Klucze do Japonii

Mądrość, dobroć i odwaga zawarte w Bushido przeszły na kobiety z warstwy samurajów. Zasady kodeksu honorowego wojowników przejął też japoński lud.

Publikacja: 25.10.2013 20:00

Samurajowie wyrzynali się niemożebnie, ale w ich życiu nie brakowało też momentów delikatności. Ot,

Samurajowie wyrzynali się niemożebnie, ale w ich życiu nie brakowało też momentów delikatności. Ot, taka dualistyczna natura

Foto: Corbis

Red

Zawsze ostrzegam przed „mirror imaging", czyli lustrzaną wyobraźnią, procesem intelektualnym, podczas którego staramy się wytłumaczyć zjawiska nam obce, porównując je z tymi, które znamy. Choć nie powinniśmy też negować, że w zjawiskach obcych mogą być zawarte treści uniwersalne, rozpoznawalne dla wszystkich. Oto casus Japonii, a raczej – japońskości, w dwóch ujęciach.

Pierwsza autorka jest ze szkoły mi niemiłej. To antropolożka Ruth Benedict, przyjaciółka fałszerki Margaret Mead i równie jak ona wpływowa wśród postępowej inteligencji. Obie zresztą były studentkami ojca multikulturalizmu i kulturowego relatywizmu Franza Boasa, profesora uniwersytetu Columbia oczywiście.

Benedict nie znała języka, ale postanowiła napisać pracę o japońskiej cywilizacji na podstawie wywiadów z internowanymi w czasie II wojny światowej w USA Japończykami i ich dziećmi, w większości urodzonymi już w Stanach. W swym najbardziej znanym studium „Chryzantema i miecz: wzory kultury japońskiej" („The Chrysantemum and the Sword: Patterns of Japanese Culture") uznała, że japońskie słowa i symbole są nieprzetłumaczalne na języki zachodnie, trzeba je więc rozumieć na ich własnych warunkach. Jednym słowem potraktowała japońskość jako zjawisko całkowicie obce, do którego dopisała kulturowe tłumaczenie. Stwierdziła, że wszystko oparte jest tam na hierarchii i zobowiązaniach.

W czerwcu 1944 r. zlecono jej napisanie podręcznika, który miał służyć za przewodnik po japońskim rozumie i japońskiej duszy. Potem Amerykanie wykorzystywali go w czasie okupacji Kraju Kwitnącej Wiśni. Chodziło o to, aby zrozumieć, dlaczego Japończycy walczą, mimo że przegrywają. Odpowiedź była konfucjańska: „Na świecie szerzyła się anarchia dopóki, dopóty każdy naród miał nieokiełznaną suwerenność. Japonia musiała zatem walczyć, aby stworzyć hierarchię, naturalnie z nią samą na szczycie". Ale to dość powierzchowna analiza. Stąd trzeba było zadać głębsze pytanie: „kwestia polega na tym, jak Japończycy będą się zachowywać, a nie na tym, jak my byśmy się zachowywali, gdybyśmy byli nimi".  Do tego trzeba komparatystyki. Trzeba „zbadać, co Japończycy sądzą na temat życia". Na przykład tego, że duch zwycięża materię. W wojnie też. Dlatego „nic nie jest tak zwycięskie jak klęska". O, tak. Po prostu wszystko można zaplanować, łącznie z przegraną, i odpowiednio się do tego faktu ustosunkować. Nie ma niespodzianek.

„Największe zagrożenie przychodzi z czynników nieprzewidzianych".  Dlatego trzeba zrozumieć rolę najważniejszego filara „Weltanschauung" Japonii – cesarza. Według Benedict jest on przewidywalny w tym sensie, że staje się „wszystkim dla wszystkich" („he was all things to all men"). To pomagało wyjaśnić klęski i zwycięstwa, jak również zachować w sercu czystość, bóstwo i ideał, który symbolizował Japonię.

Jeńcy japońscy, którzy chętnie (bo nie mieli odwrotnych rozkazów) rozmawiali z amerykańskimi zwycięzcami na każdy temat, odmówili jednak potępienia cesarza. Tylko trzech (podkreślmy, trzech!) powiedziało coś lekko negatywnego, w tym jeden, który zasugerował delikatnie, że może Hirohito nie powinien być pozostawiony na tronie.

Notabene, jeńców było mało, bo się nie poddawali. Popełniali samobójstwo, prosili kolegów o dobicie. A nawet gdy wpadali w ręce Amerykanów, to chcieli być rozstrzelani. „Wstyd związany z poddawaniem się mocno zapadł w podświadomość Japończyków" – tłumaczy Benedict. Ale jak już przeżyli, to szybko dostosowywali się do niewoli i nie protestowali – oprócz niezwykłych wyjątków. Dlaczego?

Miejsce w hierarchii

Takie podejście do wojny i niewoli wypływało ze zrozumienia swojego miejsca w hierarchii społecznej.  „Japonia mimo swojej okcydentalizacji pozostaje wciąż społeczeństwem arystokratycznym. Każde pozdrowienie, każdy kontakt musi wskazywać pewien określony rodzaj i stopień społecznego dystansu między ludźmi. Za każdym razem, gdy człowiek mówi: „jedz" czy „siadaj", używa innych słów w zależności od tego, czy zwraca się do kogoś kolokwialnie czy rozmawia ze swym zwierzchnikiem lub podwładnym" – wyjaśnia antropolożka. Taką funkcję wypełniają również ukłony. Ich rodzaj oznacza wiek, płeć i pozycję społeczną osób je wymieniających.

Hierarchia stanowi o spójności i solidarności rodzin. Co więcej, naruszenie hierarchii w społeczeństwie powodowało do niedawna sankcje prawne. Na przykład zwrócenie się o sprawiedliwość do wyższej władzy z pominięciem pośrednich szczebli było surowo karane – zwykle śmiercią.

A w hierarchii najważniejszy jest symbol na samym szczycie. Potem są samurajowie i ich spadkobiercy. Potem lud, już nie wiejski, ale się z niego wywodzący. Mieszczanie i kupcy byli w ogonie, ale teraz znaczą wiele, a czasami bodaj najwięcej. U dołu mamy rodziny, żyjące w małych wspólnotach sąsiedzkich. Trzęsą nimi nauczyciele, rady rodzicielskie i policjanci. Policjant jest ważniejszy nawet od sędziego, bo to on rozwiązuje drobne problemy sąsiedzkie. W tym sensie w swoim układzie politycznym „Japończycy polegają na starych nawykach szacunku opartych na doświadczeniach historycznych i sformalizowanych w ich systemie etycznym i etykiecie".

Wszystkie te elementy wessały państwo i w Japonii powstała symbioza sektora publicznego i państwowego oparta na hierarchii społecznej i tradycji, co doprowadziło Kraj Wschodzącego Słońca do szczytu potęgi gospodarczej i wojskowej. To państwo potrafi zmobilizować w krótkim czasie potężne środki poprzez nakazy, czyli militaryzację życia. Potem podobny model etatystyczny posłużył do odbudowy Japonii po II wojnie światowej.

Granice lojalności

Oprócz hierarchii najważniejszym czynnikiem są zobowiązania. My, ludzie Zachodu, ogłaszamy się „spadkobiercami cywilizacji." Japończycy natomiast „są dłużnikami wieków". „On" oznacza dług, zobowiązanie, ciężar. „Giri" to wypełnianie tej powinności. Jeśli wychowali nas rodzice, to jesteśmy im zobowiązani do końca życia. Zobowiązani jesteśmy wdzięczność przodkom za wszystko, co nam dali, szefowi, teściowej. Wszystkim tym, którzy od nas wyżej stoją w hierarchii bądź wchodzą z nami w relacje, zobowiązując nas swoim działaniem, a czasami tylko obecnością.

Bez wypełnienia zobowiązania nie ruszymy wyżej na drabinie hierarchicznej. Nie utrzymamy też harmonii w naszym najbliższym środowisku. Wykonanie zobowiązań wypływających z „on" „oznacza miłość". U ludzi Zachodu „miłość to coś, co dajemy za darmo bez żadnych zobowiązań". Ale nie w Japonii. Taka jest cywilizacyjna przepaść.

Co więcej, proszę się nie odważać robić Japończykom uprzejmości. To doprowadza ich do wściekłości, szczególnie sympatyczne zachowanie obcych, bo czują się wtedy w obowiązku uczynić to samo – twierdzi Benedict. I jednocześnie muszą zachować twarz.

Dalej autorka opisuje spłacanie długów społecznych, oczyszczanie dobrego imienia, uprzejmość, lojalność, samokontrolę – aż do zupełnego opanowania odruchu strachu. Japończycy postępują tak, aby nie wywołać konfliktu i wszystko załatwić w sposób niebezpośredni, zawiły, hierarchiczny. Większość operacji – w rodzinie, firmie, rządzie – odbywa się poza sceną. Sznurki pociąga nie ten, kto nam się wydaje, że je dzierży.

Cały system opiera się w pewnym sensie na wstydzie. Dyshonor oznacza bycie przyłapanym na złym uczynku, a nie na samym jego popełnieniu. Tak długo jak nikt o nim nie wie, jest dobrze. Zdrada nie jest koniecznie zdradą, o ile zdradzony uraził przedtem kogoś tak, że należało zareagować zdradą. Są granice lojalności.

Japonia jest teatrem ekstremalnych postaw. Najgorsze ekscesy, okrucieństwo, brutalność i przemoc przerywa się, aby powąchać kwiaty, pomedytować nad pięknem natury, napisać wiersz, poćwiczyć kaligrafię. Taka terapia. Nie ma dobra i zła w zachodnim tych słów znaczeniu. Jest inna cywilizacja. Benedict daje do niej klucz (mimo że zalatuje od niego Freudem i innymi lewackimi modami), który – niestety – chyba bardziej pasuje niż ten zeszlifowany dla nas przez następnego intelektualistę.

Kod wojownika

Drugi autor – chapeau bas! – to Inazo Nitobe (1862–1933). Zdobył pięć doktoratów na zachodnich uniwersytetach. Był jednym z tych dzieci-geniuszy, których elity imperialnej Japonii posłały za granicę, aby się kształcił dla kraju. A potem wrócił i go reformował. Dzięki takim ludziom jak on zdołano zmodernizować państwo i społeczeństwo, jednocześnie nie zmieniając niczego ważnego w tradycji.

Nitobe przekonał się, że istnieje wiele analogii między japońskością a światem Zachodu – rozumianym głównie jako anglo-niemiecko-francuska spuścizna kulturowa. Jednym słowem uznawał japońskość za zjawisko całkiem znajome i wytłumaczył je tak, że każdy zachodni inteligent może się z nim identyfikować. Wyłożył to wszystko w synkretycznej książce „Bushido: The Spirit of the Samurai".

Nitobe podkreśla, że to właśnie Bushido nauczyło go „to, co jest prawe, a co nie" (my notions of right and wrong). Wraca do dzieciństwa, gdzie wszystkie jego odruchy zostały ukształtowane wedle niespisanego kodu wojownika i stara się je zrozumieć przez pryzmat tego, czego nauczył się na zachodnich uniwersytetach, a jednocześnie próbuje je wytłumaczyć nam, gaidżin – cudzoziemcom.

Od początku rzuca nazwiskami: Nietzsche, de la Mazeliere, Balzac, Emerson, Montesquieu, Bismarck, Pobyedonostseff, Carlyle, Adam Smith. Cieszy się, że w „języku Burke'a" będzie mówić o „rycerstwie". Ale pisze o tych, którzy służą, a nie o tych, co służą w zamian za dar prywatnej własności i autonomii od pana – jak to było w feudalizmie europejskim. W Japonii feudalizmu nie było. Ale Nitobe wszędzie wymiennie stosuje słowa i symbole europejskie – od starożytności przez feudalizm do nowoczesności, aby zrobić nam wykład o kodzie wojownika.

„Bushido... to kod moralnych zasad, do których musieli stosować się... rycerze" – pisze.  Tak jak na Zachodzie, podkreśla Nitobe, wyrósł on organicznie. A chrześcijaństwo? Nitobe upiera się, że ponieważ chrześcijaństwo wymaga, żebyśmy „służyli sprawie większej niż my sami", to jest ono tak jak Bushido. Samuraj – ten, który służy. Czyli chrześcijanin? Niezupełnie. Źródła są inne. W szintoizmie nie ma grzechu pierworodnego. Szintoizm wierzy, że duch jest czysty. Jak miecz. No a buddyzm, szczególnie jego odłam zen – pomaga poddać się losowi, promuje stoickie podejście do życia.  Z tego wyszła hierarchia z Domem Cesarskim na czele, czyli „Patriotyzm i Lojalność". Coś takiego jak u Rzymian, twierdzi autor. Do tego duża domieszka konfucjanizmu. „Czytelnicy zachodni łatwo rozpoznają tutaj wiele analogii do Nowego Testamentu".

Samuraj ma być mądry i sprawiedliwy. Według Nitobe oznacza to spełnianie giri, czyli obowiązku, chociaż autor porównuje to do prawości wynikającej z logiki (Right Reason). Przyznaje, że giri może się zdegenerować, przechodząc w rutynę, konwencję. Ale nie to leży u źródeł tej koncepcji.

Podobnie rzecz ma się z dzielnością. „Odwaga to robienie tego, co słuszne".  I Japończycy – tak jak my – rozróżniają między „moralną a fizyczną odwagą". Chociaż doprawdy w inny sposób. „Dla samuraja – gdy jego brzuch jest pusty – hańbą jest czuć głód", pisze. Charakter kształtowano, posyłając małych chłopców na samotne nocne wyprawy i równie często nakazując im oglądanie publicznych egzekucji. – Kształtowało to charakter, jak u Spartan – przypomina autor.  I to jest odwaga.

Ale samuraj miał też praktykować dobroć; dobrotliwymi miały być jego rządy. Paternalistyczne. „Różnica między rządem despotycznym a paternalistycznym polega na tym, że ludzie z ociąganiem słuchają pierwszego, a w stosunku do drugiego »wykazując dumną uległość, szlachetny posłuch, owo podporządkowanie serca, które zachowało, nawet w poddaństwie, ducha egzaltowanej wolności«" – cytuje Burke'a Nitobe. W rezultacie otrzymywaliśmy bushi no nasake – delikatność wojownika, a nie jakiś tam „orientalny despotyzm", na co zresztą się autor obrusza, przypominając, że na Zachodzie też było mnóstwo despotyzmów.

Uprzejmość samuraja

A że samurajowie rżnęli się niemożebnie między momentami delikatności? Taka już ich dualistyczna natura. Na przykład w bitwie pod Sumano-ura w 1184 r. wojownik Kumagaye chciał oszczędzić małoletniego księcia, ale ten naciskał, aby mu przeciwnik obciął głowę. Miecz świsnął, głowa spadła, a wojownik po bitwie został kapłanem. To właśnie bushi no nasake.

W czasach bardziej nam współczesnych objawiał się ten duch w tym, że Japończycy wstępowali do Czerwonego Krzyża, mimo chrześcijańskiej natury organizacji albo w pobieraniu lekcji muzyki przez młodych bushi z ostro zmilitaryzowanej prowincji Satsuma. Autor przywołuje Polibiusza, który pisał, że w Arcadii młodzież też uczyła się muzyki, aby odetchnąć od niemiłego klimatu tej krainy. Ogólnie: „To, co chrześcijaństwo zrobiło w Europie, aby wzbudzić współczucie w ogniu wojennych horrorów, w Japonii uczyniła miłość do muzyki i literatury".

Samuraj ma być uprzejmy, tak jakby kochał drugą osobę. Ale czyni to po to, aby stać się silnym. „Poprzez stałe ćwiczenie dobrych manier człowiek powoduje, że wszystkie jego części ciała i zmysły są w perfekcyjnym porządku i w takiej harmonii z samym sobą i swoim środowiskiem, aby wyrazić harmonię panowania ducha nad ciałem". Najpiękniejszym wyrazem ducha jest ceremonia picia herbaty. Maniery skoordynowane są z samokontrolą. Uczuć się nie okazuje. „Amerykańscy mężowie całują swą żonę przy wszystkich, a biją ją za zamkniętymi drzwiami. Japońscy mężowie biją swe żony przy wszystkich, a całują je za zamkniętymi drzwiami".  Przy okazji samuraj gardził zniewieściałymi koge – dworzanami. Ale nieobce mu były romantyczne uczucia homoseksualne, Nitobe porównuje:  tak jak Achilles i Patrokles czy Dawid i Jonatan.

Samuraj ma być prawdomówny i uczciwy. Nitobe tłumaczy, że bushido no ichi-gon to słowo rycerskie – Ritterwort.  Przeciwieństwem było słowo kupczyka. Handlarze stali na samym dole drabiny społecznej Japonii, byli pogardzani, również dlatego, że naciągali innych. Samuraje tym gardzili. Gardzili też pieniędzmi. Służyli „bez pieniędzy i bez ceny". I tutaj autor pozwala sobie na sprzedanie kopniaka Anglosasom. Krytykuje powiedzenie, że „popłaca być uczciwym". Jak to? To bycie cnotliwym „nie jest nagrodą samą w sobie"?

Bo Bushido to honor. Honoru trzeba bronić. Śmierć za najmniejszą obrazę. Ale honor oznaczał też cierpliwość. I lojalność. To była największa giri. Nitobe ofuknął Hegla, który szydzi sobie z Treue, oraz przyrównuje do dylematu Abrahama przypadek japońskiej matki, która poświęciła syna, aby – za plecami męża – spłacić dług samurajowi Miczizane, który to pomógł jej rodzinie, a którego syn został skazany na śmierć przez pana, któremu służył także jej małżonek, a więc on sam nie mógł odpłacić się za dobroć Miczizane, bowiem byłoby to nielojalne w stosunku do pana. Zawiłe, prawda? Honor po japońsku.

Kwestia honoru

„Zachodni indywidualizm, który rozpoznaje osobne interesy ojca i syna, męża i żony, naturalnie mocno podkreśla obowiązki, jakie oni mają w stosunku do siebie. Ale według Bushido interes rodziny i jej członków jest jeden i nie można go rozdzielić". Nitobe odsyła nas tutaj do dialogu Sokratesa w Kritonie. No i do Herberta Spencera. A jak już znaleźliśmy się w sytuacji bez wyjścia, to honor dyktował wyjście: harakiri. Tak samo jak zrobili Katon, Brutus, Petroniusz czy nawet Sokrates.

Autor przyrównuje nawet samobójstwo Japonek do męczeństwa pierwszych chrześcijan, np. św. Perpetuy. A jeszcze lepiej: najpierw się zemścić – tak jak w Starym Testamencie czy greckiej mitologii – a dopiero potem otworzyć sobie brzuch. Bo samuraj i jego miecz (czy raczej miecze: daito, szoto, czy katana, waikizaszi) stanowili jedno. Ale – przypomina Nitobe – pokój był największą wartością samurajów. Stąd powiedzenia: „Być pobitym oznacza zwycięstwo" oraz „Najlepsze zwycięstwo osiąga się bez przelania krwi".

Mądrość, dobroć i odwaga zawarte w Bushido przeszły na kobiety z warstwy samurajów. Ciche, nieokazujące uczuć publicznie, posłuszne, ale potrafiące też fechtować naginata. Prowadziły dom i rządziły, gdy mężczyźni wojowali. Lud japoński też przyswoił sobie Bushido. „Samuraj rósł, aby być pięknym ideałem całej rasy... Intelektualna i moralna Japonia była wprost bądź pośrednio dziełem rycerstwa". Japonia wstała z kolan dzięki Bushido. Ale w końcu Nitobe przyznaje, że „Bushido had a standard of its own and it was binomial". Czyli nie można wyrazić jego wartości w sposób zachodni.

W Japonii wpływ Bushido wciąż się odczuwa. Synteza prac Benedict i Nitobe pomaga w rozgryzaniu Nipponu. Powoli, bardzo powoli. Bez lustrzanego odbicia.

Autor jest profesorem historii, szefem Katedry Studiów Polskich w Institute of World Politics w Waszyngtonie

Zawsze ostrzegam przed „mirror imaging", czyli lustrzaną wyobraźnią, procesem intelektualnym, podczas którego staramy się wytłumaczyć zjawiska nam obce, porównując je z tymi, które znamy. Choć nie powinniśmy też negować, że w zjawiskach obcych mogą być zawarte treści uniwersalne, rozpoznawalne dla wszystkich. Oto casus Japonii, a raczej – japońskości, w dwóch ujęciach.

Pierwsza autorka jest ze szkoły mi niemiłej. To antropolożka Ruth Benedict, przyjaciółka fałszerki Margaret Mead i równie jak ona wpływowa wśród postępowej inteligencji. Obie zresztą były studentkami ojca multikulturalizmu i kulturowego relatywizmu Franza Boasa, profesora uniwersytetu Columbia oczywiście.

Benedict nie znała języka, ale postanowiła napisać pracę o japońskiej cywilizacji na podstawie wywiadów z internowanymi w czasie II wojny światowej w USA Japończykami i ich dziećmi, w większości urodzonymi już w Stanach. W swym najbardziej znanym studium „Chryzantema i miecz: wzory kultury japońskiej" („The Chrysantemum and the Sword: Patterns of Japanese Culture") uznała, że japońskie słowa i symbole są nieprzetłumaczalne na języki zachodnie, trzeba je więc rozumieć na ich własnych warunkach. Jednym słowem potraktowała japońskość jako zjawisko całkowicie obce, do którego dopisała kulturowe tłumaczenie. Stwierdziła, że wszystko oparte jest tam na hierarchii i zobowiązaniach.

Pozostało 92% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy