgi będą się rozleniwiać, i to wręcz fizycznie. Kierowcy londyńskich taksówek na skutek nieustannego uczenia się topografii terenu mają inną strukturę hipokampu niż zwykli ludzie. Google Glass i zainstalowana tam nawigacja również mogą doprowadzić do zmian w mózgu właściciela tego gadżetu.

Miasto pełne szpiegów

Zmiana sposobu interakcji z Internetem z tekstowego na multimedialny może być największą rewolucją, jaką wprowadzą okulary Google (jeśli się przyjmą, rzecz jasna). Znacznie większą niż problemy z prywatnością, jakie są podnoszone przez wielu przeciwników projektu (jakoś tak zawsze jest, że każdy pomysł ma grono zagorzałych krytyków).

W końcu okulary, które mogą bez przerwy nagrywać, a co więcej, od razu wstawiać nagrania do Internetu, mogą budzić lęk. Lęk, że oto pokazywany jestem publicznie w sytuacji, w której wcale pokazywać się nie chcę, bo na przykład mam fryzurę nie taką, jak trzeba – to nie jest śmieszne, wystarczy spytać kobiet, dlaczego nie korzystają z funkcji wideorozmowy dostępnej w każdym smartfonie. Obraz na żywo to granica, której nie przeskoczyła telefonia komórkowa, i to bynajmniej nie z powodów niedoskonałości technologii.

Co gorsza, ponieważ okulary są komputerem, i to podłączonym do Internetu, nie ma mocnych, można nad nim przejąć kontrolę z zewnątrz i uruchomić przekazywanie strumienia wideo nawet wtedy, gdy tego nie chcemy. Popularyzacja okularów Google'a może też sprawić, że agencje takie jak amerykańska NSA będą w stanie w prosty sposób zafundować sobie mnóstwo kamer poruszających się po mieście. Wystarczy przejąć kontrolę nad kamerkami w okularach zwykłych przechodniów i mamy miasto pełne szpiegów. A że amerykańskie agendy rządowe zbierają i gromadzą takie informacje, wiemy już od Edwarda Snowdena...

Zresztą nie trzeba NSA, żeby korzystanie z Google Glass rodziło kontrowersje. Pamiętajmy, że możliwość nagrywania wszystkiego, co widzi użytkownik okularów, może stanowić poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa poufnych danych. Rzut oka na klawiaturę bankomatu w momencie, gdy ktoś wstukuje PIN, czy klawiaturę komputera, gdy ktoś wpisuje hasło, i użytkownik Google Glass zdobywa pilnie strzeżone informacje.

Choć okularów Google w zasadzie jeszcze nie ma na rynku, już sporo instytucji, firm i organizacji zabroniło korzystania z nich w określonych warunkach. Na czele są oczywiście właściciele kasyn, ale też szpitale i kina. W Arizonie trwa debata nad zakazem używania „komputerów z wyświetlaczem zamocowanym na głowie" w czasie prowadzenia samochodu, istnieją bowiem obawy, że rozwiązanie takie będzie rozpraszać kierowcę, i prawdopodobnie zostanie on wprowadzony, a Wielka Brytania taki zakaz już wprowadziła.

Słup ogłoszeniowy

No dobrze. Zakładanie, że amerykańskie agencje wywiadowcze będą się włamywać do okularów, to może lekka przesada. Ale przesadą nie jest stwierdzenie, że Google gromadzi o nas mnóstwo informacji. Czym się interesujemy, z kim się kontaktujemy, gdzie pracujemy. Okularki mogą dostarczyć Google'owi znacznie więcej informacji. Gdzie jeździmy, co kupujemy, co jemy, z kim się spotykamy, na jakie filmy chodzimy. Niemożliwe? Niedowiarkom proponuję odwiedzenie strony www.google.pl/ads/preferences/.

Google zbiera informacje o naszej aktywności w sieci nie tylko dla zabawy. Zapewne sporo wiedzy pozostaje niewykorzystane, ale firma nauczyła się też robić na tym pieniądze. Google wyświetla reklamy, i to nie tylko w wyszukiwarce, ale również na stronach internetowych uczestniczących w programie AdSense. Wyświetla je tak, by pasowały do profilu, który firma nam stworzyła.

Oczywiście na razie nikt nie mówi o wyświetlaniu reklam przez Google Glass, ale trzeba przyznać, że dla reklamodawców kąsek będzie bardzo łakomy. Reklama serwowana prosto przed oczy jest znacznie skuteczniejsza od zwykłych SMS-ów, których odczytanie wymaga interakcji użytkownika (choćby wyjęcia telefonu z kieszeni).

W filmie „Raport mniejszości" z Tomem Cruise'em w roli głównej reklamy podążały za bohaterem i były dopasowane do jego profilu. W Internecie Google robi tak samo, brakuje tylko interaktywnych słupów reklamowych, które będą nas rozpoznawały. Google Glass może być takim słupem.

To na szczęście jednak czarny scenariusz, który nie musi się zrealizować. Aby okulary były skutecznym medium reklamowym, potrzeba ich ogromnej powszechności, a przy cenie 1500 dolarów za sztukę na razie się na to nie zapowiada. Nawet 500 dolarów to dużo jak na rynek masowy. Z pewnością użytkownicy pierwszych Google Glass mogą spać spokojnie.

Co więcej, na razie możliwość połączenia komputera z okularami wydaje się rozwiązaniem prokonsumenckim. Już teraz istnieją porównywarki cen na telefony komórkowe. Wystarczy sfotografować kod kreskowy i w kilka chwil mamy informację o cenach konkretnego produktu dostępnego w sklepach internetowych. Jesteśmy więc w stanie dosyć szybko określić, czy cena w sklepie jest atrakcyjna, czy ktoś nas robi w balona i tak naprawdę superokazyjna ekstrazniżka na maskotki „Angry Birds" jest zwykłym nabijaniem nas w butelkę. W okularach Google'a będzie można zrobić to dyskretniej i wygodniej. Nie będziemy musieli wyciągać telefonu, co często doprowadza do furii personel sklepu walczący ze zjawiskiem „showroomingu".

Konserwatyści górą

W całym projekcie Google Glass najbardziej ekscytujące jest odkrywanie nowego terytorium, jakim jest poznawanie i projektowanie metod interakcji człowieka z maszyną. To całkiem nowa nauka, która już zaowocowała wielodotykowymi ekranami znanymi z telefonów i tabletów. Zespół Google Glass eksploruje inne obszary – sterowanie głosem i ruchami głowy.

Warto pamiętać, że firma ma ogromny potencjał finansowy i może sobie pozwolić na sponsorowanie bardzo poważnych badań w tym kierunku. Wiedza, którą zdobywają inżynierowie przy tej okazji, jest bezcenna. Już teraz mówi się o sterowaniu przyszłymi generacjami okularów za pomocą mrugnięcia powieką, a z czasem być może okulary będą odczytywać impulsy wysyłane do mięśni mimicznych. Wówczas osoby używające okularów nie będą wciąż mamrotać pod nosem, będą raczej robiły dziwne miny.

Dla fanów nowych technologii to będzie nowinka, ale dla ludzi z jakąś formą upośledzenia ruchowego ogromna szansa na lepszą interakcję ze sprzętem komputerowym.

Wyrokowanie dziś, jaki będzie los Google Glass, jest tak naprawdę wróżeniem z fusów. W historii techniki wiele fantastycznych projektów okazywało się kompletną klapą rynkową czy to z powodu niedojrzałości technologii, czy niedojrzałości rynku. Dziś wielu ludzi ekscytuje się sukcesem iPada firmy Apple, ale jego dziesięć lat starszy pierwowzór Apple Newton był kompletną klapą. Microsoft w przeszłości przynajmniej dwa razy bezskutecznie startował do rynku komputerów bez klawiatury, czyli tabletów (zresztą kolejny start Microsoftu w świat tabletów już w erze iPada, czyli Surface RT jest klapą). Segway, któremu na kilka miesięcy przed premierą wieszczono, że będzie rewolucją transportową, znalazł swoją niszę i dosyć dobrze radzi sobie na rynku, ale z pewnością nie jest produktem dla mas.

Z kolei iPhone, który „tak naprawdę nie miał nic nowego", jak oceniało go wielu specjalistów z branży, stał się żyłą złota dla firmy Apple i ikoną sukcesu rynkowego. Nie wiadomo, jak kształtować się będą gusta i przyzwyczajenia rynku, na to nie ma mocnych. Klawiatura QWERTY to tylko jeden z przykładów. Innym jest kierownica w samochodzie. W dobie konsoli do gier dla wielu nowych użytkowników samochodów znacznie bardziej intuicyjnym sposobem kierowania autem byłby pad rodem z PlayStation, ale konserwatyści wciąż są górą.

Google'owi się udaje

Warto też mieć na uwadze, kto stoi za Google Glass. To korporacja, która zbudowała największą na świecie wyszukiwarkę, stworzyła największą sieć reklamy internetowej AdWords, operuje największym repozytorium filmów, jakim jest YouTube, stworzyła system operacyjny, który zdominował rynek smartfonów (Android), a także zbudowała samochód, który przejechał już 300 tys. mil bez kierowcy. Wiele projektów po prostu udaje się Google'owi, więc są spore szanse, że Glass też się uda.

Tak czy inaczej kolejny skok technologiczny należy do komputerów, które będziemy nosić na sobie jak okulary czy zegarek, a nie przy sobie jak telefon. Co ciekawe, jeden z większych konkurentów Google'a, firma Apple, też pracuje nad komputerem, który można nosić na sobie, ale chodzą słuchy, że będzie to urządzenie w formie zegarka. O tym projekcie wiadomo jeszcze mniej niż o okularach Google'a, więc trudno oceniać, kto wygra kolejną rewolucję rynkową.

Autor jest dziennikarzem naukowym. Publikował m.in. w „Bajtku", „Gazecie Wyborczej", „Tygodniku Powszechnym", „Newsweeku Polska", „Ozonie" i „Dzienniku"

Pod koniec 2012 r. Google X, oddział koncernu znanego głównie z wyszukiwarki internetowej, zajmujący się pracami badawczo-rozwojowymi, pokazał najnowszy projekt. Okulary... Hm, poprzednim projektem był autonomiczny samochód, więc okularki wypadają trochę blado na tym tle. Z pewnością tak potężną firmę jak Google stać na zasponsorowanie trochę bardziej zaawansowanych badań. Ale kto wie, czy okulary Google nie będą równie wielką rewolucją jak samochody niepotrzebujące kierowcy. Przy czym w świecie technologii najciekawsze jest to, że nigdy nie wiemy, jak dany projekt skończy. Można mieć świetny produkt i zaliczyć gigantyczną klapę rynkową albo kompletnie banalny pomysł, który okaże się żyłą złota.

Szybko pisać kciukiem

Okulary Google, zwane z angielska Google Glass, to hybryda telefonu pracującego pod kontrolą systemu operacyjnego Android, zestawu głośnomówiącego (a raczej cichomówiącego) i miniaturowego projektora rzucającego obraz prosto do oka. Cały ten kram jest umieszczony na rusztowaniu przypominającym oprawkę okularów.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą