Z właściwą mediom przesadą kometę ISON nazwano kometą betlejemską oraz kometą stulecia, podobnie jak widoczną w 1996 i 1997 roku kometę Hale'a-Boppa (ale tamta była kometą stulecia poprzedniego). Odkryta we wrześniu 2012 roku, nazwana od skrótu projektu naukowego International Scientific Optical Network, sfotografowana w czerwcu 2013 roku przez teleskop NASA, miała jądro o rozmiarach oszacowanych na 5 km, a warkocz o długości 300 tys. km. Nadleciała z prędkością 77 tys. km na godzinę. W oparciu o różne dane oszacowano, że jest to tzw. kometa jednopojawieniowa, „muskająca Słońce", a jej droga do centrum Układu Słonecznego trwała 3 mln lat.
W „muskaniu Słońca" nie ma żadnej przesady, ponieważ w peryhelium ISON zbliżyła się do jego powierzchni ledwie na 1,2 mln km i uderzenie gorąca okazało się dla niej zabójcze. Jej jądro, złożone z pyłu, śniegu, lodu, zmrożonego dwutlenku węgla i zapewne kamieni zostało stopione i odparowane, a w dalszą drogę ruszył już tylko sam pył i kamienie nie większe niż 10 metrów. Ta chmura pyłu zbliża się do Ziemi, ale na bezpieczną odległość 60 mln km, więc nic nam z tej strony nie grozi. W połowie stycznia 2014 Ziemia przetnie strumień materii pozostawiony przez ISON w listopadzie – i na tym prawdopodobnie zakończy się nasza przygoda z tym obiektem.
Oznaki kryzysu ISON zaobserwowano już wcześniej, kiedy kometa minęła orbitę Marsa i rozwinęła ogon do imponującej długości 16 mln km (warkocz Hale'a-Boppa mierzył 50 mln km). 13 i 19 listopada w jej jądrze zarejestrowano jasne rozbłyski, związane z wybuchami gazów. Jednocześnie w głowie komety pojawiły się boczne struktury podobne do skrzydeł – na zdjęciach przypominało to trochę świetlistą jaskółkę. Nie wiadomo, czy powodem było nagrzanie od Słońca, czy też ISON napotkała na swej drodze plazmę ze Słońca, czy w końcu jej jądro składało się z dwóch części zlepionych lodem byle jak, dość że pojawiły się obawy o jej trwałość. Gdy „brudna kula śniegowa" znalazła się w pobliżu Słońca, dodatkowo weszła w tzw. strefę Roche'a, gdzie działają intensywne siły, zdolne rozerwać bardziej jednolite ciała, jak to się działo np. w pobliżu Saturna, do dziś otoczonego resztkami po swoich ofiarach.
Powierzchnię takiej komety nadlatującej ku Słońcu pokazano ze stosownym naddatkiem fantazji w filmie „Armageddon": ekipa Bruce'a Willisa ląduje w dziwacznym krajobrazie podobnym do włości Królowej Zimy. Wszędzie sterczą lodowe stalagmity, kruszą się pręty lodu pozostałe po wytopieniu lżejszych frakcji. Oczywiście lód zostanie roztopiony w następnej kolejności, ale chwilowo jeszcze przetrwał. W tej scenerii szklanej pułapki ekipa ma wywiercić otwór, umieścić w nim solidny ładunek wybuchowy i wysadzić intruza, ponieważ znajduje się on na kursie kolizyjnym z Ziemią.
Prawdziwe komety nie są może aż tak demoniczne, aczkolwiek ich ewentualne uderzenie w Ziemię w niczym nie ustępuje uderzeniu gołej skały – tu liczy się tylko masa i prędkość. Przypuszczamy, że tzw. katastrofa tunguska z 30 czerwca 1908 roku spowodowana była eksplozją i rozłamaniem się nad Syberią sporej komety, która doszczętnie wyparowała, ponieważ nie znaleziono po niej żadnych śladów. Wprawdzie ze strony ISON takiego zagrożenia nie było, ale i tak pojawiły się głosy wykorzystujące aspekt metafizyczny zjawiska. Skojarzenie terminu przelotu komety z Bożym Narodzeniem spowodowało, że pewien kaznodzieja amerykański jął zapowiadać powtórne przyjście Chrystusa, opierając się na wnioskach wyciągniętych z nazwy (I-SON to po angielsku tyle co „Ja-Syn"). Koncepcja ta upadła z hukiem, który chyba tylko dlatego nie był słyszalny, że w próżni głos się nie niesie. Rozwalenie ISON spowodowało też, że trzeba było porzucić nadzieje na świąteczną iluminację nieba.
Kometa betlejemska?
Choć w ikonografii tradycyjnie przedstawia się kometę wiszącą nad stajenką, przynależność realnego ciała do klanu komet jest dyskusyjna. W Ewangelii według św. Mateusza czytamy, że trzej magowie przybyli ze wschodu do Palestyny rozpytują w Jerozolimie, „gdzie jest nowo narodzony Król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon". (Mt 2, 1-3) Z kolei niedaleko celu podróży, którym okazało się Betlejem, miała miejsce następująca sytuacja: „A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, postępowała przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię" (Mt 2, 10). Czym była owa gwiazda betlejemska?