Dyplomaci z PRL

Na początku lat 90. widziałam w jakimś amerykańskim piśmie rysunek – pod stojącą samotnie w śniegu rozpadającą się chatkę, z której wygląda wynędzniała babula, podjeżdża okazały samochód i uśmiechnięty urzędnik mówi: „Odwołujemy komunizm, to był tylko żart".

Publikacja: 26.10.2013 13:00

Irena Lasota

Irena Lasota

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

I rzeczywiście, komunizm odwołano, a dowcipnisie są wśród nas.

W ostatnim felietonie pisałam o delegacie PRL w Komisji Praw Człowieka przy ONZ i zaczęłam myśleć, gdzie „oni" się podziali. W tym wypadku „oni" to pracownicy PRL-owskiej „dyplomacji". Nawet najwięksi przeciwnicy lustracji nie utrzymują, że PRL miała politykę zagraniczną. Jeśli więc jej nie miała, to te tysiące facetów służyło polityce zagranicznej ZSRS. Piszę facetów, bo kobiet wtedy prawie nie wciągano do polityki. (Pamiętam żywą debatę w latach 80. na jakimś antykomunistycznym konwentyklu w Nowym Jorku, gdzie emigracyjne feministki ukraińskie próbowały wzburzyć salę, żaląc się, że nie ma kobiet we władzach ZSRS i Republiki Ukraińskiej. Starałam się je uspokoić, mówiąc, że jako kobiety powinny być z tego dumne).

Akurat MSZ (tak jak i MSW) nie są miejscami, gdzie należy szukać tajnych współpracowników, bo to nie ma najmniejszego znaczenia. Pracownicy tych resortów byli forpocztą dyplomacji sowieckiej i z definicji nie mogli służyć interesom Polski. Oczywiście często lepiej się prezentowali niż sowieccy, mówili językami (choć nie zawsze: w 1984 r. pewien konsul PRL umiał powiedzieć tylko dwa słowa: „Who you?", z akcentem na pierwszą sylabę), jedli nożem i widelcem i nie drapali się, gdzie nie trzeba.

Oczywiście różnili się między sobą i zadaniami, i sposobem wykonywania tych zadań. Jedni brylowali na konferencjach, tłumacząc, jaki Gierek jest postępowy, ale nie może iść w reformach dalej, bo lud jest tępy (wtórowali im politologowie od Europy Wschodniej, którzy zazwyczaj byli słabszymi studentami i nie załapali się na prestiżową sowietologię. Było ich około pół tuzina, karmionych i pojonych w ambasadach PRL i na wyjazdach do Polski). Inni pracownicy PRL „na placówkach" zajmowali się szpiegowaniem, w tym szpiegowaniem emigracji, inni jeszcze sprzedawali wódkę na lewo.

Ludzie są tylko ludźmi, więc jedni byli gorsi, inni lepsi. Niektórzy pod wpływem czy to sumienia, czy strachu, czy też pragnienia wygody zostali na Zachodzie. Wszyscy oni jednak powinni być, zaczynając od 1989 r., zlustrowani (nie spaleni na stosie). Tymczasem wielu z tych, którzy szkodzili Polsce czy służyli komunistom, zostało w postkomunistycznym MSZ jako „eksperci". Niektórzy musieli nawet składać oświadczenia lustracyjne – czasem fałszywe – ale nigdy nie przeszli merytorycznego sprawdzianu tego, kto, co i kiedy zrobił. Co gorsza, często raporty pisane przez „dyplomatów" albo zaginęły, albo są w zbiorach zastrzeżonych i trudno ocenić skalę ich szkodnictwa.

Z drugiej jednak strony, jeśli spojrzeć na nabór do MSZ po 1989 r., to też robi się nieswojo. Najgorszy jest oczywiście przypadek ostatniego pupila Agory Tomasza Turowskiego. (Podtytuł jego książki „Kret w Watykanie, prawda Turowskiego" potwierdza, że Agora, a zatem i „Gazeta Wyborcza", reprezentuje myślenie marksistowskie, w którym nie ma prawdy, nie ma jednej prawdy, jest tylko prawda dialektyczna, czyli względna, czyli nie ma różnicy między prawdą i fałszem).

W mediach poświęcono dużo uwagi, i słusznie, Turowskiemu w Watykanie i w Smoleńsku , ale należałoby poznać więcej szczegółów jego kariery dyplomatycznej. Kto rekomendował go do MSZ w 1989 r., co, gdzie i kiedy robił w MSZ do 1996 r. Kto był jego przełożonym, a kto podwładnym? Kto polecił go na ministra pełnomocnego w Moskwie? Jakie kwalifikacje miał niedoszły jezuita w oczach swoich przełożonych, że robił tak zawrotną karierę?

Prawie pomijana jest niezwykle ważna inna rola Turowskiego: był ambasadorem RP w Hawanie w latach 2001–2005. Zaraz po Moskwie. Na Kubie był to okres wzmożonego ruchu dysydenckiego i opozycyjnego. Powstawały kluby, organizacje praw człowieka, zrzeszenia, rozkwitały niezależne biblioteki, ludzie zaczęli pod swoim nazwiskiem pisać do prasy podziemnej. Dysydenci byli raczej osamotnieni, ale kilka ambasad państw Unii Europejskiej utrzymywało z nimi kontakt, między innymi ambasada RP. Dysydenci kubańscy garnęli się do Polaków, uważali, że każdy Polak jest – musi być – przyzwoitym człowiekiem. Papież, „Solidarność", Wałęsa. A i Polacy jeżdżący na Kubę do dysydentów ufali zazwyczaj ambasadzie. Ambasada RP w Hawanie, w której zbiegały się informacje opozycji, była też strategicznym punktem KGB.

Tak jak dysydenci kubańscy uważali, że mogą nauczyć się czegoś od polskich dysydentów, tak samo kubańskie KGB mogło się uczyć od ważnego pracownika polskich służb, który miał doświadczenie w rozpracowywaniu opozycji. W marcu 2003 r. doszło na Kubie do tak zwanej czarnej wiosny, czegoś w rodzaju polskiego stanu wojennego. W ciągu 48 godzin zgarnięto setki dysydentów z całej wyspy, skonfiskowano książki, bibułę, radia i komputery. Akcję przeprowadzono metodami KGB, nawet data była świetnie wybrana – był to okres amerykańskiej inwazji w Iraku. 75 najważniejszych opozycjonistów skazano na kary więzienia od 6 do 25 lat. Chociaż większość z nich się nie załamała, chociaż inni zaczęli organizować nowy ruch oporu, nic już nie było takie jak przedtem. Tak jak i „Solidarność" nigdy już nie była taka sama po grudniu 1981 r.

I rzeczywiście, komunizm odwołano, a dowcipnisie są wśród nas.

W ostatnim felietonie pisałam o delegacie PRL w Komisji Praw Człowieka przy ONZ i zaczęłam myśleć, gdzie „oni" się podziali. W tym wypadku „oni" to pracownicy PRL-owskiej „dyplomacji". Nawet najwięksi przeciwnicy lustracji nie utrzymują, że PRL miała politykę zagraniczną. Jeśli więc jej nie miała, to te tysiące facetów służyło polityce zagranicznej ZSRS. Piszę facetów, bo kobiet wtedy prawie nie wciągano do polityki. (Pamiętam żywą debatę w latach 80. na jakimś antykomunistycznym konwentyklu w Nowym Jorku, gdzie emigracyjne feministki ukraińskie próbowały wzburzyć salę, żaląc się, że nie ma kobiet we władzach ZSRS i Republiki Ukraińskiej. Starałam się je uspokoić, mówiąc, że jako kobiety powinny być z tego dumne).

Pozostało 84% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą